czwartek, 2 lipca 2015

Les enfants...

Czym tak naprawdę była magia lata? Ciepłym słońcem, które delikatną, mrowiącą pieszczotą gładzi skórę. Żywymi kolorami rozbudzającymi w nas chęć życia. Dłuższym dniem pozwalającym na spędzenie słodkich godzin u boku kochanka. Jednak przede wszystkim, lato było wcześnie wstającym świtem, który pozwalał na leniwe wpatrywanie się w uśpioną twarz bliskiej osoby, śledzenie każdego spokojnego oddechu, nieświadomych ruchów wykonywanych przez sen.
Moje spojrzenie podążało śladem wyraźnej linii szczęki Fillipa i niemal gładziło jej nisko osadzone, mocno zarysowane łuki, których szeroki kąt przechodził w łagodną brodę. Uwielbiałem ten kształt, a moje dłonie były w stanie zakreślić w powietrzu całą tę perfekcję bez jednego nawet zawahania. Mój wzrok sunął dalej, zahaczając o delikatną, ciemną bródkę, do której chłopak przywiązywał wielką wagę, pielęgnując ją, przycinając, rozczesując. Następnie zatrzymał się na wąskich, ale idealnych w swoim kształcie ustach o słodkim malinowym kolorze i aromatycznym smaku, nad którymi widniał subtelny, także starannie wypieszczony wąsik. Miodowa skóra sprawiała, że zarost prezentował się naprawdę dobrze na przystojnej twarzy Fillipa, której uroku dodawały nawet proste, cienkie i nisko osadzone nad oczyma brwi. Moje spojrzenie dotarło w końcu do gładkiego, niepobrużdżonego jeszcze żadnymi zmarszczkami czoła, po czym utonęło wśród cudownie czekoladowych i mocno pofalowanych włosów, które czasami żyły własnym życiem skręcając się od wilgoci i prostując na upale. Doskonale pamiętałem delikatną miękkość i niezaprzeczalną grubość każdego włosa, który zdobił tę śliczną główkę. Fillip był uroczy, niebywale przystojny i oszałamiająco piękny, a niewielu ludzi mogłoby pochwalić się czymś podobnym.
Spoglądanie na niego sprawiało mi czystą przyjemność. Nie potrafiłem oderwać od niego wzroku, a przecież miałem go tylko dla siebie już od ponad roku. Myślenie o tym, że to dopiero początek i Fillip będzie obok przez całe życie rozchodziło się po całym moim ciele czystą rozkoszą. Jego twarz będzie zmieniać się z każdym dniem, aż w końcu na tym słodkim czole pojawi się pierwsza zmarszczka, później kolejna, włosy zacznie przeplatać siwizna, ciało tak sprężyste teraz zwiotczeje, skóra stanie się twardsza. Chciałem być świadkiem tego wszystkiego. Chciałem być tym, który będzie całował każdą pojawiającą się z wiekiem plamkę wątrobową na jego skórze.
Najostrożniej jak tylko potrafiłem odgarnąłem z czoła Fillipa pukielek, który właśnie opadł mu na twarz i drażnił nos. Chłopak zamruczał coś nadąsany i przysunął się do mnie bardziej. Objął mocno mój pas ramieniem, ułożył głowę na mojej piersi, po czym zastygł w sennym bezruchu. Kilkanaście miesięcy temu musiałby się obudzić w takiej chwili i zrobiłby to na granicy jawy i snu, ale teraz moja obecność była dla niego tak naturalna, że ani myślał o powrocie do rzeczywistości. Jego umysł nawet nie rejestrował tego, co robiło ciało i mogłem odczuwać pełną dumę z tego powodu. Byłem integralną częścią jego świata, byłem nim samym.
Uśmiechnąłem się pod nosem i ucałowałem jego pachnące słodko włosy. Mój Anioł troszczył się nie tylko o zarost, ale także o te cudowne fale i śrubki na głowie. Zwykłe szampony mu nie wystarczały, więc zamawiał sporządzaną specjalnie dla niego mieszankę. Czasami zastanawiałem się jak wiele z bogatego, rozpieszczanego panicza jeszcze w nim zostało. W końcu nie bez powodu łazienka była zasłana kosmetykami, co na pewno zdziwiłoby nie jednego mężczyznę. Sam nie przykładałem takiej wagi do wyszukanych mieszanek zapachowych, ale on miał swoje stałe nawyki. Na noc musiał pachnieć słodko, usypiająco, z rana zaś stosował owocowe, orzeźwiające produkty. Czasami musiałem się powstrzymywać by nie wąchać jego skóry. Zawsze mnie za to karcił, ponieważ wiedział, że to tylko obudzi w nas podniecenie, a przecież nie mogliśmy sobie pozwalać na bliskość w czasie pracy i opieki nad synem.
Z dumą i radością spojrzałem na obrączkę na palcu Fillipa. Był mój, tak jak ja byłem jego, zaś obrączka była dowodem na to, że postanowiliśmy spędzić ze sobą całe życie, dzielić się radościami i smutkami, starzeć się u swojego boku. Za naszym ślubem kryło się jednak coś jeszcze. Miał być przesłaniem dla Boga, w którego wierzyłem. Przesłaniem mówiącym jasno, że odnalazłem swojego Anioła i niemal bluźnierczo go uwielbiam, stawiając go na pierwszym miejscu, ponad wszystkim. Musiałem jednak przyznać, że w dniu ślubu to wyjątkowe miejsce w moim sercu było zarezerwowane tylko dla Fillipa, ale teraz dzielił je z Nathanielem, który był dla mnie równie ważny.
Moje serce podskoczyło do góry, kiedy z pokoju obok doszło mnie piszczenie maty, na której spał Nath. Zaniepokoiłem się, a mój Anioł wyrwany gwałtownie ze snu stanął na równe nogi. Nie zważając na nic pognał do drzwi, zaś ja podążyłem jego śladem. Mata mierzyła uderzenia serca naszego syna i informowała nas o wszelkich niepokojących zmianach w rytmie tych słodkich, życiodajnych uderzeń.
Otworzyliśmy drzwi pokoiku Nathaniela. Nasze serca zamarły na tych kilka chwil, adrenalina rozsadzała żyły, krew wydawała się szumieć w żyłach z mocą wodospadu.
Podtrzymałem Fillipa, kiedy ugięły się pod nim kolana. Wziąłem go na ręce obejmując. Miś Nathaniela unosił się w powietrzu wraz z naszym synem, który właśnie lewitował się na ziemię i rozpoczął raczkującą wędrówkę w naszą stronę. To nie był pierwszy raz, kiedy malec używał swojej mocy, ale zawsze martwiliśmy się, gdy mata piszczała tak jak teraz. Uciszyłem ją zaklęciem. Jej dźwięk nie pozwalał nam na całkowite uspokojenie oddechu.
- Postaw mnie, proszę. - poprosił Fillip. Nie był na to gotowy, ale nie mogłem mu odmówić, nawet jeśli wciąż czułem na piersi szybkie, mocne bicie jego zestresowanego serca.
- Jak sobie życzysz, kochanie. - postawiłem go, ale pozostałem w pogotowiu póki nie usiadł na podłodze porywając w ramiona Nathaniela, który był nieświadomy zamieszania, jakiego narobił wychodząc samemu z łóżeczka.
- Niegrzeczny, chłopiec! - skarcił go łagodnie Anioł. - Tak nas straszyć za każdym razem! Powinieneś płakać, że chcesz wyjść, a nie samemu uciekać.
- Tata. - oświadczył malec i przytulił się chętnie do Fillipa.
- Teraz to tata. - prychnął chłopak, ale w jego głosie było pełno miłości. - Nie wolno tak straszyć. W takiej sytuacji nie mamy innego wyjścia i zadbamy o to, żebyś więcej nie mógł wyjść z łóżeczka bez naszej pomocy. - dłoń Fillipa gładziła plecy malca, który ziewnął i podkulił nóżki. Najwyraźniej zamierzał zwyczajnie zasnąć po całym zamieszaniu jakiego narobił.
- Weźmy go do siebie. - zaproponowałem. - I tak nie zaśniesz martwiąc się o niego, a w ten sposób może jeszcze na kilka chwil zmrużysz oczy.
Mój Skarb skinął głową. Pomogłem mu wstać, jako że nadal nie ochłonął po stresie, jakiego nastarczył mu Nath.
- Myślisz, że zbyt wcześnie pozwoliliśmy by spał w swoim pokoju? - rozumiałem doskonale jego pytanie i wiedziałem dlaczego je zadał.
- Nie, Fillipie. - zapewniłem prowadząc go z powrotem do naszej sypialni. - Po prostu jest bystry, wie czego chce i jak to osiągnąć. Gdyby nie magia, nie wyszedłby z łóżeczka tylko spał dalej. Myślę jednak, że bezpieczniej dla niego i dla nas będzie spać w trójkę. Nawet dorośli czarodzieje nie potrafią lewitować, a on... Jemu to przychodzi z łatwością.

~ * ~ * ~

- Tak. W sumie to chyba masz rację. - zgodziłem się.
Powinienem być dumny z tak utalentowanego syna, ale jego magia rozwijała się kosztem moich nerwów. Jeśli każdy rodzic musi przechodzić przez coś takiego, to miałem nadzieję, że mają swoje sposoby na okiełznanie małych awanturników kryjących się w dzieciach. Ja na swojego znałem tylko jeden sposób, a było nim ciągłe trzymanie go blisko siebie. Nathaniel był przecież tak bardzo do nas przywiązany, że budząc się nie myślał o niczym innym, jak tylko o pieszczotach i naszym towarzystwie. Jako żywe, chętne do nauki dziecko, potrzebował opieki niemal przez cały czas i jak widać obejmowało to także noce.
Byłem wdzięczny Marcelowi za jego bezustanną obecność i troskę, za pomocne ramię obejmujące mnie w pasie, pomagające mi utrzymać się na nogach. Bez niego byłbym zapewne zmuszony poraczkować do pokoju. Nathaniel naprawdę mnie wystraszył! Miałem nadzieję, że nasz syn szybko nauczy się czego nie wolno mu robić dla dobra rodziców, którzy nie pociągną długo w takim stresie.
Malec spał już mocno na moim ramieniu i wydawał się tak spokojny, jakby wcale nie wylewitował z łóżeczka niespełna kilka minut temu. Nie wiem jak to robił, ale zazdrościłem mu tej umiejętności szybkiego relaksowania się w stopniu pozwalającym na sen.
Usiadłem trochę ciężko na łóżku i odkleiłem od siebie Natha, który zmarszczył brwi niezadowolony, ale nie obudził się. Patrzyłem na jego małą, pulchną buzię, która wydawała się ciepłym, jasnym słońcem, przy którego promieniach mogłem ogrzewać się każdego dnia.
- Połóż się, Fillipie i spróbuj wziąć z niego przykład. - Marcel szepnął to cicho na moje ucho i ułożył mnie do snu, jakbym był dzieckiem potrzebującym opieki kogoś dorosłego.
- Wątpię żeby mi się udało. - przyznałem, ale nie protestowałem. Ułożyłem się wygodniej, a kiedy Marcel leżał już obok mnie, zmieniłem pozycję całkowicie. Położyłem Nathaniela na jego piersi i sam przysunąłem się maksymalnie, by móc czuć bliskość syna i mojego mężczyzny jednocześnie.
Wsłuchiwałem się w kojące bicie serca Marcela i śledziłem uważnie najmniejszy nawet ruch wykonywany przez drobne ciałko Natha podczas każdego oddechu. Był tak drobny i bezbronny, cudownie słodki, pełen energii, którą promieniował i zarażał. Nie wyobrażałem sobie życia bez niego.
Nie mogąc się powstrzymać, wsunąłem dłoń w jego miękkie włoski i gładziłem główkę uważając by go przypadkiem nie obudzić. Nie chciałem przecież przeszkadzać mu w odpoczynku, a jedynie nacieszyć się jego obecnością.
- Może powinniśmy zrobić sobie urlop i wyjechać gdzieś w trójkę? - Marcel postąpił ze mną tak, jak ja z Nathanielem, kiedy wsunął dłoń w moje włosy i bawił się nimi delikatnie.
Czułem się jak szczeniak rozpieszczany przez właściciela. Uwielbiałem jego dotyk, subtelne ruchy, jakie wykonywał palcami. Gdyby podrapał mnie pod brodą lub za uchem pewnie zacząłbym mruczeć z przyjemności.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - nadstawiłem się do głaskania.
- Poprosimy Olivera żeby zajął się sklepem przez ten czas, spakujemy nasze rzeczy i zabierzemy Nathaniela nad wodę. Pochlapie się w morzu lub przynajmniej zrobimy mu jakiś brodzik, pobawi się w piasku. Będzie zachwycony. Sam wiesz najlepiej, że nie jest dzieckiem, które można trzymać w domu, więc taki ruch dobrze mu zrobi.
- Chyba masz rację. - przyznałem szczerze. Nie tylko Nath potrzebował przestrzeni i zabawy. Nam również przydałby się odpoczynek na plaży. - Pobawi się z innymi dziećmi, nabierze trochę kolorków od słońca. - Nie miałem już żadnych wątpliwości, co do tego pomysłu. Musieliśmy wyjechać na tydzień lub dwa. - Masz już na myśli jakieś konkretne miejsce?
- Nie zaprzeczę. - Marcel roześmiał się cicho i pocałował mnie w głowę. Jego mięśnie napięły się, zmieniły kształt na tę jedną chwilę i znowu rozciągnęły, kiedy wrócił do poprzedniej pozycji. - We Francji mamy cudowne plaże i fantastyczne morze, więc...
- Stęskniłeś się za krajem, więc zachwalasz? - byłem rozbawiony, ponieważ wiedziałem, że trafiłem w samo sedno.
- No... Może troszkę. - przyznał, a w jego głosie dało się słyszeć uśmiech.
- Więc pozwolę ci się nacieszyć Francją. - ziewnąłem, co było dobrym znakiem.
- No proszę, powinienem czuć się chyba urażony. Chwila rozmowy ze mną, a ty już zasypiasz. - Mój mężczyzna znowu się śmiał, co było jak kolorowe iskierki posyłane w moim kierunku by pieściły skórę całego ciała.
- To twoja wina, że mnie rozleniwiasz. - zrzuciłem to na niego i przytuliłem się mocniej do silnego, ukochanego ciała. Uważałem na Nathaniela, ponieważ budząc się nie dałby już pospać nikomu. Był słodkim, małym cudem, ale zaliczał się też do bardzo wymagających towarzyszy zabawy.
- W takim razie biorę na siebie całą odpowiedzialność, więc możesz spokojnie spać. - ciepła dłoń Marcela pogładziła pieszczotliwie mój policzek.
Uśmiechnąłem się nie potrafiąc powstrzymać ust przed wygięciem kącików i skinieniem głowy zgodziłem się na tak kuszącą propozycję. Ułożyłem się jeszcze trochę wygodniej i kiedy było już idealnie, zamknąłem oczy.
Czułem w nozdrzach męski, wyjątkowy zapach Marcela i słodką, dziecięcą woń synka, który był właśnie bardzo zajęty zaślinianiem prze sen piersi swojego taty. Miałem tylko nadzieję, że pod tym względem nie byłem podobny do Nathaniela. Wprawdzie Marcel nigdy nie narzekał na nic podobnego, ale znając jego naturę i uwielbienie jakim mnie darzył, nie przyznałby się do tego, że został przeze mnie obśliniony.
Uznałem, że zapytam o to innym razem, ponieważ kolejne ziewnięcie otworzyło szeroko moje usta jednocześnie zamykając mi oczy. Byłem naprawdę śpiący, a to oznaczało, że wcześniejsze zdenerwowanie zniknęło. Obecność tych dwóch wspaniałych mężczyzn w moim życiu potrafiła zdziałać cuda. Przy nich byłem sobą, mogłem cieszyć się każdym dniem, wiedziałem, że naprawdę żyję i byłem z nimi niesamowicie szczęśliwy. Każdy dzień nosił znamiona wyjątkowości, był pełen atrakcji, miłości i rozkoszy rodzinnego życia.
Mój umysł zamglił się, świadome myśli odpływały. Byłem o krok od zaśnięcia i to była moja ostatnia konkretna myśl.

~ * ~ * ~

Uśmiechałem się bezustannie to patrząc na już śpiącego głęboko Nathaniela, to na zasypiającego bardzo szybko Fillipa. Moje dwa prywatne kocyki, dla pluszowe misie towarzyszące sennym marzeniom. Nie potrafiłem się nimi nacieszyć, a przecież obaj byli tuż obok. Uroczy, słodcy, wyjątkowi i bezgranicznie magiczni.
Ślina Nathaniela zbierała się na moim brzuchu w rowkach między mięśniami, więc musiałem ją wycierać ostrożnie, by mój syn nie spał z buzią na wilgotnej skórze. Całe szczęście Fillip nie miał tego problemu, więc mogłem zostawić go samemu sobie. A przynajmniej w pewnym stopniu było to możliwe.

*

Dzień rozpoczął się na dobre w dwie godziny później, kiedy Nathaniel obudził się nie mając zamiaru przespać ani chwili dłużej. Wiercił się, kręcił i domagał uwagi oraz jedzenia. Nie było uproś, więc zostawiłem zaspanego Fillipa w łóżku, by powoli dochodził do siebie i zabrałem nasze niespokojne dziecko do kuchni.
- Nana! - domagał się posadzony w krzesełku przy stole. Takiemu żądaniu się nie odmawia, więc obrałem dla niego banana i pokroiłem w plastry, które później roztarłem widelcem. Karmiąc go, zaklęciem przygotowywałem śniadanie dla siebie i Fillipa. Unoszące się akcesoria kuchenne oraz produkty żywnościowe bardzo podobały się Nathanielowi, więc czasami nawet zapominał o jedzeniu. Na szczęście nie próbował unosić się razem z kromkami chleba. Siedział grzecznie i tylko jego spojrzenie krążyło niespokojne, podniecone po całym pomieszczeniu.
- W quidditcha nie będziesz miał sobie równych. - oświadczyłem mu z dumą i pocałowałem jego jasne czółko. - No, dojedz jeszcze, kochanie i wypij soczek. - starałem się go odciągnąć jakoś od zaciekłego obserwowania, które w pewnym momencie okazało się ciekawsze od jedzenia. Na szczęście wszystko wróciło na swoje miejsce w chwili, kiedy naprawdę zacząłem przegrywać z kretesem z zaklęciem lewitacji.
- O, już gotowe! - Fillip nadal wyglądał na zaspanego, kiedy wchodził do kuchni, ale ożywił się znacznie widząc przygotowane dla niego kanapki. Usiadł przy stole, uśmiechnął się naprawdę czarująco do mnie oraz Nathaniela, po czym zabrał się za jedzenie z prawdziwą werwą, jakbym go do tej pory bezczelnie głodził. - Czy ja wspominałem, że dzisiaj wpadnie do nas moja mama? - zapytał mimochodem.
- Hę? - zapytałem zaskoczony tą wiadomością. Oczywiście, że nie słyszałem o tym ani słowa! W przeciwnym razie na pewno zrobiłbym porządek już dwa dni temu, a na dziś przygotowałbym jakiś szczególny obiad! Nie łatwo było przypodobać się jego matce, której wykradłem z gniazda pisklę. - Chyba zbyt późno mnie o tym informujesz. - powiedziałem z wyrzutem i zerwałem się na równe nogi. Nie miałem czasu do stracenia! I pomyśleć, że mój Anioł śmiał się w tej chwili ze mnie, jakby moja rozpacz była aż tak zabawna. Przecież odwiedziny jego matki zawsze były dla mnie stresujące! - Usz, ty mały! - skarciłem go.
- Tak, Marcelu. Wiem, że mnie kochasz. - chichotał nadal.

1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    wspaniale, no i co uroczo i słodko, tak mały bardo przestraszył Filipa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń