wtorek, 2 marca 2010

Pudeur

Zadziwiające jak wiele potrafią uczniowie, gdy popełniają błędy. Zazwyczaj kończy się to urwaniem głowy dla profesorów, jednak nie da się ukryć, iż każdy nauczyciel odczuwa swoistą iskierkę dumy, kiedy nieudane przedsięwzięcie przemienia się w coś niesamowitego. Tak niewiele przecież różni zaklęcia, eliksiry, lub wszelakie inne magiczne praktyki. To właśnie jest źródłem udręki uczniów, a tym samym ich profesorów. W Hogwarcie błędy zdarzały się często, jednak rzadziej były na tyle poważne by cała szkoła była postawiona na nogi. Tym razem jednak mieliśmy do czynienia z takim właśnie przypadkiem.
Byłem przekonany, iż wielu profesorów odczuwało wyraźny dreszczyk emocji, gdy wyszło na jaw, co właściwie się dzieje. Przekręcone zaklęcie spowodowało „anomalię”, która przemieszczała się po szkole w formie lustrzanego wiru. Dla dyrektora odkrycie jej tajemnicy wcale nie było problemem, czego nie można było powiedzieć o jakimś skutecznym sposobie odwrócenia zaklęcia, lub usunięcia „anomalii” z zamku.
Z tego, co było nam wiadomo wynikało, iż w lustrzanym odbiciu można było dostrzec prawdę o przyszłości, lub kłamstwa na jej temat. Wszystko zależało od człowieka patrzącego w wir. Poniekąd trafiło się wielu chętnych by spojrzeć we wnętrze „anomalii” i przekonać się, co takiego im ukaże. Nie specjalnie interesował mnie, co takiego ja mógłbym w niej dostrzec. Wolałem skupić się na moich aktualnych zajęciach, które ograniczały się do błądzenia wzrokiem za swoim ulubionym uczniem, jako że był to jeden z ładniejszych dni krótkiego weekendu, jaki miałem.
Byłem zachwycony widząc Fillipa na obiedzie. Chłopiec promieniował radością i tylko sobie właściwym czarem. Jego widok cieszył moje serce, przez co słońce nad sklepieniem Wielkiej Sali wydawało się świecić jaśniej i cieplej. Tylko Fillip potrafił wpędzić mnie w stan takiej błogości. Rozpierała mnie energia i czułem, że nic nie może zepsuć mi tego wspaniałego dnia.
Wychodząc z jadalni myślałem tylko o tym jak ślicznie uśmiechał się Ślizgon, gdy rozmawiał z kolegami przy stole.

