piątek, 22 września 2006

Vol...

To było straszne. Chłopcy już dawno wybiegli z Wielkiej Sali, a ja powoli zmierzałem w kierunku błoni.
Pierwsza lekcja latania…
Gdyby nie moja matka, pewnie reagowałbym na samą myśl o tym bardzo entuzjastycznie.
Ociągając się dołączyłem do Olivera. Niepewnie spojrzałem w niebo. Słońce świeciło, a delikatny wiatr chłodził twarz.
- Witam państwa – wesoły głos wyrwał mnie z zamyślenia.
„Zaczęło się” pomyślałem i popatrzyłem na właściciela tego przyjemnego głosu.
Przed nami stał wysoki młody mężczyzna. Mógł mieć, co najwyżej dwadzieścia trzy lata. Jego krótkie jasno brązowe włosy delikatnie opadały na kołnierz czarnej koszuli, a szare oczy uważnie śledziły każdy nasz ruch.
To on uchronił mnie przed upadkiem pierwszego dnia szkoły.

~ * ~ * ~

Chłopiec stał w grupie kolegów. Nikt nie miał pojęcia, że moja uwaga skupiła się wyłącznie na nim.
- Nazywam się Marcel Camus i od tego roku będę uczył was latania – mówiłem i niechętnie oderwałem wzrok od Fillipa.
- Jest pan francuzem? – zapytał jeden z chłopców. Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Masz rację, ale to chyba nie jest aż tak ważne. Zakładam, że niemal każdy z was potrafi, choć w małym stopniu latać – zauważyłem, że młody Ballack drgnął.
Popatrzyłem na niego ciepło i napotkałem niepewne i wystraszone spojrzenie jego cudownych oczu.
Pragnąłem móc zapewnić mu bezpieczeństwo i patrzeć jak oswaja się ze wszystkim.
Chciałem by mi zaufał.
- Czy ktoś chce zaprezentować, co potrafi? – zapytałem i roześmiałem się cicho widząc las rąk. - Meddie Ligdbon – rzuciłem cicho, a szczupła blond włosa dziewczyna wyszła z tłumu. Wzięła z moich rąk miotłę i siadając na niej odbiła się lekko od ziemi. Zawisła ponad naszymi głowami patrząc na mnie pytająco. Gdy przytaknąłem zaczęła kręcić w powietrzu koła, ósemki i młynki. Bez wątpienia była w tym niezła.
Po niej jeszcze kilka osób zaprezentowało swoje umiejętności i pozwoliłem im wrócić do zamku.
- Następnym razem każdy z was będzie miał swoją szansę. A teraz, żegnam – podniecone głosy powoli stawały się coraz głośniejsze, gdy zaczęli zbierać się do powrotu.
- Fillipie, zostań proszę – drgnął i spojrzał na mnie błagalnie.
Wyglądał niczym małe spłoszone zwierzątko.
Boże, on jest słodki do granic możliwości!

~ * ~ * ~

Byłem pewny, że chodzi mu o mój brak przekonania w stosunku do miotły i odrywania się od ziemi.
Gdy zostaliśmy sami podszedł do mnie podnosząc z ziemi Śmigacza i uśmiechając się.
- Powiedz mi, o co chodzi – zażądał – Widziałem jak patrzysz na to wszystko. W czym problem?
- Ja… - zacząłem niepewnie – Ja… nigdy nie latałem na miotle. Matka bojąc się o mnie zabroniła mi się chociażby do nich zbliżać… - profesor zaśmiał się zmysłowo.
- Więc ta kobieta, która rozmawiała z dyrektorem prosząc o zwolnienie ucznia z moich zajęć to była Twoja mama? – zaczerwieniłem się szepcząc:
- Ale wstyd. – Camus położył delikatnie dłoń na moim ramieniu.
- Dziś po lekcjach spotkajmy się w tym miejscu. Nauczę Cię, co oznacza miłość do mioteł. – spojrzałem mu w oczy. Błyszczały łagodnie, a ja przytaknąłem urzeczony ich ciepłem.

