niedziela, 30 września 2018

Florin

UWAGA, WPIS TEN BYŁ JUŻ WCZEŚNIEJ PUBLIKOWANY NA MOONLIGHT SECRET W DWÓCH CZĘŚCIACH!


Fillip

Zamknąłem oczy wsłuchując się w odgłosy domu, którego każdy centymetr znałem już na pamięć, który był moim Rajem od kilku słodkich, pełnych radości lat. Nie potrafiłem już wyobrazić sobie mieszkania w innym miejscu, ani innego języka słyszanego na ulicy każdego dnia. Marcel nauczył mnie miłości do swojej ojczyzny. To dzięki niemu Francja, której początkowo tak się obawiałem, okazała się krajem żywszym i piękniejszym od Anglii. Byłem tu szczęśliwy i wiedziałem, że dwie największe Radości mojego życia czują to samo co ja.
Uśmiechnąłem się słysząc na schodach cichutkie stąpanie drobnych stóp, które zdradziło Nathaniela jeszcze zanim pojawił się w drzwiach kuchni.
- Nie wystraszysz mnie, pluszowy misiu. Słyszałem jak schodzisz na dół. - rzuciłem odwracając głowę w stronę chłopca, który wydął usteczka niezadowolony.
- Zawsze wiesz! To niesprawiedliwe! - nachmurzył się podchodząc i wtulając się w mój bok.
Najwyraźniej już zapomniał, że zaledwie miesiąc temu przyłapał mnie i Marcela na miłosnych igraszkach. Nie chciałem mu tego przypominać.
- Kiedyś też się tego nauczysz. - zapewniłem głaszcząc go po ciemnych włoskach i pochyliłem się całując go w czoło. - Trzymaj. - przesunąłem po jego usteczkach kawałkiem papryki, którą właśnie kroiłem. Nath otworzył buźkę i wgryzł się w pasek soczystego, słodkiego warzywa.
Mój mały mężczyzna miał już niemal pięć lat, ale nadal nie lubił rozstawać się ze swoim ulubionym misiem i nie potrafił wytrzymać jednego dnia bez miotły. Był inteligentny i niezwykle sprawny fizycznie, dzięki czemu Marcel już przed rokiem zaczął uczyć go panowania nad magią Upadłego Rodu. Byłem z niego taki dumny.
- Siadaj do stołu, kochanie. Zaraz podam ci śniadanie.
- A gdzie jest tata? - zapytał zadzierając główkę do góry i spoglądając na mnie swoimi ślicznymi, niebieskimi oczkami.
- Wezwali go w pilnej sprawie, ale na pewno wróci tak szybko, jak tylko będzie mógł. Proszę. - podałem mu kubeczek z sokiem owocowym i leciutko popchnąłem w stronę stołu.
Nie chciałem żeby widział jak bardzo niepokoję się o Marcela. W środku nocy otrzymał wiadomość, w której kazano mu zjawić się w Zakonie, jak nazywano dom spotkań Upadłego Rodu. Miałem nadzieję, że to nic poważnego, że nie wysłano go na żadną karkołomną akcję. Unikano tego, od kiedy w naszym życiu pojawił się Nathaniel, jednak zdarzały się dni, kiedy Upadły Ród musiał interweniować i liczył się każdy czarodziej.
Postawiłem przed chłopcem talerz z kanapkami, kiedy zachrzęścił zamek w drzwiach.
- Tata! - jak zawsze w takich sytuacjach, Nath zerwał się z krzesła i wybiegł z kuchni, aby powitać Marcela już w progu. Ten chłopiec nigdy nie miał dosyć pieszczot i towarzystwa mojego oraz Marcela, czym rozpieszczał moje serce nawet o tym nie wiedząc.
Wyszedłem z pomieszczenia zaraz za nim, chcąc mieć pewność, że mój mąż niczego nie potrzebuje, jest cały i zdrowy. Przyznam, że mogłem spodziewać się po jego powrocie wiele, ale nie tego, co zobaczyłem w tamtej chwili. Nawet Nathaniel stał w niewielkim przedpokoju nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w tacie.
Patrzyłem w wielkie, wystraszone brązowe oczka osadzone na delikatnej, słodkie buzi i z trudem przeniosłem spojrzenie na Marcela, który wydawał się czekać na jakiś gest z mojej strony.
- Tato, co to? - okazało się, że to Nath jako pierwszy przerwał ciszę i niepewnie postąpił kilka kroków do przodu. Brązowe spojrzenie przeniosło się ze mnie na niego i odrobinę pojaśniało.
- Nie „co”, kochanie, tylko „kto”. - poprawił chłopca Marcel i wszedł w końcu do domu. Przykucnął i próbował postawić na dywanie trzymanego w ramionach chłopczyka, który mógł mieć nie więcej niż dwa lata. Malec odwrócił się jednak szybko do niego wystraszony i zaczął płakać łapiąc go desperacko za szyję. Mężczyzna wstał głaszcząc malca po ciemnych, kasztanowych włoskach uspokajająco. - Nie bój się, maleńki. Nikt ci nic nie zrobi. - Marcel spojrzał na mnie i podszedł spokojnie bliżej. Zmierzwił przy okazji włosy Nathaniela, kiedy go mijał i stając przede mną pocałował mnie delikatnie, krótko. Stanowczo zbyt krótko.
- A więc kto to, tato? - Nath przypomniał o sobie poprawiając swoje pytanie i zbliżył się do nas. Złapał Marcela za spodnie i stając na palcach próbował podciągnąć się tak, aby lepiej widzieć dziecko, które ukryło buzię w zagłębieniu szyi Marcela.
- Zdejmujesz mi spodnie, misiu! - mój mężczyzna roześmiał się i próbował podciągnąć zsuwający się z jego bioder materiał, więc odsunąłem szybko Nathaniela i poprawiłem jeansy męża. - Twój młodszy braciszek. - Marcel uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i odpowiedział na pytanie syna. Spojrzenie jego cudownych oczu utkwione było jednak nieprzerwanie we mnie, jakby nadal na coś czekał. - Ma na imię Florin i jest wystraszony, więc postaraj się dać mu czas żeby oswoił się z tobą i tatusiem, dobrze?
- Tak. A czemu się boi? - chłopiec rozpoczął serię pytań.
- Ponieważ was nie zna i jest w nowym miejscu.
- A czemu?
- Chodźmy do salonu i tam odpowiem na twoje pytania, dobrze?
- Usiądziemy w kuchni. Musimy zjeść śniadanie. Wszyscy czworo. - odezwałem się w końcu i ruszyłem w stronę pomieszczenia, które opuściłem chwilę wcześniej. Miałem tyle pytań, że nie potrafiłem sformułować nawet jednego, toteż cieszyłem się, że Nath był małą, ciekawską bestią.
Postawiłem na środku stołu koszyk z pieczywem dla mnie i Marcela, kubki z herbatą i nalałem do starego należącego do Nathaniela kubeczka z dzióbkiem soku dla malca, który zaczął rozglądać się wkoło badając nowe otoczenie. Podałem naczynie Marcelowi, a ten zaproponował sok Florinowi. Siedzący na jego kolanach maluch wziął kubek w obie łapki i przechylił pijąc. Pokroiłem na drobne kawałeczki dwa rogaliki z dżemem i teraz mój mąż karmił nimi dziecko.
