niedziela, 30 listopada 2014

Idylle

Dom. Co właściwie rozumiemy pod tym jakże skomplikowanym mimo swej prostoty pojęciem? Budynek, który daje nam dach nad głową, ciepły kącik, wygodne łóżko? Atmosferę przytulności, relaksu i zadowolenia? A może obecność bliskich osób, które kochamy nad życie?
Gdybym zastanawiał się nad tym na poważnie, pewnie znalazłbym jeszcze kilka adekwatnych określeń, z których wszystkie razem odpowiadałyby temu, co dla mnie było domem już w czasach dzieciństwa i będzie do końca mojego ludzkiego życia.
Ulica Pokątna, dwupoziomowy, niewyróżniający się niczym budynek wchodzący w skład całego kompleksu podobnych. Niewielki, ale całkiem ekonomiczny i wielofunkcyjny, jako że nadawał się idealnie do rozpoczęcia małego biznesu oraz do zamieszkania. Wprost stworzony dla mnie i mojej małej rodziny – męża i dziecka, Fillipa i Nathaniela. Był naszą przyszłością i pierwszym wspólnym gniazdkiem.
Dzięki przystosowaniu górnego piętra do zamieszkania, zaś dolnego do otworzenia sklepu ze sprzętem do quidditcha, o czym marzyliśmy razem z moim Aniołem, byliśmy w stanie opiekować się Nathanielem bez przeszkód i jednocześnie pracować na nasz przyszły sukces. Nie bez znaczenia okazała się także pomoc dyrektora, który pozwolił mi poświęcić się rodzinie bez oglądania się za siebie. Nie zadawał pytań, nie był dociekliwy, zaakceptował to, że w moim życiu prywatnym zaszły poważne zmiany i to właśnie dzięki niemu nie musiałem wracać w tym roku do szkoły. W ten też sposób, mój świat ograniczył się do dwóch osób, naszego domu i świeżo otwartego sklepu.
- Jeśli będziesz tak mu mruczał do tego maleńkiego uszka, nigdy się nie obudzi na mleko. - Fillip objął mnie ramionami delikatnie od tyłu, przechylając się przez oparcie fotela, na którym siedziałem z Nathanielem w ramionach.
- Uważasz, że go usypiam czy hipnotyzuje? - przekręciłem głowę w bok i naparłem lekko ustami na znajdujący się akurat w zasięgu warg policzek mojego młodego mężczyzny.
- Uważam, że to maleństwo kocha cię tak samo mocno jak ja, a więc jest mu przy tobie tak dobrze, że ma ochotę tylko spać wtulony, kiedy tak go rozpieszczasz mrucząc, nucąc i podśpiewując.
- Mmm, więc gdybym wziął cię na kolana, przytulił i coś ci zanucił, też zasnąłbyś w przeciągu minuty? - uśmiechnąłem się. Podobała mi się ta wizja, chociaż wątpiłem, czy nasz Nathaniel zrobiłby swojemu tacie miejsce.
- Kiedyś się przekonamy, a teraz poproszę o tego małego misia. - obszedł fotel i wyciągnął ramiona, w które przekazałem mu śpiącego chłopca, który zbudził się po niespełna pięciu minutach i zakwilił domagając się jedzenia. Wymowne spojrzenie Fillipa przekazało mi nieme „a nie mówiłem?” zanim skupiło się całkowicie na naszym drobnym dziecku, które zaciekle ssało z butelki mleko i przysypiało w połowie posiłku, budziło się by ssać dalej i znowu usypiało.
Fillip kręcący się po drobnym salonie z Nathanielem w ramionach wyglądał naprawdę uroczo, a w jego ciemnych oczach od razu widać było miłość, zaangażowanie i radość. Wątpiłem by ten maluch mógł trafić na lepszą matkę i lepszego ojca niż mój Anioł, który miał w sobie tyle miłości dla mnie, a znalazł jej równie wiele dla naszego dziecka, które w tak tragicznych okolicznościach stało się częścią naszej rodziny.
Fillip nigdy o tym nie wspominał, nie zadawał pytań, nie chciał by Nathaniel wyczuł temat naszej rozmowy i zaczął płakać, a ten maluch miał niezwykły talent do odczytywania naszych nastrojów. Prawdopodobnie dlatego spał w moich ramionach, a budził się przy Fillipie, kiedy nadchodziła pora karmienia. Mały spryciarz wiedział jak należy czytać z naszych gestów, tempa bicia serca i głośności słów.
- Dzień dobry, Śpiącemu Księciu. - roześmiałem się widząc, jak w pół godziny po posiłku, duże, niebieskie oczka otwierają się i spoglądają z ciekawością na wszystko, co znalazło się w zasięgu jego wzroku. - Pobawimy się troszeczkę? - wyczarowałem mu latające nad głową małe miotełki, które od razu zaczął gonić łapkami i chwytać ciesząc się przy tym głośno i gruchając nieprzerwanie ilekroć coś mu się udało chociażby musnąć paluszkami. Postarałem się by miotełki wydawały ciche odgłosy nawoływań, jakby siedzieli na nich gracze, ponieważ Nathaniel uwielbiał dźwięki i tym zacieklej gonił rączkami za miotłami.
Zapatrzyłem się na niego, podobnie jak Fillip, który stał nieruchomo uśmiechnięty zanim oprzytomniał i zabrał naszego malucha do leżaczka w kuchni, gdzie Nath mógł do woli uganiać się wzrokiem i łapkami za miotełkami.
To była nasza szansa na pieszczoty.

~ * ~ * ~

Radość to naprawdę dziwne uczucie, które łaskocze, piecze, odbiera oddech, wypełnia żołądek, porusza się i stoi nieruchomo, nigdy nie jest takie samo jak przed minutą. Radość to ciągły ruch, nawet w bezruchu, to ciągłe czucie, nawet kiedy nie czujemy nic. Nie sposób jej dokładnie opisać, póki nie spojrzy się na dziecko. Radość, ta prawdziwa i wielka, jest jak niemowlak, jak mój malutki Nathaniel.
- Mały Szukający. - powiedziałem z uśmiechem i pozwoliłem przyciągnąć się Marcelowi, który właśnie rozsiadł się na krześle naprzeciwko leżaczka aby mieć na oku nasze bawiące się w najlepsze dziecko.
- Niedługo będzie go wszędzie pełno. - mój zniewalający mężczyzna mruczał w moje ucho i trącał je nosem chcąc mnie trochę podrażnić. Jego dłonie gładziły mój brzuch, usta muskały szyję. Marcel był równie rozbrykany, co nasza mała pociecha.
- Już jest, a przecież nawet nie raczkuje. - zaśmiałem się.
- To dlatego, że obnosisz go po całym domu.
- On to uwielbia i sam też to robisz. - przepychaliśmy się słownie z rozbawieniem.
Uśmiechając się do siebie, pogładziłem Marcela po policzku i pocałowałem lekko. Nath wciąż był zajęty miotełkami nad głową, więc mogłem wykorzystać tę chwilę względnego spokoju by nacieszyć się moim mężem. Nadal nie przyzwyczaiłem się do tego określenia, a przecież na moim palcu lśniła złota obrączka świadcząca o tym, że rzeczywiście jesteśmy kimś więcej niż kochankami.
- Mmm, a ja uwielbiam, kiedy mnie całujesz. - Marcel zamruczał kolejny raz. Ostatnio bardzo często wydawał z siebie ten dźwięk, który oznaczał u niego wszystko, od aprobaty po rozbawienie. Może dlatego Nathaniel tak chętnie przy tym usypiał, ponieważ wiedział, że mruczenie oznacza same pozytywne emocje.
Sam nie powstrzymałem pomruku, kiedy dłonie Marcela zamknęły się na moich pośladkach, zaś usta mocno naparły na moje wargi, które tak tęskniły za pocałunkiem. Nie minęła nawet minuta, a ja już czułem się dzięki temu rozleniwiony. Słodki zapach jego skóry i środków higienicznych przeznaczonych dla dzieci, popiskiwanie naszego malucha, pomruki zadowolenia, wszystko to było potwierdzeniem mojej radości odczuwanej w każdej chwili.
- Kiedy Nathaniel zaśnie... - Marcel szepnął mi do ucha cicho by chłopiec tego nie usłyszał. Nie rozumiał znaczenia, ale gdyby wyczuł siłę tych słów, kiedyś mógłby ją pojąć z łatwością, a to na pewno byłoby zawstydzające. Żaden rodzic nie chciał przecież, żeby jego malutkie dziecko miało świadomość tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami sypialni.
- Teraz na pewno nie zaśnie, bo wyczuje, że na to czekamy. - śmiałem się i rozkoszowałem dotykiem ust Marcela na mojej szyi, jego dłońmi masującymi moje pośladki powoli. Wygiąłem się trochę do tyłu, by zrobić więcej miejsca mojemu mężczyźnie, na którego kolanach siedziałem z początku oparty o jego klatkę piersiową, a teraz już zahaczając piersią o jego pierś. Nawet nie wiem, kiedy zmieniłem pozycję.
- Hm, chyba mamy widownię, kochanie. - w głosie Marcela był spory ładunek rozbawienia.
Przyznaję, że trochę spanikowałem. Odwróciłem się patrząc w krystalicznie czyste i zaciekawione oczka naszego syna, który przestał zajmować się miotełkami i teraz patrzył z pełnym skupieniem i uchylonymi usteczkami na to, jak jego rodzice oddają się drobnym pieszczotom, które później miały ich przecież uwięzić w łóżku na dłuższy czas.
- Ty mały podglądaczu! - na pewno się zarumieniłem, kiedy zszedłem z kolan mojego mężczyzny. - Nagle znudziła ci się zabawa nad główką i postanowiłeś podglądać? - wziąłem go na ręce i zaniosłem do salonu, gdzie na dywanie leżała mata do zabawy dla maluchów. Była miękka i w każdym rogu miała zabaweczkę z innego materiału, który maluch mógł dotykać i szarpać do woli. Położyłem Natha na brzuszku, co, jak przeczytałem, powinno wzmocnić jego mięśnie, kiedy zacznie się podnosić na tych małych, pulchnych łapkach. W szkole nie uczyli nas przecież macierzyństwa, więc musiałem nadrobić zaległości żeby móc zaopiekować się Nathanielem należycie.
Maluch zagęgał, zapiszczał i radośnie sięgnął do żabki w prawym rogu maty. Przysunąłem go bliżej słysząc niezadowolone marudzenie, które zastąpiła radość, kiedy tylko paluszki zacisnęły się na wystającym zielonym oku.
- Nie wiem już sam, który widok jest lepszy, Fillipie. Te twoje wypięte pośladki, czy może ten leżący na ziemi robaczek, który stęka i kwęka, ale zaciekle szarpie za zabawkę.
Zarumieniłem się i skarciłem Marcela spojrzeniem. Jeszcze Nath coś z tego zapamięta i będzie powtarzał, kiedy podrośnie! To dopiero byłoby kompromitujące!

~ * ~ * ~

Roześmiałem się widząc te pluszowe gromy, jakie we mnie ciskał mój Anioł. Czasami był nie mniejszym dzieckiem niż nasz Nath, który wcale nie planował podsłuchiwać naszych słów. Zbyt był zajęty machaniem rączkami w stronę kolejnej zabawki i szukaniem miotełek tam, gdzie sięgał jego wzrok. To dziecko samo nie wiedziało, czego ostatecznie chce, więc powinno dostawać wszystko. A przynajmniej, ja chciałbym dawać mu wszystko czego tylko zapragnie by bezustannie sprawiać mu przyjemność, tak jak mojemu Fillipowi.
Wciągnąłem głęboko w nozdrza powietrze i zmarszczyłem nos. W pokoju wybuchła bomba biologiczna. Mała, cuchnąca bomba biologiczna prosto w pieluszce Nathaniela, który z początku nic sobie z tego nie robił, ale po chwili zaczął odczuwać dyskomfort i uderzył w płaczliwy ton.
Z Fillipem ustaliliśmy, że będziemy przebierać naszego malca na zmianę, by chłopiec miał świadomość, że bez względu na okoliczności może być zawsze przewijany, karmiony i zabawiany przez oboje rodziców. Nie wiedziałem wprawdzie, czy tak działała jego mała główka, ale nasze ustalenia realizowaliśmy skrzętnie, toteż czułem się teraz w obowiązku przebrać moją cuchnącą bombę biologiczną. Na samym początku sprawiało mi to trudność, umycie bobasa, pudrowanie, zakładanie nowej pieluszki. Teraz była to kwestia kilku chwil i Nath był czysty, pachnący, przebrany i gotowy do dalszej zabawy.
Tym razem upodobał sobie grające gwiazdki zwisające nad jego główką, kiedy delikatnie go podtrzymywałem podczas niezgrabnego siedzenia. Minie jeszcze dobrych kilka miesięcy zanim to cudo będzie w stanie samodzielnie utrzymać główkę i kręgosłup w pionie przy siedzeniu, ale teraz radził sobie najlepiej jak mógł, więc zasługiwał na pełnię troski i spełnianie tych jego malutkich zachcianek, które zazwyczaj opierały się na jedzeniu i sięganiu, jak to u dziecka.
Mój Fillip pojawił się przy nas zaledwie po chwili z gotową butelką mleka w ręce. Wręczył mi ją i kazał nie nucić w trakcie karmienia, ponieważ doskonale wiedział, że nasze dziecko zaśnie głodne zanim w ogóle dotrze do połowy butelki. Starałem się więc nie wydawać żadnego dźwięku, kiedy trzymałem malca w ramionach, karmiłem i uważałem, żeby bawiąc się nieprzerwanie gwiazdkami nie wytrącił mi z rąk butelki.
- Ależ musi mu smakować to mleko. - mój Anioł rozbawiony patrzył na mnie i naszego syna, który ssał zapamiętale i nie przerywał zabawy. Jego niebieskie oczka śmiały się śledząc ruchy gwiazdek i były jak dwa nieba, nad którymi unosiły się kasztanowe ptaki brwi i cienkich, równie ciemnych włosków.
Nathaniel w końcu postanowił rozstać się z resztkami mleka i pozwolił gwiazdkom latać bez kontroli swoich łapek. Zamiast tego wtulił się we mnie i ułożony z główką na ramieniu, obserwował dom i krzątającego się po salonie Fillipa, z którym najwyraźniej chciał rozmawiać gęgając, bulgotając i wydając masę odgłosów, z których nic nie wynikało.
- Co ty tak zaciekle mówisz temu tatusiowi, Nathanielu? - zapytałem chłopca leciuteńko głaszcząc go po pleckach.
- Tajemnica. - mój Anioł już był przy nas i podjął rozmowę z zadowolonym maluchem. - Mówi szyfrem żebyś nie zrozumiał. - drażnił się ze mną niewinnie chłopak i kiwał głową synowi. - Tak, kochanie? - pytał zachęcając tym do bełkotania. - Smakowało ci mleczko? Tak? To wspaniale. Yhym i teraz wygodnie leży się na tacie, co? Tak, tata nadaje się do noszenia i odpoczywania. - pocierał lekko nosem o nos Natha, któremu bardzo się to podobało. Szkoda tylko, że nie mogłem tego widzieć tak jakbym chciał. Byłem zmuszony oglądać się za siebie, gdyż cała rozmowa moich dwóch skarbów odbywała się za moimi plecami. - Ależ się ten tata wierci i podsłuchuje, aż ci się ziewa od tego kołysania. - Fillip pogładził małą główkę chłopca delikatnie i pocałował go w czoło. Śliczne, duże oczka zamykały się już same. Kiedy podrośnie, jego sen i posiłki staną się bardziej regularne, ponieważ będzie można go budzić o czasie i oszukiwać te małe usteczka. Zresztą, maluch nie będzie już tak wymagający pod tym względem, co z kolei tym dotkliwiej ograniczy mój czas spędzany sam na sam z ukochanym.
- Ależ ty się niespokojnie kręcisz, Marcelu. Kiedy na ciebie patrzę też mam ochotę się przespać. - poczułem dotyk Anioła na głowie i pieszczotę palców we włosach.

~ * ~ * ~

Mój duży i słodki pluszowy miś. Ciekawski, zawsze pragnący uczestniczyć w życiu moim i Nathaniela, znajdujący się w bezustannym ruchu, reagujący na niezobowiązujące pieszczoty mruczeniem. Mój słodki pluszowy Marcel.
- Mmm, tak się składa, że tym razem to ty uśpiłeś nam syna. Twój ciepły dotyk tak na niego podziałał, a teraz próbujesz odciągnąć mnie od prawdy. - powiedział zaczepnie, co przyjąłem cichym śmiechem i mocnym uściskiem.
- Więc wina leży po obu stronach i trzeba się nią podzielić. Proponuję zanieść Nathaniela do łóżeczka i podyskutować o tym, kto bardziej go usypia. - musnąłem płatek jego ucha, skubnąłem i już po chwili nie miałem czego drażnić, jako że Marcel odsunął się i odwrócił do mnie z tym swoim rozkosznym, pełnym miłości uśmiechem.
- Przystaję na twoją propozycję, mój kusicielu, chociaż mam dla ciebie złą wiadomość. Najpierw musisz zjeść obiad. Chyba nie myślałeś, że zapomniałem? Muszę zadbać żebyś nie próbował żyć tylko miłością. Chodź, zjemy, a po posiłku obiecuję ci zacisze sypialni i jej wygodne łóżko. - mrugnął zalotnie i nie sposób było mu odmówić, kiedy tak na mnie patrzył. Tym bardziej, że Marcel miał rację i czasami zapominałem o tym, że powinienem nie tylko karmić swoją rodzinę, ale i siebie. Tak bardzo się starałem, że zwyczajnie uciekało mi z głowy to, co oczywiste. - Dlaczego masz mnie, kochanie. - Mężczyzna przysunął się i pocałował mnie w skroń. Nie czytał mi w myślach, a jedynie rozumiał dokładnie to, co działo się we mnie. - Jesteśmy jednym, więc kiedy ty o czymś zapomnisz, ja ci przypomnę, a kiedy to ja okażę się zapominalski, to ty będziesz blisko żeby upominać mnie.
- Dziękuję. - pogładziłem jego policzki obiema dłońmi i uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Marcel miał rację. Był przy mnie by zapełniać moje braki, tak jak ja zapełniałem jego. Od zawsze tak było, a „zawsze” oznaczało dzień naszego pierwszego spotkania w szkole. Teraz nasz związek został wzbogacony o malutki prezent, który spał w leżaczku czekając na przeniesienie do łóżka.
Nie było więc czasu do stracenia, chociaż Marcel miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Nie pozwolił mi jeść normalne, ale posadził na swoim kolanie i sam zajął się karmieniem mnie i siebie jednocześnie. Najpierw pierwsze danie, później drugie i drobny deser dla osłodzenia organizmu. I tak miałem ogromne szczęście, że mój mężczyzna mieszkał od dawna w Anglii, ponieważ gdybym miał jeść z nim na modłę francuską, obiad nie miałby końca, a jego przygotowanie zajęłoby mi najpewniej całe wieki. Naszemu maleństwu by się to nie podobało, nawet jeśli Marcelowi odpowiadałaby możliwość przeszkadzania mi lub popisywania się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Miał w sobie tyle radości życia.
- Dobrze, teraz mogę uznać, że jesteś gotowy by zaszyć się w sypialni ze mną. - mój pluszowy Marcel zamruczał, jak zwykle i przeciągnął się najedzony, chociaż ciężko było stwierdzić czym, obiadem czy mną.
Wziąłem na ręce Nathaniela, zaś ten wariat porwał w swoje ramiona mnie i teraz uśmiechał się bezczelnie z tą dziecinną wyższością.
- Niedobry, pluszowy miś! - skarciłem go cicho.
- Pluszowe misie nie mogą być niedobre, głuptasie. - skorygował dumny z siebie. - Pluszowe misie zawsze wiedzą, co jest najlepsze dla ich właścicieli, więc jak mogą być niedobre? To tylko ich pan może być marudą. Jesteś marudą, Fillipie?
- Uch, ty niedobry... Niedobry. - zakończyłem wiedząc doskonale, że z Marcelem nie sposób wygrać w takim starciu i jakoś mi to nie przeszkadzało. Było nam błogo, więc po co miałbym się z tym kłócić? Śpiący Nathaniel najwyraźniej także nie miał nic przeciwko podwójnemu noszeniu, więc uznałem wygraną Marcela i kręcąc z rezygnacją głową, pozwoliłem żeby mężczyzna zaniósł mnie i naszą pociechę do łóżka.