piątek, 29 czerwca 2012

La Belle et la Bête

Przerzuciłem stronę książki obdarzając ostatnim spojrzeniem barwną ilustrację przedstawiającą tańczącą ze sobą parę. Uśmiechnąłem się do siebie błądząc wzrokiem po tekście opisującym ten magiczny wieczór, jaki przeżywali bohaterowie. Rozmarzony podciągnąłem nogi bliżej piersi siedząc na swoim kufrze na peronie, gdzie czekałem już na pociąg do Londynu. Inni byli zbyt zajęci sobą, by zwracać uwagę na kogoś, kto w cieniu drzew zajął się czytaniem. I całe szczęście!
Na kilka chwil oderwałem się od lektury chcąc nacieszyć się fragmentem, który właśnie pochłonąłem, a który podobał mi się chyba najbardziej ze wszystkich. Już trzeci raz czytałem tę właśnie książkę. Dostałem ją od Olivera, który chciał mi dokuczyć oferując „Piękną i Bestię” w wydaniu z obrazkami. Nie mógł przewidzieć tego, co nastąpi później. Otóż zakochałem się w tej książce. Tak wiele razy miałem ochotę rozpłakać się czytając tak krótką opowieść, że zaskakiwałem samego siebie. Jak określił to później Oliver, mam „kobiece serce” i dlatego spodobała mi się baśń dla brzydul marzących o księciu z bajki.
„Kobiece serce”, też coś! Nie zgadzałem się z nim. To moje uczucia względem nauczyciela latania sprawiły, że zagustowałem w tej książce. Zastanawiałem się, a może nawet to sobie wyobrażałem, że Marcel mógłby być Bestią, a ja nieszczęśliwcem, który trafia na jego zamek. Ale, co jeśli nie miałby zamku, ale nędzną chatę lub w ogóle nie miałby gdzie mieszkać? Gdyby był rzeczywiście przeklęty, chociażby likantropią? Czy nadal uważałbym to za piękną baśń i chciałbym ją przeżyć, jako jedna z głównych postaci? Czy kochałbym Marcela, gdyby ten był wilkołakiem? Znajdowałby się na marginesie społecznym... Głupie! Oczywiście, że w dalszym ciągu kochałbym go tak jak teraz! Może trochę bym się go obawiał na początku, ale z czasem na pewno bym przestał!
Wziąłem głęboki oddech i powróciłem do czytania na nowo rozpoczynając fragment dotyczący ich kolacji i tańca w świetle świec.

~ * ~ * ~

Stałem się odważniejszy lub zwyczajnie nieostrożny, czy nawet głupi? Jaki zwyczajny nauczyciel pojawiłby się na peronie tylko po to by pożegnać jednego ucznia? Nie miałem żadnej wymówki, by w razie nakrycia wyjaśnić przyczyny swojego zachowania. Nie mogłem też obserwować chłopca z daleka, jak zakochany uczniak wstydzący się podejść do obiektu westchnień. Byłem dziecinny i niedojrzały, jak na swój wiek. Zupełnie nieprzygotowany na to by stawić czoła uczuciom. Ale byłem też zakochany bez pamięci i z każdą chwilą z coraz większym trudem wmawiałem sobie, że nie mogę się zdradzić, że muszę utrzymać w tajemnicy, to, co kryje się w moim sercu.
- Szczęściu trzeba pomagać. – powiedziałem cicho do siebie i zbliżyłem się do zajętego czytaniem chłopaka, który nie widział świata poza kartkami książki. – Głupia maksyma. – dodałem stając za chłopcem tak wchłoniętym przez lekturę, że równie dobrze mogłem nie istnieć, bądź zaistnieć na kartach książki, którą z taką pieczołowitością ułożył na kolanach.
Pochyliłem się łowiąc wybiórczo wydrukowane starannie słowa.
- „Nie idź, krzyczała jego dusza”. – przeczytałem w ucho chłopaka, który zamknął gwałtownie swoją lekturę i odwrócił się do mnie wystraszony.
Powinienem przestać tak go straszyć. Obiecałem, więc sobie, że był to ostatni raz, gdy zachodzę go od tyłu i odzywam się nagle sprawiając, że jego serduszko z trudem nadąża z pompowaniem krwi.
- Wybacz, Fillipie. – spojrzałem w jego ciemne oczy zatracając się w nich.

