piątek, 31 lipca 2015

Au bord du lac

Pogoda była naprawdę piękna, słońce świeciło niewyobrażalnie mocno, zaś subtelny wiatr chłodził rozpaloną skórę, niosąc ze sobą przyjemny chłód znad wody. Taki dzień jak ten, nadawał się idealnie do spędzenia czasu z rodziną. Drobny, jasny piasek imitujący plażę był ciepły, ale nie parzył skóry, sztucznie wydrążone jezioro błyszczało w słońcu i roiło się od wpuszczonych do środka ryb. Idealne miejsce dla moich chłopców, którzy właśnie śmiali się do siebie nie zważając na uroki otoczenia.
Wyszukałem więc dla nas odpowiednie miejsce blisko płytszej strony jeziora, która była przeznaczona dla dzieci i tam rozłożyłem koc oraz resztę naszych rzeczy. Fillip w tym czasie zajął się rozbieraniem wierzgającego z uciechy Nathaniela i smarowaniem jego miękkiego, pulchnego ciałka kremami z filtrem. To już mniej pasowało chłopcu, który markotny uderzył w płaczliwy ton, ale ostatecznie zajął się obserwowaniem bawiących się głośno dzieci, co odwróciło jego uwagę od tłustego kosmetyku.
Już od pewnego czasu myśleliśmy o tym wakacyjnym wyjeździe, więc wiedziałem doskonale, o co muszę jeszcze zadbać. Szybko zdjąłem z siebie zbędne ubrania, ale zanim mogłem przejść do najważniejszego punktu przygotowań do zabawy, mój młody mężczyzna dorwał mnie i teraz to ja markotny poddałem się wątpliwej przyjemności bycia nacieranym tłustym kremem. Zresztą, równie szczęśliwy był Fillip, kiedy i na niego przyszła kolei. Na szczęście zajęło nam to stosunkowo niewiele czasu, toteż szybko mogłem zająć się tworzeniem brodziku dla Nathaniela. Chciałem żeby mój syn nacieszył się zarówno piaskiem, jak i wodą, toteż dołożyłem wszelkich starań, w tym także kilka niemożliwych do zauważenia przez mugoli zaklęć, aby jego prywatne jeziorko odznaczało się rozległością i wygodą. Fillip dolał nawet do wody kilka kropel kupionego w sklepie pani Lupin eliksiru, który miał uchronić nasze dziecko przed niechcianą alergią. W końcu jego delikatna skórka była wrażliwa i narażona na nieprzyjemne konsekwencje płynące z kąpieli w jednej wodzie z rybami i innymi ludźmi.
Przyznaję, że było w tym trochę rodzicielskiej przesady, ale najważniejsze były dla nas bezpieczeństwo i komfort naszej pociechy.
- Wskakujemy, mój słodki książę. - Fillip wziął Natha pod pachy i posadził go w brodziku. - Jak się podoba? Wystarczająca powierzchnia do ciapania wodą?
Patrzyliśmy jak nasz chłopiec niepewnie przygląda się wodzie, w której siedział i przypadkowo zakopuje nóżki w mokrym piasku. Zmarszczył czoło, uderzył niezgrabnie rączką o powierzchnię i uśmiechnął się, kiedy woda zaczęła się rozpryskiwać na boki.
- Ciap, ciap! - oświadczył oddając się zabawie w rozchlapywanie wody i rzucanie błotnistym piaskiem w nieistniejący punkt przed sobą. Wprawdzie sporo błota lądowało na jego ciałku, ale jak długo sprawiało mu to przyjemność, nie planowałem mu przerywać. W końcu piasek zobowiązywał do ubrudzenia się, tak jak woda do bycia mokrym. Nie mogłem oczekiwać, że moja pociecha będzie czysta i suchutka, skoro przyjechaliśmy właśnie po to, żeby Nathaniel mógł się wybawić za wszystkie czasy. W końcu na Pokątnej nie miał ani placu zabaw, ani basenu, a tutaj mógł nacieszyć się wszystkim jednocześnie.
Kiedy zabawa na siedząco już go znużyła, Nath wstał niepewnie i kiwając się na swoich krótkich nóżkach, podjął próbę postawienia kilku kroków. Naturalnie skończyło się to szybkim upadkiem. Małe łapki z ciapnięciem zanurzyły się w wodzie i błocie, a wielkie brudne krople wylądowały w usteczkach mojego syna, który zaczął płakać czując na języku nieprzyjemny smak.
- No, już, już. Zaraz wytrzemy buźkę. - Fillip doskoczył do malca w rekordowo szybkim tempie i delikatnie wsunął nawilżoną wodą chustkę do buźki malca. Szybko i sprawnie wytarł mu języczek, uważając aby chłopiec nie dostrzegł nawet niewygody sytuacji, w jakiej się znalazł. - Popij soczkiem. - w rękach Natha od razu pojawił się kubeczek z dzióbkową pokrywką. Na to naczynie malec zawsze reagował ssaniem, toteż mimowolnie zacisnął wargi na dzióbku i zassał znajdujący się tam sok. Okropny smak błota musiał już zniknąć, ponieważ malec całkiem zapomniał o płaczu skupiony na piciu.
Znowu zadowolony z życia, wrócił do wody jeszcze na kilka chwil, a kiedy główka zaczęła mu opadać, ponosiłem go trochę wkoło koca usypiając. Nie przeszkadzały mu krzyki i śmiechy ludzi. Spał twardo najpierw w moich ramionach, a później na ciepłym kocu pod rozłożonym nad nim parasolem.
- Zostanę z nim, a ty idź popływać. Później pójdziemy razem na głębszą wodę, a Natha wsadzimy do dmuchanego chodzika. - zaproponował Fillip i chociaż najchętniej zostałbym przy nim, widziałem w jego oczach prośbę. Chciał dać mi trochę przestrzeni, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich lęków. Od czasu incydentu ze zbuntowaną miotłą w Hogwarcie, Fillip nie lubił zapuszczać się samemu na głęboką wodę.
- Niedługo do was wrócę. - zapewniłem. Postanowiłem wykorzystać tę chwilę sam na sam ze sobą, aby sprawdzić jak daleko będziemy mogli zapuścić się z moimi dwoma mężczyznami, kiedy przejdziemy z brodzika na głębszą wodę.

~ * ~ * ~

Patrzyłem za odchodzącym Marcelem. Wiele kobiet oglądało się za nim i nie mogłem im się dziwić, chociaż czułem lekkie poirytowanie. Pewnie sądziły, że jestem jego bratem lub bratem jego żony. Wątpiłem by domyśliły się, że jesteśmy razem. Nie szukałem jednak kłopotów, więc podobne założenia były bezpieczniejsze dla nas obu. Poza tym, Marcel nigdy nie pozwoliłby nikomu na flirt, ponieważ wiedział jak bardzo mógłbym być zazdrosny. Mogłem więc mieć pewność, że bez względu na to, kto chciałby się do niego dobierać, on postawi sprawę jasno.
Wykorzystałem czas wolny, jaki zapewnił mi sen Nathaniela, na nadmuchanie jego wodnego siedziska, które pozwoli mu machać do woli nóżkami w wodzie i przesuwać się po jej powierzchni. Nath w tym czasie zmienił kilka razy pozycję, ale nie obudził się nawet na chwilę. Widać miał zamiar przespać swoje ustalone z góry godziny wypoczynku.
Chociaż wolałbym tego uniknąć, to jednak martwiłem się trochę o Marcela i zauroczone nim kobiety. Okazało się jednak, że sam w pewnym momencie stałem się obiektem zainteresowania. Dwie dziewczyny dorwały mnie wykorzystując mojego śpiącego synka jako pretekst do nawiązania rozmowy. Czy były ładne? Możliwe, chociaż ciężko było mi to określić, jako że nigdy nie gustowałem w dziewczynach. Częściej się ich bałem, kiedy obskakiwały mnie jeszcze w szkole.
- To mój syn. - wyjaśniłem, kiedy zapytały kim jest dla mnie Nathaniel. Nie miałem zamiaru kłamać, jak ktoś, kto liczy na możliwość zdradzenia ukochanej osoby. Pokazałem im nawet obrączkę na moim palcu, co ostudziło trochę ich zapędy, ale nie do końca pomogło mi w pozbyciu się tego kobiecego problemu.
Ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem wracającego do nas Marcela. Od razu wyjąłem z koszyka, który do złudzenia przypominał piknikowy, ręcznik oraz mrożoną herbatę, co przynajmniej było dobrą wymówką żeby nie interesować się więcej próbującymi mnie poderwać dziewczynami. Z początku na pewno sądziły, że wraca moja żona, więc pojawienie się Marcela zepsuło ogólny efekt, ale jego obecność i tak musiała je trochę speszyć, ponieważ odsunęły się udając zajęte rozmową.
- Jak woda? - postanowiłem nie zwracać najmniejszej uwagi na te dwie młódki, które mogły być w moim wieku. Musiałem jednak przyznać przed samym sobą, że takie spotkania zawsze były dla mnie irytujące, ponieważ podkreślały mój mało zaawansowany wiek. Wolałem myśleć o sobie jako o kimś bliższym wiekowo Marcelowi, ponieważ wtedy moje uczucia względem niego wydawały się doroślejsze. Nie chciałem przecież żeby ktoś uznał, że to tylko szczenięce zafascynowanie.
- Idealna. Na początku Nath na pewno się trochę wystraszy, ale szybko mu się spodoba. Znalazłem miejsce, w którym ty też poczujesz się bezpiecznie. - uśmiech jaki mi posłał był pozbawiony opiekuńczości za to pełen miłości.
Kochałem Marcela za to, że tak doskonale rozumiał moje uczucia i zawsze brał je pod uwagę. Nie traktował mnie jak osobę, nad którą należy roztaczać bezustanną opiekę. Był w pełni świadomy tego, że chcę się czuć jak dorosły, samodzielny mężczyzna i akceptował to mimo mojego wieku. Byłem mu równy pod każdym względem i to właśnie dzięki jego staraniom potrafiłem zapomnieć, że jestem tylko głupim nastolatkiem, który dopiero przed rokiem ukończył szkołę i wszedł jako tako w dorosłe życie. Trafiłem więc na najdoskonalszego mężczyznę na świecie i nie musiałem się martwić tym, że nagle zaneguje moje uczucia lub zmieni swoje. Miłość taka jak nasza nie zdarzała się często, a przynajmniej tak chciałem o niej myśleć.
- A jak poszło ci podbijanie niewieścich serc? - na moich ustach pojawił się psotny uśmiech, który bardzo go rozbawił.
- Myślę, że lepiej niż tobie, Fillipie. - mrugnął porozumiewawczo.
- Uważaj sobie, bo następnym razem skończysz z wyczarowanym na plecach napisem „zajęty”. - ostrzegłem wyciągając z kosza przygotowane wcześniej kanapki. Dałem Marcelowi jedną i sam się poczęstowałem drugą. Rozmawialiśmy przy tym o zupełnie niezobowiązujących rzeczach i planowaliśmy dalszy przebieg dzisiejszego dnia, jako że mój mężczyzna widział po drodze niewielki plac zabaw, na którym znajdzie się trochę atrakcji także dla naszej śpiącej jeszcze kruszyny.
Obudzony przeze mnie chwilę później Nathaniel nie był w najlepszym humorze, ale szybko przeszła mu płaczliwość, kiedy zabrał się za jedzenie, które pochłonęło go bez reszty. Z pełnym brzuszkiem wydawał się naprawdę szczęśliwy, ale musieliśmy odczekać odpowiednio długą chwilę zanim mogliśmy pozwolić mu na zabawę w wodzie.
- Przepraszam. - w pewnej chwili Marcel niespodziewanie zwrócił się do dwóch dziewczyn, które wcześniej mnie zaczepiły. Na twarzy miał ten swój czarujący uśmiech zarezerwowany dla ludzi, dla których chce być po prostu miły. W oczach małolat błyszczała nadzieja, a ich policzki zarumieniły się. - Mogę prosić żebyście odsunęły się odrobinę? Mały jest niespokojny bo słyszy dzieci, ale ich nie widzi. - tego się nie spodziewały i przyznam, że ja również nie. Biedne dziewczyny zrobiły się jeszcze bardziej rumiane. Zawstydzone były w stanie tylko pokiwać głowami i spełnić jego prośbę.
Odczuwałem pewną satysfakcję z tego powodu, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać. Czegoś takiego nie mogłem ukryć tylko przed moim Marcelem, który po prostu znał mnie aż za dobrze. Wiedział, że mnie ucieszył, ale nie skomentował tego nawet słowem.
- Jesteś bezczelny. - podjąłem rozbawiony jego sposobem na pozbycie się moich adoratorek.
- Nie, Fillipie. To forma asertywności. Poza tym, mówiłem prawdę. Nathaniel woli widzieć źródło hałasu.
- Pytanie, czy te dwie bardziej przeszkadzały jemu zasłaniając inne dzieci, czy tobie patrząc na mnie. - zamruczałem wyzywająco.
- Tego już się nie dowiemy. - zamknął temat z pewnym siebie uśmiechem. - Chodźcie popływać. - wziął na ręce Natha i dmuchany chodzik pod pachę.
Miejsce, które dla nas znalazł było idealne. Woda sięgała mi do piersi, a rzut kamieniem od nas była granica brodzika. Nathaniel mógł więc patrzeć na bawiące się dzieci, co uspokajało go, biorąc pod uwagę, że siedział w wodzie z nóżkami majdającymi pod powierzchnią. Z początku wyglądał jakby miał się rozpłakać, ale szybko przyzwyczaił się do nowego uczucia i zainteresował tym, co działo się wokół.

~ * ~ * ~

Ujarzmiony Nath zagustował w pływaniu wyciągając wysoko szyję by widzieć więcej zza otaczającego go koła. Pampers do kąpieli łagodził nacisk siedziska pośrodku, ale nie krępował ruchów nóżek, którymi malec wymachiwał bez opamiętania, jakby planował na nich skakać. Dzięki temu koło poruszało się pływając, a on był naprawdę zadowolony. Płaczliwie wołał „tata” tylko, kiedy przypadkiem odwrócił się tyłem do dzieci. Wiercił się wtedy i narzekał po swojemu, dopóki ja lub Fillip nie pomogliśmy mu znowu wrócić do poprzedniej pozycji.
Był taki słodki, kiedy jego cudowne, niebieskie oczka szukały czegoś interesującego do skupienia na tym wzroku. Mówił też dużo do siebie i popiskiwał. Był tak pełen życia, że chwilami żałowałem, że nie możemy zabierać go w to miejsce o wiele częściej.
Mój Anioł również wydawał się naprawdę zadowolony. Pływał niezgrabnie niedaleko mnie i śmiał się radośnie, kiedy go obserwowałem. Byłem jego kotwicą, która pozwalała na zatrzymanie się i stanięcie na nogach, jego stałym lądem i zapewnieniem, że nie musi obawiać się wody, ponieważ ja byłem tuż obok, gotowy w każdej chwili mu pomóc. Cieszyłem się, że ma do mnie tak ogromne zaufanie i nigdy nie chciałem go utracić.
Kiedy Fillip uznał, że jest już zbyt zmęczony aby dalej pływać, zajął moje miejsce przy Nathanielu. Wykorzystałem okazję by trochę popływać i zanurkowałem przed nim. Dotknąłem palcami jego kostki czując jak podskoczył pod moim dotykiem. Gdyby nie fakt, że stał w wodzie, włoski na jego ciele na pewno uniosłyby się, kiedy dreszcze pieściły jego ciało. Powoli sunąłem w górę przez łydkę, kolano i udo. Wynurzyłem się i uśmiechnąłem do niego.
- Jesteś niedobry! - powiedział nadąsany, ale w jego oczach odbijała się cała prawda o tym, co czuł i myślał o tej niewinnej zabawie, na jaką sobie pozwoliłem.
- Myślę, że jestem bardzo dobrym i kochającym mężem, który dba o to, żebyś nigdy nie miał go dosyć i nigdy się nim nie znudził. - odparłem niewinnie.
- Ha! Ktoś tu chyba ma o sobie bardzo wysokie mniemanie. - Fillip wydął usta. Nathaniel przyglądał się nam ciekawie, ponieważ teraz to my byliśmy najbliższym źródłem interesującego go hałasu.
- Nie, kochanie. Myślę, że to zdanie powinno brzmieć: ktoś tu na pewno ma wysokie mniemanie o tobie. Ja. - pokazałem zęby w uśmiechu.
- Nathanielu, nie słuchaj taty. Jeszcze się od niego nauczysz czegoś takiego i będę miał podwójny problem.
- Hmm, ktoś tu nie jest do końca szczery, co? - pocałowałem szybko Fillipa w kark korzystając z okazji, że nikt nie zwracał na nas uwagi. - Taki duży tatuś, a taki z niego kłamczuch. - objąłem go w pasie i gładziłem po brzuchu, a sięgająca wysoko linia wody zasłaniała zarówno moje ramię, jak i obejmowane przeze mnie miejsce na ciele mojego Anioła. Było to komfortowe, ponieważ nikt nie wiedział, że tulę go do siebie, kiedy tak stałem po części obok, a po części za nim i patrzyłem na przyglądającego się nam Nathaniela.
Miałem wrażenie, że nasz syn lubi patrzeć na mnie i Fillipa razem, a nawet chętnie słucha naszych przekomarzań. Jeśli w ten sposób uczył się czym jest miłość to nie miałem nic przeciwko, by nadal był nami tak bardzo zainteresowany. Tym bardziej, że kiedyś to on będzie szukał kogoś drogiego sercu, a wtedy chciałbym by znalazł osobę, z którą będzie naprawdę szczęśliwy.
Uśmiechnąłem się do niego, a on odpowiedział na uśmiech swoim radosnym roześmianiem. Z pełnym przekonania „tata” na ustach zamachał rączkami próbując pociapać nimi w wodzie, co niestety nie udało mu się zupełnie, ponieważ uniemożliwiało mu to dmuchane koło.
- Nie da się, co? - powiedziałem do niego rozbawiony i pogładziłem jego główkę, na której miał kapelusik. W innych warunkach najpewniej chciałby się go pozbyć, ale zajęty pływaniem nie myślał o nakryciu głowy. Podejrzewałem nawet, że już się do niego przyzwyczaił, więc nie czuł na głowie żadnego dodatkowego ciężaru. - To znak, że jesteś zbyt malutki i musisz dużo jeść.
- Jeszcze więcej niż dotychczas? - Fillip pokręcił głową i prychnął roześmiawszy się. - Chcesz nam go utuczyć? Nath już teraz je o wiele więcej niż większość małych dzieci, które lubią w tym wieku wybrzydzać. Jeśli będzie jadł więcej to urośnie, ale na szerokość a nie na długość.
- Hm, może rzeczywiście. W takim razie... Nathanielu, musisz pić dużo mleka, jeść dużo warzyw i owoców, a wtedy na pewno urośniesz i będziesz mógł ciapać się w kole! - pod wodą Anioł pogłaskał moją rękę.
- I kto tu jest dużym kłamczuchem? - zapytał i roześmiał się, zaś ja mu zawtórowałem.
Nath widząc nasze rozbawienie uśmiechnął się i zamachał nóżkami pod wodą dzięki czemu przysunął się do nas, co było szczęśliwym zrządzeniem losu. Pogłaskałem go ponownie i popchnąłem lekko w stronę plaży. Fillip ruszył tą samą drogą zaraz obok niego, by malec wiedział, że nie jest sam. Przyszedł czas na wysuszenie się i poleżenie na słońcu, a to oznaczało okazję do dalszych przekomarzań i zabaw w piasku z naszym cudownym synkiem.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    miłoi uroczo, och tak Marcel pięknie pozbył się tych adoratorek Filipa ;) a Nathaniel o tak cudo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń