poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Intimité

Ułożyłem syna do snu, czytając mu jego ulubione bajki, bez których nie potrafił wieczorem zamknąć oczu. Upewniłem się, że śpi twardym, spokojnym snem i na palcach opuściłem jego pokój, zostawiając tę drobną istotkę pod opieką jego licznych pluszowych misiów, które niczym rycerze odganiały wszelkie koszmary.
Wchodząc do sypialni dzielonej z kochankiem, od razu dostrzegłem go w wieczornym półmroku i teraz obserwowałem jego swobodne, sprawne ruchy, kiedy z właściwą sobie starannością układał wyprane ubrania na trzy oddzielne sterty: swoje po prawej, moje tuż obok oraz małe ciuszki Nathaniela z lewej strony.
- Mój drogi, czy nie powinieneś użyć do tego zaklęcia? - zapytałem podchodząc i obejmując go w pasie ramionami. Pocałowałem jego pachnącą słodko szyję i oparłem policzek o jego głowę. Rozkoszowałem się każdym, nawet najmniejszym ruchem Fillipa, kiedy tkwiliśmy w tej niewygodnej dla niego, ale idealnej dla mnie pozycji.
- Gdybym posłużył się do tego zaklęciem, ubrania poskładałyby się same, a ja siedziałbym bezczynnie czekając na ciebie. Zanudziłbym się, albo nawet zasnął, a przecież mieliśmy na dziś bardzo przyjemne plany. - chłopak odwrócił się do mnie przodem ze słodkim, przekornym uśmiechem na urodziwej, mężniejącej z każdym dniem twarzy.
- Mmm, obiecująco. - zamruczałem rozbawiony i przymykając oczy pocałowałem te cudowne, kuszące usta, które posiadały wyjątkowy dar doprowadzania mnie do szaleństwa.
- Więc dlaczego nadal masz na sobie ubranie? - i jak nie kochać Anioła, który potrafi zamienić się w istnego demona, kiedy w grę wchodzą łóżkowe czułości?
- Liczyłem na to, że pokażesz mi jak się je zdejmuje. - odpowiedziałem odsuwając się od niego o dwa kroki, aby miał miejsce do rozebrania się pod moim czujnym, spragnionym spojrzeniem.
- Najwyraźniej nie mam innego wyjścia. - udał ciężkie westchnienie. - Zaczniemy więc od koszuli. Rozepniesz guziki jeden po drugim zaczynając od góry, a następnie zsuniesz ją z ramion. Ja mam na sobie koszulkę, więc muszę ją przełożyć przez głowę. O, tak. - zdjął pierwszą część garderoby, prezentując swoją idealną, apetyczną skórę.
- Czy w taki sposób? - starałem się by mój głos brzmiał niewinnie, kiedy to ja pozwalałem otoczyć się jego płonącemu spojrzeniu.
- Dokładnie tak. Jesteś bardzo pojętnym uczniem, Marcelu. - Fillip chyba mimowolnie oblizał wargi sunąc wzrokiem po każdym centymetrze mojej piersi.
Jego reakcja schlebiała mi i sprawiała, że pragnąłem podobać mu się jeszcze bardziej. Chciałem by szalał na moim punkcie tak, jak ja szalałem na jego. W końcu mając przed oczyma miodową skórę jego piersi czułem w ustach jej doskonale znany mi smak, który uzależniał bardziej niż słodycz czekolady lub aromat miodu.
- Nie, kochanie. To ty jesteś znakomitym nauczycielem.
- Tak sądzisz? Więc powinienem częściej udzielać ci lekcji.
Nasze spojrzenia spotkały się wywołując u nas napad wesołości. Roześmialiśmy się, ale nie przerwaliśmy tej niemądrej zabawy, jaką podjęliśmy. Fillip zaczął wyjaśniać, jak należy zdjąć spodnie.
- Ty najpierw zsuniesz z nóg skarpetki, a następnie zrobisz to, co ja teraz. Rozepniesz guzik, o tak, rozsuniesz zamek w taki sposób i łapiąc spodnie w miejscu bocznych szlufek, pchniesz je w dół. - chłopak bardzo powoli zaczął zsuwać spodnie po swoich szczupłych, umięśnionych udach do samych kolan, a później przez idealne łydki do kostek. Powoli wyszedł ze spodni i uśmiechnął się do mnie znacząco.
Zauważyłem, że był już odrobinę pobudzony, ale sam byłem w nie lepszym stanie. Postarałem się więc zdjąć spodnie w taki sposób, by wybrzuszenie w bieliźnie kochanka powiększyło się lub chociaż drgnęło obiecująco. Na pewno nie miałem w sobie takiej gracji, jak on, ale kochaliśmy się szalenie, więc bez względu na to, w jaki sposób miałbym pozbyć się odzieży, on i tak byłby zachwycony. Działało to także w drogą stronę, ponieważ dla mnie Fillip zawsze był szalenie pociągający i grzesznie przystojny.
- Więc teraz zdejmiesz bieliznę? - zapytałem z niejaką nadzieją, ale on pogroził mi palcem.
- Nie ładnie się tak spieszyć. - skarcił mnie dla zabawy – Nie można się spieszyć z jedzeniem, nawet jeśli jest się bardzo głodnym. Tak się jednak składa, że jestem dziś niezwykle wielkoduszny i pozwolę ci na mały postęp w dzisiejszej lekcji. Uklęknij proszę i schowaj ręce za plecami.
W moich oczach zalśnił płomień pożądania. Jego gorąco czułem w głowie, więc nie musiałem nawet spoglądać na siebie w lustrze by to wiedzieć. Fillip za to uśmiechał się niezmiennie w ten protekcjonalny sposób właściwy dorosłemu tłumaczącemu dziecku coś oczywistego.
Uklęknąłem przed nim spoglądając początkowo w górę na jego urodziwą twarz, ale szybko przeniosłem wzrok na wybrzuszenie materiału bielizny.

~ * ~ * ~

- A teraz, mój słodki Marcelu, zdejmij moją bieliznę używając do tego tylko ust i zębów. - powiedziałem roztrzęsionym z podniety głosem, kiedy patrzyłem w dół na klęczącego kochanka. Mężczyzna odgiął swoje szerokie, umięśnione w subtelny, ale widoczny sposób ramiona i splótł palce dłoni za plecami. Z trudem powstrzymywałem się od mruczenia, kiedy był mi tak posłuszny i oddany.
Nie byłem w stanie oderwać od niego oczu. Wyciągając przed siebie szyję, musnął ciepłymi wargami mój brzuch, polizał pępek i powiódł językiem w dół. Jego wargi ucałowały linię bielizny, a następnie ustąpiły miejsca zębom, które zakleszczyły się na gumce bokserek. Marcel specjalnie odciągnął ją ku dołowi trzymając się blisko mojego ciała. Ustawiając głowę pod odpowiednim kątem widziałem, że jego cudowne, szare spojrzenie śledzi uważnie każdy fragment mojej skóry, która tylko znajdowała się o tych kilka centymetrów od jego twarzy. Poczułem nawet jego nos na członku, w chwili kiedy pochylał głowę niespiesznie zdejmując moją bliznę.
Jakże mnie wtedy podniecał! Mój członek napuchł z jego winy i dotknął jego czoła, co mnie odrobinę speszyło, ale Marcelowi najwyraźniej się spodobało, ponieważ zamruczał i spojrzał na niego nie wypuszczając spomiędzy zębów materiału bokserek.
- To twoja wina! - prychnąłem. Marzyłem o tym, by móc przyciągnąć głowę kochanka do krocza i poczuć jego idealne usta na jednym z najintymniejszych miejsc mojego ciała. Naprawdę drżałem z niecierpliwości, a on bezczelnie pozbawiał mnie bielizny w tym ślimaczym tempie, które czyniło ze mnie niewolnika niespełnienia.
- To moja zasługa. - poprawił mnie mówiąc kącikiem ust aby nie wypuścić spomiędzy zębów swojej zdobyczy.
Wsunąłem dłoń w jego włosy i podrapałem lekko skórę głowy, jakbym pieścił szczeniaka.
- A co zrobisz, jeśli dojdę zanim jeszcze w ogóle przejdziesz do jakiś konkretów?
- Tego bym nie chciał. - przyznał i zdecydowanie szybciej pozbył się mojej bielizny.
Wstając z klęczek porwał mnie na ręce i uśmiechnął się szeroko wiedząc, że omal nie wyrwał mi się cichy krzyk.
- Wariat! - skarciłem go.
- Może i wariat, ale troskliwy. Zabieram cię na łóżko. - oświadczył i robiąc niezbędnych kilka kroków, położył mnie na materacu, a następnie narzekając na przeszkadzające mu bokserki, które miał na sobie, pozbył się ich z pomrukiem ulgi.
Nie krępował się mnie, a ja nie krępowałem się jego. Znaliśmy swoje ciała na pamięć, więc nie uważałem za stosowne uciekać się do fałszywej skromności. Należałem do Marcela, tak jak on należał do mnie i nic nie mogło tego zmienić. Byliśmy sobie przeznaczeni, zostaliśmy stworzeni jako jedność i tak po prostu musiało być, ponieważ tego właśnie pragnęliśmy.

~ * ~ * ~

Wspiąłem się na łóżko i zawisłem nad Fillipem z pełnym dumy uśmiechem. Fillip był podniecony dzięki mnie, czekał z niecierpliwością na każdy mój ruch, każdą decyzję mającą przybliżyć nas do połączenia i spełnienia.
- Taki piękny... - westchnąłem całując lekko jego usta. Otarłem się kroczem o jego krocze, oblizałem lubieżnie wargi i lekko ukąsiłem skórę na jego szyi.
Jego palce zakleszczyły się na moich plecach wbijając w nie, a Fillip zadbał by paznokcie nie raniły skóry. Spragnieni przywarliśmy do siebie ustami w głębokim, ale łagodnym pocałunku, który miał być początkiem spełnienia.
Ciało mojego Anioła było gorące, delikatne w swojej męskiej szorstkości, pachnące i tak niesamowicie kuszące, że w moim własnym ciele rodziło się uzależnienie. Pragnąłem go bezustannie, chciałem rozpieszczać, zasypywać pocałunkami, zniewolić go swoją miłością, tak jak on zniewolił mnie.
Przesunąłem delikatnie palcami po jego policzku, uśmiechając się przy tym mimowolnie. Nawet ten drobny gest potrafił sprawić mi niewyobrażalną przyjemność i uszczęśliwiał mnie do głębi. Tylko Fillip tak na mnie działał. Mógłbym czekać na niego całe życie i nie żałowałbym ani chwili. Był moim Aniołem i nie istniał nikt, kto mógłby się z nim równać.
- Kochanie... - szepnąłem w jego słodkie usta odsuwając się odrobinę. Chciałem utonąć w płynnej czekoladzie jego oczu.
- Jesteś słodki, Marcelu. - powiedział rozbawiony, głaszcząc mnie po policzku jak dziecko i uśmiechnął naprawdę szeroko, radośnie. - Kiedy na mnie patrzysz, jest w tobie tyle niewinności, oddania i miłości, że zastanawiam się, gdzie to wszystko chowasz. Uwielbiam to jak na mnie patrzysz. Twoje spojrzenie krzyczy wtedy, że mnie kochasz.
- Całym sobą to krzyczę w każdej chwili. - zapewniłem, a on przytaknął.
- Tak, masz rację. Słyszę ten krzyk nawet kiedy jesteś w pracy. Tak się jednak składa, że w tej chwili najgłośniej wydziera się taka jednak część ciebie, która uwiera mnie w tym samym miejscu.
Roześmiałem się przytulając go i odsuwając swoje biodra od jego.
- Pozwól, że się wykrzyczy w tobie. - zamruczałem mu na ucho i obsypałem pocałunkami jego pierś sunąc wargami w dół i w dół. Nie musiałbym tego robić, ale chciałem. Chciałem zakosztować w jego ciele, aby nasycić wszystkie moje pragnienia, a przy okazji dać więcej przyjemności mojemu młodemu mężczyźnie.
Zamknąłem usta na jego członku, obsypując go wcześniej pieszczotami z każdej strony. Gładziłem nasadę, całowałem końcówkę, bezczelnie wierciłem językiem w drobnej dziurce na czubku. Pozwoliłem sobie nawet na kąsanie, a wszystkie moje starania nagradzały rozkoszne jęki i westchnienia, które pobudzały mój apetyt. Zacząłem ssać pragnąc więcej i więcej. Spod przymrużonych powiek patrzyłem na mój Ideał, który wpatrywał się we mnie rozpalonymi rozkoszą oczętami.
Ze wstydem musiałem przyznać sam przed sobą, że w tamtej chwili z trudem udało mi się powstrzymać przed sforsowaniem delikatnego pierścienia mięśni, którego nie przygotowałem jeszcze na swoje przyjęcie. Przeprosiłem więc mój Cud solennie, że nie mogę pozwolić mu nas zabawę swoim ciałem, ponieważ zostało mi zbyt mało opanowania, a było mi przecież potrzebne.
Podejrzewałem, ze rzuciłem się na jego słodkie pośladki jak zwierzę, kiedy z żelem w dłoni zacząłem badać jego wejście.

~ * ~ * ~

Starał się i było to widać w każdym, nawet najdrobniejszym ruchu jaki wykonywał. Widziałem każdy spięty mięsień jego ciała, każdy niekontrolowany spazm. Marcel mnie pragnął, ale jednocześnie kochał mnie do tego stopnia, że walczył ze swoimi potrzebami dla mojej wygody. Nawet gdybym powiedział mu, że go pragnę, że sam z trudem mogę wytrzymać, nie zdecydowałby się na sprawienie mi niepotrzebnego bólu. Patrzyłem więc podniecony do granic możliwości, jak toczy walkę ze swoim ciałem, jak usiłuje powoli i metodycznie operować dłonią bym był na niego w pełni gotowy.
Jęczałem poddając się rozkoszy oferowanej przez jego palce. Chciałem więcej już, teraz, zaraz, ale nie mówiłem tego. Nie chciałem mu przecież utrudniać tych słodkich starań. Zresztą, był rozkosznie słodki, kiedy tak kulił się między moimi nogami , jakby był dzieckiem, które ma ochotę na ciastko, ale nie może jeść słodkiego przed obiadem, który dopiero ląduje na stole.
- Jest twoja, Marcelu. Gotowa. - powiedziałem w końcu słowa, na które obaj czekaliśmy z takim zniecierpliwieniem.
Jedno jego pchnięcie niemal doprowadza mnie do szczytu. Tonę w jego obejmujących mnie ramionach, chłonę to cudowne ciało przyklejone ciasno do mojego, czuję dokładnie jak wilgotna skóra jego podbrzusza ociera się o mój członek. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że dojdę szybciej niżbym sobie tego życzył. Obejmowałem go jednak mocno i starałem się z całych sił wytrzymać najdłużej jak tylko było to możliwe.
Był naprawdę napęczniały i twardy, kiedy sapiąc i jęcząc od czasu do czasu poruszał biodrami z miną, którą każda inna osoba odebrałaby za przejaw bólu. W rzeczywistości rozkosz napierała na każdą komórkę jego ciała sprawiając, że z trudem potrafił znieść jej niewyobrażalną siłę. Tylko ja wiedziałem, że tak wygląda, kiedy uprawia seks, tylko ja znałem jego ciało i rozumiałem targające nim uczucia. Marcel był częścią mnie i nikomu nigdy nie pozwoliłbym zabrać go ode mnie.
Był tylko mój!
- Mój... - szepnąłem w jego ucho gryząc drobny, wrażliwy płatek.
- Tylko... twój. - zapewnił drżącym głosem zasapany i przytulił mnie jeszcze mocniej. - Fillipie...
- Tak, wiem. Czuję to samo. - mówiłem szybko na wydechu aby mieć szansę skończenia zdania zanim kolejne pchnięcie wyrwie mi z ust nowe jęknięcie.
Chciał powiedzieć coś więcej, ale nie dałem mu. Pocałowałem jego cudowne usta wsuwając język w pełne lepkiej śliny wnętrze. Rozkoszowaliśmy się tym może przez kilka sekund, które wydawały się małą wiecznością i w końcu poczułem ogłuszające spełnienie i cudowne łaskotanie nasienia w sobie.
Wcześniej pocałunek stłumił wszelkie dźwięki, ale teraz szeptaliśmy wzajemnie swoje imiona jak para zakochanych w sobie szczeniaków.
- Marcelu, nie... uch! - chciałem prosić żeby nie wychodził ze mnie, ale on zwalił się ciężko na moje ciało. Był zmęczony i teraz dopiero czuł, że opuściły go wszystkie siły. Roześmiałem się spychając go z siebie na pościel.
- Wybacz. - mruknął zdyszany, chociaż wiedział, że nie musi mnie za nic przepraszać.
- Chcesz mnie zmiażdżyć, co? - odpowiedziałem głosem trochę zachrypniętym z powodu zaschniętego gardła. Przyzwałem do nas niewielkie butelki wody i poiłem mojego zmęczonego kochanka własnymi ustami. Podobało mu się i szybko odzyskiwał siły, co przypisywałem swojej miłości. - Mój. - powiedziałem to z dumą i wodząc palcem po jego wilgotnej od potu piersi, rysowałem na niej niewielkie serduszka. - Mój, mój, mój. - powtarzałem radosny, a on uśmiechał się do mnie w ten charakterystyczny sposób, mówiący więcej niż słowa.
W tamtej chwili świat poza naszym domem po prostu nie istniał. Byłem ja, był Marcel i śpiący w pokoju obok Nathaniel, a cała reszta była tylko napisaną przez kogoś bajką, która spływała rozmazaną smugą atramentu po białych kartkach papieru. Nasza miłość i nasza radość były jednak prawdziwe i tylko one się liczyły.