środa, 31 października 2018

Halloween en famille

🎃👻 HAPPY HALLOWEEN! 👻🎃


Fillip i Marcel 

- Tatusiu, tatusiu, patrz! - Nathaniel wpadł do sypialni z Florinem u boku i drobił niecierpliwie w miejscu, póki nie przeniosłem spojrzenia z mojego przebierającego się męża na niego. Moje pociechy miały już na sobie swoje halloweenowe stroje piratów, na które nalegał Nath, chcąc aby jego przebranie pasowało do przebrania Florina.
- Tak, kochanie?
Malec upewnił się, że Marcel również patrzy, po czym skinął na Flo.
- Raz, dwa, trzy… - zaczął odliczać.
- Arrrrr! - warknęli obaj chłopcy równocześnie, naśladując dźwięk przypisywany piratom, jednak jednocześnie z łapkami przy buziach zgięli paluszki obu dłoni niczym kocie szpony.
Byłem zachwycony. Wyglądali tak rozkosznie i słodko, że przez chwilę nie wiedziałem jak zareagować, a moje dwa skarby patrzyły na mnie wielkimi oczkami pełnymi wyczekiwania.
- To było fantastyczne! - wydusiłem w końcu. - Dostaniecie tyle łakoci, że będziemy je jeść do Bożego Narodzenia!
Moje dumne z siebie maluchy spojrzały na Marcela, który skinął potwierdzająco głową i zaczął siłować się z butami o wysokiej cholewie.
Nathaniel nie poprzestał bowiem na dopasowaniu stroju Florina i swojego, ale zadecydował, że cała nasza czwórka przebierze się za piratów. Nie miałem nic przeciwko, jako że byłem pewny, że mój mąż będzie wyglądał niesamowicie seksownie, a ja sam również miałem prezentować się nie najgorzej.
- Nauczę Anastasie i Xaviera jeśli ich stroje będą pasować do naszych!
- Do naszych! - powtórzył za starszym bratem Flo tym swoim słodkim głosikiem.
- Niedługo się przekonamy. Wujek Oliver powinien się tu zjawić za jakieś pół godziny. - mój mąż zdołał uporać się z jednym butem i teraz walczył z drugim.
- Hm, a dostanę uścisk i buziaka od moich nieustraszonych piratów? - zapytałem nadal będąc pod wrażeniem ich słodyczy.
Florin od razu rzucił się w moją stronę ze swoimi słodkimi uściskami i buziakami, jak spragniony zabaw szczeniaczek. Gdyby tylko ten pocieszny dwulatek wiedział, jak wielką radość potrafił sprawić zarówno mi, jak i Marcelowi tak drobnym gestem. Kiedy mąż przyprowadził do domu tę małą sierotkę, obawiałem się, że maluch będzie potrzebował sporo czasu zanim otworzy się na nas, jako swoją nową rodzinę. Okazało się jednak, że Nathaniel miał na Flo zbawienne działanie i to właśnie dzięki troskliwemu, opiekuńczemu i pełnemu energii starszemu bratu Florin zdołał szybko odnaleźć się w naszym domu i zaufać nam bezgranicznie.
Nathaniel w tym czasie zastanawiał się przez chwilę, zapewne oceniając na ile pasuje piratom się wzajemnie obściskiwać, ale ostatecznie musiał uznać, że i tak jesteśmy w pokoju tylko we czwórkę, więc nikt więcej nie zobaczy tych czułości. On również objął mnie mocno i pocałował w policzek.
- Mmm, dziękuję. - pocałowałem chłopców w czoła i poklepałem po tyłeczkach. - Teraz ja się przebiorę, a tata da wam po ciasteczku.
- Dwóch! Dyniowym i marchewkowym. - Nath zaczął się targować patrząc na Marcela prosząco, ale nieustępliwie.
- Chodźmy, pomyślę nad tym w kuchni, kiedy będziecie jeść to pierwsze ciacho. - mąż wygonił maluchy z pokoju rozbawiony i uśmiechnął się do mnie.
Obrzuciłem go spojrzeniem od stóp do głów oceniając to, jak wyglądał w swoim stroju pirata i zamruczałem, kiedy maluchy były już za drzwiami.
- Chodzenie za cukierkami będzie torturą, kiedy prezentujesz się tak zniewalająco, kochanie. - powiedziałem cicho.
- Ale maluchy się zmęczą i w końcu będziemy mieć czas tylko dla siebie. - odpowiedział i mrugnął porozumiewawczo, czym rozpalił mnie do czerwoności.
Nie mogłem doczekać się powrotu do domu, kolacji z maluchami i spełnienia obietnic, które krył w sobie ten rozbrajający uśmiech i wymowne spojrzenie mojego męża.

~ * ~ * ~

Oderwałem w końcu spojrzenie od Fillipa i popatrzyłem na schodzące po schodach dzieci, które uśmiechały się do siebie z pełną niewinności radością i miłością.
Stół w salonie zastawiony był przystawkami i łakociami, które mój cudowny i utalentowany kulinarnie mąż przygotował jako dodatek do zupy dyniowej i faszerowanej pieczeni, które serwował dziś na obiad. Żałowałem tylko, że w tym roku Fabien i Andrew nie dołączą do nas podczas świętowania Halloween.
- Tato, są! Są! - zdążyłem tylko zejść po schodach na dół, kiedy to Florin wpadł prosto w moje nogi i objął je swoimi małymi łapkami przytulając się. Musiał zauważyć przez okno zbliżających się Olivera, Reijela i ich maluchy, ponieważ dzwonek do drzwi rozbrzmiał akurat, kiedy brałem go na ręce.
- Miałeś rację, pluszowy misiu. Są. - przyznałem mu rację i dałem buziaka w skroń. - Chodź, otworzymy drzwi. Nathanielu, nie podjadaj ciastek! - upomniałem jeszcze starszego synka, ponieważ kątem oka widziałem, jak próbuje niepostrzeżenie sprzątnąć dyniowe ciastko z kupki na talerzu.
- Zapraszamy. - rzuciłem otwierając drzwi dwójce naszych przyjaciół i ich dzieciom.
- Oliverze… - zacząłem, ale postanowiłem nie komentować jego przebrania.
Flo wstydliwie wtulił się w moje ramię ukrywając buzię, ale zerkając ciekawsko na przybyłych, kiedy myślał, że nie tego widzą. Był nieśmiały, ale zawsze tylko na początku. Wiedziałem, że za pół godziny będzie już szalał z kuzynostwem i będzie szukał ciepła wujków, kiedy wyczuje, że dzięki temu może dostać smakołyk.
Nasze pierwsze Halloween w poszerzonym gronie zapowiadało się naprawdę wyjątkowo pod każdym względem.
- Księżniczka? - w słodkim głosie Nathaniela słychać było cień zawodu, kiedy stojąc obok mnie patrzył na wchodzących gości. Podejrzewałem, że naprawdę liczył na to, że reszta rodziny wpasuje się w jego piracką konwencję tegorocznego Halloween.
Idąca przodem Anastasie obrzuciła go pogardliwym, wyniosłym spojrzeniem i bez komentarza minęła, zmierzając dumnym krokiem w stronę salonu.
Spojrzałem pytająco na Olivera, który przewrócił oczyma i wzruszył ramionami.
- Dziadek Lu ją tego nauczył. - skomentował szeptem. - I to on wybrał stroje.
- Ja jeśtem ksieciem! - powiedział podekscytowany Xavier, który trzymał się blisko swoich ojców, ale spoglądał za siostrą.
- Wspaniały strój, kochanie! - skomplementowałem go.
- Od dziadzia! - malec uśmiechnął się szeroko. Ojciec Reijela nadal był jego idolem i ulubieńcem.
- No proszę! I widzę, że książęta przyprowadziły ze sobą służbę! - za moimi plecami rozległ się głos Fillipa.
Odwróciłem się w jego stronę i zamarłem z uchylonymi ustami. Mój mąż wyglądał zniewalająco w swoim pirackim stroju. Nieziemsko przystojny, drapieżny, seksowny. Jego strój opinał go we wszystkich właściwych miejscach, dzięki czemu uwydatnił wąskie biodra i szerokie ramiona. Jego falowane włosy spływały na ramiona spod kapelusza.
- Zamknij usta, kochanie. - szepnął podchodząc do mnie i napierając lekko palcem na moją brodę, zmusił mnie do zamknięcia ust.
- Mogłem być służącą albo koniem, więc wybrałem mniejsze zło. - warknął Oliver. - Xavi, weź Nathaniela za rękę i idźcie do salonu za Aną.
Maluszek skinął głową i złapał kuzyna za rękę.
Nathaniel spojrzał na Florina, który właśnie płaczliwie zwrócił na niego spojrzenie. Flo był zazdrosny o brata, więc postawiłem go na ziemi, aby mógł złapać mocno wyciągniętą w jego stronę dłoń Nathaniela.
Nie wiem, co Nathaniel wyszeptał mu na uszko, ale Florin uśmiechnął się i skinął mu główką.
W trójkę poczłapali do salonu i nie trzeba było geniusza, aby domyślić się, że na pewno zabiorą się za ciasteczka zamiast czekać na obiad.
- Ojciec Reijela zbuntował maluchy przeciwko mnie i musiałem wybrać jeden ze strojów, jakie on zaproponował. - wyjaśnił Oli widząc, że dzieci są poza zasięgiem słuchu. - Nawet Anastasie dała mu się oczarować!

~ * ~ * ~

Patrzyłem na kuzyna w stroju jakiejś średniowiecznej służki i nie mogłem uwierzyć, że widzę go w sukience, peruce i czepku. Sam nie wiem jakim cudem udało mi się nie roześmiać. Może dlatego, że rzucał mi mordercze spojrzenia, a nie chciałem ryzykować rozlewu krwi przy dzieciach, nawet w noc Halloween. Przebranie pięknego mężczyzny za kobietę to świetny pomysł i rodzaj sztuki, ale przebranie za nią faceta przystojnego to już zupełnie inna sprawa i czysta ekstrawagancja.
- A ty to pewnie stajenny? - zwróciłem się do Reijela odrywając spojrzenie od kuzyna. Podejrzewałem, że Reijel wolałby mieć na sobie coś bardziej krzykliwego i eleganckiego.
- Miałem do wyboru to albo chłopa z widłami. - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Czym wkurzyliście twojego ojca? - Marcel objął mnie ramieniem w pasie, kładąc dłoń na moim biodrze, które lekko masował.
Doskonale wiedziałem, że gdyby miał wybór, zaciągnąłby mnie do sypialni i od razu przeszedłby do świętowania Halloween na sposób dorosłych. W jego oczach widziałem czyste pożądanie i podnietę, kiedy zobaczył mnie jako pirata. Schlebiało mi to bardziej niż chciałem przyznać.
- Jeszcze nie wiem, ale czymś na pewno. Chodźmy do dzieci, bo o ile ufam twoim to swoim już nie. Nawet jeśli udają świętoszki.
Przeszliśmy z korytarza do salonu, gdzie Nathaniel właśnie starał się jakoś naprawić dyniowe ciasto, w które Anastasie zanurkowała całą małą dłonią, wpychając do ust to, co udało jej się oderwać od całości wypieku. Kawałki biszkoptu oraz dyniowa galaretka leżały przed nią na stole, zaś na jej policzkach widać było pomarańczowe ślady lukru i masy. Widząc nas zaczęła wycierać brudną rączkę o obrus, aby ukryć ślady swojej żarłoczności.
- Wiedziałem… - mruknął ciężko Reijel.
Jego synek w tym czasie zajadał się pod stołem ciasteczkami i kruszył przy tym tak bardzo, że zacząłem zastanawiać się nad przygarnięciem jakiegoś psa, aby robiłby porządek po przyszłych rodzinnych imprezach, jakie mieliśmy w planach.
Florin w tym czasie siedział grzecznie przyglądając się staraniom swojego starszego brata. Kiedy tylko nas zauważył, szybko zaczął szturchać Natha paluszkiem.
Nath odskoczył od w jednej trzeciej zrujnowanego ciasta i ukrył brudne łapki za plecami. Po jego minie domyśliłem się, że miał świadomość, że nie udało mu się naprawić ciasta tak, jakby chciał.
- Czasami zastanawiam się, czy wy w ogóle karmicie te swoje maluchy. - zażartowałem i dostałem kopniaka w tyłek od kuzyna.
- Nie moje wina, że zawsze przygotowujesz pyszności, podczas kiedy u nas jedzenie jest nieskomplikowane i przeciętne w smaku! - syknął.
- Och! Jakiś Halloweenowy duszek musiał się dorwać do ciasta! - podczas, kiedy ja przekomarzałem się z Oliverem, Marcel postanowił zadbać o to, aby przyłapane na gorącym uczynku dzieci rozluźniły się trochę. Widziałem jak mruga porozumiewawczo do Nathaniela, który był już za duży, aby wierzyć w to, że jego tata niczego się nie domyślił. Czasy, kiedy mój maluszek był przekonany, że nikt go nie widzi, jeśli tylko zasłoni oczka łapkami minęły bezpowrotnie.
- Siadajmy do obiadu. - zaproponowałem.
Oliver i Reijel posadzili swoje dzieciaczki w przygotowanych dla nich krzesełkach, zaś Marcel usadowił naszego Flo w trzecim, zaraz obok nich.
- Pomożesz mi, Nathanielu? - zapytałem starszego synka, który pokiwał główką.
Wyszliśmy z salonu do kuchni, gdzie Nath odetchnął głęboko i ciężko.
- To ciasto… - zaczął, ale nie dałem mu skończyć.
- Wiem, kochanie. Nic nie szkodzi. - pogłaskałem go i pocałowałem w czoło. - Z małymi dziećmi tak jest. Sam kiedyś taki byłeś. - roześmiałem się. - Chodź, umyjesz te lukrowe łapki i podamy obiad.
Podsadziłem go do zlewu i pomogłem dokładnie wyszorować ręce.

~ * ~ * ~ 

Starałem się nie roześmiać, kiedy patrzyłem jak czwórka naszych gości wpatruje się w leżące na stole przysmaki przygotowane przez mojego męża. Doskonale wiedziałem jakie robią na innych wrażenie i nie zaprzeczę, że odczuwałem z tego powodu dumę.
Zaproponowałem przyjaciołom przystawkę i przygryzłem wargę aby zachować względną powagę, kiedy zajadali się z trudem powstrzymując pomruki rozkoszy.
- Jesteście pewni, że żaden z was nie chce wziąć lekcji gotowania u Fillipa? - nie wytrzymałem.
Obaj zmierzyli mnie nieprzyjaznymi spojrzeniami.
- Nie. - to Oli zdecydował się odpowiedzieć. - Przynajmniej maluchy będą kojarzyć wszelkie święta i uroczystości rodzinne z dobrym jedzeniem i wyjątkową atmosferą. Zresztą już ci kiedyś mówiłem, że nie nadaję się do prowadzenia domu, a Reijel jest w tym jeszcze gorszy ode mnie.
W tej właśnie chwili mój zniewalający mąż wrócił do nas z ciepłą, parującą zupą dyniową, zaś za nim podążał Nathaniel z talerzem wypełnionym kromkami marchewkowego ciasta do niej.
Naszym gościom zalśniły oczy, a ja znowu poczułem jak przepełnia mnie duma. Mój mąż był mistrzem w każdej dziedzinie. Zniewalająco przystojny, męski i namiętny, czuły i kochający, z podejściem do dzieci i godnymi pozazdroszczenia umiejętnościami kulinarnymi.
Byłem prawdziwym szczęściarzem.
*
Po obiedzie i deserze, dzieci zamieniły salon w bawialnię, zaś nasza dorosła czwórka rozsiadła się w fotelach, które zajęły miejsce odsuniętego pod ścianę stołu z przekąskami.
Do wyjścia z maluchami i zbierania słodyczy zostało nam jeszcze trochę czasu, więc wykorzystaliśmy go na niezobowiązującą rozmowę o wszystkim i niczym.
Reijel niemal spuchł z dumy, kiedy temat zszedł na naszego najmłodszego synka, który poniekąd dzięki jego wstawiennictwu dostał się pod nasze skrzydła. Podejrzewałem jednak, że mężczyzna nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielką sprawił nam tym radość. W końcu już od pewnego czasu zarówno ja, jak i Fillip marzyliśmy o powiększeniu naszej rodziny, zaś Nathaniel coraz częściej wspominał o rodzeństwie, które chciałby mieć. Florin był więc dla nas wszystkich spełnieniem marzeń.
Chłopczyk musiał wyczuć, że nasze spojrzenia są na niego skierowane, ponieważ uniósł główkę i spojrzał na nas wszystkich zawstydzony.
Mój cudowny Anioł uśmiechnął się łagodnie i pochylił lekko szturchając się w policzek, co oznaczało chęć otrzymania buziaka. Flo na początku pokręcił główką wstydząc się podejść, kiedy otaczała go tak duża grupa osób, ale już minutę później kleił się do Fillipa i dał mu upragnionego buziaka.
- Dziękuję, pluszaczku. - powiedział mu cicho na ucho mój cudowny mężczyzna. - Tego było mi trzeba.
Niedługo później przygotowywaliśmy się do wyjścia po halloweenowe łakocie. Było to pierwsze Halloween w życiu trójki naszych pociech oraz pierwsze tak duże w życiu Nathaniela.
Ten dzień był piękny i wyjątkowy dla nas wszystkich i byłem pewny, że żaden z nas nigdy go nie zapomni.