środa, 31 lipca 2013

Je t’aime

Czułem się okropnie. Bolała mnie głowa, kaszlałem i było mi słabo. Prawdopodobnie miałem gorączkę, gdyż czułem, że jest mi zimno, podczas gdy inni umierali z gorąca.
„Nigdy więcej nocnych wypadów” pomyślałem. Po części była to wina Olivera, ale on nigdy by się do tego nie przyznał. Był na to zbyt dumny, a ja wcale nie byłem lepszy. Nie musiałem ruszać się z zamku w czasie paskudnej pogody w poprzednim tygodniu, ale wtedy wcale nie brałem pod uwagę opcji pozostania w pokoju. Musiałem rozładować energię, a teraz otrzymałem swoją karę. W brew pozorom i wisielczemu samopoczuciu, wszystko mógłbym przetrwać. Tylko, dlaczego już na pierwszej lekcji musiałem mieć latanie?
Powlokłem się na błonia marząc o ciepłym łóżku i odrobinie snu. Nie chciałem pokazywać się nauczycielowi w takim stanie, ale czy miałem jakiekolwiek inne wyjście? Nie mógłbym opuścić jego zajęć.
Widok profesora Camusa sprawił, że zapomniałem o dolegliwościach, jednak, kiedy wszyscy spokojnie unosili się w powietrzu ja stałem nadal na ziemi.
- Fillipie, ty nawet miotły nie dotykaj – rozkazał poważnie nauczyciel.
- Ale…
- Przecież widzę ten twój mętny wzrok. Po lekcji zostaniesz trochę dłużej.
Przytaknąłem.
W pewnym momencie trząsłem się już z zimna nie potrafiąc nad tym zapanować. Bez wątpienia zdrowy to ja nie byłem. Profesor zdjął swój cienki, czarny płaszcz sięgający kolan i otulił mnie nim dokładnie. Czułem jego przyjemny zapach, który kojarzył mi się z wonią porannej rosy i lasu po deszczu – świeży, delikatny i zmysłowy. Stając za mną Marcel objął mnie lekko i szepnął:
- Gdzieś ty się tak doprawił? – staliśmy przez chwilę w tej pozycji, co było dla mnie zbawienne, jako że czułem coraz większe ciepło, i niebezpieczne, gdyż w każdej chwili któryś z uczniów mógł zainteresować się naszą niecodzienną pozycją.
Chyba przysnąłem na stojąco w jego ramionach, gdyż nie byłem pewny ile czasu minęło, lecz pamiętam, że gdy odrobinę doszedłem do siebie, mężczyzna odsunął się ode mnie i nakazał innym by powoli lądowali wracając do zamku. Widziałem jak Oliver oddala się coraz bardziej rozmawiając z kolegami. Nie wierzyłem by nagle przestał się mną przejmować. Może zwyczajnie dał mi tę ostatnią szansę na zbliżenie się do profesora? Ale dlaczego właśnie teraz, kiedy byłem chory?!
- Ostatni raz włóczysz mi się po błoniach na deszczu – powiedział stanowczo Camus, a jego oddech musnął mój policzek. – Jestem pewny, że to, dlatego tak się rozchorowałeś.
- Nic mi nie jest – rzuciłem, ale zrobiłem to chyba w złym momencie, gdyż ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie ustałem na nogach. Oparłem się o nauczyciela słabnąc coraz bardziej.
- Rzeczywiście nic ci nie jest – zakpił profesor i jedną rękę wsuwając pod moje kolana uniósł mnie.
- Zaniosę cię do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie! – jęknąłem, ale widząc jego zdziwione spojrzenie dodałem – Przez sześć lat ani razu tam nie byłem. Nie chcę zawalić w ostatnim roku.

~ * ~ * ~

Roześmiałem się nie mogąc uwierzyć, że mimo tych siedemnastu lat, chłopak nadal był tak głupiutki.
- Jesteś rozkoszny. Ale skoro tak stawiasz sprawy to rzeczywiście nie mogę ci tego zrobić. - Zrobiłbym dla niego wszystko, więc dlaczego nie miałbym słuchać tak bezmyślnej prośby? - Wymyślimy coś u mnie, co ty na to? – zapytałem otrzymując w odpowiedzi posłusznie skinienie głową.
Przytuliłem go mocniej czując jak opiera głowę o moją pierś. Czy słyszał szaleńcze bicie mojego serca tak jak ja mogłem wyczuć pęd jego? Poczułem, jak chłopak porusza się, a jego palce zaczęły wędrować po mojej piersi. Wiele razy czułem na sobie dotyk jego dłoni, ale jeszcze nigdy nie był tak naglący, niemal namiętny.
- Jak widzę, aż tak chory to ty chyba nie jesteś. - nie miałem najmniejszego problemu z otworzeniem drzwi gabinetu. Niejednokrotnie używałem przy Fillipie swoich mocy, a on zdawał się tego wcale nie dostrzegać.
Położyłem chłopca na swoim łóżku i przysiadłem obok wpatrując się w jego rozpaloną twarz.
- I co ja mam z tobą zrobić? – mówiłem sam do siebie – Nie jestem lekarzem, a teraz niewątpliwie by mi się to przydało… Pomijam już fakt tego, że jesteś NAPALONY… – spojrzałem w jego ciemne oczy błyszczące gorączką i pragnieniem, którego on nie potrafił dłużej ukrywać, a którego ja nie chciałem już więcej odrzucać.
To, co łączyło mnie z Fillipem od dawna nie było już relacją ucznia z nauczycielem, a teraz nie byłem już pewny, czy chcę dalej ciągnąc tę farsę. Dotyk Ślizgona był jednoznaczny – jego ciało pragnęło mnie jako mężczyzny, tak jak moje usychało z braku jego intymnej bliskości.

~ * ~ * ~

Nie wiem jak znalazłem w sobie tyle zdrowego rozsądku by się zawstydzić, ale zrobiłem to. Camus wydawał się tak niewinny i delikatny, mimo iż był już dorosłym mężczyzną. Chciałbym czytać w jego myślach w takich chwilach. Zakaszlałem, a klatkę piersiową rozrywał mi siarczysty ból. Profesor pokręcił głową i westchnął.
- Nie ma innego wyjścia… Będę musiał nasmarować cię pewną maścią… Tylko od razu zaznaczam, że jeśli mnie oskarżysz o molestowanie to nie ręczę za siebie… – uśmiechnął się łagodnie, chociaż zadziornie, a w jego oczach błyszczało coś czego nie rozumiałem, a czego chyba pragnąłem. To sprawiło, że po mojej twarzy spłynął piekący rumieniec. Nigdy nie myślałem, że ktoś zdoła mnie zawstydzić mówiąc o czymś takim, ale Camus potrafił wypowiadać się na każdy temat z niesamowitym spokojem i opanowaniem. Nie miałem nic przeciwko temu, by mnie teraz molestował, dotykał, pragnął tak, jak ja pragnąłem jego.
Mężczyzna wstał i zniknął w wąskim przejściu w jednej ze ścian. Wrócił po chwili trzymając w rękach małe pudełeczko. Ponownie usiadł obok mnie i ściągając ze mnie zarówno swój płaszcz, jak i moją kurtkę oraz koszulę, otworzył niewielkie naczynie. Widziałem jak nabiera na palce jakiejś przezroczystej substancji. Po pomieszczeniu rozniósł się przyjemny, lecz ostry zapach mięty i alkoholu. Mężczyzna westchnął głośno patrząc na moje do połowy nagie ciało i delikatnie dotknął mojej piersi. Zadrżałem, a moje mięśnie spięły się gwałtownie pod wpływem zarówno bliskości nauczyciela, jak i chłodu maści. Patrzyłem na jego piękną twarz. Jego oczy z uwagą śledziły ruchy dłoni, którymi sunął po moim torsie. Zapach tłumił zmysły, a dotyk ciepłych rąk profesora sprawiał mi przyjemność dodatkowo podniecając. Czułem jak błądzi po moim ciele zarysowując delikatnie kontury kości i mięśni. Jego palce niemal bawiły się moją czułą skórą. Przymknąłem oczy zamglone rozkoszą jego pieszczoty. Nie wiedziałem, czy mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo podoba mi się to uczucie, jakie powodował. Wygiąłem się lekko, gdy zaczął powoli eksponować zarys moich żeber. Widziałem jak na jego twarz wpełza delikatny uśmiech, gdy jęknąłem w chwili, kiedy to jego palce niby przypadkowo podrażniły moje sutki. Nie wiem czy to dzięki maści, czy zmysłowemu dotykowi poczułem się o wiele lepiej. Oddychałem szybko, ale nie sprawiało mi to już bólu. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Drżałem niczym dotąd milcząca struna poruszona przez wprawnego muzyka. Dłonie nauczyciela ślizgały się po mojej rozpalonej skórze niczym smyczek, który dzięki pewnym ruchom ręki i delikatnym palcom przesuwa się po skrzypcach, pragnąc by zagrały najpiękniejszy z utworów, jakie słyszał świat. Byłem coraz bardziej podniecony. Czułem niewygodną ciasność w spodniach, która doprowadzała mnie do szaleństwa.
- Po co biegałeś nocą na deszczu? – zapytał mężczyzna pochylając się nad moją piersią tak, iż czułem jak spokojnie wypuszcza powietrze ogrzewając moją skórę.

~ * ~ * ~

- Dzięki temu było mi łatwiej wyobrazić sobie jak bierzesz mnie pośród maleńkich kropel, które mieszają się z twoim potem studząc rozjarzone ciało… Cichy szum ‘niebieskich łez’ miesza się z twoimi szybkimi oddechami i namiętnymi jękami… – teraz to jednak on jęczał najwyraźniej pragnąc w jakiś sposób mi dogryźć.
Prawdę mówiąc, miałem dosyć czekania na to by wyznać mu, co czuję. Chciałem by wiedział, że go kocham, że za nim szaleję. Nie przyjmowałem do wiadomości, iż choroba powodowała majaki. Wierzyłem w każde jego słowo, w każde zapewnienie. Czekałem wystarczająco długo by uwierzyć w odwzajemnienie mojego uczucia.
- Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem – przyznałem starając się nad sobą zapanować.
- Katujesz mnie – wydyszał, gdy ja w dalszym ciągu gładziłem jego nagi, idealny i kuszący tors pokryty cienką, zaskakująco ciepłą skórą. Chciałem ją całować, kosztować, pieścić.
- Przynajmniej nauczysz się trochę pokory – wyszeptałem wbrew sobie, wprost w jego rozchylone usta. Byłem zmuszony odsunąć się szybko, kiedy Fillip uniósł odważnie głowę chcąc sięgnąć swoimi wargami moich. Byłem szalony, kiedy usiadłem na jego drobnych biodrach drażniąc widocznie sztywną męskość. Rozkoszowałem się jego głośnym jękiem. Jak w transie pochyliłem się nad jego klatką i sunąc ustami tuż nad spoconym ciałem szeptałem:
- Pragniesz tego, prawda? Chcesz bym w końcu skończył cię dręczyć i pozwolił ci poznać smak miłości, mam rację? Od jak dawna tak na mnie reagujesz? - musiałem usłyszeć potwierdzenie moich domysłów.
- Od pierwszej klasy… – jęknął drżącym głosem, co sprawiło, że zaśmiałem się wypełniony po brzegi szaleńczym szczęściem.
- Jesteś zmęczony i chory. Prześpij się chwilę, a później zaniosę cię do pokoju. – powiedziałem pocierając nosem o jego nos. Wstałem i wyszedłem z gabinetu zamykając za sobą drzwi. Dopiero za nimi oparłem się o ścianę, westchnąłem i sięgnąłem dłonią w dół do zamka spodni. Nie tylko Fillip był podniecony. Jeśli to nie boska interwencja pomogła mi opanować swoje pragnienie to jakże wielką siłą woli musiałem dysponować.
*
~ * ~ * ~

Odpłynąłem na chwilę w objęcia pokrzepiającego snu, a gdy otworzyłem oczy Marcel siedział przy mnie śledząc uważnie moje ruchy. Pomógł mi się ubrać.
- No, to jak? Mam cię zanieść? – zapytał jakby wcześniej nic się między nami nie działo.
- Pójdę sam – odpowiedziałem podnosząc się, a on odsunął się i patrzył jak staram się utrzymać na nogach. Tylko przez kilka sekund zdołałem zachować równowagę, gdyż już po chwili zachwiałem się niebezpiecznie i oparłem o łóżko, podczas gdy Camus doskoczył do mnie biorąc na ręce.
- Chyba jednak cię zniosę, mój mały. – po raz kolejny wtuliłem się w niego wkładając dłoń pod jego koszulę między guzikami. Chciałem mieć pewność, że jego wcześniejsze zachowanie nie było snem, że moje własne słowa nie były majakami.
- Hej, hej! – krzyknął cicho – nie czas na to! Przez cztery dni masz się nie ruszać z łóżka, a później zobaczymy, co dalej.
Nie wiem dlaczego, ale powiedziałem mu gdzie znajduje się wejście do naszego dormitorium, jakby wcale tego nie wiedział. Zaniósł mnie do mojej sypialni, po czym delikatnie położył na chłodnej pościeli. W tej właśnie chwili do środka wszedł Oliver. Stanął jak wryty w drzwiach patrząc na całą scenę zdziwiony i zszokowany. Camus popatrzył na niego uśmiechając się.
- Przebierz go – nakazał – I dopilnuj żeby przez cztery dni nie ruszał się z łóżka. Jeśli się rozchoruje jeszcze bardziej będzie musiał iść do Skrzydła Szpitalnego. A i jeszcze jedno… Jeśli jeszcze raz będziecie się wymykać na błonia w taką pogodę, jak miało to miejsce ostatnio, to osobiście się wami zajmę, a wierzcie mi, że profesor Span jest przy mnie aniołem… – Oliver przytaknął, a mężczyzna wyszedł z pokoju.
- Aleś się załatwił – powiedział rozbawiony Oli patrząc na mnie.
- Ani słowa – rzuciłem w jego stronę i znowu zasnąłem…

~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~

Oliver z samego rana poszedł z innymi do Hogsmade, a ja leżałem zastanawiając się czy jest sens schodzić na dół po drugie śniadanie. Byłem potwornie głodny, ale przez te cztery dni strasznie się rozleniwiłem, a wszystko za sprawą nauczyciela latania. Te myśli stały się moja obsesję, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi, które powoli się uchyliły. Stanął w nich Camus trzymając w rękach tacę z posiłkiem. Odetchnąłem głęboko. Pamiętał o mnie.
- Masz szczęście, że się nie ruszałeś z miejsca. Gdybym zobaczył, że się podniosłeś musiałbym dać ci szlaban za... nieposłuszeństwo. – powiedział wesoło. Nie wątpiłem, że obaj bardzo byśmy tego pragnęli. Mężczyzna zbliżył się do mnie i położył mi na kolanach srebrną tackę, na której leżały: talerz z rogalikami, słoiczek miodu i szklanka mleka. Oblizałem wargi na sam widok takich smakołyków. Widząc, że mężczyzna ma zamiar odejść szybko odstawiłem wszystko na bok i unosząc się uklęknąłem.
- Panie profesorze? – nauczyciel odwrócił się do mnie, a ja złapałem go za szatę pociągając w swoją stronę i sięgając jego ust. Żaden z nas nie mógł dłużej przed tym uciekać. Od niemal siedmiu lat czekałem na tę chwilę i w końcu poznałem słodki smak jego warg. Płonąłem wewnątrz, kiedy moje lekko spieczone usta muskały odważnie i pewnie niesamowite wargi Marcela.
Jak opisać spełniające się marzenie? Jakie uczucia wywołuje, co dzieje się z ciałem, z umysłem? Nie potrafiłem opisać tej chwili. Była magiczna, jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i tak obłędnie podniecająca... Nie potrafiłem się zaspokoić, jakbym pił ze studni, w której nie ma wody.
Camus przysunął się do mnie odwzajemniając pocałunek, co sprawiło, że jęknąłem cicho. Położył mnie na pościeli i zawisł tuż nad moim ciałem. Rozchylił delikatnie usta, a mój język wślizgnął się do ich wnętrza. Drażniłem jego podniebienie rozkoszując się uległością profesora i lekkimi muśnięciami jego gorących warg. Moje ręce oplotły jego szyję, a po chwili jedną dłoń wczesałem w jego miękkie włosy, drugą zaś zaciskając na jego karku, by się nie odsunął.

~ * ~ * ~

Moje ciało zareagowało momentalnie drżąc od środka, coś, jakaś potworna siła łaskotała moje lędźwie od wewnątrz, członek wyprężył się, gdy traciłem nad sobą panowanie.
Idealne usta Fillipa, zakazany pocałunek, przed którym uciekałem od wielu lat, grzech, którego nie chciałem popełnić, pierwszy raz, który kradłem tylko w marzeniach i snach.
Pragnąłem go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, czułem się bezbronny, kiedy to on przejmował inicjatywę błądząc językiem po moich ustach, odpowiadałem na to swoim własnym chcąc nacieszyć się chwilą, Cudem, Rajem. Moje myśli nie formowały się w nic konkretnego, ale zdawały się białymi kartkami rozrzuconymi przez figlarny wiatr. Krążyły bezwładnie wkoło, mieszały się ze sobą, znikały, by po chwili znowu się pojawić. To było niczym czyste szaleństwo.
Jakim cudem zdołałem oderwać się od niego? Co pomogło mi zapanować nad sobą także i tym razem? Mój głos drżał, kiedy szeptałem:
- Kusisz, kusisz, kusisz… – oddychałem szybko i głęboko.
Na ustach Fillipa pojawił się cudowny uśmiech, który sprawił, że moje serce zabiło jeszcze szybciej.
- Dziękuję…

~ * ~ * ~

Wyraz twarzy nauczyciela zdradzał mi, że świetnie zdaje sobie sprawę z tego, o co mi chodzi. W końcu gdyby nie on pewnie wylądowałbym w Skrzydle Szpitalnym, a teraz siedziałbym głodny. Mężczyzna usiadł na skraju mojego łóżka i po raz kolejny postawił mi na kolanach drugie śniadanie. Tym razem od razu zabrałem się za jedzenie. Marcel gładził delikatnie wewnętrzną część mojego uda, unosząc tym samym w górę moje krótkie spodenki stanowiące dół piżamy. Pieszczota jego dłoni była czymś najwspanialszym na świecie. Sam nie wiem, jakim cudem byłem w stanie przełknąć cokolwiek. Po chwili sięgnąłem po szklankę, lecz nie zdążyłem przełknąć mleka, gdyż profesor pocałował mnie samemu wypijając łyk z moich ust. Drgnąłem lekko, gdy to zrobił. Ani ja, ani też on nie wypowiedzieliśmy ni słowa. Szybko opróżniłem naczynia i skończyłem pić. Miałem właśnie przetrzeć twarz wierzchem dłoni, kiedy powstrzymał mnie delikatny uścisk na nadgarstku. Camus przysunął się do mnie i zlizał słodkie wąsy wraz z resztką miodu z moich warg. Chciałem coś powiedzieć, lecz nie pozwolił mi na to wpijając się w moje usta i wsuwając w nie język. Wyciągnął spomiędzy nas tacę i odłożył sam nie wiem gdzie. Zbliżyłem się do niego czując przez materiał jego szaty lekkie spięcia mięśni. Uwielbiałem jego ciało, bliskość jego skóry i całą jej delikatność. Moje ręce po raz kolejny powędrowały na jego szyję. Nauczyciel wsunął dłonie pod moje pośladki i uniósł mnie nieznacznie rozsuwając moje nogi i zmuszając bym ukląkł na pościeli, a zaraz potem usiadł na jego kolanach. Przywarłem do niego jakbym bał się, że to tylko sen, z którego się obudzę. Jednak te magiczne chwile trwały nadal. Gorące dłonie profesora pieściły mój kark i ramiona, a schodząc niżej wślizgnęły się pod koszulę mojej piżamy. Zadrżałem czując jak zmysłowo dotykają mojej skóry wyszukując słabych punktów na moich plecach. Cały drżałem z podniecenia. Nauczyciel zaczął całować i lizać moją szyję, co jakiś czas delikatnie ją przygryzając. Wygiąłem się do tyłu, a on zamruczał z aprobatą.
- Boże, dlaczego dopiero teraz to robisz? – wyjęczałem. Czułem na swojej napiętej skórze drgnięcie jego wilgotnych warg, uśmiechał się słysząc moje pytanie. Po chwili oderwał się od mojego rozpalonego ciała i popatrzył mi w oczy.

~ * ~ * ~

Słodkie wnętrze jego ust, smak miodu i mleka, gorące ciało, które drżało blisko mojego, jego podniecenie ocierające się o moje, te kasztanowe oczy, które kochałem bardziej niż słońce... Nie wierzyłem, że w końcu mam go dla siebie, że jest tak blisko mnie, że mogę go całować, że pierwszy pocałunek przerodził się w kolejne.
Boże, dlaczego tak mnie doświadczasz? Dlaczego nie pozwalasz mi kochać się z nim tu i teraz, ale zmuszasz mnie do czekania?
- Nie mogłem cię wziąć, gdy miałeś zaledwie 11 lat – powiedziałem czując gwałtowny ruch jego ciała. Jego oczy płonęły. - Hej, hej! O czym ty myślisz, malutki – skarciłem go.
- Ale miałeś tyle innych okazji…
- Eh… – westchnąłem samemu nie do końca pojmując, jak to możliwe, że wytrzymałem tyle lat. – Może i miałem, ale nie chciałem byś mi uciekł w najmniej spodziewanym momencie.
- A wtedy, gdy byłem chory?
- Myślisz, że nie miałem ochoty? Byłeś taki bezbronny, zdany tylko na moją łaskę… Mogłem zrobić z tobą, co chciałem, ale… Wolę byś oddawał moje pieszczoty świadomie. W końcu nie tylko ty czekasz od tylu lat – uśmiechnąłem się do niego, choć nie było mi łatwo zapanować nad sobą.
- Zrobisz to teraz? – zapytał lekko się rumieniąc, a moje serce niemal przestało bić.
- Oczywiście, że nie! - byłem równie zaskoczony, co on. - Jeszcze z trzy dni musisz poleżeć. Nie mam prawa cię teraz tknąć – roześmiał się, a ja wzruszyłem ramionami. – No, wiesz przecież, o co chodzi… – musnąłem jego usta swoimi, chociaż miałem ochotę wpić się w nie jak szaleniec. Odłożyłem chłopca na łóżko niczym cenny artefakt i ruchem dłoni przywołałem do siebie tacę z pustymi naczyniami, po czym rzucił mu ostatnie spojrzenie. Byłem krok od wyjścia, gdy usłyszałem za sobą jego słodki krzyk.
- Niech pan zaczeka! – zatrzymałem się, lecz się nie odwróciłem. Wiedziałem o co chce zapytać. – Kiedy? Kiedy pan to zrobi? – milczałem czując jak początkowa ekscytacja zamienia się w strach. Miałem przecież tajemnicę, którą chłopiec powinien znać, a która mogła wszystko zmienić. – Marcel… – powiedział cicho i delikatnie niczym słowa modlitwy. Drgnąłem, pochyliłem głowę i szepnąłem mając nadzieję, że mówię prawdę:
- Kiedy wyzdrowiejesz… Obiecuję… – wyszedłem pospiesznie chcąc powrócić myślami do spełnionych marzeń, które doprowadzały mnie do słodkiej niewoli.

~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~

„Miłość pochodzi od Boga. Każdy, kto kocha, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie kocha, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (1 Jana 4, 7-8)

Ze spuszczoną głową stałem naprzeciw niepozornie wyglądających drzwi z ciemnego drewna. Za nimi rozpościerało się prywatne królestwo nauczyciela latania. W głowie miałem całkowity chaos, raz pustkę to znowu tysiące myśli, z których każda desperacko pragnęła przekroczyć bramę gabinetu profesora.
Od niemal siedmiu lat czekałem na chwilę, kiedy będę mógł zbliżyć się do nauczyciela bardziej niż ktokolwiek inny, jednak to wydawało mi się tylko najgłębszym marzeniem, które nigdy nie ujrzy światła dziennego i nie będzie miało okazji spełnić się chociażby w najmniejszym stopniu. Tymczasem teraz moje dziecięce fantazje powoli stawały się rzeczywistością, w której chciałem się całkowicie zatracić otulony ramionami mężczyzny, którego kochałem ponad życie.
Zamknąłem oczy przywołując obraz profesora, rozkosz jego pieszczot i smak ust. Podniosłem powieki i zapukałem do drzwi. Spokojny głos nauczyciela zaprosił mnie do środka, a moja dłoń nie czekając na reakcję całego ciała nacisnęła na klamkę.
Niepewnie przekroczyłem próg skupiając całą uwagę na siedzącym za biurkiem mężczyźnie.
Jego cudowne oczy obdarzyły mnie zdziwionym spojrzeniem, a miękkie usta bezgłośnie wyszeptały moje imię.

~ * ~ * ~

Czułem jak moje serce zadrżało na widok chłopca. Niejasno zdawałem sobie sprawę z tego, po co przyszedł i jak bardzo jego pragnienia odzwierciedlają moje.
Wstałem i zrobiłem kilka kroków w kierunku Ślizgona.
Nie miałem pojęcia jak się zachować, co powinienem zrobić. Nie spodziewałem się, że przyjdzie do mnie z tym niemożliwie słodkim, niemym błaganiem w ciemnych, błyszczących tęczówkach, które wydawało mi się czymś irracjonalnym. Teraz stał zaledwie dwa kroki przede mną, wystarczyło bym wyciągnął przed siebie dłoń i zbliżył się nieznacznie, a byłbym w stanie musnąć palcami jego leciuteńko zaczerwieniony policzek.
- Fillipie, ja… – słowa ugrzęzły mi w gardle. Przeczesałem dłonią włosy patrząc gdzieś w bok, a zaraz potem uśmiechając się lekko po raz kolejny spojrzałem na chłopca – Usiądziesz? – wskazałem fotel pod ścianą, a malec roześmiał się cicho. Poczekał aż zajmę miejsce, a kiedy to uczyniłem stanął naprzeciw mnie patrząc pytająco. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń widząc jak obdarza mnie cudownym, promiennym uśmiechem i przysuwając się siada bokiem na moich kolanach. Wtulił się w moją pierś, a ja objąłem go i pocałowałem kasztanowe pasemka jego włosów.
Wydawał mi się być tym samym dzieckiem, które udało mi się uchronić od upadku pierwszego dnia szkoły. Leciutki, słodki, niewinny i tak niesamowicie piękny…

~ * ~ * ~

Czułem świeży i przyjemny zapach wody po goleniu, jaką delikatnie pachniał mężczyzna. Jego ciepłe ramiona stały się dla mnie cudownym sanktuarium szalejących zmysłów i najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Cała otaczająca mnie rzeczywistość zaklęta była w tym tak czułym uścisku, który wydawał się chronić mnie przed całym złem i cierpieniem.
- Śnił mi się pan… – zacząłem, a na moje policzki wpełzł rumieniec na wspomnienie tamtych wydarzeń.
Rozglądnąłem się po pokoju. Eleganckie biurko usłane dokumentami na tle ciemniejącego w mrokach zbliżającej się nocy okna. Półki z książkami, duże łóżko, okrągły stolik i dwa fotele. Dobrze wiedziałem, że wnętrze gabinetu może zmieniać się w zależności od upodobań właściciela, jednak to aż za bardzo odzwierciedlało moje senne fantazje. Zadrżałem przypominając sobie każdy, nawet najmniejszy szczegół tamtej nocy.
- Opowiesz mi ten sen? – zapytał łagodnie Marcel, a ja przytaknąłem posłusznie i zapatrzony w szare oczy nauczyciela zacząłem streszczać wszystko, co pamiętałem.

~ * ~ * ~

Roześmiałem się, kiedy chłopiec zakończył streszczanie swoich przeżyć cichym westchnieniem:
- Nie wiem, co mam w podświadomości, ale to było straszne.
- No pięknie. Myślisz, że byłbym w stanie zrobić ci coś takiego? – zapytałem starając się zachowywać naturalnie, co było w tej chwili jedną z najtrudniejszych rzeczy.
- Nie wiem… – odparł i spuścił głowę – Ale w rzeczywistości nawet gdyby okazał się pan członkiem Upadłego Rodu nie odmówiłbym panu niczego.
- Jesteś tego pewny? – czułem jak podskoczył leciutko, zaraz, gdy usłyszał moje słowa. Panie błagam daj mi jeszcze chwilę bym mógł nacieszyć się jego obecnością, zanim mnie znienawidzi…
Delikatnie zepchnąłem Ślizgona ze swoich kolan i wstając rozpiąłem koszulę zsuwając ją do pasa, by chłopiec mógł zobaczyć moje łopatki. Usłyszałem ciche westchnienie, zaraz potem cieplutkie ręce Fillipa objęły mnie, a jego buźka wtuliła się w moje plecy. Malec zamruczał coś cichuteńko, a ja odwracając się odpowiedziałem. Pocałowałem go delikatnie zastanawiając się czy nie będzie to ostatnia chwila Raju, jaki mi dano. Wziąłem chłopca na ręce rozkoszując się tym jak nadzwyczajnie leciutkie jest jego ciało.
- Chcesz mnie nawet bez znamienia… – zaśmiałem się cicho kładąc Ślizgona na śnieżnobiałej pościeli. Jego oczka rozbłysły groźnie, kiedy w udawanym oburzeniu syknął:
- Nie nabijaj się! – nie mogłem tego ciągnąć dłużej. Kochałem Fillipa całym sercem i moje życie należało właśnie do niego. Nie chciałem go okłamywać, ani też ukrywać prawdy. Jeśli mnie znienawidzi, wyklnie i odrzuci z pokorą przyjmę to, co mi podaruje, te ostatnie uczucia nawet, jeśli będą bolesne i hańbiące.
- Fillipie, jestem z Upadłego Rodu.