~ * ~ * ~

Miałem naprawdę dobry dzień od samego rana. Obudziłem się myśląc o nauczycielu latania, widziałem go na śniadaniu, do południa myślałem tylko o nim i teraz był na obiedzie, więc ponownie mogłem wyławiać go wzrokiem.
Żałowałem, że musiał wyjść tak wcześnie, jednak w zaledwie dwie minuty później to mnie przypadł w udziale powrót do dormitorium po zapomniany przez Olivera sygnet, którym uwielbiał się bawić. Chociaż miało mnie to z pewnością dręczyć, co wyczytałem z twarzy kuzyna, to bynajmniej tego tak nie odbierałem. Z największą przyjemnością wybiegłem z Wielkiej Sali. Nie potrafiłem usiedzieć na miejscu, więc ruch mi służył.
Mrucząc pod nosem jakąś melodię skakałem przez korytarz. Miałem ochotę wyjść na błonia, urządzić sobie niewielki spacer między drzewami, lub po ogrodzie. Musiałem wymóc to na Oliverze.
Na końcu korytarza dostrzegłem znajomą sylwetkę ukochanego profesora. Przeglądał jakieś trzymane na rękach papiery uważając by ich nie pogubić. Miałem ogromną ochotę wskoczyć mu na plecy i porozrzucać wszystkie stronnice po posadzce, byleby tylko skupić całe jego zainteresowanie na sobie. Nie byłem skłonny dzielić się dziś profesorem nawet z przedmiotami. Skoro już go spotkałem to chciałem by był cały mój.
Podbiegłem do nauczyciela łapiąc go za rękę i uśmiechnąłem się szeroko. Wtuliłem się w jego ramię z największą przyjemnością. Sam nie wiem, dlaczego dziś miałem w sobie tak wiele odwagi.
- Dzień dobry! – rzuciłem entuzjastycznie. W tamtej chwili sam siebie zadziwiałem, jednak dla tak zachwycającego uśmiechu, jaki otrzymałem od profesora było warto. Nie ważne, co o mnie myślał, póki mogłem być blisko niego, dotykać go i czerpać z tego całymi garściami.
- Witam, moje rozradowane Słońce na Niebie. – powiedział słodko i wsuwając dłoń w moje włosy zmierzwił je. Czułem się jak dziecko nagradzane przez rodzica, chociaż to doznanie było o wiele głębsze. Mogłem rozpłynąć się w tej przyjemności dotyku w przeciągu zaledwie kilku chwil. Topniałem jak płatek śniegu pod palcami Camusa. Niesamowicie żałowałem, iż jestem tylko człowiekiem, jednak z drugiej strony byłem z tego dumny. Rzeczy martwe nie mogły odczuwać ciepła nauczyciela, podczas gdy ja mruczałem z przyjemności wiele razy.
Mrużyłem oczy demonstrując odczuwaną przeze mnie rozkosz, kiedy coś zalśniło przed nami czystym srebrem. Wystarczyła chwila, a zarówno ja jak i profesor spoglądaliśmy w niestabilne, wirujące hipnotycznie lustro, które zamiast naszych odbić przedstawiało swoistą głębię.
- Co to jest? – mruknąłem marszcząc nos. Wpatrywałem się w to dziwne zjawisko i nagle przypomniałem sobie, o czym mówiła większa część szkoły. To musiało być właśnie to.


~ * ~ * ~

Objąłem Fillipa ramieniem i przysunąłem bliżej siebie. Nie spodziewałem się, iż będę miał do czynienia z „anomalią”, tym bardziej w chwili, kiedy rozkoszowałem się obecnością mojego Anioła. Nie miałem pewności, co potrafi, mimo iż dyrektor zapewniał jakoby była całkowicie bezpieczna.
Spoglądając we wnętrze lustra poczułem jak tonę w jego delikatnej jasnej barwie, w rytmicznym wirze, który pochłaniał mnie całego.
Powoli zaczynałem dostrzegać kształty, rozróżniać kolory. Było w tym coś znajomego. W wystroju pokoju, który mi się ukazał, w meblach, a kiedy postać siedząca w fotelu stała się wyraźna dostrzegłem siebie z gazetą w ręce szybko przesuwającego wzrokiem po tekście.
Oniemiałem na chwilę, jednak wpatrywałem się w ukazywany mi obraz z niemałą ciekawością.
Moja osoba w lustrze była zdecydowanie starsza o kilka lat. Wydawałem się spokojniejszy niż teraz, po moich ustach błądził uśmiech, wydawało mi się, iż byłem zdecydowanie inny, jak gdyby spotkało mnie jakieś ogromne szczęście, które wpłynęło na całe moje dotychczasowe życie. Dziwnie czułem się patrząc z dystansu na siebie samego.
I wtedy w drzwiach tamtego pokoju pojawił się ON. Najwspanialszy Boski Twór, Nieodparte Piękno, Niesamowita Słodycz. Nie mogłem się pomylić. Te wspaniałe oczka musiały należeć do niego, ciemne włoski, słodka buźka. To musiał być on!

~ * ~ * ~

Rozpoznałem nauczyciela, jednak widok osoby, która do niego dołączyła był dla mnie nie małym szokiem. To musiałem być ja! Starszy, zdecydowanie wyższy, ale jednak ja!
Uchyliłem usta wpatrując się w samego siebie. Gdzie byłem, co tam robiłem i dlaczego znajdowałem się w nieznanym mi pokoju z nauczycielem latania? Nie rozumiałem zupełnie nic z tego, co obserwowałem. To musiała być ułuda „anomalii”, nie było innego wytłumaczenia.
Podszedłem do siedzącego profesora i ku mojemu zaskoczeniu usiadłem mu na kolanach. Mężczyzna odłożył gazetę na stolik, a jego duże dłonie spoczęły na biodrach mojej starszej wersji.
Otworzyłem szeroko oczy, ciarki przeszły mi po plecach, kiedy to obserwowałem.
Pełen miłości uśmiech Camusa, radość wypisana na mojej twarzy, delikatność i cała gama pięknych uczuć, jakie otaczały nas zewsząd. Zupełnie jakby ktoś wyjął ten obraz z mojego serca i pozwolił mi obejrzeć go kawałek po kawałku. To było tak niesamowicie dziwne, tak krępujące.
A tym czasem w lustrze przesunąłem palcem od czoła po czubek nosa Marcela i pocałowałem miejsce, w którym zakończyłem tę wędrówkę. Przymrużyłem oczy i przysunąłem swoja twarz niesamowicie blisko nauczyciela. Nie wiem ile nas dzieliło, jednak coś we mnie drgnęło na ten widok.
I nagle, w jednej chwili stało się to, o czym marzyłem od dawna. Moje usta połączyły się z wargami profesora. Coś, czego pragnąłem całym sercem teraz, działo się na moich oczach wewnątrz „anomalii”.
Zacisnąłem mocno dłoń, zadrżałem na całym ciele. Słodki pocałunek, który był moim największym marzeniem tam stawał się rzeczywistością.
Zmieniłem pozycję siadając dokładnie naprzeciw nauczyciela, nasze ciała łączyły się niemal. Mało tego dłonie Camusa zaczęły błądzić po moim ciele. Wsunęły się pod koszulkę dotykając pleców. Byłem pewny, iż palce, które mnie pieściły musiały być niesamowicie gorące!
A zaraz potem nastąpił kolejny pełen ciepła, miłości i rozkoszy pocałunek.
Spłonąłem rumieńcem! Byłem czerwony od stóp do czubka głowy, było mi gorąca zupełnie jakby to wszystko działo się naprawdę, chyba tylko cudem mogłem jeszcze oddychać. Czułem wyraźne mrowienie w brzuchu, jakby nagle stał się ulem, a wszystkie pszczoły chciały się z niego wydostać w tym samym czasie.
Całowałem profesora! Całowałem Marcela! Naprawdę go całowałem!

~ * ~ * ~

Moje ciało zesztywniało, policzki zarumieniły się.
Pragnienie, które niemal grzesznie pożądało delikatnych warg Fillipa, w jakiś dziwny sposób ukazywało mi się, jakby chcąc mnie zadręczać. Te drobne usteczka złączone z moimi w intymnym pocałunku.
To, co tutaj musiałbym skraść podstępem tam zostało mi podarowane.
I te dłonie. Dłonie, które właśnie znaczyły dotykiem skórę mojego Anioła, jego biodra zaraz przy moich, tak odważne gesty, jakie wykonywał, jakby już od dawna to robił, jakby ten pocałunek nie był jedynym, jakby nasze ciała znały się wzajemnie w każdym stopniu.
Rozpalało mnie pożądanie. Moja męskość reagowała na ten widok, z trudem mogłem nad sobą panować, chociaż i tak daleki byłem w tym od doskonałości. Pragnienie było zbyt wielkie, a wizja Fillipa nazbyt kusząca.
„Kocham cię.” Usłyszałem własny głos w „anomalii”. Był tak niesamowicie prawdziwy, pełen uczuć, które naprawdę kryły się w moim sercu.
I usłyszałem odpowiedź:
„Dobrze wiesz, że i ja cię kocham.” A następnie cichy, rozkoszny śmiech, jak gdybyśmy obsypywali się tymi czułymi słowami jak pocałunkami.

~ * ~ * ~

Niesamowite! Naprawdę to mówiłem, naprawdę wyznawałem swoje uczucia profesorowi, a on wyznawał mi swoje.
To było jak piękny sen i poniekąd właśnie nim było. Śniłem na jawie zapatrzony w „anomalię”, która karmiła mnie swoimi kłamstwami jak najsłodszym miodem.
Wtedy też usłyszałem płacz dziecka. Czysty, dźwięczny, a jednak głośny płacz niemowlęcia.
Jeśli mogłem być bardziej zdziwiony niż jeszcze przed chwilą to właśnie miało to miejsce. Uchyliłem usta nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to słyszę, nie rozumiałem już zupełnie nic.
„Zostań, ja do niego pójdę.” Delikatny głos profesora uspokoił mnie. Zszedłem z jego kolan po raz ostatni całując jego usta. Obdarzył mnie przewspaniałym uśmiechem, po czym wyszedł z pokoju, a po chwili płacz maleństwa ucichł.

~ * ~ * ~

Dziecko?! Jakim cudem mogliśmy mieć dziecko?! Bo przecież o to chodziło. Nie miałem, co do tego wątpliwości. Czymkolwiek była ukazana nam wizja nie tylko byłem z Fillipem, ale miałem z nim maleństwo.
To było dla mnie największym szokiem i upewniło mnie w przekonaniu, iż wszystko, co do tej pory widziałem było rozkosznym kłamstwem, które zdołało mnie zawstydzić.
Nadal miałem przed oczyma obraz pocałunku z Fillipem, nadal czułem ogromne pragnienie mojego ciała, które wydawało budzić się na nowo za każdym razem, gdy mój umysł wypełniał się bliskością Anioła, która została mi ukazana z taką precyzją.
Odzyskałem zmysł, kiedy tylko „anomalia” rozpłynęła się, zniknęła mi z oczu, przeniosła się w inne miejsce w mgnieniu oka. Spojrzałem na Fillipa – równie zdziwionego jak ja. Mój wzrok momentalnie zatrzymał się na jego ustach. Moje policzki pokryły się różaną barwą w chwili, gdy pomyślałem o smaku tych niesamowitych warg. Zasłoniłem dłonią usta odwracając wzrok od chłopca. Czułem wyraźne pulsowanie mojego ciała w jego dolnych partiach. Było mi wstyd, że tak bardzo pożądam jego pocałunków.

~ * ~ * ~

Opuściłem głowę momentalnie, gdy tylko zrozumiałem jak bardzo kuszące wydają mi się usta nauczyciela, jak zachęcające są uchylone. Byłem tak zawstydzony, iż policzki piekły mnie, a w uszach szumiała krew. Gdyby nauczyciel wiedział, co takiego zobaczyłem w „anomalii” na pewno nie chciałby mnie więcej widzieć. Zadbałem by włosy osłoniły całą moją twarz. Nie mógł mnie takim widzieć, od razu domyśliłby się, że coś jest nie tak.
Niespodziewanie dotarło do mnie coś jeszcze. Ściskałem dłoń Camusa! Trzymaliśmy się za ręce! Nie wiem jak długo, nie wiem jak mocno zaciskałem swoje palce na dłoni nauczyciela, ale niewątpliwie to robiłem.
Puściliśmy się jednocześnie. Przez kilka sekund zaskoczony wpatrywałem się w niesamowicie piękne, szare oczy profesora, po czym momentalnie wbiłem wzrok w podłogę.
- Ja... Powinienem już iść! – rzuciłem chyba trochę za głośno.

~*~*~

- Tak... Ja również... – chociaż głos mi nie zadrżał zatrzymałem się na chwilę, nie mogąc zebrać myśli. Nadal czułem tą ciepłą dłoń w swojej. Jak mogłem nie zauważyć, że ją ściskam? Zdecydowanie potrzebowałem czasu by ochłonąć.
- Dowidzenia. – powiedzieliśmy równocześnie i spiesznie oddaliłem się od tego miejsca, podobnie jak Fillip, którego kroki słyszałem za sobą.
Byłem dorosły, powinienem nad sobą panować, a jednak nie potrafiłem. Gubiłem się we własnych myślach, potrzebowałem czasu. Jak najwięcej czasu i spokoju. Zdecydowanie.
Ta „anomalia”, ten przypadkowy twór pomyłki był bardziej niebezpieczny niż mi się początkowo wydawało.

12 komentarzy:

  1. I jakby im ktoś teraz powiedział, ze to co zobaczyli to prawdziwa przyszłość...

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe, ciekawe, ale to dziecko jest niezwykle intrygujące! gdyby wiedzieli, że zobaczyli to samo... ale niestety, taka wiedza jest i powinna być im obca. cudowne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od kiedy usłyszałam o anomalii wiedziałam, że to musi się stać! Jakie to było słodkie rozkoszne i Ach! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~w y i m a g i n o w a n a .3 marca 2010 12:43

    Kirhan ! Moja boska twórczyni przepięknych rozdziałów o Marcelu i Filipie !!!! Kłaniam się w pas Twojej zadziwiająco słodziutkiej twórczości. ;)) Rozdział był PRZECUDOWNY!!! Słodkie to było, zresztą jak zawsze. Pozdrawiam Cię .

    OdpowiedzUsuń
  5. RETY!!!! ale cudowna anomia! mam nadzieję, że da im do yslenia i postapią tak jak im to ukazała! oby ta wizja się spełniła. BOSKIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy niebezpieczny... Poniekąd tak, bo w końcu wywoływała bardzo mocne uczucia, ale z drugiej strony...Lustro pokazało prawdę, najszczerszą prawdę, co w ich wypadku musiało takowym być. Jestem w siódmym niebie po prostu i humor mi się bardzo poprawił - a jest z czego. Majestat i miłość - ich połączenie daje Ai no Tenshi ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boskie po prostu boskie!

    OdpowiedzUsuń
  8. hachiko@vp.pl13 marca 2010 02:07

    To zdecydowanie najlepsze opowiadanie wykorzystujące motywy HP w internecie. W ogóle boskie >.<

    OdpowiedzUsuń
  9. ~karmelek.xx.pl15 marca 2010 19:24

    Witam!Chciałam zaprosić Cię na forum: http://fushigi.pun.pl/ Tematyka to głównie muzyka azjatycka, ale możesz tu również wypowiedzieć sie na temat swojej ulubionej dramy, czy anime lub mangi. Mam nadzieję, że sięskusisz i dołączysz do naszego grona. Wierzę, że znajdziesz coś dla siebie.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. przeczytałam całość. i zdziwiłam się niezmiernie. zawsze śmiałam się z prób udowodnienia, że dwoje kochających się ludzi tylko biega po łące i wącha kwiatki. a Ty... Ty pokazałaś ogromne, płomienne uczucie w tak delikatny, subtelny i pozbawiony wulgaryzmu sposób. strona techniczna: jak na tak długie opowiadanie tak mała ilość błędów jest oszałamiająca. interpunkcja, ortografia, styl, składnia - wszystko perfekcyjnie. będę tu wracać, często.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    och cudownie, ta anomalia ukazała im ich wspólną przyszłość... haha jacy zawstydzeni...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    cudownie, super, ta anomalia ukazała im ich wspólną przyszłość... no i tacy zawstydzeni...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń