poniedziałek, 29 października 2012

Halloween

Hogsmeade rozkwitało pieszczone ciepłym, jesiennym wiatrem, skąpane w złocie, czerwieni, żółci i pomarańczu. Z każdej witryny patrzyły na człowieka przerażające oczy Halloweenowych straszydeł, dyniowych głów, a nad nimi rozwieszono pajęczyny, nietoperze, po prostu wszystko, co tylko mogło mieć jakiś związek ze świętem, które nadchodziło. Nawet łyse drzewa, które mijałem, wydawały się szykować na tę jedną noc w roku, kiedy to wszystkie paranormalne paskudztwa czyhają na nieświadomego zagrożenia dzieciaka. Myśl o Halloween budziła we mnie pewnego rodzaju podniecenie, które co roku stawało się większe, bardziej niesamowite i magiczne, a to za sprawą nauczyciela latania. Każde święto, jakie z nim spędzałem było dla mnie wyjątkowe i przywodziło wspomnienia cudownych chwil. Miałem świadomość tego, że moje życie krąży w koło Marcela, niczym ziemia wokół słońca, i wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, byłem tym zachwycony do tego stopnia, że dziś nie mogło być inaczej.
Czekałem przed Miodowym Królestwem, aż mężczyzna wyjdzie na zewnątrz. Nie miałem zamiaru wchodzić do środka i katować się patrząc, jak uczniowie ocierają się o MOJEGO ukochanego w ciasnocie panującej tam zawsze przy okazji większych uroczystości. On był mój! Tylko mój! Tylko ja mogłem go dotykać, przytulać, a nawet całować!
Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o Marcelu kupującym łakocie, otoczonym nimi, może nawet jedzącym czekoladowe żaby. Ostatnio przyłapałem się na tym, że podchodzę do niego, jakbym to ja był starszy i bardziej doświadczony życiowo.
Przygryzłem wargę i musiałem szybko wypuścić ją spomiędzy zębów, kiedy zobaczyłem mojego cudownego profesora opuszczającego sklep z torbą pełną słodyczy. Obiecałem sobie, że kiedyś będę je jadł z jego ust i całował te jego wargi przy okazji każdego słodkiego kęsa czekolady. Na pewno mi nie odmówi! Może jeszcze nie teraz, ale za rok...
- Dzień dobry! – krzyknąłem podbiegając do Camusa, który spojrzał na mnie może odrobinę zdziwiony moją obecnością. A może powoli zaczynał podejrzewać, że go śledzę? – Widzę, że robi pan wielkie zakupy. Pomóc?
- A czy ja wyglądam na staruszkę, której trzeba ponieść torby? – uniósł brew rozbawiony, a ja pokraśniałem nieco.
- Nie, na pewno, nie. Wygląda pan zniewalająco, więc na pewno nie potrzebuje pan nikogo do noszenia słodyczy. – zajrzałem do jego dużej torby w kształcie dyni. Była wypełniona różnego rodzaju słodyczami specjalnie przygotowywanymi z okazji Halloween. – Ma pan zamiar zjeść to wszystko?

~ * ~ * ~

Uśmiechnąłem się słysząc niedowierzanie w głosie chłopca, który patrzył na mnie swoimi cudownymi, orzechowymi oczyma. Jakąż miałem ochotę ucałować jego powieki i szepnąć mu na ucho, że kocham go bardziej niż cały ten świat z jego licznymi urokami.
- Oczywiście, że nie. – odpowiedziałem na jego pytanie i rozczochrałem jasno czekoladowe fale jego włosów. – Mój kuzyn zażyczył sobie prezentu na Halloween i chociaż chętnie bym mu odmówił to wiem, że będzie mi to później wypominał.
- Ah, rozumiem. – chłopiec skinął głową i uśmiechnął się podejrzanie słodko. – Skoro już jesteśmy przy prezentach... Da mi pan buziaka? – nagle uśmiech spełzł mu z ust. – Nie to! To nie to! Co ja mówię! Co ja myślę! – wyglądał jak dojrzałe, rumiane jabłko, zaś ja musiałem prezentować się niewiele lepiej.
Nie wystarczyło powiedzieć, że mnie zaskoczył. Byłem wprost zszokowany i chociaż wiedziałem, że się przejęzyczył, to jednak coś we mnie poruszyło się, okręciło w moim żołądku i boksowało serce, które zabiło szybciej.
- Chodziło mi o randkę w herbaciarni pani Puddifoot! Każdy szuka stroju na Halloween, więc będzie tam mało osób, a ja nie wiem, za co się przebrać, więc myślałem, że pan mi podpowie! – tłumaczył się zasłaniając twarz dłońmi.
Chłopiec użył stwierdzenia „randka”, które bardzo mi się spodobało, chociaż wiedziałem, że nie chodzi mu o to konkretne spotkanie kochanków, którzy mają się lepiej poznać, rozerwać, spędzić wspólnie chwile. Chociaż rzeczywiście z mojej strony mógłbym nazwać randką to niewinne spotkanie w herbaciarni.
- Fillipie. – złapałem jego łapki i odciągnąłem od jego twarzy. Zdołałem się już trochę opanować i moja skóra przybrała już bardziej naturalny kolor. – Chodźmy zanim ktoś zajmie nasze miejsce. Ty mnie zaprosiłeś na randkę, więc ja zapłacę. – mrugnąłem, kiedy speszony chłopak patrzył na mnie rozpalonymi oczyma.
- Tak! – skinął głową. – Ma pan rację, tak! – on nadal jeszcze musiał ochłonąć.

~ * ~ * ~

Ależ ja byłem niewyobrażalnie głupi! Jak mogłem powiedzieć coś takiego?! Oczywiście, że o tym myślałem, że chciałem, ale Marcel nie miał o tym wiedzieć! Przecież nie nadszedł jeszcze czas żeby wyznać mu swoje uczucia! Jak miałem kiedykolwiek to zrobić skoro nadal potrafiłem zachowywać się jak dziecko? Z resztą pomysł z brakiem przebrania na Halloween także nie był specjalnie dorosły, ale przynajmniej do niczego nie zobowiązywał.
Jak dobrze, że w przeciwieństwie do mnie Marcel zachował zimną krew. Zapadłbym się pod ziemię, gdyby nie to, że łagodny nauczyciel uznał tę wpadkę za niebyłą i teraz przejął inicjatywę. Nie wiem, co bym bez niego zrobił.
Jego ciepła, duża dłoń pogładziła mnie po włosach, w sposób, który tak uwielbiałem, mimo że mógł wskazywać na to, iż dla nauczyciela nadal jestem dzieckiem. Miękki dotyk palców na skórze mojej głowy poprawił mi humor i oddalił większą część zażenowania.
- Skoro pan płaci to ja nie będę sobie niczego żałował. – powiedziałem zaczepnie, chcąc odciągnąć moje myśli od wcześniejszej niestosownej prośby.
- Tak, Fillipie. Proszę się nie krępować. A skoro mamy pomyśleć nad twoim przebraniem, to podejrzewam, że spędzimy tam sporo czasu. – po ustach Marcela błąkał się uśmiech. A więc naprawdę podobała mu się moja propozycja! Byłem z siebie dumny! Teraz dopiero dziewczyny mogły mi zazdrościć! Będę na „randce” z najprzystojniejszym i najbardziej szarmanckim mężczyzną w szkole w miejscu najlepszym do tego typu spotkań. Będę jadł bez opamiętania słodycze, pił herbatę, a za wszystko zapłaci Camus! One mogą o tym tylko pomarzyć! I to wyłącznie, dlatego, że nie mogę zabronić im marzeń o moim nauczycielu!
Tak jak przypuszczałem herbaciarnia była zapełniona tylko do połowy i nikt specjalnie nie zwracał uwagi na to, że przyszedłem tu z Marcelem. Oczywiście, dziewczęta patrzyły na nauczyciela podniecone, zaś ich towarzysze byli zmuszeni wytrzymać ten chwilowy brak uwagi partnerek. Podejrzewam, że dla każdej z tych osób było oczywiste, iż jesteśmy tu tylko, dlatego, że herbaciarnia była najspokojniejszym miejscem, gdy chodziło o załatwianie jakichkolwiek interesów, w tym także pomocy w nauce.
Bez trudu znaleźliśmy stolik, kiedy weszliśmy do środka. Okrągły, ozdobiony bukiecikiem żółtych kwiatów i waniliowymi świeczkami, które zapłonęły, gdy tylko zajęliśmy miejsca. Przed nami pojawiły się karty deserów oraz napojów. Od razu sięgnąłem po jedną i przeglądałem zdjęcia apetycznych ciast wybierając te, na które miałem dziś ochotę. Naprawdę nie czułem się skrępowany korzystając z uprzejmości nauczyciela, którego znałem już na tyle dobrze, że wiedziałem jak bardzo jest szczery we wszystkim, co proponuje. A więc mógłbym z powodzeniem kazać sobie podać po jednej porcji każdego deseru, a on uśmiechałby się tylko i zachęcał mnie do dalszego jedzenia.
Oblizałem się naprawdę nie wiedząc, od jakiego deseru zacząć, toteż na sam początek zdecydowałem się na cappuccino orzechowe, by później przyniesiono mi herbatę z wiśniami w rumie, a po niej taką z pomarańczą i czekoladą. Byłem ciekaw, czy mi posmakują.
Kiedy uśmiechnięta, młoda kobieta o miłym głosie podeszła by odebrać nasze zamówienie Marcel, jako pierwszy wyraził swoje życzenia, a następnie pozwolił bym to ja wygłosił długą litanię nazw deserów, jakie miałem zamiar dzisiaj pochłonąć. Kobieta była zaskoczona, ale przecież i ja nie wiedziałem, co mnie ugryzło. Na co dzień nie objadałem się tak, ale teraz myśl o zbliżającym się Halloween oraz obecność Camusa napawały mnie radością, którą chciałem uczcić bardzo słodko.
Atrakcyjna właścicielka oddaliła się by zacząć od przygotowania naszych cappuccino i podania pierwszego ciastka, zaś ja z wielkim zadowoleniem stwierdziłem, iż mężczyzna zupełnie nie zwrócił na nią uwagi. Równie dobrze mogła być stara i gruba, gdyż dla niego nie miało to chyba znaczenia. Był zajęty mną i tylko mną!
- Więc, Fillipie? – zapytał łagodnie opierając brodę na splecionych dłoniach, co miało nieodparty urok.
- Więc bardzo się cieszę, że jest pan tu ze mną. – zacząłem nieśmiało. – I chcę pana poprosić o radę. W co powinienem się ubrać w tym roku?
Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę i pochylił nad stolikiem wyciągając dłoń. Ciepłe palce pogładziły mój policzek, brodę i szyję. Camus wcale nie zwracał uwagi na to, gdzie jesteśmy i nie zabierając palców podziękował grzecznie kobiecie, która przyniosła nam filiżanki i talerzyki z porcją ciasta.
- Myślę, że powinieneś wykorzystać fakt, że twoja skóra nadal jest dosyć gładka na twarzy. – rzucił niczym fachowiec i usiadł prosto, zaś ja niemal jęknąłem zawiedziony, kiedy jego dłoń odsunęła się ode mnie. By zająć czymś usta wziąłem wielki kawałek szarlotki i gryzłem dokładnie. – Za rok pewnie zapuścisz małą bródkę, więc teraz, póki jej nie masz...
- Niech pan to z siebie wyrzuci. – zachęciłem popijając wyśmienite cappuccino, które rozniosło słodkie, przyjemne ciepło po moim wnętrzu.
- Nie jesteś już dzieckiem, ale młodym mężczyzną, chociaż twojemu ciału brakuje jeszcze trochę do pełnej formy... – kręcił. Wiedziałem, że kręci, co w sumie nie zdarzało mu się często. Co takiego chciał mi zaproponować, skoro zaczynał tego rodzaju wstępem?
Dobrze wiedziałem, że do typowego mężczyzny brakuje mi jeszcze trochę, ale moje dziecięce kształty zniknęły. Wierzyłem, że w następnym roku będę już naprawdę wyglądał jak prawdziwy chłopak, nie zaś dziwna miniaturka. Czasami swędziała mnie broda, co pozwalało sądzić, że za miesiąc, bądź dwa zacznę się golić.
- Nie będziesz zachwycony. – Marcel wziął wielki łyk cappuccino podobnie jak ja wcześniej. – Gdybyś przedłużył te twoje miękkie włoski do łokci, zrobił ładną grzywkę. – nie przerywałem mu, chociaż chyba tego się obawiał z mojej strony nawet bardziej niż wybuchu. – Założył ciemne nadkolanówki, czarne lakierki na drobnej koturnie... – przełknął ciężko ślinę. – Wpiął we włosy drobny, czarny kapelusik i...
- I założył sukienkę pełną falbanek? – dokończyłem za niego.
- Z dyniową latarnią w ręce wyglądałbyś naprawdę cudownie. – tłumaczył się.
- Chce mnie pan przebrać za dziewczynę? – zapytałem niedowierzająco, chociaż jego intencje były jak najbardziej jasne.
- Szybko rośniesz, więc pewnie jeszcze w tym roku stracisz ostatnią szansę na tego typu strój, a przecież chciałbyś mieć na sobie coś oryginalnego, prawda?
Skrzyżowałem ramiona na piersi, skinąłem na właścicielkę herbaciarni by przyniosła mi kolejne ciastko, gdyż z tym już sobie poradziłem, i spojrzałem na nauczyciela.
- Chce pan powiedzieć, że jestem zbyt mało męski na inne przebranie?
- Nie! – podniósł dłonie w obronnym geście. – Chcę tylko powiedzieć, że jesteś nadal rozkoszny i możesz to wykorzystać. Twoje barki są nadal dość wąskie, a buzia ma delikatne rysy...
- Czyli, że się panu podobam?

~ * ~ * ~

Czy to naprawdę nadal ten sam nieśmiały Fillip, w którym kochałem się przez tyle lat, czy może ktoś mi go podmienił? Zupełnie nie wiedziałem, jak reagować na jego bezpośrednie pytania, a chyba tylko siłą woli opanowywałem zawstydzenie, jakie nimi powodował. Nie zmieniało to jednak faktu, że był naprawdę cudowny. Do tego stopnia, że nie powstrzymałem się przed zaproponowaniem mu takiego, a nie innego przebrania.
- Nie zaprzeczę, że jesteś przystojny, Fillipie. – próbowałem właściwie dobierać słowa. – Z resztą, zawsze byłeś atrakcyjny, a teraz nie musisz być chodzącym misiaczkiem, ale bardzo ładną, mroczną dziewczyną.
- A pan przebierze się za baryłkę miodu? – spojrzał mi w oczy, co znaczyło, iż mówi poważnie.
Odkaszlnąłem i dopiłem swój ciepły napój. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo i nie specjalnie pojmowałem kontekst wypowiedzi chłopca.
- Skoro ja pasuję na dziewczynę, to pan ze swoją słodyczą mógłby być baryłką miodu. – wyjaśnił wspaniałomyślnie, chociaż nadal nie mogłem wydobyć z siebie słowa.
Baryłka miodu? Przecież nie mogłem pokazać się mojemu Aniołowi w stroju baryłki! Tak naprawdę, wcale nie planowałem przebrania, gdyż nie musiałem go mieć, ale pomysł z miodem w...

~ * ~ * ~

Z wielkim zadowoleniem patrzyłem na konsternację Marcela, który nie wiedział, co właściwie ma zrobić, jak się zachować, co powiedzieć. Nie chciał być baryłką miodu, to pewne. Gdybym wiedział, że jego reakcja będzie tak zniewalająca, na pewno już wcześniej zaproponowałbym mu coś podobnego.
Roześmiałem się głośno i szczerze.
Mój cudowny nauczyciel!
- Żartujesz sobie ze mnie? – zapytał z wyrzutem, chociaż po jego ciepłym spojrzeniu mogłem się domyślić, iż wcale nie ma do mnie żalu.
- Troszeczkę! – przyznałem czując miłe łaskotanie w brzuchu. – Będę dziewczynką, jeśli pan przebierze się za dżentelmena, który będzie do mnie pasował. – postanowiłem i nie wstydziłem się wcale wyrazić jasno swoich warunków. – Będzie pan we fraku, koszuli z żabotem, z laseczką w dłoni i proszę nie zapomnieć o kapeluszu!
Na twarzy nauczyciela pojawił się łagodny uśmiech. Nie wiem, czy wywołany moim zaangażowaniem, czy może pomysłem, który wpadł mi do głowy. Nie mniej jednak, bardzo chciałem zobaczyć Marcela w tym stroju. Niemal na równi z chęcią pokazania się przy nim, jako elegancka dziewczynka, za którą mogłem się przebrać, jeśli on miałby stać obok.
- Zgadzam się. – powiedział pewnie i wyciągnął do mnie rękę nad stołem. Zadrżałem na całym ciele myśląc o tym, co mnie czeka i uścisnąłem jego dłoń mocno.
- Niech pan nie próbuje zmienić nagle zdania. – ostrzegłem, chociaż niepotrzebnie.
Marcel na pewno był słowny i jeśli obiecał taki strój to w takim zjawi się na kolacji z okazji Halloween. Teraz tylko musiałem doprowadzić siebie do stanu, który pozwoli mi zaprezentować się w sposób jak najbardziej zniewalający.
Nie odmówiłem sobie jednak dalszych ciastek, które pochłaniałem teraz z jeszcze większą radością. Nawet Marcel zamówił sobie coś więcej i patrzył na mnie, kiedy bez opamiętania rozkoszowałem się prawdziwymi pysznościami, za które on miał zapłacić.
- Naprawdę myśli pan, że niedługo będę wyglądał doroślej?
- Jestem tego pewny, Fillipie. Już teraz jesteś wyższy niż rok temu, twoje policzki nie są tak zaokrąglone, a twój głos to nie świergotanie drobnego ptaszka. Jeszcze trochę, a dziewczyny będą całować ziemię po której stąpasz.
- Nie one powinny. – mruknąłem i zapchałem usta ciastem, by nie musieć więcej nic mówić. Nie chciałem przecież posunąć się za daleko.
- Więc może ktoś inny robi to już od dawna?
Jego słowa zawisły między nami, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. Najpewniej nasze myśli rozchodziły się w tym momencie w zupełnie innych kierunkach, ale cieszyłem się, że to powiedział. Dzięki tego nabierałem więcej wiary w siebie i w to, że niedługo wyznam mu wszystko.