~ * ~ * ~

Boże, ileż ja bym dał, by to mnie pokochał!
Przysunąłem go bliżej siebie i obejmując po przyjacielsku odprowadziłem do zamku. Czułem jak moje serce waliło mi w piersi niczym oszalałe.
Bliskość tego malca sprawiała, że czas płynął inaczej, a wszelkie ziemskie prawa traciły sens…
Panie, on ma jedynie 11 lat…

~ * ~ * ~

Po eliksirach pobiegłem szybko do sypialni i zostawiłem swoje rzeczy. Profesor już na mnie czekał.
- Może zacznijmy od tego byś dotknął po raz pierwszy z życiu miotły – zaproponował lekko żartobliwie i przywołał mnie do siebie ruchem dłoni.
Wyciągnął w moją stronę rękę trzymającą tego samego Śmigacza, co rano.

~ * ~ * ~

Nieśmiało wyciągnął rączkę do przodu i opuszkami palców przesunął po lakierowanej rączce. Jego ciemne oczęta rozbłysnęły na chwilę, ale zaraz potem znów wyrażały jakąś obawę.
- Nie dziwię się Twojej matce – zacząłem – Naprawdę jesteś strasznie delikatny. Dobrze, że nie udało jej się przekonać dyrektora. Dzięki temu mam okazję poznać Cię bliżej.
Był tak niewinny i delikatny, niczym porcelanowa laleczka, którą tak łatwo stłuc.
On był najwspanialszą z lalek… Idealną wykonaną przez samego Boga.


~ * ~ * ~

Wsunął głębiej do tylnej kieszeni swoich czarnych jeansów różdżkę i usiadł na miotle.
- Podejdź – szepnął, a widząc mój strach dodał – Nie bój się. Nie oderwiesz się od ziemi nawet na milimetr. – nie wiedząc, czemu z ufnością złapałem jego dłoń, którą mi podał.
Mężczyzna przejechał palcami po całej długości mojej ręki i łapiąc mnie w pasie uniósł lekko sadzając na miotle przed sobą. Przysunął się do mnie tak, iż czułem jak moje plecy przylegają do jego klatki piersiowej.
- Spokojnie – szepnął mi do ucha i kładąc moje dłonie na drążku nakrył je delikatnie swoimi. – Musisz poczuć się pewnie – szeptał cicho.
Czułem jego ciepły oddech na szyi, a jego usta niemal całowały płatek mojego ucha.
- Uspokój się i wyluzuj. Dopiero, gdy będziesz opanowany będziesz mógł bezpiecznie unieść się nie obawiając o to, że możesz spaść. Powiedz mi, czy zakradałeś się kiedyś do sąsiadów kradnąc im jabłka z drzewa? – jego szczere pytanie sprawiło, że się speszyłem jednak czując jak delikatnie wzmocnił uścisk na moich dłoniach, kiwnąłem głową potwierdzając.
Zaśmiał się cicho i ciągnął dalej:
- Wyobraź sobie, że stoisz pod jabłonią. Nad Twoją głową rośnie piękny, czerwony owoc, jednak by go zerwać musisz nieznacznie podskoczyć – mężczyzna uniósł jedną rękę i delikatnie musnął opuszkiem palca moje usta, szepcząc:
- Wyobraź sobie jego słodki smak, który poczujesz dopiero, gdy jabłko zostanie zerwane. – przymknąłem oczy, gdy ciepła dłoń nauczyciela błądziła po moich wargach. Czułem dziwną przyjemność i rozkosz płynącą z jego dotyku i bliskości.
- Odbij się od ziemi jakbyś chciał sięgnąć owocu. Delikatnie, lecz stanowczo. Spróbuj – skończył i zeszedł z miotły.
Omal nie jęknąłem zawiedziony, gdy jego gorące ciało odsunęło się ode mnie.
Przypominając sobie cichy szept profesora bez problemów i oporów oderwałem się od ziemi. Wszelkie obawy zniknęły, a ja czułem się tak jakbym od dziecka latał na miotle. Wszystkie negatywne uczucia zastąpione zostały przez kojącą bliskość mężczyzny i chęć zbliżenia się do niego.
Gdy Camus uznał, że bez przeszkód może pokazać mi pewnie sztuczki zamienił się ze mną. Teraz to ja stałem patrząc na niego.
Wyglądał niesamowicie, gdy z majestatem i zręcznością szybował w powietrzu.
Zatrzymał się na wysokości moich oczu i uniósł stając na drążku, nadal będąc nad ziemią. Z łatwością utrzymywał równowagę. Bez problemów stał wyprostowany i robił fikołki nawet, gdy miotła była w ruchu. Moje usta otworzyły się z zachwytu.
Mężczyzna zeskoczył lekko na ziemię i rzucił:
- Spróbuj. – usiadłem na miotle i zacząłem męczyć się, by jakoś na niej stanąć.
Profesor bawił się świetnie widząc moje nieudolne próby.
- Przenieś ciężar ciała na ręce – podpowiedział.
Po pewnym czasie udało mi się stanąć prosto, lecz co chwila kiwałem się to do przodu, to do tyłu. W pewnym momencie straciłem równowagę i spadłem z miotły.
Przed bolesnym upadkiem uchroniły mnie silne ramiona nauczyciela, który szybko złapał mnie i objął mocno.
- Na dziś chyba wystarczy – stwierdził puszczając mnie.
Nie mogłem znieść tego, że zachowuje się tak zwyczajnie, podczas gdy moje ciało niemal drżało, gdy on był blisko.
- Chodź – rzucił i zmierzwił mi włosy. – Czas wracać, w końcu jutro masz lekcje, a przeze mnie Twoje zadania czekają, aż je w końcu odrobisz.

