sobota, 31 lipca 2010

Gâteau

Wakacje były tym okresem w ciągu roku, który najbardziej dawał mi się we znaki. Zawsze wtedy narzekałem więcej niż zwykle i byłem lekko drażliwy, oczywiście w chwilach, kiedy nie chodziłem z głową w chmurach wyobrażając sobie, co mogłoby się wydarzyć w następnym roku szkolnym. Zdołałem już wymyślić całą masę historii, w których główne role odgrywaliśmy ja i Marcel. Zacząłem od tych bardziej prawdopodobnych, a kończyłem na całkowicie nierealnych, a jednak pozwalało mi to spokojniej czekać na wrzesień, który jak na złość nie chciał nadejść. Szczerze powiedziawszy wyobrażałem sobie nawet, iż budzę się nagle i okazuje się, że wszystko tylko mi się przyśniło, nadal jestem w Hogwarcie i lada chwila spotkam się z ukochanym nauczycielem. Każdorazowe potknięcie na schodach uświadamiało mi jednak smutną prawdę. Wcale nie spałem i nie byłem w szkole. Zamiast tego spędzałem spokojne, nudne wakacje w domu z dala od mojej największej i jedynej obsesji – Camusa.
Wracałem do swojego pokoju po obiedzie, który chociaż był całkiem smaczny nie smakował mi tak jak powinien. Czułem, że oszaleję, jeśli nadal będę tak bardzo zadręczał się brakiem nauczyciela latania. W końcu on na pewno prowadził normalne życie, może spotykał się z przyjaciółmi. Poczułem ukłucie zazdrości na myśl o tym, iż mężczyzna mógł spotykać się z kimś, śmiać, dobrze bawić, a ja nie mogłem tego widzieć. Miałem ochotę złapać go i zamknąć w złotek klatce, by był tylko i wyłącznie mój. Trzymałbym go w jednym z licznych pokoi w domu i spędzałbym codziennie całe godziny obserwując go, podziwiając. Camus był jak wspaniały ptak, którego jedno pióro było bezcenne, a on sam wydawał się mitycznym stworzeniem, którego nikt nie widział. A ja bym go miał i chował przed światem zazdrosny o każde ciekawskie spojrzenie, które spoczęłoby na nim.
Tak jak niejednokrotnie już sobie powtarzałem, moje pragnienia stawały się coraz bardziej samolubne, a mi nie wystarczała już sama świadomość, iż gdzieś tam jest mój profesor, ja chciałem go mieć tylko i wyłącznie dla siebie.
Wchodząc do pokoju opadłem na łóżko i zamknąłem oczy na zaledwie kilka sekund. Coś na moim biurku wydawało dziwne odgłosy, a przecież nie mogła to być moja sowa, która wczorajszego wieczora została wypuszczona i miała dostarczyć list do Olivera.
A jednak, kiedy spojrzałem na biurko dostrzegłem na nim białego puchacza, który dumnie wpatrywał się we mnie i dziobem przesunął w moją stronę jakiś pakunek. Zaledwie sięgnąłem po pudełeczko i doręczony do niego list a zwierzę wyfrunęło z mojego pokoju przez otwarte okno.
Pudełeczko, które teraz trzymałem na kolanach, było, co prawda niewielkie, jednak bardzo interesowała mnie jego zawartość. Otworzyłem je jeszcze zanim spojrzałem na list. W środku w plastikowym opakowaniu znajdowały się ciasteczka wielkości większych monet w kształcie ślicznych kwiatuszków o środku z jakiejś pomarańczowej galaretki. Nagle poczułem, że mam ochotę na słodycze i sięgnąłem po jedno ciastko. Ścisnąłem je trochę za mocno, gdyż rozsypało się w moich palcach. Byłem zaskoczony, nigdy nie miałem do czynienia z tak kruchymi ciastkami. Podniosłem, więc kolejne, o wiele delikatniej i wsunąłem do ust. Rozpłynęło się w nich smakiem wanilii i brzoskwiń. Nie było wcale suche, jak mogło się wydawać, ale sprawiało wrażenie nasączonego czymś i przez to jeszcze smaczniejsze. Doprawdy nigdy nie miałem w ustach tak lekkich i delikatnych słodyczy.
Jakby zaczarowany przez ten jeden wypiekany kwiatek szybko porwałem list z pościeli i otworzyłem. Pod razu rozpoznałem pismo Marcela, które znałem przecież z karteczek dołączanych do prezentów. Ciastka były od niego!
Liścik był krótki, ale mogłem czytać go raz po raz.

Smacznego.
Mam nadzieję, iż ciastka będą Ci smakować.
Wypocznij dobrze podczas wakacji.

Marcel

Opadłem na łóżko tuląc list do piersi i uśmiechałem się szeroko. Dobrze wiedziałem, iż te kilka zdań, niepozornych i krótkich, w rzeczywistości znaczyło więcej niż mogło się wydawać. Przecież zdawałem sobie sprawę z tego, iż Camus wkłada niezliczone ilości uczuć w każde wypowiadane słowo, więc te pisane musiały zawierać jeszcze więcej emocji.
Nadal z listem w dłoni usiadłem i sięgnąłem po ciastka. Jadłem je powoli, jedno za drugim, rozkoszowałem się nimi. Mogłem pokusić się o stwierdzenie, iż zostały zrobione właśnie przez nauczyciela i kiedy ta myśl przyszła mi do głowy przygryzłem wargę spinając całe ciało by odreagować tym ogromną radość.
Przecież te ciasteczka były delikatne, kruche i idealnie słodkie, zupełnie jak Marcel. Każdy zjadany przeze mnie kwiatuszek był, więc obrazem mojego ukochanego profesora i przeznaczony był wyłącznie dla mnie.
Musiałem odpisać na ten liścik! Powinienem coś wysłać mężczyźnie w zamian, ale co? Nie mogłem bawić się w kuchni, nie mogłem używać magii. Nie miałem zupełnie nic, co mógłbym dać nauczycielowi w zamian za te pyszności, które mi wysłał.
Z niejakim niezadowoleniem stwierdziłem, iż musze poprzestać tylko na liście.
Poderwałem się z miejsca i siadając przy biurku wkładałem do ust drobny kwiatek, a czując jego niesamowity smak starałem się odnaleźć natchnienie by pisać.
Już planowałem, że list od profesora zostanie ukryty w moim pamiętniku, kiedy tylko skończę wszystkie ciastka, by był kolejnym najcenniejszym przedmiotem, który posiadałem.

*

Spodziewałem się odpowiedzi Fillipa na mój niewielki i niesłychanie dziecinny prezent. Znałem chłopca na tyle, by wiedzieć, iż nie pozwoli sobie na ciche przyjęcie czegokolwiek bez wyrażenia swojej wdzięczności. A jednak nie tylko z niecierpliwością czekałem na jego list, ale i cieszyłem się niesamowicie na myśl o tym, że dostanę od niego tak wiele. Z pozoru zwyczajny zapisany kawałek pergaminu miał dla mnie wartość większą niż wszystko inne.
W końcu otrzymałem ładną kopertę ze starannie wypisanym na niej moim nazwiskiem. Przesunąłem palcami po zapisanych ręką Fillipa słowach. Litery były zgrabne, pełne niewidzialnej wyniosłości. Typowy styl pisma młodego panicza, którego nauczono dbać nawet o takie szczegóły.
Nie potrafiłem bez niego wytrzymać, to, dlatego zdecydowałem się w jakikolwiek sposób przerwać cisze panującą między nami w czasie wakacji. Byłem nauczycielem, a on moim uczniem i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, iż nie wolno było mi faworyzować nikogo, właśnie, dlatego musiałem znaleźć inny sposób na pokazanie chłopcu, że o nim myślę.
Wyszukałem najlepszy przepis mojej babci, smak, który pamiętałem z dzieciństwa, który uwielbiałem. Uznałem go za najlepszy dla Fillipa, a bardzo chciałem by skosztował tych ciasteczek. Tym samym miałem wymówkę, by nie pisać wiele, ale jednak cokolwiek nakreślić na kartce. Nikt nie mógł posądzić mnie o zbytnie zainteresowanie uczniem, a wymówka odnośnie wypieków mogła znaleźć się zawsze.
Nie byłem tylko pewny, czy zdołam osiągnąć zamierzony cel, a jednak udało się. Ciastka wyszły idealnie, a tym samym mogłem dać je mojemu Skarbowi. Nie musiał wiedzieć skąd się wzięły, chciałem jedynie by pamiętał o mnie nawet w czasie letnich wakacji. Lub może przede wszystkim wtedy, kiedy nie mogłem nad nim czuwać, nie miałem pojęcia, co się z nim dzieje, co robi.
Z namaszczeniem otworzyłem list i wyjąłem białą kartkę o złoconych krawędziach. Pasowała do Fillipa, nawet, jeśli był to tylko jeden niewielki szczegół, na który nie musiałem zwracać uwagi. Już u samej góry widniały drobne, piękne literki, którymi zwracał się bezpośrednio do mnie. Jego pismo zmieniało się minimalnie na bardziej dojrzałe, jednak pewne akcenty pozostawały niezmienne. Uwielbiałem styl jego pisma, jak i wszystko, co z Fillipem się wiązało.

Drogi panie profesorze,

Nawet pan nie wie jak bardzo ucieszyły mnie ciasteczka i pańska wiadomość! Nie często dostaję takie prezenty, a szczerze mówiąc zdarzyło się to po raz pierwszy. Tym większą radość sprawiła mi pańska paczuszka, ale także jej niesamowita zawartość. Nigdy nie jadłem niczego lepszego! Żałuję bardzo, że nie mógł pan jeść tych ciasteczek ze mną. Mam jednak nadzieję, że będziemy mogli to nadrobić, kiedy wrócę do szkoły.
Życzę panu bardzo relaksującej drugiej połowy wakacji i wielu motylków za oknem!

Fillip


Tak, ja również bardzo żałowałem, że nie mogłem patrzeć jak Fillip wsuwa do ust drobne ciastka, jak jego wargi poruszają się, policzki lekko pęcznieją, a drobna dłoń sięga po kolejne. Takie gesty, chociaż całkowicie naturalne wydawały mi się wyjątkowymi. Jeśli tylko będzie możliwym, bym mógł rozkoszować się tym widokiem w Hogwarcie, skorzystam z tej sposobności lub nawet wymuszę na losie, by pozwolił mi na tę odrobinę radości.
Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w treść listu, a później schowałem go do koperty i ukryłem w szufladce nocnej szafki, gdzie znajdowały się także inne, drobniejsze formy korespondencji, jakie otrzymałem od chłopca.
Kolejne spojrzenie na białą kopertę i uśmiechnąłem się do siebie.
- Miłych wakacji, Fillipie. – westchnąłem do siebie, marząc o tym by chłopiec mógł usłyszeć moje słowa. - Kiedyś będziesz spędzał je ze mną. – wyraziłem na głos swoje fantazje.
Położyłem się na łóżku patrząc w sufit. Wydawało mi się, że to właśnie na nim pojawiają się obrazy, które powoli formował mój umysł, a które później stawały mi przed oczyma.
Roześmiana twarz Fillipa, jego ciepły głos, słodkie słowa, łagodność, ale także zdecydowanie, niewinność, która otaczała go, chroniła.
Zupełnie nie wiedziałem, kiedy pojawiły się marzenia, w których chłopiec jest tutaj ze mną, zgania mnie z łóżka karcąc za lenistwo, całuje, a ja przyciągam go do siebie, obejmuję i całuję jeszcze raz, mocno. Chociaż było to niemożliwe to równocześnie stanowiło cudownie piękną baśń.
Czy miałem prawo wykraść chłopca światu? Zabrać go wszystkim, uczynić tylko swoim, by móc opiekować się nim wiecznie, rozpieszczać i dawać szczęście?
To było niemożliwe, a jednak cudownie ogrzewało moje serce. Czułem jak przyjemne wizje wypełniają mnie, podsuwają nowe, wprowadzają mnie w coraz głębsze obszary moich uczuć.
Jakkolwiek było to niewłaściwe wakacje pozwalały mi fantazjować bez obaw, że nie zdołam nad sobą zapanować. Mogłem do woli karmić swoje pragnienia, a później poskramiać je i uspokajać.
Nie było w tym szaleństwa, ale uczucia. Czyste, głębokie, bezgraniczne. Wyłącznie uczucia, wśród których liczył się wyłącznie mój Fillip.
Byłem dziwnie szczęśliwy, chociaż chłopiec był daleko ode mnie.
Kochałem go całym sobą i chciałem być zawsze z nim, zawsze blisko.