środa, 30 sierpnia 2017

La plage

Fillip & Marcel

Podobnie jak ja, Nathaniel uwielbiał plażę i morze. Nie potrafił nacieszyć się miękkim, delikatnym piaskiem pod stopami oraz intensywnie pachnącą wodą, w której mógł siedzieć całymi godzinami. Właśnie dlatego w tym roku, podobnie jak w roku poprzednim i jeszcze wcześniej, postanowiliśmy spędzić kilka dni nad morzem, zabierając ze sobą Olivera, Reijela i ich bliźnięta.
Były to nasze pierwsze wielkie rodzinne wakacje.
Ponieważ było jeszcze stosunkowo wcześnie, bez trudu znaleźliśmy idealnie miejsce, w którym mogliśmy rozłożyć nasze ręczniki i wbić chroniące nas przed słońcem parasole. Dzięki temu, że byliśmy stosunkowo blisko morza, mogłem mieć oko na mojego synka, kiedy będzie bawił się w wodzie, zaś odrobina magii pozwoliła nam na stworzenie niewielkiej „kałuży” dla bliźniąt. Fale bezustannie popychały wodę morską wąskim kanalikiem do dołka głębokiego na około 15 centymetrów, w którym mogliśmy posadzić dwie małe pszczółki w ich pasiastych strojach kąpielowych z malutkimi skrzydełkami na plecach. Anastasie i Xavier wyglądali po prostu cudownie!
Nathaniel bardzo żałował, że nie mógł jeszcze poszaleć w wodzie z kuzynostwem, ale rozumiał, że dzieci są jeszcze na to za małe i obiecał bawić się z nimi w ich „kałuży” oraz bawić się z Marcelem w głębszej wodzie. Był tak grzeczny i tak niesamowicie ucieszony tymi wakacjami, że najprawdopodobniej właśnie tworzyliśmy jakąś wakacyjną tradycję dla naszej wesołej rodzinki – coroczny wspólny wyjazd nad morze.
Pół godziny zajęło nam przygotowanie naszego miejsca na plaży, zaś po tym czasie Nathaniel nie mógł znieść czekania i z błagalną miną zaczął wyciągać mnie i Marcela do wody. Zostawiliśmy więc Olivera, Reijela i ich dzieci na plaży i w trójkę poszliśmy odrobinę popływać. Nie byłem wprawdzie mistrzem pływackim i nie wyrywałem się na głęboką wodę, ale mając przy sobie Marcela mogłem wykorzystać okazję i razem z Nathanielam uczyć się pływać.
Na początku po prostu chlapaliśmy się w wodzie przyzwyczajając ciała do temperatury, a następnie spróbowałem swoich sił w pływaniu, o ile można było to tak nazwać. Szło mi nieszczególnie, ale wystarczająco dobrze, żeby moje umiejętności zostały wykorzystane do nauki syna. Nath trzymał grzecznie Marcela za ręce i machał nóżkami wypychając pupę do góry. Korygowałem jego posturę, kiedy było trzeba, trzymałem dłonie pod jego brzuchem, żeby mógł się wyprostować i byłem pewny, że chłopiec będzie w stanie pływać jeszcze zanim wrócimy do domu.
Po kilkudziesięciu minutach z trudem wysłaliśmy Natha do wujków. Chłopiec kręcił noskiem, narzekał i pojękiwał, ale w końcu dał za wygraną. Rozumiał, że nie może siedzieć w wodzie zbyt długo, ale i tak niechętnie to akceptował. Zostaliśmy więc z Marcelem sami i mogliśmy to wykorzystać.
Mąż objął mnie w pasie i przysunął do siebie bardzo blisko. Uśmiechał się łagodnie spoglądając na mnie.
- Co powiesz na indywidualną lekcję pływania tu i teraz? - zapytał pogodnym, pełnym uczucia głosem.
- To zawstydzające. - przyznałem. W końcu nie byłem już dzieckiem, ale mężczyzną i powinienem potrafić pływać na zadowalającym poziomie.
- Tylko ja będę o tym wiedział, kochanie, a mnie nie musisz się wstydzić.
Wahałem się przez chwilę, po czym skinąłem głową.
Marcel uśmiechnął się do mnie szeroko i odsunął na dwa kroki. Trzymał mnie za dłonie tak, jak wcześniej trzymał Nathaniela i zanurzył się w wodzie po szyję. Skinieniem dał mi znak, więc zamykając oczy i wstrzymując oddech położyłem się na wodzie próbując przybrać na tyle wyprostowaną posturę, żeby moje ciało unosiło się na wodzie. Jakoś mi się to udało i wtedy dopiero mogłem odetchnąć z ulgą. Nie poszedłem jeszcze pod wodę jak kamień.
Powoli zacząłem poruszać nogami, ćwicząc ich ruchy w stylu żabki. Marcel instruował mnie, co i jak powinienem robić. Następnie nie puszczając mnie, ale przesuwając dłońmi po moim ciele, zmienił pozycję. Teraz stał obok mnie i czułem jego palce na piersi. Asekurował mnie, kiedy starałem się zsynchronizować ruchy nóg i rąk.
Był cudownym, cierpliwym nauczycielem, takim jakiego zapamiętałem z czasów szkolnych. Dzięki niemu nie tylko Nathaniel miał okazję nauczyć się pływać w czasie tych wakacji, ale także dla mnie istniał cień szansy, że jednak w końcu opanuję tę umiejętność w zadowalającym stopniu.

~ * ~ * ~

Po naszej krótkiej lekcji pływania z Fillipem, podczas której bawiłem się zapewne o wiele lepiej niż można by się tego spodziewać, wróciłem z moim słodkim mężem na plażę, gdzie Nathaniel już czekał na nas z ręcznikami w łapkach. Najwyraźniej Oliver dobrze się o niego zatroszczył, kiedy chłopiec do niego wrócił i teraz maluch wykorzystywał zdobytą wiedzę, aby zatroszczyć się o nas.
Był tak niemożliwie słodki.
Pozwoliliśmy aby chłopiec zarzucił ręczniki na nasze plecy. Maluch wykorzystując okazję przytulił się najpierw do Fillipa, otrzymując przy okazji kilka gorących buziaków, a następnie do mnie.
- Jesteś zimny! - oświadczył z nadąsaniem, kiedy jego ciałko dotknęło mojej skóry, ale na jego buzi widniał przekorny uśmiech.
- Oczywiście, że jestem. Gdybyś nie wyszedł z wody i nie ogrzał się na słońcu też byłbyś taki wychłodzony. - lekko puknąłem go palcem wskazującym w nosek.
- I właśnie dlatego tata nie dostanie loda, a ty tak. - wtrącił się do naszej małej rozmowy Oliver, który wyciągnął w stronę Nathaniela czekoladowego rożka.
- To niesprawiedliwe! - udałem oburzonego, aby sprawić tym przyjemność mojemu synkowi.
- Więc musisz poprosić Nathaniela żeby się z tobą podzielił. - blondyn wzruszył ramionami pakując do ust swój smakołyk, który Reijel już mierzył uważnym spojrzeniem. Najwyraźniej z jakiegoś powodu on również nie załapał się na loda i teraz planował dobrać się do tego należącego do Olivera.
- Poczęstujesz tatę, pluszowy misiu? - zapytałem Natha, ponieważ wiedziałem, że chciał się ze mną trochę podrażnić.
Chłopiec skinął główką i wyciągnął rożek w moją stronę, ale kiedy zbliżyłem do niego usta, uciekł rączką. Roześmiał się, kiedy specjalnie zrobiłem zdziwioną minę. To samo powtórzyło się jeszcze kilka razy i w końcu chłopczyk dumny z siebie pozwolił mi spróbować swojego smakołyku. Do tego czasu miał lód już na całej buzi i stróżka spływała mu po rączce, więc zlizałem roztopiony lód z jego skóry.
- Jedz, kochanie. - zachęciłem go. - Później umyjesz się w wodzie.
- Tak jest! - maluch zasalutował ręką z lodem, przez co słodki deser wylądował w jego włoskach. Teraz było pewne, że Nathaniel będzie musiał trochę ponurkować w morskiej wodzie żeby pozbyć się lepkiej słodyczy z włosków.
- Skarbie, - usłyszałem słodki, cichy szept przy uchu i poczułem wywołane tym przyjemne łaskotanie w lędźwiach. - Dokończysz? - Anioł podał mi resztę swojego waniliowego rożka.
No tak, Oliver nie zapomniał o swoim najlepszym przyjacielu.
- Oczywiście. Dziękuję. - odebrałem od Fillipa lód i dojadłem resztę słodkiego, chłodnego deseru.
- Tato, - przed moją twarzą zatańczyła resztka rożka trzymana przez małą, brudną łapkę. Mój synek również nie dał sobie rady z całym lodem i teraz resztę oddał mi.
- Dziękuję, misiu. - otworzyłem usta, a malec wsunął w nie wafelek z resztką czekoladowej masy.
Spojrzałem na Reijela, który właśnie kończył łakocia, który wcześniej należał do Olivera. Chłopak siedział nadąsany ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, co pozwoliło mi wierzyć, że mężczyzna bezczelnie ukradł mu smakołyk nie mając zamiaru zadowolić się dzieleniem się.
- Kupię ci nowego, nie bocz się tak na mnie. - Reijel wepchnął w usta ostatni kęs. Widziałem po Oliverze, że miał ochotę zachować się jak dziecko i uparcie się dąsać, ale najwyraźniej miał świadomość, że z Reijelem i tak nie wygra. Poddał się więc z ciężkim westchnieniem.
- Więc idź po niego, a ja zostanę z dziećmi.
- Tak, tak, już się robi. - jasnowłosy przewrócił oczyma. - Skoro i tak idę, zapytam. Chcecie coś? - zwrócił się do mnie i Fillipa, ale my tylko pokręciliśmy głowami. - Doskonale. - mężczyzna uśmiechnął się zadowolony, a ja nie mogłem powstrzymać rozbawienia.
- Zabiorę Nathaniela do wody i trochę go wymyję zanim zleci się nam tutaj cały rój pszczół.
Złapałem synka za rączkę i pomogłem mu wstać z ręcznika tak, żeby nie musiał pomagać sobie brudnymi, lepkimi łapkami.
- Tylko nie siedźcie w wodzie za długo. - upomniał mnie mój słodki Anioł, który właśnie zaoferował swoją pomoc kuzynowi przy karmieniu wygłodniałych bliźniąt.
- Naturalnie. - odpowiedziałem mrugając porozumiewawczo do wpatrzonego we mnie synka, na którego buzi pojawił się ogromny uśmiech.

Oliver & Reijel

Byłem wdzięczny kuzynowi, że postanowił zostać ze mną i pomóc mi przy pochlipujących dzieciach. Był już najwyższy czas żeby je nakarmić i dlatego moje dwa małe problemy zrobiły się bardzo marudne.
Posadziłem Xaviera na ręczniku pozwalając mu oprzeć się o moje udo i wsunąłem butelkę z mlekiem w jego usteczka. Od razu się do niej przyssał. Anastasie w ramionach Fillipa również zajęła się łapczywie jedzeniem.
- Nagle wydają się grzeczne. - zauważyłem zagajając rozmowę.
- Tak, jedzenie ma właściwości uciszające w przypadku wszystkich maluchów. Nasz Nathaniel był taki sam. Bywały dni, kiedy był bardzo grzeczny i spokojny, ale czasami miał gorsze chwile i wtedy płakał przez cały czas, póki nie dostał butelki. Kiedy twoje maluchy będą już mały rok, zauważysz, że życie stanie się o wiele łatwiejsze. Kiedy będą miały dwa lata zrobi się zabawnie, a w wieku lat trzech zaczną nawet powoli pomagać w domu w ramach zwykłej zabawy.
- Chciałbym żeby to nastąpiło jak najszybciej. Czasami zastanawiam się, jak ludziom może podobać się rodzicielstwo. To trudniejsze niż nauka i praca razem wzięte.
Fillip roześmiał się ciepło, jak miał to w zwyczaju od kiedy był z Marcelem i jego życie układało się niczym bajka.
- Poczekaj, a sam zrozumiesz.
- Co zrozumie? - Reijel zaszedł nas od tyłu. Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi.
- Ile lodów zdążyłeś zjeść zanim przyniosłeś mi tego jednego? - wskazałem na samotnego loda w reklamówce, którą trzymał.
- Hm?
- Ubrudziłeś się tutaj czekoladą. - pokazałem palcem na swój kącik ust. Reijel szybko oblizał się pozbywając się śladów swojego małego oszustwa.
Czekałem spoglądając na niego ostro.
- Dobra już, dobra! Zjadłem dwa! - obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i usiadł obok rozpakowując mój orzeźwiający smakołyk. - Masz zajęte ręce, a lód się roztopi, więc zjem go żeby się nie zmarnował.
- Ty wredny... - wciągnąłem głośno powietrze.
- Żartuję! - roześmiał się, co zrobiło wrażenie nawet na Fillipie.
Nie pamiętałem, czy mój kuzyn widział kiedykolwiek wcześniej szczerze śmiejącego się Reijela.
Mój kochanek rozpakował loda i podsunął mi go pod usta. Dzięki temu mogłem lizać go nie przestając karmić syna.
- Smakuje ci? - jasne oczy Reijela błyszczały niczym powierzchnia wody, od której odbijają się promienie słońca.
- Bardzo. Dziękuję.
Na twarzy mężczyzny pojawiła się duma. Niesamowite, że ktoś taki jak on, czasami zachowywał się jak naprawdę słodkie dziecko.
Zadziwiające, ale zdołałem zjeść swój smakołyk szybciej, niż moja córka w ramionach Fillipa uporała się ze swoim mlekiem. Reijel otarł moje usta wilgotną chusteczką i wziął ode mnie Xaviera.
- Idź popływać z Fillipem, a ja zostanę z dziećmi. - zaoferował, co wydawał mi się podejrzane, ale prawdę mówiąc nie mogłem doszukać się w tej propozycji żadnego podstępu. Miałem tylko nadzieję, że nie będę później żałował, że na to przystałem.
Fillip wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy, wręczył Reijelowi także Anastasie. Maluchy musiały teraz chwilę odpocząć po posiłku zanim zaczną się bawić, toteż nie musiałem pomagać kochankowi w ich pilnowaniu. Wahałem się przez chwilę, ale w końcu skinąłem głową.
- Będę niedaleko, gdybyś mnie potrzebował. - rzuciłem wstając i odchodząc w stronę wody. Obejrzałem się na swojego mężczyznę jakieś dwa razy, ale nadal nie zauważyłem w jego zachowaniu niczego dziwnego, poza samym faktem, że zaproponował opiekę nad maluchami, kiedy ja będę się bawił w najlepsze z kuzynem.
- Nie martw się, Oli. - roześmiany Fillip poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu. - Zrobił to po to żebyś później ty siedział z maluchami, kiedy on będzie szalał w morzu.
- Fakt. - zgodziłem się z nim czując wyraźną ulgę, ponieważ byłem w pełni przekonany, że chłopak ma całkowitą rację.

~ * ~ * ~

- Czego tutaj szukasz, ojcze? - zapytałem, kiedy tylko Oliver zniknął mi z oczu.
- Kto ubrał moje wnuki w te paskudne stroje kąpielowe? Wyglądają jak przerośnięte, tłuste owady. - za moimi plecami zmaterializował się mój ojciec. Odwróciłem się w jego stronę i szybko zmierzyłem go wzrokiem. Wyglądał przyzwoicie, jak normalny człowiek. Okulary przeciwsłoneczne zasłaniały jego oczy o nienaturalnym dla ludzi kolorze, a biały lniany garnitur sprawił, że wyglądał jak biznesmen, który po spotkaniu biznesowym postanowił przejść się brzegiem morza. Rzucał się w oczy, ale jako człowiek, a nie istota nieludzka.
- Taki strój na dzieciach uważa się za słodki. - wytłumaczyłem mu zwięźle.
Ojciec usiadł na ręczniku obok mnie i wziął na ręce Xaviera, który wyciągał do niego pulchne ramionka. Anastasie wtuliła się we mnie i zaczęła pochlipywać obawiając się dziadka.
- Wyglądają komicznie. Nie widzę w tym nic słodkiego.
- Od kiedy jesteś znawcą dziecięcej mody? - prychnąłem.
- To nie istotne. Powinny wyglądać dumnie.
- Nie mają nawet roku. Nie ważne, co im ubierzemy i tak nie będą wyglądać dumnie tylko słodko. A teraz przyznaj się, po co tu jesteś.
- Jestem tutaj dla następnego przywódcy Upadłego Rodu. - ojciec przeszedł w końcu do konkretów. - Muszę go ocenić i przedstawić jego osobę moim generałom.
- Nie uważasz, że trochę na to za wcześnie? Mam go na oku, z czasem będę mógł go szkolić tak, jak tylko będę chciał. To nie wystarczy twoim generałom? - czułem rosnące poirytowanie. Może i Nathaniel grał mi czasami na nerwach, kiedy zanadto przymilał się do Olivera, ale był za mały żeby interesować się nim jako przyszłym przywódcą.
- Chcą wiedzieć, czy będzie jak jego adopcyjny ojciec, wierny jednej stronie, ale pełen szacunku dla drugiej.
- Może okazać się kimś lepszym nawet od Marcela. - powiedziałem z przekonaniem. - Niech twoje legiony nie mieszają się do jego życia aż do osiągnięcia przez niego siedmiu lat. Wtedy twoi generałowie będą mogli go spotkać i przekonać się na kogo wyrośnie. Kiedy skończy sześć lat będzie mógł spotkać się z tobą.
Ojciec zamyślił się spoglądając w miejsce, w którym Nathaniel bawił się radośnie z rodzicami i Oliverem.
- Niech będzie. - podjął decyzję. - Ufam, że dołożysz starań, żeby chłopak naprawdę był godnym przywódcą Upadłego Rodu.
- Mam na wychowaniu dwójkę twoich adopcyjnych wnucząt, które będą kiedyś służyć pod Nathanielem. To oczywiste, że dam z siebie wszystko podczas wychowywania całej trójki.
- Do zobaczenia, diabełku. - mój ojciec uśmiechnął się drapieżnie do Xaviera i oddał go w moje ręce. - Miej na oku młodego Camusa, a ja będę miał oko na was wszystkich. - rzucił poważnie i podniósł się powoli. Otrzepał spodnie z drobinek piasku, jakie się do nich przyczepiły, wsunął dłonie w kieszenie spodni i dostojnym, powolnym krokiem oddalił się zmierzając w stronę jednego z wyjść z plaży.