- Wezwano mnie do Zakonu właśnie z powodu Florina. - zaczął wyjaśniać, kiedy Nath obserwował z uwagą chłopczyka, jakby miał do czynienia z jakimś bardzo ciekawym okazem zwierzęcia w ZOO. Podejrzewałem jednak, że jednocześnie również słuchał tego, co mówił Marcel. - Nasi ludzie znaleźli go w jednym z domów czarodziejów mieszanej krwi. Nie ma rodziców. - powiedział z naciskiem dając mi do zrozumienia, że zostali zabici. Coraz częściej słyszeliśmy o takich przypadkach, chociaż do tej pory miało to miejsce tylko w Anglii. - Podejrzewamy, że ktoś skopiował modus operandi poprzednich takich przypadków. Zainteresowaliśmy się tym, ponieważ to Reijel wskazał nam ten dom. Na początku nie wiedzieliśmy, co zrobić z malcem, więc przeszukaliśmy cały dom, ale poza danymi jego i jego rodziców, nie natrafiliśmy na żadne informacje o innej rodzinie. Uznaliśmy, że w takiej sytuacji lepiej i bezpieczniej będzie nie szukać dalej i po prostu zająć się dzieckiem.
Skinąłem głową i w końcu uśmiechnąłem się do Marcela.
- Jak to się stało, że powierzyli go nam? - zadałem swoje pierwsze pytanie.
- Reijel. - rzucił krótko Marcel, jakby to wyjaśniało wszystko.
Zmarszczyłem brwi patrząc na męża pytająco. Reijel był znany z tego, że nie lubił dzieci. Nasz Nathaniel był mu solą w oku, kiedy Oliver się nim zajmował, więc nie rozumiałem dlaczego chce abyśmy zajęli się tym malcem.
- Powiedział, że tego chcą Obie Strony. Zarówno Niebo, jak i Piekło przekazały mu wiadomość i życzą sobie, aby maluch trafił do nas.
Popatrzyłem na Florina, który wyciągnął malutką, pulchną jeszcze łapkę w stronę wyciągniętej do niego dłoni Nathaniela. Ich ręce złączyły się ku uciesze naszego syna, który dumny spojrzał najpierw na mnie, a później na Marcela.
- Chyba mnie lubi. - oświadczył radośnie i porwał ze swojego talerza kanapkę urywając jej mały kawałeczek i podając go chłopczykowi, który chętnie dał się mu pokarmić. Najwyraźniej nadal był głodny, mimo że pochłonął już wszystko, co było dla niego przyszykowane.
- Dasz mi kubeczek? - zapytałem po francusku malucha wskazując na trzymane przez niego za plastikowe ucho naczynie. Chłopiec patrzył na mnie niepewnie, ale wyraźnie zachęcony uśmiechem Nathaniela oraz Marcela niezgrabnie podał mi kubek. Nalałem mu więcej soku i oddałem, a on znowu zaatakował usteczkami dzióbek. Nie dziwiłem się, że był głodny i spragniony skoro znaleziono go w środku nocy, a nie było wiadome jak długo był sam.
- Marcelu... - westchnąłem patrząc na mojego ukochanego mężczyznę, który nawet nie ruszył śniadania. Pokręciłem głową i wstając ze swojego miejsca podszedłem do niego. - Widzę, że muszę cię pokarmić skoro sam nie jesz. Nasz Florin ma większy apetyt od ciebie. - upomniałem go biorąc do ręki rogal posmarowany masłem i miodem. Zacząłem karmić Marcela, który uśmiechał się teraz do mnie naprawdę szeroko.
- Będę musiał wyciągnąć z rupieciarni stare łóżko Nathaniela, jego krzesło i pewnie kosz zabawek. - mówił z pełnymi ustami.
- Nie zapomnij o wózku. Trzeba będzie też kupić dla niego jakieś ubrania. - nigdy nie rozumiałem, co podkusiło nas aby trzymać wszystkie te rzeczy, chociaż Nath dawno z nich wyrósł, ale teraz wcale tego nie żałowałem.
W naszym życiu pojawił się kolejny promyk radości i niemal rozpłakałem się patrząc, jak na drobnej, słodkiej buzi małego Florina pojawia się uśmiech. Nathaniel nadal karmił go swoim śniadaniem i mówił do niego opowiadając o swoich wyczynach na miotle, co najwyraźniej spodobało się maluchowi.
- Kocham cię, Fillipie. - Marcel pocałował mnie w kącik ust.
- Wiem o tym, Marcelu. W końcu właśnie przyniosłeś mi niespodziewany, cudowny prezent. - roześmiałem się i pogładziłem go po policzku. - Ja też cię kocham. - zapewniłem i spojrzałem na moje dwa cudowne Skarby.


Marcel

Czułem, jak moje ciało w końcu się odpręża, mięśnie opuszcza napięcie, serce zaczyna bić miarowo, lekko. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo denerwowałem się powrotem do domu z dzieckiem. Wiedziałem wprawdzie, że Fillip przyjmie malca pod swoje skrzydła, zatroszczy się o niego, pokocha go, a jednak wszystko we mnie krzyczało, że nie powinienem podejmować takich decyzji samodzielnie. Jaką miałem pewność, że mój mąż jest gotowy na drugie dziecko? Że poradzi sobie z dwójką małych rozrabiaków, kiedy ja będę spędzał całe dnie w pracy?
Doskonale rozumiałem jego zaskoczenie, kiedy nagle pojawiłem się w progu z obcym dzieckiem na rękach. Sam nie wiedziałbym jak zareagować i co powiedzieć w takiej sytuacji. W końcu, kiedy Reijel oświadczył, że to ja i Fillip powinniśmy zająć się maluchem, zakrztusiłem się własną śliną, jąkałem się, zapomniałem o oddychaniu. A przecież poznając historię tej jakże młodej, nieszczęsnej, przerażonej duszyczki, nie potrafiłem oderwać oczu od tego małego, tulącego się do jednej z moich kuzynek ciałka. Jak więc musiał czuć się mój Anioł, kiedy niespodziewanie do naszego Raju zakradł się ktoś, kogo zupełnie się nie spodziewaliśmy?
- Przy ścianie czy przy oknie? Jak myślisz, gdzie powinniśmy postawić łóżeczko? - Fillip wyrwał mnie z zamyślenia lewitując wspomniany mebel z jednej na drugą stronę naszej sypialni.
- Ale dlaczego nie może spać u mnie?! - dąsał się Nathaniel, który trzymał na rękach Florina. Uparł się, że to on będzie nosił malca i nie było sposobu, aby go od tego pomysłu odwieść, więc pozwoliliśmy mu na to. Maluch nie płakał i był wyraźnie zainteresowany obecnością innego dziecka, więc wbrew pozorom było to rozsądne rozwiązanie.
- Kochanie, już ci to wyjaśniałem. - Fillip opuścił łóżeczko przy oknie i uklęknął przed synem. - Florin jest jeszcze malutki. Został sam na świecie i może mieć w nocy koszmary. - Anioł starał się dobierać słowa tak, aby wyjaśnić chłopcu sytuację, ale nie zdradzać całej prawdy.
- Ma nas!
- Tak, teraz ma nas, ale jeszcze nas nie zna, nie przyzwyczaił się ani do nas, ani do naszego domu.
Nathaniel zamyślił się, a jego mina zdradzała pełną koncentrację.
- Zaraz wrócę. - powiedział poważnie do Florina i wręczył go Fillipowi. Mój zaskoczony mąż wziął od niego malucha i patrzyliśmy jak Nath wychodzi z sypialni nie zaszczyciwszy nas nawet spojrzeniem.
- Co on kombinuje? - zapytałem nie oczekując jednak odpowiedzi. - Chyba się nie obraził?
- On nigdy się na nas nie obraża.
- Cóż, wtedy przynajmniej wiedziałbym czego się spodziewać. - przyznałem.
Po kilku minutach Nathaniel wrócił do nas ciągnąc za sobą swój ulubiony koc i poduszkę. Rozłożył wszystko na podłodze koło łóżka Florina i wyciągnął rączki po braciszka.
- I zagadka rozwiązana. - westchnął Fillip przekazując chłopcu malucha. - Rozumiem, że nie ma sensu z tobą o tym dyskutować? - wskazał prowizoryczne posłanie, na co Nath pokręcił zdecydowanie główką.
- Nauczę go latać na miotle! - oświadczył nagle Nathaniel, a jego oczy rozbłysły zadowoleniem.
- Nie ma mowy! - powiedziałem chyba trochę zbyt ostro, ponieważ syn spojrzał na mnie dotknięty. - Latałeś, od kiedy nauczyłeś się samodzielnie siedzieć, ponieważ cię tego uczyłem. - próbowałem wyjaśnić mu swoją reakcję. - Oswajałem cię z miotłą. Florin pewnie nawet nie widział jeszcze miotły na oczy, nie mówiąc już o lataniu. Pozwól mu podrosnąć trochę i wtedy zaczniemy go uczyć obaj, dobrze? - Nath nie wyglądał na przekonanego, więc postanowiłem rozegrać to trochę inaczej. - Jest sam jeden na świecie, otoczony obcymi ludźmi, miejscami, których nie zna, wszystko jest dla niego nowe i jeśli jeszcze dodatkowo ty zaczniesz go męczyć czymś, czego nigdy wcześniej nie robił, to może być za dużo dla dwulatka. Popatrz na niego, jest maleńki. Daj mu czas, dobrze? Zresztą, jutro pewnie zjawią się tutaj twoi wujkowie, Oliver i Fabien, a pojutrze dziadkowie. - spojrzałem na Fillipa, który wzruszył ramionami. Nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył, ponieważ wiedział, że przed jego rodzicami nic się nie ukryje. Zresztą, podejrzewałem, że Reijel z rozkoszą doniesie im o wszystkim ustami Olivera. Utrzymywanie bliskich kontaktów z rodziną potrafiło być bardzo męczące, ale miało w sobie także coś magicznego. - Codziennie w jego życiu będą pojawiać się nowe osoby, a tych, które znał do tej pory nie będzie nigdzie. - Nath posmutniał i pokiwał głową.
- Pożyczę mu misia, on go obroni przed koszmarami.
- I zmieści się w łóżeczku, do którego ty nie wejdziesz. Już o tym myślałeś, zgadłem? - Fillip uśmiechnął się czule głaszcząc naszego syna po głowie.
- Tak trochę. - przyznał się chłopiec i uśmiechnął szeroko do Florina. - Poznasz moich wujków. Są super i dają dużo prezentów. Dziadek i babcia też, chociaż babcia za dużo przytula. - zmarszczył nos. - Lubię przytulanie, ale babcia przytula tak inaczej...
Uniosłem brew patrząc na Nathaniela, który najwyraźniej próbował ostrzec nierozumiejącego nic z jego słów Florina. Malec wpatrywał się w niego zaciekawiony brzmieniem nieznanego mu języka, jako że nasz Nath wyrobił sobie nawyk używania dwóch języków jednocześnie. Potrafił przeplatać angielskie i francuskie słowa tworząc sensowne, chociaż nie dla każdego zrozumiałe zdania.
- Babcia przytula jakby chciała mnie zmiażdżyć. - podsumował.
- Nie strasz braciszka babcią. Nie jest taka zła. - Fillip roześmiał się na takie podsumowanie swojej matki. - No dobrze, ktoś tu chyba musi iść spać. Mogę? - zapytał wyciągając ramiona po naszą nową pociechę. Głowa Florina zaczęła mu wyraźnie ciążyć i opadała w dół, kiedy zaczął przysypiać. Musiał być zmęczony wszystkimi atrakcjami tego dnia, zarówno tymi dobrymi, jak i tymi złymi.
Nathaniel był zawiedziony, więc wyjaśniłem mu, że małe dzieci potrzebują dużo snu, a w szczególności w sytuacji, w jakiej znalazł się nasz dwulatek. Chłopiec zdawał się to rozumieć, ale nie chciał opuścić świeżo upieczonego brata. Położyliśmy więc chłopców na naszym łóżku i zaszyliśmy się w salonie aby móc na spokojnie porozmawiać.
Prawdę mówiąc, niewiele jednak z tego wyszło. Wystarczyło, że usiedliśmy obok siebie, spojrzeliśmy sobie w oczy, a po chwili całowaliśmy się spragnieni wzajemnej bliskości. Moje dłonie błądziły po jego ciele, podczas gdy jego delikatnie masowały mój kark zdecydowanymi, ale pieszczotliwymi ruchami. Wyszeptałem imię Fillipa w jego słodkie usta, naznaczyłem muśnięciami warg linię jego szczęki oraz szyję.
- Znowu nie będzie nam łatwo znaleźć chwilę dla siebie. - zamruczałem w jego ucho lekko je przygryzając. - Może nawet będzie jeszcze trudniej.
- Damy sobie jakoś radę. Nath nawet nie będzie wiedział, że nam w tym pomaga, opiekując się Florinem, a mam wrażenie, że traktuje obowiązki starszego brata bardzo poważnie, więc nie będzie chciał nawet na chwilę spuścić go z oka.
- To pewnie ten wiek, kiedy chłopcy chcą zostać rycerzami, walczyć ze smokami, ratować ludzi. Nawet nie wiedziałem, a przyniosłem mu księżniczkę, która będzie pępkiem jego świata. Przynajmniej póki sama nie wyrazi niezadowolenia z takiej roli, a to nie nastąpi szybko.
- Ani się obejrzymy, a chłopcy będą dorośli. - Fillip usiadł okrakiem na moich udach i pocałował mnie lekko, z niemal wyzywającą subtelnością i uroczym uśmiechem.
Położyłem dłonie na jego pośladkach i ścisnąłem je. Nasz usta znowu połączyły się w pocałunku. Powolnym, delikatnym, pełnym uczucia. Nigdzie się nam nie spieszyło, a i tak nie mogliśmy pozwolić sobie na nic więcej, ponieważ Nath mógł zjawić się w salonie w każdej chwili, tak jak w każdym momencie mógł obudzić się nasz mały Flo.
Mimo wszystko położyłem się na sofie z Fillipem siedzącym mi na biodrach i uśmiechnąłem gładząc jego gładko ogolony policzek. Zastanawiałem się jak można być tak słodkim, kiedy wyglądem przypominało się niemożliwie przystojnego pirata. Musiałem przyznać, że Fillip skradł mi serce i codziennie żeglował po wodach mojej miłości, ale i tak nie mogłem wyjść z podziwu nad tym, jak dalece jego wygląd mógł zmylić innych. Nikt, kto widział Fillipa nie znając go bliżej nie powiedziałby, że jest chodzącym uczuciem, miłością, łagodnością. Z drugiej jednak strony, znając jego delikatność ciężko było uwierzyć, że drzemie w nim zazdrosna bestia, gotowa bronić mnie przed całym światem, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Zastanawiałem się, czy nasi synowie również tacy będą, czy mimowolnie nauczą się od niego miłości i subtelnej, wyrafinowanej zaborczości.
- Też powinieneś się przespać. - wyszeptał mi do ucha kładąc się na mojej piersi. - Oczy ci się lepią, nie spałeś w nocy, bo wezwali cię do Zakonu. Powinieneś skorzystać z okazji. Zostanę z tobą, obiecuję.
Uśmiechnąłem się obejmując go ramionami i przyciskając mocniej do swojego ciała.
- Taka zachęta jak najbardziej mi odpowiada, kochanie. - przyznałem odprężony i zadowolony.
- Zawsze do usług, Marcelu. - jego cichy śmiech był tym, co ukołysało mnie do snu.