~ * ~ * ~

Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się wtedy opanować. Gdybym dał się ponieść emocjom nie wiem jak daleko mógłbym się posunąć.
Nie, nie mogłem zaprzepaścić tego, co starałem się wtedy zbudować!

14 komentarzy:

  1. Czekams na cos nowego.Jaki iż stale czytam moonlight-secret znam juz tą notke i nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak przy pierwszym czytaniu i tak podziwiam ...Sunao.

    OdpowiedzUsuń
  2. boltendahl@onet.eu23 września 2006 02:05

    o, ten blog też jest czaderski(bo ty go piszesz;]...) Też dodaję go do linków^^ I czekam na nową notkę z niecierpliwością:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak była już wcześniej ale bez niej opowiadanie nie miało by sensu z chęcią wogle przeczytałąm ją ponownie ^^kocham to opowiadanie ^////^

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwaga , nadchodzi jedna z matrętnych czytelniczek :ten teks był napisany tak jak w pamiętniku Filipa , gdy czytali to razem z Remusem chłopaki . Były dodane uczucia i było poprostu bajecznie . Mogłabyć pisać dłuższe opisy zwoją drogą , ale nie jest żle.Naraze openiac nie moge bo op. :raczkuje" a tak nawiasem mówiąc to zmień wygląd bloga , bo żle się czyta na czarnym .Pozdrawiam u mnie nowa notka www.hp-dobro-i-zlo.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ren_teo@onet.eu23 września 2006 14:07

    A mi podoba się czarny blog!^^ Boooże, kobieto, to było takie cudne!! Fajna lekcja latania*też chcę taką!T-T * Uwielbiam tę parę :3 Filipek jest taki słodziutki, jak go nie kochać, no jak? Ale Marcel...uuu, chyba trudno będzie mu się opanować *uhuhu...*, coś po kościach czuję, że coś się międzi nimi wydarzy i to już wkrótce... Czekam z wielką niecierpliwością na ciąg dalszy, bo to opowiadanko wciągnęło mnie bez reszty!! Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  6. oooooo..... czekam na nastepna notke... baaardzo podoba mi sie twoje opowiadanie... i uwielbiam Yaoi.... zapraszam do mnie na www.fantasy-by-asia.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam już tą notkę na moonlight-secret, ale przeczytałam ją drugi raz i nadal uwarzam, że jest świetna^^ W ogóle wszystko co piszesz jest cudowne i nie mogę doczekać się kolejnej notki:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem zachwycona treścią i zdegustowana jego długością. Ale to pewnie dlatego że pazerna jestem. Tego co najlepsze zawsze mi za mało.Domagam się więc jeszcze! ! !

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny i ładny blog.Zapraszam na www.zakochani-wnm.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajny i ładny blog.Zapraszam na www.zakochani-wnm.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. ~www.valandia.blog.onet.pl27 września 2006 03:58

    powtórka z rozrywki... ale jakeże słodziutka ^^ hihihi -Fiancee

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    ach Camus aż płonie i powoli zbliża się do Filipa, ta osobista nauka latania bardzo temu sprzyja...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    fantastycznie, ach Camus to aż płonie i powoli zbliża się do naszego małego Filipa, no i okazuje się, że ta osobista nauka latania bardzo temu sprzyja... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    cudownie, Camus to aż płonie i powoli zbliża się do naszego Filipa, no i okazuje się, że ta osobista nauka latania bardzo temu zadaniu sprzyja... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń