czwartek, 1 października 2015

Matin

Obudziłem się w doskonałym nastroju, jak zawsze kiedy miałem obok siebie mojego młodego mężczyznę. Rozleniwiony uśmiechałem się do siebie patrząc na wciąż śpiącego chłopaka wtulonego w moją pierś i nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Był tak uroczy, tak niewinny i jednocześnie drapieżny z tą swoją bródką muszkietera i subtelnym wąsikiem. Prezentował się doskonale i mógłby rozkochać w sobie każdego, co dobrze przysłużyło się naszemu sklepowi, ponieważ wiele matek chętnie do nas wracało, aby kupić swoim dzieciom kolejne prezenty urodzinowe, imieninowe, świąteczne lub bez okazji. Mój idealny mężczyzna był jedną z naszych najlepszych reklam, co naturalnie było dla mnie powodem do zazdrości oraz do dumy jednocześnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Nathaniel również ma w tym wszystkim swój udział, jako że nic tak nie przyciąga kobiet jak młody ojciec troskliwie zajmujący się uroczym dzieckiem. Ponadto nasz malutki rozrabiaka z każdym dniem przejawiał coraz większe zainteresowanie ekstremalnym quidditchem, jako że już kilka razy dosiadał mioteł przeznaczonych dla dorosłych i doświadczonych osób, co z kolei podobało się odwiedzającym sklep mężczyznom. Oni gustowali w odważnych dzieciach, które nie boją się zrobić sobie ziaziu. Problem polegał na tym, że podobne zamiłowania nie podobały się ani mi, ani Fillipowi, a nie łatwo było upilnować dziecka, którego wszędzie jest pełno.
Moja niewielka rodzina bez wątpienia odnalazła się więc w interesie i czerpała z niego całymi garściami. Żałowałem tylko tego, że nie mogę spędzać z nimi całych dni, ponieważ równie mocno jak prowadzić sklep na Pokątnej, chciałem nadal pracować w Hogwarcie. Cieszyłem się każdą lekcją, która pozwalała moim uczniom pokochać sport, który uczynił mnie tym kim byłem i postawił na mojej drodze Anioła, więc jakże mógłbym zrezygnować z posady nauczyciela? Oczywiście pozwoliłem sobie na rok przerwy by móc wspomóc Fillipa oraz zatroszczyć się o Nathaniela, ale teraz wróciłem do pracy, co nie było dla mnie tak łatwe, jak początkowo sądziłem. Zbyt mocno tęskniłem za rodziną, toteż porozmawiałem z dyrektorem o wprowadzeniu pewnych zmian w rządzących szkołą zasadach. Dzięki temu mogłem codziennie widywać Fillipa i Nathaniela w kominku, zaś na weekendy wracałem do domu. Planowałem jednak wyprosić zdecydowanie więcej, ponieważ chciałem wracać codziennie do domu, jadać posiłki z moimi dwoma mężczyznami, tulić ich i całować bez ograniczeń. Na pewno nie mogłem liczyć na łatwą batalię, ale wierzyłem, że Dumbledore przychyli się do kolejnych moich próśb. W końcu w grę nie wchodził tylko mój mąż, ale także dziecko, a ono powinno spędzać czas z ojcem.
Pochylając się ostrożnie, pocałowałem śpiącego Fillipa w głowę. Nie obudził się wprawdzie, ale mocniej wczepił się w moje ciało i potarł nosem o moją pierś. Był jak pluszowy miś, kiedy tak łaskotał mnie zarostem i dzielił się swoim ciepłem. Zasadniczą różnicę stanowił tylko fakt, że pluszaki były tylko słodkie, zaś mój Anioł odznaczał się niewątpliwą urodą.
Chociaż niechętnie, powoli zacząłem wyswobadzać się z jego uścisków. Musiałem przygotować śniadanie dla niego i Nathaniela, a było to niemożliwe, kiedy tak tkwiłem w tym ciasnym, słodkim uścisku.
- Mmm! - niezadowolone mruczenie Fillipa świadczyło o tym, że nie udało mi się niezauważenie wymknąć. Mój Anioł rozbudził się, co wykorzystałem w bardzo nieuczciwy sposób. Niemal bezczelnie odsunąłem od siebie jego gorące ciało i wymknąłem się z łóżka podsuwając mu poduszkę do obejmowania.
- Śpij, kochanie. - szepnąłem mu do uszka i pocałował w skroń.
Musiał być nadal zmęczony, ponieważ zasnął niemal natychmiastowo, co pozwoliło mi na spokojnie wymknąć się do kuchni i zabrać za przygotowania do wspólnego posiłku.
Zacząłem od kaszki dla Nathaniela, jako że malec uwielbiał ją i nie potrafił zacząć dnia inaczej, jak tylko zajadając się swoim lepkim smakołykiem. Bawiło mnie to i stanowiło powód do zachwytu, ponieważ Nath był niewątpliwie słodki, kiedy sam magicznie utrzymywał sobie butelkę w odpowiedniej do jedzenia pozycji. Był zdolny, pomysłowy i nie miał najmniejszych problemów z jedzeniem, co naprawdę ułatwiało życie mi i Fillipowi. Co więcej, z prawdziwym zapałem pochłaniał słodzoną odrobinką miodu kaszkę, a później leżał grzecznie przez kilka chwil, jakby czekał aż żołądek zaakceptuje posiłek. Czasami żałowałem, że nie wiem, co dzieje się w tej małej, pucołowatej główce, którą zawsze z chęcią obdarzałem drobnymi buziakami.
W następnej kolejności szybko zająłem się przygotowaniami do śniadania mojego większego mężczyzny i musiałem przyznać przed samym sobą, że sprawiało mi to przyjemność. Już wczoraj wieczorem przygotowałem ciasto, z którego teraz uformowałem kulki do rozwałkowania. Ostatecznie przygotowałem w ten sposób niewielkie różyczki z dżemowym nadzieniem, które wstawiłem na chwilę do piekarnika. Nie byłem pewny, czy naprawdę mi wyjdą, ale okazało się, że były wręcz idealne, co napawało mnie pewną dumą. Rozdzieliłem więc kwiatuszki między mnie i Fillipa, zaparzyłem kawę zbożową, ugotowałem jajko na miękko, a następnie opiekłem tosty, dorzuciłem na talerzyk kawałek masła i zadowolony uznałem, że takie śniadanie powinno wystarczyć by uczynić ten dzień naprawdę udanym dla mojego cudownego mężczyzny. Chciałem sprawić mu przyjemność, pokazać jak bardzo mi na nim zależy i jak dalece pragnę stać się dla niego ideałem.
Nathaniel okazał się mieć idealne wyczucie czasu, ponieważ zapłakał dopiero, kiedy byłem na to gotowy i przygotowany do natychmiastowego działania. Od razu uwolniłem go z zabezpieczonego zaklęciami łóżeczka i zaniosłem do sypialni, gdzie Fillip już siedział na łóżku postawiony w stan gotowości. Widać Nath był najlepszym budzikiem świata, choć na pewno mało przewidywalnym.
- Zgłodniał. - uspokoiłem kochanka i podałem mu chlipiącego, domagającego się posiłku głodomora. Zaraz za mną do pokoju wleciała taca z naszym śniadaniem, na którego widok mój Anioł westchnął głośno. Uznałem więc, że udało mi się zrobić mu miłą niespodziankę, co naprawdę mnie cieszyło.
Bardzo szybko Nath zajął się swoją kaszką nieczuły na otaczający go świat, co obaj z Fillipem skwitowaliśmy uśmiechem. W tamtej chwili poza butelką nie liczyło się dla naszego malca nic innego, więc zostawiliśmy go w spokoju siedzącego na pościeli i zajadającego się swoim rarytasem.
Ten dzień naprawdę zaczął się cudownie i cudownym z pewnością miał pozostać.

~ * ~ * ~

Powiodłem spojrzeniem po cudownej, niebywale przystojnej twarzy mojego mężczyzny, a następnie po tacy z przygotowanym przez niego śniadaniem. Zachwycony oblizałem się jakbym od wieków nie miał nic w ustach. Marcel naprawdę się postarał i nie mogłem ukryć wywołanego tym wzruszenia. Dotknąłem rumianego kwiatuszka, który ozdabiał jeden z talerzyków i pisnąłem zaskoczony. Był ciepły i mięciutki, co świadczyło o tym, że został świeżo upieczony. Nie wiedziałem, że Marcel potrafi robić takie słodkie rarytasy. Skosztowałem i westchnąłem z jeszcze większym niż przed chwilą zachwytem.
- Pyszne! - skomentowałem od razu sięgając po kolejną maleńką bułeczkę z dżemem.
- Moja mama piekła takie, kiedy byłem dzieckiem. - wyjaśnił, jakby to miało umniejszyć jego zasługi.
Uśmiechnąłem się do niego szeroko i pocałowałem go szybko.
- Są wyśmienite. Teraz będziesz musiał przygotowywać je dla mnie częściej. - roześmiałem się pochłaniając swoją porcję i wykradając kilka z talerza Marcela. Następnie zabrałem się za resztę posiłku, który dla mnie przygotował.
Przyznam, że mógłbym się do tego przyzwyczaić. Domowe śniadanko do łóżka, syn ułożony na poduszkach obok mnie, patrzący na mnie z miłością kochanek z drugiej strony. Czegoś takiego pragnął chyba każdy, choć nie każdy mógł tego doświadczyć. Byłem szczęściarzem i nawet nie chciałem temu zaprzeczać. Trafiłem do małego, prywatnego raju, na który składało się życie z dwójką najbardziej ukochanych przeze mnie osób.
Korzystając z okazji, że jako pierwszy pochłonąłem swoje śniadanie, zacząłem karmić mojego mężczyznę jego porcją. Sprawiało mi to niewątpliwą przyjemność, ponieważ mogłem dać także coś od siebie, a dziś nie miałem jeszcze okazji żeby uczynić dzień mojego mężczyzny wspanialszym.
Musiałem jednak przyznać przed samym sobą, że codziennie mógłbym rozpoczynać dzień w taki właśnie sposób – od dużej dawki romantycznej, słodkiej miłości. Niestety tak się składało, że nie potrafiłbym zmuszać Marcela do codziennego wymykania się z łóżka przede mną. Nie byłem wprawdzie tak utalentowany jak on, ale może sam również mógłbym czasami uraczyć go podobną niespodzianką lub jakąś niewykraczającą poza moje siły drobnostką. Tylko czy poradziłbym sobie z tym tak jak mój kochanek? Marcel był przecież niedoścignionym ideałem, a ja tylko wychowanym pod kloszem jedynakiem z zamożnej rodziny, który wybrał miłość zamiast rodziców i dziedzictwa.
- Dziękuję za to. - szepnąłem w ubrudzone żółtkiem usta Marcela i pocałowałem je lekko. - To było cudowne śniadanie. - początkowo mu przeszkadzałem, ale w końcu pozwoliłem mu otrzeć usta, które przecież sam przypadkiem umalowałem na żółto karmiąc go. Lewitując tacę na bok, przeciągnąłem się zadowolony.
Nathaniel również był już gotowy do codziennych szaleństw, więc należało opuścić schronienie wygodnego łóżka. Niechętnie wygrzebałem się z pościeli i ubrałem szybko. Miałem w tym swój cel, jako że zaraz potem pomagałem w tym Marcelowi, choć podejrzewałem, że adekwatniejszym określeniem byłoby „przeszkadzałem”. Całowałem go, dotykałem, leniwie zapinałem guziki jego koszuli. Gdybym miał ku temu okazję, spędziłbym wiele godzin na podobnych zabawach, ale musiałem się pospieszyć, kiedy Nath zaczął marudzić. Ten malec nie był stworzony do bezczynnego leżenia zbyt długo, toteż pieszczoty z Marcelem musiały poczekać na czas, kiedy maluch będzie spał, zaś my znajdziemy czas dla siebie.
Zostawiając ukochanego w pokoju, zabrałem dzieciątko do jego małego pokoiku i ubrałem go ciepło, jako że zaplanowaliśmy na dziś wizytę w ZOO, a więc nie chciałem by nasze maleństwo zmarzło podczas tej plenerowej wyprawy. Pogoda była przecież nieprzewidywalna, więc słońce mogło stać wysoko na niebie, ale równie dobrze w przeciągu godziny mogła rozpętać się istna ulewa. Cóż, w tym kraju należało być przygotowanym na wszystko.
Pozwoliliśmy Nathanielowi bawić się trochę w naszym pobliżu, kiedy wspólnie z Marcelem zajęliśmy się przygotowaniami do zaplanowanego na pobyt w ZOO pikniku. Sam nie wiem dlaczego przyszło mi to do głowy, kiedy proponowałem tę formę spędzenia dnia, ale uznałem ją za całkiem przyjemną, nawet jeśli nasza pociecha była jeszcze zbyt malutka by docenić to, co dla niego przygotowaliśmy. Chciałem by było to naszą małą rodzinną tradycją, którą Nath zapamięta i będzie chciał pielęgnować. Czy byłem przez to zbyt sentymentalny? Nie wiem, ale na pewno nie chciałem tego zmieniać. W końcu nie było nic złego w pełnym spokoju i słodyczy życiu kochającej się rodziny.
Nawet nie wiem, kiedy zacząłem podśpiewywać pod nosem, ponieważ nie byłem tego świadomy, póki nie spojrzałem na przyglądającego mi się, uśmiechniętego Marcela. Moja twarz musiała oblać się rumieńcem, kiedy dotarło do mnie, co właściwie robię. Odwróciłem się, by nie widział mnie takim czerwonym, ale najwyraźniej mój kochanek miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Odnalazł dłońmi moje policzki i obrócił twarz w swoją stronę.
- Jesteś cudowny, więc nie próbuj tego ukrywać. - skarcił mnie z pełnym miłości spojrzeniem swoich cudownie szarych oczu, które patrzyły na mnie w sposób tak trudny do opisania, że może nawet niemożliwy do odwzorowania. Tylko Marcel potrafił tak na mnie spoglądać.
- Tak, masz rację, wybacz. - wtuliłem się w niego na chwilę i rozkoszowałem cudownym ciepłem jego ciała. Poczułem poruszenie przy nogach i zobaczyłem mojego małego synka, który obejmował swoimi łapkami moją nogę oraz nogę Marcela.
W tamtej chwili czułem, że mógłbym się rozpłakać ze szczęścia.

~ * ~ * ~

Wzruszony wziąłem Nathaniela na ręce i pocałowałem jego mięciuteńki policzek. Wraz z Fillpem przytuliliśmy nasze zazdrosne o uściski dziecko, które zostało w następnej chwili pokryte pocałunkami. To cudowne, jak bardzo cieszył się z takich pieszczot. Był naszym małym pluszowym misiem w tym swoim pluszowym, mięciutkim i ciepłym sweterku z kapturem i misiowymi uszkami.
- Moi dwaj idealni mężczyźni. - westchnąłem patrząc to na Nathaniela, to na uśmiechniętego Fillipa.
- Sam jesteś idealny, głuptasie. - usłyszałem słodką reprymendę mojego młodego męża i uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Więc trzy ideały zaszczycą dzisiaj ZOO swoją obecnością. - zauważyłem żartobliwie i pocałowałem najpierw Fillipa, a następnie nadstawiającego się po buziaka Natha.
Czy można być tak szczęśliwym i nie grzeszyć? Nie wiem, ale i niewiele mnie to obchodziło, ponieważ mój wielki i kochający Bóg na pewno rozumiał, co kryje się w moim sercu. On był przecież Miłością, a więc moje uczucia były integralną częścią jego samego.
„Dziękuję.” - pomyślałem kierując te słowa do Boga, w którego tak gorąco wierzyłem. „Dziękuję za raj, jaki mi dałeś.”
W odpowiedzi otrzymałem kolejny uścisk mojej dwójki Cudów, co uznałem za znak od Niebios, że moja miłość spotkała się ze zrozumieniem i pełną akceptacją.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, śniadanko do łóżka wspaniale Marcel bardzo się postarałeś, szczęście radość miłość... choć tak zastanawiam się co Nathaniel sam myśli... jak odbiera to wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń