środa, 30 listopada 2016

La vie magique

Patrzyłem na mojego ciekawskiego synka, który z rumianymi z podniecenia policzkami przyglądał się swojemu śpiącemu w wózku kuzynostwu. Na początku chciał trochę poszturchać palcem jedno z dzieci, ale nie otrzymując na to pozwolenia, zadowolił się patrzeniem.
- Ty też byłeś kiedyś taki maleńki. - powiedziałem kładąc dłoń na jego główce i mierzwiąc jego potargane od zabawy włoski. - Jadłeś, spałeś, płakałeś i robiłeś w pieluchę.
Nathaniel uśmiechnął się do mnie zadowolony, jakby podobała mu się wizja bycia niemowlakiem. Przyczłapał do Olivera i wdrapał mu się na kolana. Teraz oparty o wujka patrzył na maluchy z odległości.
- Więc, jak podoba ci się ojcostwo? - zapytałem rozbawiony naburmuszonego kuzyna, który zapewne nie chciał nawet słyszeć podobnego pytania.
- A jak myślisz? Przyjście tutaj było pomysłem Reijela, a to na pewno wiele mówi o sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Zresztą, właśnie w tej chwili śpi w łóżku twojego syna. Pół godziny temu powiedział, że idzie do łazienki. Obaj wiemy, że wcale nie o łazienkę mu chodziło. A biorąc pod uwagę, że pokój Natha jest najbliżej i drzwi do niego są zawsze otwarte... - Oli zwiesił wymownie głos.
- Chyba powinienem się tego domyślić. - naprawdę próbowałem ukryć rozbawienie. - Wiem, że niemowlęta są męczące, ale ten okres nie trwa wcale aż tak długo. Poza tym, jeśli chcesz, też możesz się przespać. Z Nathanielem popilnujemy maluchów, a ty naładujesz baterie. - zaproponowałem.
- Nie powinienem się na to zgadzać... - Oliver zawahał się. - Ale mam to w nosie, idę do waszej sypialni i niech nikt mnie nie budzi!
Roześmiałem się, a Nathaniel jęknął zawiedziony.
- Chodź do mnie, kochanie. Wujek się prześpi i wróci do ciebie przed powrotem taty. Zdążycie się jeszcze pobawić. - odebrałem synka z ramion kuzyna. - Śpij dobrze. - poklepałem Olivera po ramieniu, a ten skinął głową z wdzięcznością.
Nie był stworzony do opieki nad małymi dziećmi, ale jak na razie radził sobie znakomicie. Zresztą Reijel również mnie zaskoczył. Maluchy były zadbane, pulchne i wyraźnie zadowolone. Nie chciałem jednak wiedzieć dlaczego były przebrane za dwa małe diabełki z ogonkiem, różkami i kopytkami.
- Misiu, będziesz miał oko na maluchy, kiedy ja pójdę przygotować im mleko? Niedługo pewnie się obudzą, a przecież nie chcemy żeby za dużo płakały.
- Tak! - Nathaniel zasalutował niesamowicie zadowolony z faktu, że powierzyłem mu tak odpowiedzialne zadanie. Nie miałem wątpliwości, że nie spuści dzieci z oka i będzie na nie bardzo uważał. Nath może i był jeszcze dzieckiem, ale jego poczucie odpowiedzialności i wielkie serduszko nie miały sobie równych.
Zostawiłem syna z niemowlakami na tych kilka chwil potrzebnych do przygotowania mleka, a kiedy wróciłem malec siedział grzecznie w fotelu i wpatrywał się w śpiące kuzynostwo z takim skupieniem, że niemal wybuchnąłem śmiechem. Nawet mucha nie przeleciałaby obok bliźniąt niezauważona.
- Dzielnie się spisałeś. - szepnąłem chłopcu na ucho, biorąc go na ręce i siadając na jego miejscu z nim na kolanach. - Jesteś wspaniałym kuzynem. - komplementowałem go całując po włoskach. Promieniał jak małe słoneczko, co sprawiało mi prawdziwą radość. Nic nie mogło ucieszyć mnie bardziej niż uśmiech na twarzy mojego synka, a on naprawdę lubił się uśmiechać. - Mój mały rycerz. - objąłem go ramionami, a malec wtulił się we mnie mocno. Tak bardzo go kochałem, razem z Marcelem byli całym moim światem.
Jedno z dzieci, Xavier, obudziło się i zaczęło popłakiwać. Drugie z nich poszła w ślady pierwszego słysząc to ciche kwilenie. Wziąłem na ręce małego chłopca i zapytałem Nathaniela czy chciałby nakarmić kuzyna. Jego niebieskie oczka rozbłysły entuzjazmem i radością. Pokiwał szybko i gwałtownie główką. Kazałem mu usiąść na sofie i poinstruowałem jak powinien ułożyć ramiona, a następnie ułożyłem Xaviera w jego objęciach i zaklęciem przywołałem butelki. Wziąłem na ręce Anastasie i złapałem jedną z butelek wręczając ją synowi, by następnie ująć w dłoń lewitujące drugie mleko. Usiadłem spokojnie obok Nathaniela.
- Musisz delikatnie wsunąć cumel w jego usteczka. - wyjaśniłem chłopcu demonstrując wszystko na dziewczynce, która od razu zabrała się za ssanie, łapczywie jedząc mleko. Xavier zareagował podobnie jak ona, kiedy tylko poczuł słodki smak mleka na języczku. - Widzisz? To nie takie trudne, prawda?
Nathaniel był w niebie. Jego uśmiech był jeszcze szerszy niż do tej pory, oczka błyszczały jak gwiazdy i nawet nabrał rumieńców. Byłby wspaniałym starszym bratem, gdyby tylko miał okazję nim zostać. Miał w sobie tyle miłości, którą mógł ofiarować drugiej osobie, tyle ciepła, energii i radości. Byłem dumny będąc jego tatą.
Zanim Xavier skończył ze swoją butelką mleka, mój Nathaniel zaczął przysypiać. Główka ciążyła mu opadając na klatkę piersiową, więc chłopiec podrywał ją do góry gwałtownie tylko po to, żeby znowu zaczęła przechylać się do przodu.
Roześmiałem się i ułożyłem Anastasie pół-siedząco na poduszce tak, aby nie musiała przerywać jedzenia. Zaczarowałem butelkę, która wisiała teraz przy dziewczynce, dzięki czemu mogłem odebrać Xaviera z rąk syna. Pocałowałem Natha w czoło i trzymając drugie z bliźniąt w ramionach dokończyłem karmienie. Mój synek wdrapał się w tym czasie cały na sofę, podkulił nóżki i ułożył główkę na moim udzie. Nie minęły dwie minuty, a już spał mocno. Tym samym, zostałem przez niego unieruchomiony na dobrą godzinę lub dwie. Nie przeszkadzało mi to jednak. Udało mi się jakoś ukołysać do snu najedzone bliźnięta, które o dziwo bardzo dobrze zniosły posiłek i teraz siedziałem, w miarę możliwości nieruchomo, otoczony śpiącymi dziećmi.

~ * ~ * ~

Pierwszym, co zobaczyłem po wyjściu z kominka w salonie był wózek dziecięcy. Naprawdę byłem tym zaskoczony, bo chociaż wiedziałem do kogo należy, to jednak nie spodziewałem się dziś żadnych odwiedzin. Zresztą, nie mniej niecodzienna była panująca w domu cisza, toteż starając się jej nie zakłócać, postąpiłem kilka kroków z głąb pokoju. Stanąłem przy pustym wózku i spojrzałem na sofę, a na mojej twarzy pojawił się naprawdę szeroki uśmiech.
Mój piękny Anioł spał spokojnie otoczony przytulonymi do niego, drzemiącymi dziećmi. Musiało mu być trochę niewygodnie z wtulonym w jego nogi Nathanielem i śliniącymi się na jego pierś bliźniętami, jednak nie było tego po nim widać.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem i najdelikatniej jak tylko mogłem wziąłem na ręce Nathaniela. Chłopiec nie obudził się, w przeciwieństwie do Fillipa, który drgnął gwałtownie otwierając oczy.
- Spokojnie, kochanie. - pochyliłem się nad nim i pocałowałem go w czoło. - Zabiorę nasz skarb do łóżka.
- Nie. - Fillip ostrożnie potarł zaspane oczy. - Tam śpi Reijel.
- Co? - uniosłem pytająco brew.
- A w naszej sypialni położył się Oliver.
Usiadłem w pustym, na moje szczęście, fotelu i powoli przetwarzałem zdobyte właśnie informacje. Nathaniel wtulił się we mnie kręcąc niespokojnie póki nie wymościł sobie odpowiednio wygodnego miejsca na moich kolanach i piersi. Po jego dziecięcej buźce błądził uśmiech zadowolenia. Pogłaskałem go delikatnie i przeniosłem spojrzenie na uśmiechniętego Fillipa.
- Byli zmęczeni, a bliźnięta spały. Nakarmiliśmy je z Nathanielem i wtedy całą trójkę zmogło, a że nie miałem się jak ruszyć to sam też przysnąłem. Zaraz podgrzeję ci obiad...
- Nie, kochanie. Sam mogę to zrobić, leż. - roześmiałem się, kiedy Fillip spojrzał na ułożoną na jego piersi dwójkę maluchów i skinął głową z rezygnacją. - Wy też jeszcze nic nie jedliście, prawda? - dopytałem, a otrzymując od Anioła potwierdzające skinienie, podniosłem się ostrożnie i ułożyłem mruczącego z niezadowoleniem Natha na sofie.
Oczka chłopca otworzyły się momentalnie, kiedy tylko odsunąłem się od niego na krok. Usiadł gwałtownie obrzucając salon szybkim, rozbieganym spojrzeniem. Najwyraźniej jego zaspany umysł musiał powoli rozpocząć działanie od określenia miejsca, w którym chłopiec się znajdował.
- Tata! - powiedział nagle już całkiem przytomny i rzucił się na mnie przytulając.
- Dzień dobry, mój śpiący królewiczu. - powiedziałem mu na uszko biorąc go na ręce i całując w policzek. - Głodny? - malec pokiwał główką. - W takim razie przygotujemy obiad, a tatuś w tym czasie spróbuje uwolnić się od twojego kuzynostwa, co ty na to?
- Tak! - Nath entuzjastycznie przytaknął i uśmiechnął się szeroko do Fillipa. Jego włoski sterczały na wszystkie strony, więc spróbowałem je jakoś ujarzmić, chociaż nie do końca mi się to udało.
Zabrałem syna do kuchni i posadziłem na blacie. Malec chętnie opowiadał o tym, jak wraz z Aniołem przygotowali obiad zanim odwiedzili nas wujkowie. Z prawdziwą przyjemnością wdałem się z nim w dyskusję, dzięki czemu siedział spokojnie, kiedy podgrzewałem spaghetti i ucierałem ser. Pomógł mi ułożyć na stole talerze i kiedy nałożyłem na każdy z nich porcję posiłku, posypał wszystkie odrobiną sera. Był z siebie taki dumny. Pocałowałem go w główkę i wysłałam do sypialni aby obudził Olivera.
- Powiedz wujkowi, że obiad czeka. - poprosiłem, a on z radością pobiegł na górę. - Pomogę ci, kochanie. - rzuciłem do Fillipa, który niezgrabnie próbował zdjąć z siebie niemowlęta. Wspólnie położyliśmy je w wózku i odetchnęliśmy z ulgą, kiedy udało nam się to zrobić bez budzenia ich.
- Dziękuję. - Fillip zdjął przez głowę zaślinioną koszulkę i przytulił się do mnie mocno. - Nie miałem nawet okazji tak naprawdę powitać cię po powrocie do domu. - jęknął wydymając usteczka. Sięgnąłem ich z rozkoszą, całując mojego mężczyznę powoli i lekko.
- Mmm, myślę, że to mamy już za sobą. - roześmiałem się gładząc jego nagie plecy. - Przebierz się, skarbie i zejdź do kuchni.
- Co tylko rozkażesz. - posłał mi szeroki, radosny uśmiech i, podobnie jak wcześniej Nath, pobiegł na piętro.
Nathaniel wrócił do mnie jako pierwszy i radośnie zakomunikował, że „wujek Oli” jest już na nogach i właśnie próbuje obudzić „śpiącego niedźwiedzia”, co zapewne było cytatem zaczerpniętym z jakiejś wypowiedzi Olivera.
Posadziłem syna na jego krzesełku i podałem mu kolorowy, plastikowy widelczyk, który był kompletem do talerzyka, na którym miał jeść swoje spaghetti.
Malec niecierpliwie czekał na towarzystwo przy stole i odetchnął z ulgą, kiedy w kuchni w końcu pojawili się Oliver, naburmuszony Reijel oraz jak zawsze szeroko uśmiechnięty Fillip.

~ * ~ * ~

Wystarczyło, że mój Marcel wrócił z pracy, a cały dom od razu się ożywił. Wprawdzie nie miałbym nic przeciwko spędzeniu z nim dłuższej chwili sam na sam, ale cieszyłem się z odwiedzin kuzyna i nieplanowanego rodzinnego obiadu. Mój synek najwyraźniej podzielał moje zdanie, ponieważ siedząc obok Olivera cały czas do niego mówił, przez co jedzenie szło mu naprawdę powoli, ale uśmiech nie schodził mu z buzi. Nawet Reijel, który na początku był nachmurzony i zaspany, teraz ożywił się trochę. Wydawał się dzięki temu bardziej przystępny i nawet całkiem miły. Gdybym się postarał, na pewno zdołałbym znaleźć w nim coś, co musiało spodobać się Oliverowi na tyle, że zdecydował się na związek z kimś takim.
Nathaniel wzdrygnął się, kiedy Reijel wstał w pewnym momencie ze swojego miejsca i wbił spojrzenie w mężczyznę, jakby oczekiwał, że ten zaraz go zaatakuje. Reijel rzucił mu jednak tylko kpiące, pełne wyższości spojrzenie i stracił nim zainteresowanie.
- Dziękuję za posiłek. Pójdę sprawdzić, co z dziećmi. - wyrecytował zdawkowo i bez entuzjazmu, więc podejrzewałem, że było to zachowanie w bólu i pocie czoła wbite mu do głowy przez Olivera.
- Powinieneś tresować niebezpieczne zwierzęta. - Marcel uśmiechnął się i mrugnął do mojego kuzyna.
- Dzikie zwierzęta zapewne są łatwiejsze do ujarzmienia, niż Reijel. - zauważył Oli, kiedy jego kochanek wrócił do stołu wyraźnie odprężony.
- Śpią. - oświadczył ze słabo skrywanym zadowoleniem.
- To oczywiste skoro Fillip musiał je nakarmić i ułożyć do snu. - Oliver spojrzał ostro na Reijela, jakby miał do czynienia z wyjątkowo krnąbrnym dzieckiem. Ten prychnął jednak tylko kpiąco i siadając ponownie przy stole, dołożył sobie spaghetti.
Przesunąłem spojrzeniem po siedzących przy stole i uśmiechnąłem się powstrzymując łzy radości.
Mój mąż, nasz syn, mój przyjaciel i kuzyn w jednym, jego partner życiowy i śpiąca w salonie dwójka ich dzieci, których nigdy nie planowali, a które po prostu pojawiły się w ich życiu w przeciągu chwili. Moja rodzina.
Zabawne, że życie wciąż kryło w sobie tak wiele niespodzianek i radości, chociaż jeszcze do niedawna sądziłem, że mam już wszystko i nie mogę być szczęśliwszy. Drżałem z niecierpliwości, zastanawiając się, co jeszcze szykowała dla mnie przyszłość? Jak wiele niespodzianek miała w zanadrzu?
- Deser? - zapytałem, aby skupić się na czymś konkretnym i nie rozpłakać się przypadkiem.
- Taaaaak! - Nathaniel uniósł do góry piąstkę. - Pomogę ci tatusiu! - zaoferował zsuwając się z krzesła i po chwili myszkował po szafce w poszukiwaniu talerzyków deserowych.
Z salonu doszedł nas płacz dzieci, które najwyraźniej obudziły się i domagały przewinięcia.
- Serio, akurat teraz? To się nazywa wyczucie czasu. - Reijel prychnął i z ciężkim westchnieniem powlókł się do bliźniąt.
- Da sobie radę. - zapewnił mnie Oliver, kiedy spojrzałem na niego pytająco. - Chciał bawić się w ojca to niech poczuje to całym sobą. - na jego jasnej twarzy pojawił się uśmiech rasowego dręczyciela.
Roześmiałem się wyjmując z lodówki szarlotkę. Marcel położył swoją dłoń na mojej, kiedy sięgałem po nóż.
- Ja to zrobię, a ty usiądź, kochanie. - szepnął mi na ucho, które przy okazji skubnął wargami.
Zadrżałem i odsunąłem się robiąc mu miejsce. Klepnąłem go w pośladki wracając do stołu.
Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Olivera. Uśmiechał się, ale nie potrafiłem wyczytać z jego twarzy, co tak naprawdę kryło się za tym uśmiechem. Miałem jednak nadzieję, że cokolwiek działo się w jego głowie, było przepełnione radością i pozytywną energią. Oli był w końcu częścią mnie i mojego życia.
- Osikał mnie! Ten mały skurczybyk na mnie nasikał! - Reijel zawarczał wściekle z salonu.
- Pięć do zera dla Xaviera. - Oliver przewrócił oczyma rozbawiony. - Zaraz wracam. - zapewnił wychodząc z kuchni. - Fillipie, mógłbym cię prosić o jakiś ręcznik? - zawołał z salonu po chwili.
- Oczywiście, już przyniosę! - odpowiedziałem nawet nie powstrzymując śmiechu.
Byłem naprawdę szczęśliwy będąc częścią całego tego szaleństwa.