~ * ~  * ~

- Zamyśliłem się i nie zauważyłem pana! – położyłem dłoń na piersi i odetchnąłem kilka razy głęboko, by uspokoić ciało. – Czytałem i tak, jakoś odleciałem myślami. Przyszedł się pan pożegnać?
- Tak. Prawdę mówiąc to tak. – był chyba zakłopotany swoimi słowami, co bardzo mi się spodobało. Nawet profesor potrafił wstydzić się prawdy, której nie taił.
- Bardzo się cieszę. – przyznałem chcąc by poczuł się pewniej, o ile to możliwe. Sam chyba zaczynałem się rumienić z powodu myśli, jakie pojawiły się w mojej głowie, a które spotęgowała przed chwilą zamknięta książka.
Zauważyłem lekkie zainteresowanie mężczyzny moją baśnią, kiedy jego szare spojrzenie sięgnęło ku trzymanemu przeze mnie woluminowi.
- Piękna i Bestia. – powiedziałem nie czekając na pytanie, które nauczyciel mógł zadać, a które mogło nigdy nie opuścić jego ust. – Czytam ją na okrągło, ale ciągle podoba mi się bardziej i bardziej. Proszę. – wręczyłem mu moją książkę z uczuciem mrowienia w żołądku, z radością, która zamgliła mój umysł. – Teraz pana kolej. Niech pan ją przeczyta w czasie wakacji. – nie wiem, czy prosiłem, czy rozkazywałem mu, ale chciałem by znał tę samą wersję, co ja, chciałem by zakochał się w tym, tak jak ja. Tak, jak wcześniej to on rozkochał mnie w Hrabim Monte Christo.

~ * ~ * ~

Nie kryłem zaskoczenia, kiedy chłopiec złożył na moich dłoniach lekki wolumin pełen kolorowych ilustracji, ale i nie planowałem mu odmówić. Nie Fillipowi. Nigdy nie jemu.
- Jeśli tak bardzo ci się podoba muszę ją przeczytać. – uśmiechnąłem się w możliwie najbardziej odpowiedni dla nauczyciela sposób i rzuciłem okiem na brązową oprawkę książki, na której złotymi literami wypisano tytuł.
Wydało mi się to zabawne. Czy bohaterowie pokroju „Pięknej” i „Bestii” nie pasowali do świata, w jakim żyłem. Czy Fillip nie był, jak bohaterka tej historii, której nigdy nie czytałem, choć wiele o niej słyszałem? Czy ja nie byłem potworem, którego należałoby zabić za przynależność do Upadłego Rodu? Kiedyś przecież musiał się o tym dowiedzieć, bez względu na to, czy zdołałbym jakimś cudem zdobyć jego serce. Był mi tak drogi, że bez względu na wszystko chciałem by wiedział, kim jestem. Może jeszcze nie teraz, może nie w następnym roku, ale bezsprzecznie przed zakończeniem siódmej klasy.
- Teraz to pan się zamyślił! – na pięknej twarzy Fillipa pojawił się uśmiech świadczący o jego coraz większej pewności siebie. Z rozkosznego dziecka wyrastał mi coraz wspanialszy mężczyzna. – To ta książka! Jest magiczna!
- Na pewno masz rację. – przyznałem wsuwając dłoń w jego włosy. Podrapałem lekko skórę głowy chłopca, pogłaskałem go subtelnie i potarłem jego policzek. – Nie widziałeś się w lustrze po śniadaniu, prawda? Miałeś tam dżem. Borówkowy, zgadłem?
Fillip zawstydził się, zarumienił i szybko otarł dłońmi oba policzki by uniknąć kolejnej wstydliwej sytuacji.
- Udajmy, że niczego tam nie było! – chłopiec wydął usteczka, a jego oczęta patrzyły na mnie błagalnie. – Zapomnimy, że się taki niedomyty panu pokazałem.
Roześmiałem się głośno. Jak mógłbym zapomnieć coś tak rozkosznego?
- To nie takie łatwe, jak ci się wydaje, Fillipie.

~ * ~ * ~

Tak! Śmiej się częściej, uśmiechaj do mnie, patrz na mnie tymi cudownymi oczyma, tak jak zawsze patrzysz! Nie! Patrz na mnie z większą czułością, z miłością, patrz na mnie jak na coś drogocennego, coś, czego pragniesz i możesz otrzymać, jeśli tylko sięgniesz przed siebie śmiało! Tak, właśnie tak! Patrz na mnie, jak na coś ulotnego, co jako jedyny zdołałeś pochwycić i uczynić swoim! Proszę...
Szalałem wewnątrz, jakby właśnie odbywał się we mnie bal, na który zaproszono pszczeli rój. To właśnie uczucie nazywano szczęściem, radością, miłością, a ja nazwałem je „Marcel”.
- Proszę mi powiedzieć, czy jest pan Bestią? – zapytałem kierowany uniesieniem, które mnie wypełniało, które nie pozwalało swobodnie oddychać. Byłem zaklęty w tej krótkiej chwili, jaką mieliśmy przed moim odjazdem, w tej rozmowie, jaką prowadziliśmy, a którą zacząłem tym pytaniem. To, co było wcześniej nie miało znaczenia. Liczyła się chwila obecna, liczyło się to pytanie i odpowiedź, jakiej mężczyzna udzieli. Miałem wrażenie, że ktoś, lub coś, szeptem podpowiada mi, co powinienem mówić. Czułem unoszącą się dookoła magię, która otaczała mnie, przenikała przeze mnie, była wszędzie.
Mężczyzna wydawał się zaskoczony moją śmiałością, bądź zwyczajnie moim pytaniem, ale ja nie potrafiłem oderwać od niego wzroku, nie potrafiłem się chociażby zawstydzić bezpośredniością pytania. Chciałem znać odpowiedź, chciałem wiedzieć więcej, chciałem go poznać lepiej niż znali go inni.
- Tak, Fillipie. – na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, co znaczyło, że mówi zupełnie poważnie. – Sądzę, że jestem bestią. – zwiesił głos, jakby chciał mówić dalej, ale nie znajdował w sobie wystarczająco odwagi na wyznania.
- To dobrze. – nie myślałem, mówiłem to, co czułem, a słowa nie rodziły się w głowie, ale w sercu. – Ja nie jestem bestią, więc dobrze, że pan nią jest. To znaczy, że ma pan tajemnice, których nikomu nie chce zdradzić, a ja chcę je poznać. Kiedy będzie pan gotowy. Wtedy ja wyjawię panu swoje. To będzie sprawiedliwy układ. Ale... Czy dlatego jest pan nadal sam? Dlatego, że jest pan Bestią?
„Ponieważ ta Bestia czeka na ciebie, Fillipie.” Usłyszałem głos swojej duszy, odpowiedź, jaka chciałbym by padła z ust nauczyciela.

~ * ~  * ~

Nie pojmowałem znaczenia tych pytań, ale zapatrzony w chłopaka nie mogłem odmówić odpowiedzi. Tak wiele znaczeń mogły mieć wszystkie jego słowa, tak wiele mogły mieć moje, ale mimo to pozwalałem by interpretował je po swojemu, tak jak pozwalałbym sobie na tłumaczenie jego myśli.
- Może, Fillipie. – coś się między nami działo. Coś wyjątkowego, czego nie mogłem zidentyfikować, a co przemawiało do mojej duszy, jakbyśmy obaj byli opętani. A może rzeczywiście byliśmy? Ja miłością do niego, a on... – Może właśnie, dlatego, że jestem bestią, nie mam nikogo. A może to nie ma żadnego znaczenia. – „Ponieważ ta bestia czeka na ciebie, Fillipie” pomyślałem. – Ty nie jesteś Bestią, Fillipie, więc dlaczego jesteś sam? – uwielbiałem wypowiadać jego imię. Było dla mnie modlitwą, którą mój Bóg akceptował, mimo że nie była skierowana do Niego.
Chłopiec na chwilę odwrócił wzrok, by po jej upływie powrócić nim do mnie. Coś czaiło się w jego ciemnych tęczówkach, które porywały mnie w głąb swojej mrocznej fascynacji, z jaką obserwowały świat.
- Nie mam nikogo, bo pan też nie ma. – na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, ale nie wydawał się wstydzić swoich słów. – I chciałbym by pan nadal nikogo nie miał i mnie rozpieszczał jak do tej pory. Gdyby nagle pan sobie kogoś znalazł przestałby się pan mną interesować, a ja miałbym mniej czasu na poddawanie się tym pieszczotom, gdybym nie był sam.

- To samolubne, Fillipie. – wyciągnąłem dłoń przed siebie i przesunąłem palcem po drobnym nosie chłopca.
- Ale nie ma pan nic przeciwko. – uśmiechnął się kącikiem ust pewny siebie.
Mój umysł przestał w tamtym momencie pracować i jedynie serce żywiło się tymi pełnymi słodyczy słowami. Wszystko to wydawało mi się tak naturalne i tak oczywiste jak istnienie Boga, w którego wierzyłem niezaprzeczalnie.

~ * ~ * ~

- Chociaż jest sposób. – oszalałem, oszalałem, oszalałem! – Musi się pan we mnie zakochać. Wtedy moje żądania nie będą samolubne.
Marcel patrzył na mnie tak, jakbym przed chwilą wyjął z kieszeni feniksa i oświadczył, że chcę go skrzyżować ze smokiem.
Pociąg wjechał na stację i wydał z siebie przeciągły gwizd, który zniszczył cały czar chwili, którą tak niewiele dzieliło od prawdziwych miłosnych wyznań.
- Proszę nie zapomnieć o książce! – w mgnieniu oka rozeznałem się w sytuacji i stając na palcach przycisnąłem usta do policzka mężczyzny. – Do widzenia. – porwałem kufer i cały czerwony na twarzy ciągnąłem go za sobą do pociągu.
Odwróciłem się tylko na chwilę by spojrzeć na nauczyciela. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i ukłonił lekko, co miało być odpowiedzią na moje pożegnanie. Zachowałem się nieładnie nie czekając na jego „do widzenia”, ale nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy po tamtych słowach i buziaku.
Co mi w ogóle przyszło do głowy?! Powinien się we mnie zakochać? Co za absurd! Pragnąłem tego, to fakt, ale...
Napiszę do niego! Zaraz usiądę w odpowiednim przedziale i napiszę kilka słów wyjaśnienia, by uspokoić swoje nerwy. Tak, to był świetny pomysł. Wyjaśnię to w liście! O ile dało się to wyjaśnić nie uciekając się do kłamstw.

~ * ~ * ~

„Musi się pan we mnie zakochać.”, „Musi się pan we mnie zakochać.” Słyszałem te słowa, jakby powtarzało je echo w mojej głowie. „Musi się pan we mnie zakochać.”
- Już się zakochałem, Fillipie. – odpowiedziałem do samego siebie. Nawet nie wiem, kiedy moje serce zatrzymało się i ruszyło na nowo.
Chciałem doszukiwać się w tym wyznania, ale nie mogłem. Czy słowa chłopca nie były tylko zwyczajną oczywistością? Jeśli nie chciał być samolubny, ale pragnął bym nadal się o niego troszczył tylko uczucie mogło być odpowiednim rozwiązaniem. A może potraktowałem to nazbyt poważnie? Może był to tylko żart ze strony chłopca?
Widać te wakacje miały być dla mnie najtrudniejszymi, przepełnionymi oczekiwaniem na nowy rok szkolny, który pokaże mi, co Ślizgon miał na myśli.
Musiałem się położyć, musiałem odpocząć przed drogą, jaka mnie czekała.
- Co ty ze mną robisz, Fillipie. – nie mogłem uspokoić myśli pędzących z zawrotną prędkością, ale nieukładających się w żadną konkretną myśl. – Co ty robisz, Aniele...