środa, 30 maja 2012

Dépression

Ani słoneczny dzień, ani wysokie temperatury, ani też piękna zieleń świata nie mogły zmienić tego, co działo się wewnątrz mnie. Smutek wydawał się wypełniać każdą komórkę ciała, melancholia okupowała umysł, zaś mięśnie, jak zaspane nie pozwalały na żadne gwałtowne ruchy. Czułem się po prostu okropnie. Gdyby świat był czarno biały nie żałowałbym przynajmniej tego braku entuzjazmu i zachwytu nad jego urokami. Co gorsza, nawet to gromadziło łzy pod moimi powiekami, a serce puchło, jakby miało zaraz pęknąć, jeśli nie pozwolę sobie na płacz, nie dam mu odetchnąć, pozbyć się napięcia. Po prostu wiedziałem, że tego dnia muszę się rozpłakać z jakiegoś powodu.
Wszystkiemu winny był Oliver! Chodził nadąsany, nie odzywał się zbyt często, a zapytany o powód takiego zachowania po prostu wzruszał ramionami. Jego depresja udzieliła się mi i teraz miałem dziwne wrażenie, że to ja jestem powodem wszystkich jego nieszczęść. Jego uśmiech był zazwyczaj ironiczny, słowa przesiąknięte jadem, a jedyną rozrywkę stanowiło męczenie młodszych uczniów. Oczywiście, nigdy od tego nie stronił, ale wtedy było to tylko rozrywką, zaś teraz stało się niemal pasją.
Czy powinno mnie dziwić jego zachowanie? Przecież był nieswój już od dnia, kiedy pokłóciliśmy się o Marcela, a jednak teraz wszystko wydawało się maksymalnie napięte. Nie wątpiłem, iż ma problem, z którym nie potrafi sobie poradzić, ale i nie chce mi o nim powiedzieć zachowując dla siebie, jako tajemnicę. Nie mogłem mieć mu tego za złe, gdyż sam nie przyznałem się przed nim do mojej miłości do nauczyciela latania, a więc zapewne nie ufałem na tyle naszej przyjaźni bym mógł wyznać głośno to, co we mnie siedziało. Teraz Oli robił to samo, chociaż na pewno nie w ramach zemsty. Jak na przyjaciół byliśmy obaj strasznie nieporadni.
Do problemu z Oliverem dochodził jeszcze jeden, należący wyłącznie do mnie, a chodziło o Camusa. Powoli zaczynałem gubić się w swoich uczuciach pozwalając by pragnienie zdominowało wszystkie wewnętrzne głosy. Kochałem go niezmiennie całym sobą, ale moje krocze wydawało się przewodzić moim uczuciom o wiele lepiej. Coraz częściej śniłem o nauczycielu, by budzić się podniecony, przeżywałem katusze obserwując go podczas zajęć lub posiłków, potrafiłem odpływać myślami do lepszego świata by na jawie snuć fantazje dotyczące naszych ciał. Usiłowałem przypomnieć sobie, jak wyglądał nauczyciel nago, kiedy się z nim kąpałem, jako dzieciak. Moje dłonie były wtedy naprawdę małe, a jego pierś wydawała mi się wielka. A jego sutki? Jaki w ogóle miały kolor? Czy jego brzuch pod pępkiem pokrywały ciemne włoski? Płonąłem w środku chcąc przypomnieć sobie to wszystko, upewnić się, czy nadal tak jest, sprawdzić czy porazi mnie piorun, gdy dotknę jego nagiej skóry, palcami obrysuję mięśnie, zaś wargami obejmę drobną brodawkę rozkoszując się jej smakiem.
Ponownie miałem ochotę płakać, kiedy dotarło do mnie, iż może nigdy nie zdołam zrealizować tych marzeń, że ktoś inny może dostać w swoje ręce mojego profesora. Umarłbym gdybym się dowiedział, że mężczyzna ma dziewczynę, a ona dotykałaby go, pieściła i całowała. Naprawdę bym wtedy umarł!
- Idę do niego! – powiedziałem samemu sobie i otarłem rękawem łzy, które zdołały, jakoś spłynąć mi na policzki.
Ból, jaki czułem mógł załagodzić wyłącznie Camus. Tylko on miał moc uzdrawiania mojego serca, odganiania chmur gromadzących mi się nad głową i wyłącznie on mógł mnie pocieszyć. Nie ważne jak wiele odwagi musiałem w sobie znaleźć by spojrzeć mu w oczy i poprosić o kilka słów, które mogłyby podnieść mnie na duchu. On był kimś, kto nigdy mi nie odmówi, kto zawsze znajdzie dla mnie czas. Był mój! I był idealny.

~ * ~ * ~

Spłukałem pianę z włosów, czując, jak spływa po mojej skórze łaskoczącym śladem. Położyłem dłoń na swoim ramieniu i zamknąłem oczy masując mięśnie, starając się je rozluźnić. Woda była idealna – nie za ciepła, nie zbyt zimna. Mogłem zapomnieć się bez reszty otoczony szumem kropel płynących z prysznica. Uwielbiałem wodę w tej postaci. Nic tak nie odświeżało i nie przywracało spokoju ducha, jak prysznic. Drobne strumyczki znaczyły na mojej skórze wilgotne ślady, które niemal magicznie nasuwały mi pewne wizje, których wstydziłbym się w każdej innej okoliczności. Gdybym tylko miał przy sobie Fillipa...
Wyłączyłem wodę i otuliłem się ręcznikiem wycierając w pierwszej kolejności twarz i pierś, a później resztę ciała. Odrobinę osuszyłem włosy i owinąłem sobie ręcznik wokół bioder. Miałem zamiar się ubrać, kiedy do drzwi mojego pokoju ktoś zapukał. Otworzyłem tak, jak stałem mając nadzieję, że nikogo nie zgorszę. Było przecież niedzielne popołudnie i nie spodziewałem się żadnych szczególnie istotnych odwiedzin. Właśnie, dlatego zamieniłem swoje biuro na sypialnię, ale jak widać nigdy nie powinienem zbyt wcześnie kończyć dnia.
- Fillipie, twoje odwiedziny chyba nie powinny mnie już dziwić. – a jednak dziwiły, jak zawsze. Dziwne, iż najczęściej wcale nie przychodziło mi do głowy, że to on będzie moim gościem, a przecież zawsze tego właśnie pragnąłem. Otworzyłem chłopcu szeroko drzwi by wszedł do środka. – Wybacz, że tak cię witam, ale nie myślałem, że do mnie wpadniesz. Jako jedyny przychodzisz najczęściej właśnie wtedy, gdy dysponuję wyłącznie sypialnią. – o tak. Kto, jak kto, ale Fillip naprawdę najczęściej oglądał mój pokój w chwili, kiedy tracił całą grację nauczycielskiego gabinetu. – Usiądź gdzieś, proszę. Zaraz się ubiorę.