~ * ~ * ~

- J… Jak to możliwe? – jęknąłem patrząc jak na lekko umięśnionych plecach mężczyzny pojawia się czarny znak anielskich skrzydeł, zaczynających się na łopatkach i sięgających pasa.
- Nie pytaj. Nie teraz. Wytłumaczę ci później… – wyszeptał i usiadł na skraju łóżka. Widziałem w jego oczach smutek, strach i skrywane łzy.
Pochylił się nade mną. Czułem na twarzy jego ciepły, płytki oddech przesycony niepewnością i wyczekiwaniem. Wspaniale miękkie wargi nauczyciela niesamowicie delikatnie przywarły do moich czekając na jakikolwiek gest z mojej strony. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mężczyzna nic nie uczyni bez mojego pozwolenia. Niemal czułem ból, który wypływał z jego wnętrza.
„Mój Marcel, to jest mój kochany Marcel…” pomyślałem, a moje dłonie wczesały się w miękkie, jasnobrązowe pasma jego włosów, które opadały w tamtej chwili na moją twarz łaskocząc ją delikatnie. Odwzajemniłem niewinne muśnięcie jego warg.
Profesor drgnął i z cichym westchnieniem pogłębił pocałunek.
Z czułym uśmiechem odsunął się ode mnie i przesunął dłonią po moim policzku. Przymknąłem oczy skupiając się na cudownej pieszczocie jego palców.
Teraz wiedziałem, dlaczego właśnie na ten temat chciał ze mną rozmawiać podczas szlabanu w czwartej klasie. Uznawany za mordercę, zdrajcę i szaleńca dla mnie był całym światem. Nie obchodziło mnie to, co Ministerstwo sądzi o Upadłym Rodzie. Marcel wytłumaczył mi wszystko dokładnie i dzięki niemu poznałem całą prawdę, a ja kochałem całym sercem właśnie tego mężczyznę, którego dłonie, tak wiele razy skrwawione, teraz dotykały mojego ciała sprawiający tym niewysłowioną rozkosz.
- Fillipie… – zaczął, ale przerwałem mu dotykając opuszkami palców jego ust.
- Kocham cię bez względu na wszystko. Wierzę w każde twoje słowo i pragnę oddać ci wszystko, co posiadam… Mimo, iż to i tak od zawsze należało wyłącznie do ciebie. Proszę cię, Marcel… Pozwól mi być z tobą… – wyszeptałem podnosząc się. Mężczyzna pocałował delikatnie moje palce i zamknął moją lekko drżącą dłoń w ciepłym uścisku.
- Dziękuję… – uśmiechnął się słodko i położył moją rękę na swoim biodrze. – Kocham cię, Fillipie… – dodał i ujął moją twarz delikatnie muskając moje usta.

~ * ~ * ~

Sam do końca nie wiedziałem, co się działo. Nie spodziewałem się, że Fillip z takim spokojem przyjmie do wiadomości moją przynależność do Rodu, był słodki i ufny.
Całkowicie niewinny.
Podnosząc się uklęknął na pościeli i zaczął pewniej odpowiadać na moje pocałunki. Jego ciepłe dłonie spokojnie przesunęły się po moich ramionach i całkowicie zsunęły ze mnie koszulę. Wsunąłem dłoń pod jego kolana i po raz kolejny położyłem chłopca na łóżku. Jego usta drgnęły w uśmiechu, kiedy zacząłem powoli odpinać guziki jego koszuli. Niechętnie oderwałem się od słodkich, miękkich warg i ucałowałem szyje Ślizgona, który zadrżał w odpowiedzi. Spojrzałem na jego mocno zamknięte oczka i dotknąłem zaróżowionego policzka.
- Nie podoba ci się? – zapytałem, a on uśmiechnął się przekornie.
- Podoba, ale to łaskocze. – zaśmiał się i popatrzył na mnie.
- Jeśli chcesz przestanę…
- Nie! – krzyknął i szybko podniósł się na łokciach. – Nie… Nie przestawaj… Proszę… – jego głosik załamał się w cichym błaganiu.
- Nie musisz mnie prosić. – uśmiechnąłem się do niego – Możesz żądać… Zrobię wszystko, co zechcesz… – jego buźka zarumieniła się jeszcze bardziej. Opadł na pościel i przymknął powieki czekając na mój kolejny ruch.
Był cudownie rozkoszny i niesamowicie zabawny, kiedy otworzył jedno oko nie odczuwając mojego dotyku. Pokręciłem głową i musnąłem jego usta, zaraz potem obsypując leciutkimi pocałunkami całą jego buźkę począwszy od czoła, a na podbródku skończywszy. Chłopiec roześmiał się najwyraźniej łaskotany przez moje wargi. Po raz kolejny dotknąłem ustami jego szyi w miejscu gdzie moje palce kilka sekund wcześniej wyczuły twardy wzgórek – Jabłko Adama. Wczesałem dłoń w miękkie włosy leżącego Ślizgona i po raz kolejny ucałowałem jego skórę przesuwając się zaledwie o milimetr. Cichy jęk nagrodził każde kolejne muśnięcie, które po pewnym czasie pokryło całą szyję malca.

~ * ~ * ~

Ciepłe dłonie nauczyciela powróciły na poprzednie miejsce w dalszym ciągu rozpinając koszulę i co jakiś czas przez przypadek ocierając się o moją rozpaloną skórę wykradając z moich ust jęki wzbogacone o drżenie ciała. Miękki, wilgotny język polizał powoli mój obojczyk kończąc wędrówkę w dołku szyi dzielącym go od drugiego, po czym to samo uczynił z kolejnym. Krzyknąłem cicho czując tą niesamowitą wilgoć i lekkie łaskotanie.
- Powinieneś się cieplej ubierać… – zamruczał Marcel rozkładając na boki moją koszulę i całując mostek.
- Przecież i tak właśnie mnie pan rozbiera. – roześmiałem się, a mężczyzna spojrzał na mnie unosząc brew.
- Chyba nie masz zamiaru zwracać się do mnie w taki sposób? – zapytał poważnie.
- A dlaczego nie? – nauczyciel wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi.
- Wiesz jak to dziwnie brzmi? Czuję się niezręcznie. – zachmurzył się, a ja przewróciłem oczyma.
- Żartowałem… – westchnąłem i siadając zarzuciłem mu ręce na szyję. – Marcelu… Kocham twoje imię, wiesz? – uśmiechnąłem się i pociągnąłem go za sobą w dół. Przewróciłem mężczyznę na plecy i usiadłem na jego biodrach. Spojrzałem uważnie na każdy element jego klatki piersiowej. Idealnie proporcjonalna, leciutko umięśniona, pokryta jasną, delikatną i gorącą w dotyku skórą. Płaski brzuch profesora od pępka w dół zdobiła cienka linia włosków niknących pod materiałem spodni. Pochyliłem się i pocałowałem pierś mężczyzny, który zamruczał z przyjemności. Jego gorące dłonie spoczęły na moich udach i ścisnęły je lekko. Po raz kolejny musnąłem wspaniale ciepłą skórę i położyłem na niej dłonie rozkoszując się przyjemną grą mięśni pod jej powłoką.
Oddech nauczyciela przyspieszył, a ja chciałem sprawić mu jeszcze więcej radości. Dwoma palcami podrażniłem delikatny sutek, co wyrwało głośny jęk z gardła Marcela. Brodawka pod wpływem mojej dłoni stwardniała i stała się dziwnie podniecająca w dotyku.

~ * ~ * ~

Cieplutki, nierówny oddech Fillipa na mojej piersi rozkosznie drażnił moją skórę, a jego sprawne palce bawiły się nią niemiłosiernie. Zadrżałem, kiedy jego mięciutki język polizał mój sutek trącając go, a wilgotne usta zamknęły w środku swojego wnętrza. Po chwili chłopiec zaczął go leciutko ssać i poruszył biodrami podrażniając przy tym moją twardą już męskość. Krzyknąłem czując jak przepływa przeze mnie impuls podniecenia, a rozbawiony tym malec otarł się o mnie po raz kolejny.
- Koniec. – rzuciłem i zepchnąłem Fillipa klękając nad nim. Pocałowałem śmiejące się usta przeciągnąłem opuszkami palców po żebrach chłopca tłumiąc wargami przeciągłe jęknięcie. Językiem zarysowałem linię szczęki Ślizgona docierając do ucha i biorąc w usta jego płatek. Zacząłem go leciutko ssać, podczas kiedy niespokojne dłonie Anioła spoczęły na moich barkach. Po chwili lizałem już całe ucho malca i wsunąłem się w jego wnętrze. Cudowne ciało drżało i kręciło się na wszystkie strony, jęki wypełniły pokój swoim rozkosznym brzmieniem.
Popatrzyłem na rozpalonego chłopca i jego przymknięte, zamglone oczka. Spokojnie pocałowałem pierś Fillipa i polizałem ją w tym samym miejscu. Kiedy moje wargi i język dotarły do żeber i odnalazły wrażliwe punkty nastolatek już niemal krzyczał.
Muskając cieniutką skórę tuż po - Dziękuję…d mostkiem dotarłem do pępka Ślizgona, który wygiął się w łuk w chwili, kiedy zagłębiłem się w niewielkim dołeczku. Naznaczyłem wilgotnym śladem krawędź spodni i powoli zacząłem całować ramiona i całe ręce chłopca. Nie miałem zamiaru pozostawić na jego ciele chociażby milimetra skóry, której bym nie skosztował.
Jęki, drżenie i pojawiające się na rozpalonym ciele chłopca kropelki potu były dla mnie największą nagrodą za wszystkie lata czekania.
Spokojnie sięgnąłem do paska spodni Fillipa, ale słysząc jego niepewny głos zatrzymałem się:
- M… Marcel…?
- Tak, Aniele? – popatrzyłem w ciemne oczka, których źrenice były teraz niesamowicie rozszerzone.
- N… Nic… – na jego policzkach pojawił się rumieniec.
- Boisz się? – zapytałem gładząc czerwony policzek.
- Nie… – skłamał, ale jego mięśnie spięły się zaprzeczając słowom.
- Kochanie, powiedz słowo a przestanę. – pocałowałem go lekko – Jedno słowo, a nie uczynię nic więcej. Fillipie…

~ * ~ * ~

Słysząc jak mężczyzna miękko i czule wypowiada moje imię rozluźniłem się momentalnie. Bałem się, ale nieodparte pragnienie zbliżenia się do nauczyciela w jeszcze większym stopniu, było silniejsze niż cokolwiek innego.
- P… Przepraszam… – wyszeptałem odwracając twarz w bok.
- Za co? Kochanie, nie masz mnie, za co przepraszać.
- Już się nie boję. – uśmiechnąłem się i popatrzyłem w szare tęczówki. Widziałem w nich troskę i początkowy niepokój. Dłonie nauczyciela na powrót sięgnęły guzika moich spodni, ale dopiero, gdy Marcel upewnił się, że tego chcę rozpiął je i powoli rozsunął zamek.
Ostrożnie zsunął je z moich nóg i z leciutkim uśmiechem sprawnie pozbył się także mojej bielizny. Czułem zażenowanie, ale z czasem ustępowało miejsca nieodpartemu szczęściu.

~ * ~ * ~

Spojrzałem na nagie ciało Fillipa. Przesunąłem wzrokiem po ciemnej skórze od pięknej twarzy, poprzez delikatną klatkę piersiową, płaski brzuch i szczupłe uda. Każdy skrawek jego cudownego ciała był warty więcej niż całe istnienie tego świata.
Piękny aż do bólu… Idealny i bezcenny… Największy z istniejących skarbów… Najdoskonalsze ze stworzeń Najwyższego… Ten, który wykradł Panu moją duszę nawet nie zdając sobie sprawy z mocy, jaką posiada…
- M… Marcel… – zakłopotany głos malca sprawił, że spojrzałem w zawstydzone oczka.
- Wybacz – roześmiałem się cicho – Ale to, dlatego, że urosłeś od czasu kiedy ostatni raz cię widziałem…
- To chyba oczywiste! – oburzył się rozkosznie.
- Ale moja ubrania nadal są na ciebie za duże… – szepnąłem i pocałowałem podbrzusze Ślizgona, który jęknął i poruszył się nerwowo. Zacząłem całować i dotykać kolejne partie jego ciała uważnie omijając najczulsze miejsce.
Chłopiec dyszał głośno i co jakiś czas wił się niecierpliwie. Za każdym razem, gdy moje wargi docierały do wewnętrznej części jego ud jęczał głośno i wyginał się minimalnie w delikatny łuk.
Zaznaczyłem dłońmi lekko wystające kości miednicy Fillipa i chwyciłem je trochę mocniej.
Uniosłem wzrok patrząc w rozjarzone, błyszczące oczy i uśmiechnąłem się wiedząc, iż jest to pozwolenie na dalsze pieszczoty. Spojrzałem na pulsującą męskość chłopca i przymykając oczy pocałowałem sam jej koniuszek, a zaraz potem polizałem ją na całej długości. Ślizgon szarpnął biodrami i krzyknął tracąc zmysły.

~ * ~ * ~

Cudownie wilgotny język mężczyzny zaczął drażnić moją skórę w miejscu najbardziej intymnym. Krzyczałem czując jak pieści mnie powolnymi muśnięciami, co jakiś czas pozwalając wargom na czuły pocałunek. Niemal nie byłem w stanie wytrzymać niemożliwie wielkiej rozkoszy, jaką mi to zapewniało.
Pod moimi mocno zaciśniętymi powiekami zbierały się łzy, będące odpowiedzią na każdy gest nauczyciela.
Marcel widząc, że jestem na skraju wyczerpania po raz kolejny pocałował delikatnie mój członek, i oblizał wargi, na których lśniło nasienie. Zaraz potem powoli wsunął mnie w swoje chłodne usta. Wypchnąłem biodra do góry, ale gorące dłonie profesora szybko uspokoiły ich niekontrolowane ruchy.
Mężczyzna pieścił mnie szybkim oddechem ssąc delikatnie na początku obejmując sam koniuszek mojej męskości, a z czasem przesuwając wargi coraz niżej drażniąc wrażliwą skórę.

~ * ~ * ~

Zamruczałem czując jak chłopiec zatapia palce w moich włosach i zaciska na nich pięści.
Jego ciało drżało w ekstazie, a ja rozkoszowałem się każdą kropelką lekko słonego nasienia, jaka wydostawała się z jego członka.
- M… Marcel! – krzyknął podniecony, kiedy minimalnie mocniej zacząłem go ssać. Jego głos był leciutko zachrypnięty, a mięśnie spięły się gwałtownie. Zaraz potem wrzasnął niemal zdzierając gardło i rozlał się w moje wargi. Jego ciało opadło spocone i zmęczone na pościel.
Wysunąłem go powoli z ust i z przyjemnością przełknąłem to, co po sobie pozostawił. Teraz jego smak był o wiele intensywniejszy niż ten, jaki miałem okazję poznać kilka lat temu.
Cudowny…
Pogłaskałem jego gorącą, wilgotną buźkę i uśmiechnąłem się delikatnie. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nierównomiernie, a wargi zachłannie łapały powietrze.
Pozwoliłem chłopcu odpocząć chwilę i spokojnie odwróciłem go kładąc na brzuchu.
Pieściłem dłońmi jego skórę na plecach, po czym dołączyłem do tego lekkie pocałunki. Jego westchnienia jednoznacznie mówiły mi, że podoba się mu nowe doznanie.
Przesunąłem dłońmi po jego mokrym kręgosłupie i zacząłem muskać każdy z kręgów, łopatki i tylną część żeber. Palcami dotknąłem pośladków Ślizgona, który wypiął je nieznacznie niesiony impulsem. Przysunąłem do nich twarz i ucałowałem obie półkule, by po chwili pokryć całą ich powierzchnię drobnymi muśnięciami. Rozszerzyłem je dłońmi i polizałem przestrzeń między nimi, co doprowadziło malca do drżenia.
Znowu odwróciłem go na plecy i usiadłem na kolanach u jego stóp. Rozsunąłem uda chłopca i przez chwilę wpatrywałem się w niego, by zaraz potem położyć jego nogi na swoich barkach i przytrzymując je schylić głowę. Wsunąłem język między pośladki Fillipa, a natrafiając na jego wejście naparłem na nie zagłębiając się w słodkim wnętrzu.
- A… Ach! – mój Anioł zaczął głośno jęczeć i zacisnął dłonie na białej pościeli. Dopiero po dłuższej chwili wyciągnąłem język z drżącego ciała i zacząłem całować oraz lizać jądra Ślizgona, który uciekł biodrami w tył. Roześmiałem się i dmuchnąłem na pokryte moją śliną ciało.

~ * ~ * ~

Wypuszczane przez nauczyciela powietrze sprawiło, że krzyknąłem czując chłodny powiew.
Marcel śmiał się cicho i po raz kolejny zaczął doprowadzać mnie do erekcji muskając gorącymi wargami to samo miejsce, co przed chwila.
Widziałem, jak spod przymkniętych powiek obserwuje moją twarz.
- P…Proszę… Cz… Czy ja…? – wyjęczałem niezrozumiale, jednak mężczyzna z uśmiechem opuścił moje nogi i pocałował mój czerwony policzek.
- Co zechcesz… – wyszeptał i położył się, kiedy ja wstawałem.
Znowu całowałem wilgotną klatkę piersiową profesora schodząc ustami coraz niżej, aż dotarłem do paska u spodni. Popatrzyłem na spokojną twarz Marcela, który powtórzył tylko:
- Co zechcesz… – i oddał się całkowicie w moje ręce. Uśmiechnąłem się samemu rozbierając mężczyznę i zastanawiając się nad tym, jakie wrażenie wywrze na mnie jego nagie ciało.
Marzyłem o tym już od dawna i teraz sam już nie wiedziałem czy to kolejne z moich pragnień, czy wszystko to dzieje się naprawdę.
Szybko uporałem się z resztą ubrania, jakie miał na sobie nauczyciel i zaintrygowany obrzuciłem wzrokiem całość idealnie wymiarowego ciała. Nawet moje senne fantazje nie oddawały prawdziwego piękna mężczyzny.
Zawstydzony popatrzyłem na jego zamknięte oczy i wyraz błogiego spokoju na cudownej twarzy.
Przygryzłem wargę i delikatnie przesunąłem palcem po członku profesora. Zadrżał i westchnął w odpowiedzi. Zrobiłem to po raz kolejny, a reakcja była taka sama. Niesamowicie podobało mi się, kiedy Marcel tak entuzjastycznie odbierał moje pieszczoty. Pochyliłem się nad okazałą męskością i uchyliłem usta.

~ * ~ * ~

Ciepły oddech chłopca w tym miejscu niemal doprowadził mnie do spełnienia. Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się nie dojść na samą myśl o tym, co malec zamierza.
Wystarczyła chwila, a ja krzyknąłem głośno czując jak mięciutkie wargi obejmują mnie w połowie, badając strukturę mojego ciała wspomagane przez cudowny język.
Nawet w najśmielszych fantazjach nie marzyłem o czymś takim. Nigdy nie myślałem, że Fillip zrobi coś takiego, sprawiając mi tym niesamowitą przyjemność.
Ostatkiem sił odciągnąłem Ślizgona od mojej erekcji i zasapany położyłem go na pościeli.
Pocałowałem rozkosznie drażniące usta i sięgnąłem na półkę tuż obok łóżka, na której leżała mała buteleczka.
- Kochanie, w każdej chwili możesz przestać… – wysapałem patrząc na jego ucieszoną buźkę, na której malowała się duma.
- Podobało ci się? – zapytał, a ja pokręciłem głową z westchnieniem.
- Byłeś cudowny… – zamruczałem i podnosząc nogi chłopca wylałem część zawartości na jego ciało, przez które przeszedł dreszcz zapewne spowodowany trochę zimną substancją.
Spokojnie zacząłem rozsmarowywać wonną oliwkę najpierw po jego członku i jądrach, a później starannie zająłem się pośladkami i niewielkim wejściem. Nacisnąłem na nie i wsunąłem palec do połowy. Fillip zamarł na chwilę, a jego mięśnie spięły się.
- Mam go wyciągnąć? – zapytałem z troską, ale chłopiec pokręcił głową zamykając mocno oczka. – Jesteś pewny?
- T… Tak… To tylko, dlatego, że to takie dziwne uczucie…
- Nie podoba ci się? – poruszyłem lekko palcem gładząc delikatne, ciepłe wnętrze.
- A… Ach! – namiętny jęk był dla mnie wystarczająca odpowiedzią, a chłopiec rozluźnił się i przyjął mnie głębiej.

~ * ~ * ~

To było wspaniałe uczucie, choć z początku wydawało się nierealnie dziwne. Mimo wszystko palec mężczyzny sprawiał mi rozkosz od środka, co po raz kolejny przybliżając mnie do spełnienia. Marcel wyciągał go nieznacznie, a zaraz potem wkładał z powrotem, ruszał nim i równocześnie drugą dłonią masował moje pośladki. Wystarczyła chwila, a dołączył do jednego wspaniałego palca drugi na nowo oswajając mnie z przyjemnym doznaniem.
Drżałem i jęczałem nie potrafiąc zapanować, ani nad jednym, ani nad drugim. Byłem bliski spełnienia, jednak nie mogłem zrobić tego teraz, było za wcześnie na to bym doszedł.
- Marcel! – krzyknąłem czując go głębiej i zaciskając dłonie na plecach nauczyciela.
- Wybacz… – wyszeptał i ostrożnie wyjął palce pozostawiając po sobie uczucie dziwnej pustki i niezaspokojenia. – Powiedz mi czy mogę. – szepnął i przyjrzał mi się uważnie. – Nie zrobię nic bez twojej zgody.
- M… Marcel… – wyjęczałem przez zaciśniętą krtań. – J… Ja… Zrób to… P… Proszę – zaskomlałem i zamknąłem oczy.
- Powiedz słowo, w przestanę, pamiętaj… – zastrzegł i pocałował moje kolano, które znajdowało się tuż obok jego głowy. Za pomocą oliwki zwilżył swój członek i przyłożył go do mojego wejścia. – Kocham cię… – jęknął i powolutku zaczął się we mnie wsuwać. Zagryzł wargę do krwi i zamknął mocno oczy, podczas gdy ja krzyknąłem przeciągle z uczucia słodkiego bólu i zacząłem płakać nie mogąc powstrzymać gorących łez spływających po mojej twarzy. Moje paznokcie wbiły się w łopatki mężczyzny, który wydawał się nie zwracać na to uwagi.
Po chwilowej katuszy, której mimo wszystko tak bardzo pragnąłem nastała chwila odkupienia i bezruchu. Łkałem starając się przestać, ale nie byłem w stanie.
- Przepraszam… – wyszeptał smutno nauczyciel. – Bardzo bolało? – zapytał i dotknął mojego mokrego policzka. Wtuliłem się w jego dłoń powoli uspokajając.
- T… Tak… Ale… Czy jest ci dobrze? – mężczyzna roześmiał się i przekręcił głowę w minimalnie bok.
- Cudownie, Aniele. – powiedział miękko i otarł wilgoć z moich policzków, a pochylając się scałował słone krople, które zatrzymały się pod moimi powiekami.
- Co… Co mogę zrobić, żebyś czuł się jeszcze lepiej? – zapytałem patrząc jak kręci głową i zlizuje krew z warg.
- Kochanie, nic nie musisz robić. Najwspanialsze jest to, że jestem z tobą. Poza tym nigdy nie czułem się lepiej niż teraz. Jesteś wspaniały. Mięciutki, ciepły i ciasny… – roześmiał się. – Nie przejmuj się mną. Powiedz mi lepiej, czy nadal boli?
- J… Już niemal nie. – stwierdziłem poruszając się lekko.
- Je t’aime… – wyszeptał w swoim rodowitym języku i pocałowawszy swoje palce przyłożył je do moich ust.
Powoli zaczynałem czuć się dziwnie, kiedy jego szare tęczówki śledziły moją twarz i rejestrowały chociażby najmniejsze drgnięcie brwi. Minęło już kilka chwil, a ja nie czułem już bólu, jednak mężczyzna nie wykonał żadnego ruchu. Posłusznie czekał, aż pozwolę mu zrobić cokolwiek.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, dlatego poruszyłem się niespokojnie, a on obdarzył mnie cudownym uśmiechem.
- Mam rozumieć, że mogę? – zapytał, a ja przytaknąłem starając się ukryć chwilowe rozbawienie.
- A! – westchnąłem, gdy tylko wysunął się ze mnie na centymetr i wszedł na powrót. Przez moje ciało przeszła fala podniecenia i niesamowitej przyjemności, którą potęgowała świadomość obecności nauczyciela.

~ * ~ * ~

Usta chłopca otworzyły się, a jego język błądził po nich nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Głowę odrzucił do tyłu i krzyczał coraz głośniej, podczas kiedy ja powolutku poruszałem się w jego idealnym wnętrzu.
Ostrożnie dotknąłem dłonią erekcji Ślizgona, który krzyknął głośno. Moje palce powoli zaczęły ją drażnić, a już niemal wrzaski chłopca wymieszane z jękami koiły moje zmysły. Na łopatkach czułem lekkie pieczenie, jakie powodowały krople potu wnikające w dość głębokie rany po paznokciach mojego Anioła, ale jego śliczna twarzyczka, która teraz przybrała wyraz słodkiego podniecenia była warta pokiereszowania nie tylko moich pleców.
Nie spieszyłem się i spokojnie, miarowo zwiększałem tempo każdego pchnięcia. Fillip był zbyt delikatny bym mógł go wziąć inaczej jak tylko spokojnie i delikatnie. Poza tym największym błogosławieństwem dla mnie był fakt tego, iż chłopiec odwzajemnia moje uczucia.
Nie pragnąłem niczego ponad to!
- Marcelu… Kocham cię! – Fillip wykrzyczał swoje uczucia, co doprowadziło mnie niemal do szaleństwa.
- Fillipie… – wyjęczałem jego imię, a on słysząc to wygiął się i doszedł w moją dłoń.
Był piękny… Cudowny i idealny… Wspanialszy niż Archaniołowie i całe Zastępy Niebieskie…
- A… Ty…? – wydyszał z trudem łapiąc powietrze i patrząc na mnie spod przyklejonych do spoconej twarzyczki włosów, kiedy miałem zamiar spokojnie wyjść z jego wnętrza.
- Nie chcę…
- Nic nie szkodzi… Chcę tego… – Spojrzałem w jego błagalne oczka i zamykając powieki pchnąłem jeszcze dwa razy, gdy jego mięśnie mocniej objęły moją męskość.
Z imieniem Fillipa na ustach rozlałem się w jego wnętrze, słysząc jak westchnął zadowolony.
Najdelikatniej jak potrafiłem opuściłem jego ciało i ostatnimi siłami pochyliłem się nad błyszczącym pod potu brzuchem.

~ * ~ * ~

Usta mężczyzny musnęły moją skórę jak gdyby całując łono, które miałoby wydać na świat jego potomka.
Niemal płakałem ze szczęścia wtulając się w zmęczonego, głośno oddychającego nauczyciela. Zwinąłem się w kłębek i przywarłem do jego nagiej skóry czując jak odgarnia mi z twarzy klejące się pasemka i jak głaszcze mnie po głowie.
- Ja wiem, że nie powinienem, ale… – speszyłem się pytaniem, jakie chciałem zadać profesorowi i byłem pewny, że czuje na piersi moje gorące policzki. – Czy robiłeś to już kiedyś? – dłoń bawiąca się moimi włosami znieruchomiała.
- A jaką odpowiedź chciałbyś usłyszeć? – dopytał podchwytliwie i objął mnie mocno. – Kochanie, nie mógłbym robić TEGO z nikim innym jak tylko z tobą. – roześmiał się akcentując jedno słowo. – A dlaczego o to pytasz?
- Bo… Masz przecież 30 lat…
- Dziękuję, że mi przypominasz. – w jego głosie zabrzmiało udawane oburzenie. – Czyżbyś wolał kogoś młodszego?
- Nie… Wolę starszych panów. – zacząłem chichotać i zaraz potem jęknąłem czując ból każdego mięśnia ciała. – Kiedy zrobimy to jeszcze raz? – zamruczałem bawiąc się włosami pod pępkiem Marcela.
- Jeszcze nie ochłonąłeś po pierwszym razie, a już ci mało?
- A co byś zrobił gdybym miał kogoś wcześniej?
- Zadajesz za dużo pytań, wiesz? Ale cóż… Prawdopodobnie bestialsko zabiłbym każdego, kto ośmieliłby się mi ciebie dotknąć.
- Kocham cię… – wyszeptałem zamykając oczy i całując pierś mężczyzny, na której spoczywała moja głowa i wsłuchiwałem się w coraz wolniejsze bicie jego serca.
- Aishiteru… – odparł i wtulił twarz w moje włosy.

sobota, 20 lipca 2013

Les mots

Byłem skończonym osłem! Po co w ogóle mówiłem cokolwiek Marcelowi, skoro teraz, od kiedy tylko wróciłem do zamku po wakacjach, unikałem go jak tylko mogłem? Przez całe dwa miesiące nie mogłem uspokoić bijącego szybko serca, niemal nie potrafiłem doczekać się chwili, kiedy zobaczę się z mężczyzną, dowiem się, co myśli o moim ostatnim wyznaniu, a jednak teraz odwracałem wzrok ilekroć nauczyciel latania patrzył w moją stronę. Trzymałem się też blisko Olivera, gdyż wiedziałem, że on nie pozwoli mi ani na spotkanie, ani na rozmowę z profesorem. Jego zdaniem w dalszym ciągu popełniałem największy błąd życia kochając się w mężczyźnie, którego nigdy nie miałem zdobyć.
Największym problemem były lekcje latania, kiedy to nie mogłem uciec przed Camusem. A jednak mężczyzna nie zaczepiał mnie, ani razu nie nakłaniał do prywatnej rozmowy, chociaż jego spojrzenie wydawało się zatrzymywać na mnie dłużej niż na innych uczniach.
Raniłem tym zachowaniem samego siebie, ale też bałem się dowiedzieć prawdy o tym, co o moim zachowaniu sprzed wakacji myśli nauczyciel.
Nie przeszkadzało mi to jednak wodzić za nim spojrzeniem ilekroć nie miał o tym pojęcia.

~ * ~ * ~

Dlaczego przede mną uciekał? Dlaczego akurat teraz, kiedy powiedział coś niezwykle słodkiego, kiedy krępujące mnie liny puściły, musiał odsunąć się ode mnie? Czy przeczuwał, że nie jestem w stanie powstrzymywać dłużej drzemiącej we mnie bestii, czy może stracił zainteresowanie moją osobą po wakacjach? Nie mogłem znieść myśli o tym, że chłopak mógł spotkać kogoś przez te dwa miesiące i nagle przestałem być dla niego całym światem.
Uważniej niż kiedykolwiek śledziłem jego ruchy, przypadkowe konwersacje z innymi ludźmi. Chciałem wiedzieć, co się wydarzyło, dlaczego się ode mnie odwrócił.
Dręczyło mnie to tym bardziej, że od razu dostrzegłem zmianę w jego wyglądzie. Przez ten stosunkowo krótki okres dwóch miesięcy chłopak urósł i zapuścił bródkę, która dodała mu powagi, zaczepnego charakteru, zjednała mu jeszcze więcej zakochanych do szaleństwa fanek. Mój mały, niepozorny Fillip stał się obiektem pożądania wielu, a ja szalałem wewnątrz nie mogąc okazać swojego uwielbienia, nie mogąc przywiązać Ślizgona do siebie. Mój idealnie piękny Anioł mógł teraz mieć każdą dziewczynę w szkole dla siebie. Nie wątpiłem, że wiele z nich zgodziłoby się nawet na założenie haremu, byleby choć przez chwilę mieć tylko dla siebie ten chodzący Cud.
- Fillipie! - jego imię paliło moje podniebienie, jakbym nie był więcej upoważniony do jego wypowiadania. - Co się z tobą dzieje! Musisz latać szybciej i celniej rzucać!
Pokiwał głową nawet na mnie nie patrząc. Czy to możliwe, że dowiedział się o moich uczuciach i czuł do mnie niechęć?
- Przepraszam. Postaram się poprawić. - powiedział bardziej do swojej miotły niż do mnie.

~ * ~ * ~

Moje imię w jego ustach, jego głos wypowiadający je z bolesną powagą i obojętnością... Miałem ochotę płakać. Czy mogłem zrazić go do siebie swoim zachowaniem? Czy mógł mnie znienawidzić za to, że najpierw go uwodzę, a później odrzucam? Nie mogłem mieć jednak do niego pretensji o to, że mnie upominał, gdyż sam zauważyłem, że nie daję z siebie wszystkiego.
- Zejdź na chwilę na ziemię i wzbij się ponownie. - polecił nauczyciel. - Jeśli to nie pomoże, to postaraj się odpocząć jakieś dziesięć minut zanim dołączysz do reszty. To ważne abyś wchodził do gry od razu w pełni sił i umiejętności.
- Dobrze, zaraz się poprawię. - wylądowałem możliwie najdalej od nauczyciela i wziąłem kilka głębszych oddechów. Nie wiem, czy był sens bym oszukiwałem samego siebie, skoro nie miałem najmniejszych szans wykazać się pełnią swoich możliwości, kiedy mój umysł zaprzątały myśli o mojej własnej głupocie.
Spojrzałem kątem oka na nauczyciela latania, który stał na ziemi i ze swojej pozycji na środku boiska obserwował postępy innych uczniów z mojej grupy. Nie zmienił się ani trochę od naszego spotkania ostatniego dnia roku szkolnego. Może jedynie wydawał się bardziej zacięty, ale czy mogło być inaczej, kiedy był to jego ostatni rok z nami?
- Szlag, szlag, szlag! - usłyszałem syk jednej z koleżanek i jej cichy krzyk, kiedy tłuczek zepchnął ją z miotły. Patrzyłem jak spada prosto w objęcia profesora, który bez trudu uchronił ją przed upadkiem.
Zacisnąłem dłonie w pięści mając ochotę połamać trzymaną w nich miotłę.
Dziewczyna była rumiana na twarzy, uśmiechała się wdzięcznie i patrzyła na swojego wybawcę świecącymi, ciemnymi oczyma w kształcie lekko skośnych migdałów.
Nie mogłem tego znieść, krew gotowała się we mnie, a przecież wszystko to było moją winą. Może gdybym nie robił z siebie ofiary, nigdy nie doszłoby do podobnej sytuacji. Może dziewczyna nie znajdowałaby się w tym konkretnym miejscu?
Marcel dotykał jej ciała. Trzymał rękę pod kolanami tej zgrabnej, ładnej nastolatki, zaś drugą dłonią dotykał jej pleców. Nie byłem głupi. Ona na pewno czuła ciepło bijące od ciała profesora, rozkoszowała się jego zapachem, może nawet mogła poczuć na twarzy ciepły wiaterek jego oddechu. Jej długie, gęste, czarne włosy rozsypały się po ramieniu Camusa, jej usta były zdecydowanie zbyt blisko twarzy nauczyciela, a dłonie niepotrzebnie trzymała na jego piersi, jakby już była jego kochanką.
Marcel nawet nie zwrócił na to uwagi, ale postawił ją na ziemi bezpiecznie i delikatnie, jakby miała się zaraz rozsypać. Uśmiechnął się do niej subtelnie ustami, które należały tylko do mnie, jego cudowne spojrzenie spoczywało na Chin, a przecież mógł widzieć wyłącznie mnie.
W moim wnętrzu rozpętało się prawdziwe piekło. Miałem ochotę krzyczeć, płakać, walczyć o spokój dla swojej duszy, którą teraz rozdzierały na kawałki niebezpieczne bestie zazdrości.
A ona stanęła na palcach, bezustannie chwytała spojrzenie cudownych oczu profesora w sidła swoich, nie była mu zwyczajnie wdzięczna. Ona chciała wykorzystać nadarzającą się okazję by go zdobyć. Nie wstydziła się faktu, że wszyscy na nią patrzą, że jeśli teraz go pocałuje, każdy będzie tego świadkiem. Ona nie traciła okazji, jak ja przez te ostatnie sześć lat.
Coś we mnie pękło. W mgnieniu oka znalazłem się przy nich i łapiąc koleżankę za ubranie na plecach odciągnąłem ją od bezbronnego nauczyciela, którego omal nie pocałowała. Jak on mógł w ogóle pozwolić na to, by tak się do niego zbliżyła?! Gdyby nie ja zostałby przez nią zjedzony!
- Chodź, nie mamy czasu do stracenia. Wróciły mi już siły. - rzuciłem do dziewczyny wciskając jej w dłonie miotłę. Była na mnie wściekła, ale nie zrażała mnie jej niechęć i żądza mordu. Sięgała po to, co należało do mnie, a nie miała najmniejszego prawa nawet o tym marzyć. Gdyby nie fakt, że nie chciałem wyjść na brutala przed Marcelem, może nawet zrobiłbym Chin jakąś krzywdę. Marcel Camus należał do mnie!

~ * ~ * ~

Co tak właściwie przed chwilą się stało? Fillip w końcu spojrzał na mnie otwarcie, ale jego wzrok wydawał się krzyczeć „później się z tobą rozprawię!”. Jak miałem to rozumieć? Czy czuł coś do tej dziewczyny? Czy to dla niej stracił wszelkie zainteresowanie moją osobą?
Tym razem kiedy oderwał się od ziemi był prawdziwym demonem. Nie popełniał błędów, a siła jego rzutu zwiększyła się zauważalnie, kiedy raz po raz pokonywał broniącego kręgu chłopaka. Nie dawał także wytchnienia grającej w przeciwnej drużynie Chin Frey. Patrzyłem na jego gwałtowne, ale pełne gracji ruchy, obserwowałem wściekłość widoczną w sposobie gry. Mój Anioł nie miał litości dla nikogo.
Nic dziwnego, że moja grupa kończyła zajęcia zmęczona, niemal nieprzytomna. Tym razem nawet Oliver dostał w kość, co nie zdarzało się zbyt często.
Fillip wylądował obok mnie, a jego oczęta nadal wyrażały żal.
- Nie wolno się panu do niej zbliżać! - syknął cicho, a jego usteczka wykrzywiły się w wyrazie wściekłości. - Nie pamięta pan, że jak długo nie ma pan nikogo, tak długo ja jestem najważniejszy?! Omal pana nie pocałowała! - widziałem jak drży, a pod jego powiekami zebrały się łzy. Moje serce zabiło szybciej.
- Nie pozwoliłbym na to. - odpowiedziałem na zarzut i otarłem delikatnie jego policzek, który zwilgotniał, kiedy chłopiec stracił panowanie nad morzem swoich oczu.
- Ja mam być dla pana najważniejszy! - warczał na mnie dalej. - Jestem rozpieszczony i samolubny, ale to pańska wina, więc teraz nie wolno panu zbliżać się do nikogo! Auć! - chłopak podskoczył, a jego ręce znajdowały się na jego zgrabnych pośladkach, kiedy odwrócił się tyłem do mnie. Na ziemi leżał tłuczek, zaś kilka metrów od nas stała Chin uśmiechając się przebiegle.
- Ja nie lubię przegrywać Ballack. - uśmiechnęła się przepraszająco, jakby naprawdę było jej żal, że uderzyła tłuczkiem kolegę i odeszła ze swoimi najbliższymi koleżankami.
- To naucz się wygrywać! - krzyknął za nią zły jak osa chłopak i tupnął wściekle nogą. - To bolało! Nie usiądę przez nią podczas obiadu!
- Cóż, do wroga tyłem się nie odwracasz, Fillipie. - roześmiałem się widząc na jego twarzy zdrową złość, której powód tym razem rozumiałem doskonale.
- Proszę się nie śmiać! - rzucił rozkazująco, chociaż jego buźka złagodniała. - To wredne babsko najpierw dobierało się do pana, a teraz próbuje mnie wyeliminować z gry. Myśli, że zajmie moje miejsce w tym roku w drużynie. Niedoczekanie!
- A czy dowiem się, kochanie, co takiego zrobiłem by zasłużyć wcześniej na twój gniew?
- To już nie ważne. To była pomyłka.
- Czy ty byłeś o mnie zazdrosny, Fillipie? - zapytałem patrząc na niego uważnie. Chciałem by tak było, chciałem być źródłem wszystkich jego gwałtownych uczuć. Nie potrafiłem oderwać od niego spojrzenia, kiedy zmieszany gryzł wargę starając się opanować ten odruch, tak jak go uczyłem.
Moje serce biło szybciej z każdym oddechem. Czekałem na jego odpowiedź, nie potrafiłem skupić się na niczym innym, jak szczeniak zakochany w swoim panu. Pragnąłem by chłopak potwierdził moje przypuszczenia, by pozwolił mi marzyć o uczuciach zdecydowanie gwałtowniejszych i gorętszych, jakie mogłyby między nami się narodzić. Musiałem wiedzieć jak jest naprawdę.

~ * ~ * ~

Czułem się przytłoczony jego oczekiwaniem, jego niespokojnym spojrzeniem, dłońmi, które wydawały się szukać sobie miejsca, by spocząć spokojnie.
Czy on się denerwował? Czy naprawdę tak bardzo chciał znać moją odpowiedź na swoje krępujące pytanie?
- Tak. Myślę, że byłem o pana zazdrosny. - spojrzałem na niego trochę błagalnie. Nie chciałem przecież by ode mnie uciekł, ale nie mogłem dłużej siedzieć cicho. Musiałem powiedzieć mu wszystko.
Na twarzy nauczyciela pojawił się szczery uśmiech, jeszcze cudowniejszy niż zawsze. Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe, a jednak wyraźnie widziałem coś nowego w tych idealnie wygiętych wargach. Czy to ja byłem sprawcą tego uśmiechu?
- Fillipie, nie musisz być zazdrosny. Moje życie kręci się wokół ciebie i to na pewno się nie zmieni. - powiedział nie odrywając ode mnie spojrzenia. - Zawsze tak było, od samego początku. To co nas łączy jest wyjątkowe, przecież wiesz.
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się nieśmiało. Zachowałem się jak kretyn, kiedy rzuciłem się na Chin, ale naprawdę nie potrafiłem znieść myśli o tym, że była tak blisko mojego nauczyciela.
- Ma pan rację, to co nas łączy jest wyjątkowe i dlatego postanowiłem, że jeszcze w tym miesiącu zdradzę panu moją tajemnicę jeśli sam jej pan nie odkryje.
- Może już się jej domyślam, ale chcę poczekać, chcę mieć pewność? - powiedział takim głosem, że nie wątpiłem w jego słowa. Czy naprawdę wiedział, co do niego czuję? A może się mylił?
- A... A pański sekret? - ukryłem twarz za włosami, by nie widział moich rumieńców.
- Nie domyślasz się, Fillipie? - poklepał mnie lekko po ramieniu, a ja drżałem, jakby dotykał mojej nagiej skóry.
- Wiem tylko jaki chciałbym aby był pański sekret. Chciałbym by łączył się z moim.
- Może się łączą, Fillipie. - odgarnął włosy z mojej twarzy. - Może w rzeczywistości są jednym i tym samym, a my czekamy na właściwy moment.
- Więc kiedy on nastąpi? Kiedy nadejdzie ten właściwy moment?
- W chwili, kiedy odważymy się powiedzieć głośno to, co chcemy powiedzieć od dawna. W tym miesiącu, czy nie tak postanowiłeś?
- Tak. Przy najbliższej okazji. - specjalnie dotknąłem dłoni nauczyciela jakbym chciał ją uchwycić. Nikt nie mógł tego widzieć, ale chciałem by Marcel upewnił się w swoich przekonaniach, jeśli naprawdę już wiedział, co czuję.
- Więc będę czekać, Fillipie.

~ * ~ * ~

Uniosłem dłoń, a moje palec spotkały się z opuszkami Fillipa.
Chciałem by powiedział mi już teraz, to co ukrywał od tak dawna. Czy naprawdę chodziło o spełnienie się moich pragnień? Czy tak powinienem odczytywać wszystkie podpowiedzi, jakie otrzymywałem? Byliśmy sobie bliscy, nasz związek był wyjątkowy, inny niż wszystkie. Czy jednak naprawdę do tego stopnia? Pragnąłem tego.
- Chciałem pana przeprosić. - odezwał się nagle zaskakując mnie. - Za to, że pana unikałem. Powiedziałem przed wakacjami trochę za wiele i pan mógł się poczuć nieswojo. To prawda, że tylko pan mnie całował, ale powinienem to wtedy zachować dla siebie. Chociaż... Przecież mam zdradzić swoją tajemnicę, a ona na pewno znowu pana przytłoczy... Sam już nie wiem. - chłopak wsunął dłonie w swoje włosy i przeczesał je gwałtownie.
- Powiedz mi to teraz. - starałem się wyciągnąć z niego prawdę. - Dlaczego mamy czekać i tracić czas?
Fillip podniósł gwałtownie głowę, jego oczęta miały w sobie strach, szok, ale także chęć pozbycia się ciężaru, jakby wzrok mógł mówić więcej niż usta.
- Chodzi o to, że ja...
- Fil, rusz tyłek! - krzyk Olivera przerwał chwilę, która mogła przecież zdecydować o naszej przyszłości.
Gdyby tylko Fillip powiedział to, co naprawdę chciał mi zdradzić, gdyby jego pragnienia okazały się takie same jak moje... To co wtedy? Czy miałem prawo kochać go i nie powiedzieć mu ani słowa o tym, że należałem do Upadłego Rodu? Czy nie powinien wiedzieć, że należę do zdrajców, których Ministerstwo chce się całkowicie pozbyć?
- Zabiję cię, Oli! Zabiję! - mój Anioł wydawał się autentycznie wściekły, kiedy odwrócił się do idącego w jego stronę kuzyna. - Najpierw Chin, a teraz ty! - tupnął nogą i zmarszczył brwi. - Przepraszam pana. Innym razem, dobrze? Kiedy będziemy mieli okazję porozmawiać. Obiecuję.
Skinąłem głową i wsunąłem dłoń w jego miękkie włosy odgarniając je do tyłu.
- Idź do kuzyna. - poleciłem, chociaż nie chciałem by odchodził. Sam własnoręcznie rozprawiłbym się z Oliverem, gdybym miał ku temu okazję. - Ach, właśnie, Fillipie. - pochyliłem się nad jego uchem. - Ja ciebie także. - szepnąłem cicho i uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że się rumieni, że nie jest pewny, co właściwie miałem na myśli.
Miałem wrażenie, że obaj zdradziliśmy już więcej, niż planowaliśmy i od teraz wszystko miało potoczyć się już zupełnie innym rytmem.

~ * ~ * ~

„Ja ciebie także.”, „Ja ciebie także.”, „Ja ciebie także.” słyszałem raz po raz w moich myślach.
Czy naprawdę była to odpowiedź na moje jeszcze niewypowiedziane wyznanie? Nie miałem więcej nic do stracenia. Przy następnym spotkaniu powiem mu o wszystkim. Było za późno by się rozmyślić, byłem zbyt podniecony jego słowami, by wątpić w to, że przyjmie moje uczucia z uśmiechem.
„Ja ciebie także.”
Nie miałem najmniejszego zamiaru pozwolić mu uciec i sam nie chciałem już więcej się z tym kryć.
„Ja ciebie także.”
W ten dziwny sposób powiedzieliśmy już sobie wszystko.
Odwróciłem się jeszcze raz by spojrzeć na nauczyciela zaklęciem sprzątającego po nas boisko i uśmiechnąłem się zawstydzony.
„Bardzo pana kocham!” pomyślałem po raz ostatni pozwalając by słowa te zostały niewypowiedziane.