~ * ~ * ~

Przełknąłem głośno ślinę zaskoczony tym, że nauczyciel otworzył mi w takim stanie. Jego skóra miejscami była wilgotna, po idealnej piersi spływały krople wody, które skapywały z mokrych włosów, a biodra zasłaniał zaledwie ręcznik. Czułem ogromne podniecenie, kiedy nie mogąc oderwać wzroku od jego skóry wodziłem rozmarzonym wzrokiem za tym nagim ciałem.
A co, gdybym to nie był ja?! Co, gdyby to ktoś inny stał za drzwiami? Nawet nie chciałem myśleć o tym, jak wielkie szczęście spotkałoby tę osobę. Nie każdy ma zaszczyt podziwiać niemal zupełnie nagie ciało Camusa. Wściekłbym się, gdyby to ktoś inny miał takie szczęście. Byłem zachłanny, to prawda, ale miałem, czego tak zazdrośnie bronić!
Oblizałem wargi siadając w jednym z foteli i wbijając sobie paznokcie w dłoń patrzyłem tęsknie, jak nauczyciel wyciąga coś z szafki, jak zdejmuje ręcznik odwrócony do mnie tyłem i zakłada bieliznę. Jego pośladki miały idealny kształt, aż chciało się ich dotknąć. Z rozmarzeniem obserwowałem jak się ubiera, jak mięśnie jego ciała pracują przy każdym ruchu.
Robiłem, co w mojej mocy, by uspokoić swoje krocze, ale nie do końca byłem w stanie nad nim panować. Byłem, więc zmuszony spleść ręce na kolanach w sposób, który zasłoni pobudzone ciało, aż do chwili, gdy zechce opaść spokojnie w dół nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
„Niech mi pan pozwoli wycałować każdy skrawek pańskiej skóry” miałem ochotę poprosić, gdy zakładał spodnie oraz koszulę. Zębami atakowałem swoją wargę nie potrafiąc się przed tym powstrzymać, a moje spojrzenie było nieprzerwanie utkwione w plecach mężczyzny.
Pospiesznie opuściłem skromnie wzrok starając się wyglądać na zupełnie niewinnego, kiedy Marcel odwrócił się do mnie przodem. Na pewno chciałby wiedzieć, dlaczego tak się w niego wpatruje, w chwili intymnej nagości, którą chciał ukryć. Ale ja, ot, przyszedłem tylko w nieodpowiedniej chwili. Choć dla mnie był to moment najbardziej odpowiedni ze wszystkich. Nigdy już nie zapomnę tego, co widziałem! Żałowałem tylko, że miałem zbyt mało czasu by zapamiętać każdy szczegół. Byłem pewny, że tej nocy nie zasnę od razu.
- O co więc chodzi, Fillipie? – na stoliku obok, którego niemal wcale nie zauważyłem, pojawiły się dwa kubki gorącej czekolady, zaś mężczyzna usiadł po drugiej stronie blatu uśmiechając się do mnie łagodnie. Czułem, że mógłbym rozpłynąć się w tym jego uśmiechu, jak wrzucona do gorącego mleka kostka czekolady. Nikt nie potrafił uśmiechać się tak, jak Marcel! Musiałem walczyć ze sobą by przez przypadek nie powiedzieć głośno tego, co czuję.
- Chodzi o Olivera. – przywołałem obraz kuzyna, który krzywił się niezadowolony przynajmniej piętnaście razy dziennie. Poczułem bolesne ukłucie żalu, spowodowane swoim niewłaściwym zachowaniem. On miał jakieś wielkie problemy, a ja zamiast mu pomóc podziwiałem nagie ciało nauczyciela, w którym się kochałem. – Dziwnie się zachowuje i podejrzewam, że ma wielkiego „doła”. Nie chce o tym rozmawiać, złości się na mnie, kiedy o tym wspominam. Chciałbym coś zrobić, jakoś mu pomóc, ale nie wiem jak. Przez to wszystko, ja także jestem smutny. – i mam ochotę płakać, wypadało mi dodać, ale tego nie zrobiłem.

~ * ~ * ~

- Chodź do mnie. – wyciągnąłem ramiona do chłopaka, a on zarumienił się zaskoczony taką propozycją. Musiałem oszaleć by starać się rozwiązać jego problemy w taki sposób.
- Da mi pan uzdrawiającego buziaka? – zapytał niewinnym głosem, a włosy, które opadły mu na twarz zasłoniły całkowicie jego buzię.
- Nie, Fillipie. Nie to miałem w planach, ale jeśli nic nie pomoże to wykorzystam twoją propozycję z buziakiem.
Odgarnąłem mu włosy za ucho, kiedy podszedł wystarczająco blisko. Był cały czerwony, jak dorodne jabłuszko gotowe do zjedzenia. Nie powstrzymałem uśmiechu, kiedy patrzyłem na chłopca. Cieszyłem się, że jego spojrzenie utkwione było w butach, gdyż nie kusiło mnie tak bardzo, by pocałować te jego delikatne wargi kradnąc przy tym tak cenny skarb. Wciągnąłem go na swoje kolana i objąłem. Jedna dłoń spoczęła na jego udzie, zaś druga na plecach, które gładziłem.
- Czasami ludzie nie potrzebują naszej pomocy i chcą poradzić sobie ze wszystkim sami. – zacząłem powoli i ostrożnie dobierałem słowa. Miałem nadzieję, że w jakiś sposób zdołam poprawić mu humor, pocieszyć go. Wiedziałem tylko, iż kuzyn był powodem jego złego samopoczucia, zaś Anioł szukał ratunku od ciążących mu uczuć u mnie. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło i pozwalało łudzić się, co do bycia niezastąpionym. – Gdyby Oliver wiedział, że tak cię to wszystko martwi na pewno usiłowałby ukryć swoje uczucia, a to byłoby dla niego tym cięższe.
- Ale jest niemiły. – głowa chłopaka spoczęła na mojej piersi i nie wątpiłem, że w niedługim czasie będzie to już niemożliwe, gdy Fillip jeszcze bardziej urośnie.
- Może i jest, ale na pewno czuje się lepiej, kiedy ma cię blisko. Od zawsze trzymacie się razem, prawda? – skinienie potwierdziło moje przypuszczenia. – A więc bez ciebie czułby się „niepełny”. Ty czasami także masz złe dni, czy nie? – chłopiec skinął trochę speszony tym, że musiał przyznać mi rację.
- I wtedy czuję się lepiej, kiedy on jest blisko i kiedy mogę porozmawiać z panem.
Moje serce drgnęło bolesną radością wywołaną tym oświadczeniem. Gdybym tylko miał go całego dla siebie... Gdybym nie musiał się nim dzielić ze światem...
- Jest coś, co na pewno poprawi ci humor i przywoła uśmiech na tę śliczną buzię. – zignorowałem fakt, że Fillip miał już piętnaście lat i po prostu traktowałem tak, jak zwykłem, gdy był o te kilka lat młodszy.

~ * ~ * ~

Miałem nadzieję, że mężczyzna nie czuje jak szybko i mocno bije serce w mojej piersi, gdy siedziałem na jego kolanach, tak blisko ciała, którego pragnąłem. Podobało mi się to, jak mnie traktował, to jak mnie głaskał i jak do mnie przemawiał. Gdyby miał traktować mnie, jak każdego innego w moim wieku nie mógłbym liczyć na pieszczotliwe gładzenie po plecach, na rozkosz, jaką odczuwałem teraz będąc zaraz przy nim.
Marcel sięgnął po kubek z gorącą czekoladą i podmuchał w jej powierzchnię, by mieć pewność, że nie parzy. Pomógł mi wypić kilka łyków słodkiego napoju i wtedy odsunął mnie odrobinę od siebie.
Włożył palec do kubeczka i zamieszał powoli unosząc dłoń. Gorąca czekolada utworzyła spiralkę, która wyfrunęła z kubka i zastygła w powietrzu. Pamiętałem tę sztuczkę! Mężczyzna robił ją, kiedy mył mnie z farby gdzieś na samym początku mojej drogi szkolnej. Wtedy jednak mieliśmy do czynienia z wodą pełną piany, zaś teraz była to najzwyklejsza gorąca czekolada!
Patrzyłem niczym zafascynowany, jak coraz więcej słodkich serpentyn zastyga w powietrzu. Sięgnąłem pospiesznie po kubek, który został po mojej stronie stolika.
Nauczyciel uśmiechnął się i złapał delikatnie moją dłoń. Zanurzył mój palec do połowy i zamieszał nim powoli wyjmując go z czekolady wraz z ciągnąca się za nim sprężynką cieczy. Nie wiem, czy było w tym jakieś magiczne zaklęcie, czy po prostu moja dziecięca natura odezwała się jeszcze gdzieś wewnątrz mnie, ale naprawdę przestałem myśleć o tym, co mnie bolało i męczyło. Oblizałem palec ze słodyczy, jaka na nim osiadła i tym razem samodzielnie sięgnąłem do kubka z napojem. Byłem naprawdę uradowany stwierdzając, iż jestem w stanie samodzielnie tworzyć czekoladowe spiralki.
Roześmiałem się naprawdę uradowany i oblizałem się odgryzając połowę jednej z tych magicznych serpentyn. Nie wiem jak to możliwe, ale naprawdę mi się udało! Po prostu wgryzłem się w płyn i połknąłem go, kiedy w moich ustach przybrał swoją pierwotną postać. Kręcąc się strasznie na kolanach nauczyciela pochłonąłem wszystkie czekoladowe śrubki.

~ * ~ * ~

Śmiałem się w duchu patrząc na zafascynowanie, z jakim Fillip bawił się gorącą czekoladą. Gdybym miał okazję pokazałbym mu o wiele więcej sztuczek, niestety nie mogłem zdradzić mu wszystkiego od razu. Straciłbym wtedy wszystkie swoje atuty, które do tej pory pomagały mi w zaimponowaniu chłopcu.
- Jest pan niesamowity! – spojrzał na mnie błyszczącymi, ciemnymi oczyma. Jego twarz była brudna od czekolady, którą wypił w taki, czy inny sposób, ale najwidoczniej Anioł nie zdawał sobie z tego sprawy.
Zaskoczył mnie wyciskając na moim policzku wielki pocałunek, który musiał zostawić brązowy ślad, gdyż Fillip zawstydził się i szybko otarł swoim rękawem miejsce, które całował. Był to już drugi tak zaskakujący i rozkoszny buziak, jakiego otrzymałem do niego w przeciągu ostatniego miesiąca. Obudziło to w moim sercu absurdalną nadzieję, nad którą zupełnie nie panowałem, jakobym mógł spodziewać się cudu i oczekiwać odwzajemnienia uczuć, z którymi kryłem się od tylu lat.
- Fillipie... – westchnąłem łagodnie ocierając kciukiem jego czekoladowe usteczka zahipnotyzowany ich kształtem, rozkosznym uchyleniem. Tak bardzo mnie kusiły...
Pukanie do drzwi sprawiło, że obudziłem się z tego pięknego odrętwienia, w jakim znalazłem się na chwilę. Mój Anioł uciekł szybko z moich kolan rozsiadając się, jak przystało na grzecznego ucznia, w fotelu, który zajmował na samym początku. Niechętnie podniosłem się z miejsca i otworzyłem drzwi, za którymi stał główny powód zmartwień mojego Cudu.
- Przepraszam, że zakłócam pański spokój, ale zakładam, że to tutaj ukrył się mój kuzyn. – odezwał się pewnie, jakby w ogóle nie interesowało go to, kim jestem. Nie potrafiłem odgadnąć, co kryje się w jego głowie, skąd jego niechęć do mnie. Czy wynikała z wiedzy na mój temat, jaką mógł posiadać, czy też była czymś, nad czym nie potrafił zapanować?
- Idę, idę! – ciemnowłosy Anioł dopił pospiesznie resztki czekolady znajdujące się zarówno w jednym, jak i w drugim kubku i uśmiechnięty podszedł do drzwi. – Dziękuję panu za wszystko! – uśmiechnął się do mnie. – Jeszcze kiedyś pana odwiedzę, może pan być tego pewny. – sądzę, że chciał by zabrzmiało to jak groźba, ale tylko mnie to rozbawiło.
- Ależ oczywiście. – skinąłem głową.

~ * ~ * ~

Przybrałem dobrą minę do złej gry, jako że miałem ochotę rozerwać Olivera na drobne kawałeczki za to, że przeszkodził mi akurat wtedy, gdy wargi nauczyciela dzieliły od moich centymetry, a on nie zdawał sobie z tego sprawy. Ugh! Tak niewiele brakowało, a byłbym zdolny do zapomnienia się w nich!
- Jesteś wstręciuchem! – mruknąłem do kuzyna, kiedy drzwi gabinetu Camusa zamknęły się, a my odeszliśmy od nich na kilka kroków. Oliver nie miał pojęcia, o co chodzi.