poniedziałek, 29 marca 2010

Boue

Chrup, chrup, ciap...
Zatrzymałem się w miejscu, zmarszczyłem brwi i patrząc pod nogi nie zrobiłem ani kroku więcej. Śnieg stopniał niemal wszędzie, tylko w nielicznych miejscach można było znaleźć jeszcze odrobinę bieli, mimo wszystko ziemia była miejscami zamarznięta, a z czasem przeistaczała się w brzydkie kałuże błota, jeśli tylko słońce świeciło intensywniej. Tym razem nie uniknąłem roztopów. Jeszcze tydzień temu błonia były pokryte stabilną skorupą zmarzniętej ziemi, a teraz w wielu miejscach pojawiało się to uciążliwe błoto. Oliverowi i kolegom wydawało się to nie przeszkadzać. Stanęli pośrodku zapadającego się trawnika, a brunatna maź obklejała im buty. Ja nie miałem najmniejszego zamiaru ubrudzić nowych trzewiczków. Bardzo je polubiłem i moja podświadomość nie pozwalała mi zrobić ani kroku więcej. Nie potrafiłem wejść w błoto, by wrócić do zamku z zajęć latania, które skończyły się chwilę wcześniej.
- Fillipie, co jest? – Oliver zbliżył się do mnie o krok. Słyszałem mlaskający odgłos, jaki wydawały jego zabrudzone już buty. Skrzywiłem się patrząc na kuzyna.
- Błoto. – pokazałem mu palcem miejsce gdzie stał on i nasi znajomi. Chłopak przewrócił oczyma i uderzył się lekko otwartą dłonią w czoło.
- Nie mów mi, że boisz się błota. – syknął lekko już zdenerwowany, a przecież nie powiedziałem póki, co wiele. – Idziemy, nie mam czasu na zabawy z tobą. Stajesz się uciążliwy na starość.
Prychnąłem w odpowiedzi ignorując kąśliwą uwagę.
- Nie przejdę po tym. Ubrudzę się! – tupnąłem. Ostatnio coraz częściej wyrażałem tym swoja irytację. Mina Olivera zdradzała, że zaraz siłą wciągnie mnie w to błoto i wtedy nie będę już miał innego wyjścia, jak tylko dać za wygraną. Odsunąłem się więc od niego, by przypadkiem nie spełnił niemej groźby.
- Mogę ci później wylizać te buty, ale rusz się z miejsca. – denerwował się coraz bardziej. Szczerze powiedziawszy tracił do mnie cierpliwość i coraz częściej się sprzeczaliśmy, chociaż nigdy nie było to niczym wyjątkowo poważnym. Dawniej nam się to nie zdarzało, jednak dorastaliśmy, zmienialiśmy się i nie mogło obejść się bez drobnej różnicy zdań. Nie miałem mu tego za złe, a i on chyba potrafił jakoś to wytrzymać.
- Po myciu nie będą już takie same. – uniosłem nogę pokazując mu zamszowy trzewik na lekkim obcasie o srebrnych klamerkach po bokach.
Kupiłem te buty specjalnie z myślą o Marcelu. Chciałem by były naprawdę ładne, eleganckie i drogie. Musiały być idealne, by dobrze kompletowały się z resztą mojego stroju. Nie mogłem przecież pokazać się byle jak ubrany ukochanemu mężczyźnie! Najważniejszym było by pokazać mu się w jak najlepszej formie. Brudny, w wysłużonych butach nigdy nie zrobię na nim wrażenia.
Patrzyłem kuzynowi w oczy z całą pewnością, jaką w sobie znalazłem. Musiałem postawić na swoim i nie poddawać się. W prawdzie miałbym problem z dostaniem się do zamku, gdyby mi nie pomógł to też liczyłem na to, że ulegnie i wymyśli coś byleby tylko mieć mnie już z głowy.
Oliver spojrzał na coś ponad moim ramieniem, a na jego ustach pojawił się pełen satysfakcji, wredny uśmiech. Nie wiedziałem, o co mu chodzi, aż nagle poczułem, jak tracę kontrolę nad swoim ciałem, a moje nogi oderwały się od ziemi. Zakryłem usta by nie pisnąć ze strachu przy kolegach, a serce zabiło mi niesamowicie szybko w przerażeniu. Już myślałem, że ktoś popycha mnie i wpadnę w błoto brudząc nie tylko buty, ale i spodnie. Na szczęście tak się nie stało. Byłem na czyichś rękach i chociaż wydawało mi się to niemożliwe miałem ogromną nadzieję, iż się nie mylę...
Kiedy się odwróciłem naprawdę zobaczyłem niesamowicie przystojną twarz Camusa, a jego zachwycające oczy wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, ale i łagodnością. Nie rozumiałem jak to możliwe, jako że byłem pewny, iż nauczyciel poszedł już do zamku wraz z pierwszymi uczniami. Nie spodziewałem się go i właśnie, dlatego pozwoliłem sobie na moje dziecinne zachowanie. Nie wiem, co bym zrobił gdybym wcześniej wiedział o obecności profesora na błoniach. Teraz jednak nie musiałem o tym myśleć. Było za późno. Zrobiłem z siebie rozpieszczonego paniczyka i było mi wstyd. Czułem jak rumieńce rozlewają się po mojej twarzy. To było takie krępujące!
Objąłem nauczyciela za szyję i przytuliłem się, dzięki czemu ukryłem rozpaloną twarz przed jego wzrokiem.

~ * ~ * ~

Mały, słodki elegancik.
Chociaż potrafiłem powstrzymać śmiech, to bynajmniej nie kryłem rozbawionego uśmiechu, kiedy chłopiec popatrzył na mnie wielkimi oczyma i powoli zaczerwienił się. Speszony był równie rozkoszny, co nadąsany chwilę wcześniej. Żałowałem, że nie znałem tej jego strony wcześniej. To byłoby z pewnością ciekawe doświadczenie.
Jego ciało nie ważyło niemal nic. Idealnie pasowało do moich ramion, było ciepłe i niewielkie. Czułem, że jestem we właściwym miejscu i robię to, co zawsze robić powinienem. Służyłem mojemu Aniołowi i czerpałem z tego niemalże niemożliwą do zniesienia przyjemność. Gdybym mógł być jego służącym byłbym zapewne jeszcze szczęśliwszy, niż jako jego nauczyciel.
Nie odezwałem się ani słowem. Po prostu wziąłem go na ręce i zrównałem się z Oliverem, który westchnął ciężko.
- Jesteś uciążliwy, Fillipie. – syknął, na co odpowiedzią było jedynie prychnięcie przy moim uchu. Ślizgon nie skomentowałem tamtej wypowiedzi. – Tylko sprawiasz problemy nauczycielom. – popatrzył na Rozkosz, którą trzymałem na rękach wyraźnie chcąc go sprowokować.
Fillip wyprostował się w moich ramionach i odwrócił głowę mrużąc oczy i oddając kuzynowi wściekłe spojrzenie. Nie planowałem się wtrącać, więc milczący tylko przenosiłem mojego Anioła przez błoto na błoniach. Żałowałem, iż przyszło mu sprzeczać się z przyjacielem, jednak widocznie tak musiało być.
Chłopiec ponownie położył głowę na moim ramieniu grzeczny niczym śpiące dziecko. Nie wykłócał się, nie reagował gwałtownie. Byłem z niego dumny.

~ * ~ * ~

Nie wiem, dlaczego Oliver to robił, ale specjalnie chciał mnie ośmieszyć przy profesorze. Widziałem to w jego oczach. Chciał mnie zdenerwować, chciał żebym czuł się źle.
Zamknąłem oczy wdychając wspaniały zapach nauczyciela. Uspokajało mnie to i sprawiało, że wcześniejszy gniew uciekał zostawiając miejsce na wspaniałe motylki, które czułem w żołądku.
Uchylając powieli zacząłem muskać skraj kołnierza płaszcza Camusa. Starałem się robić to niezauważenie, ale miałem nadzieję, iż profesor rozbierając się dotknie tego miejsca palcami, a wtedy moje pocałunki przejdą na jego ciało. Moje usta same wygięły się w uśmiechu, kiedy o tym myślałem. Może nauczyciel dotknie później opuszkami nawet swoich ust, a wtedy będzie to niemalże moim pocałunkiem złożonym na tych cennych wargach?
Zadrżałem, kiedy tylko te myśli rozkwitły w mojej głowie. To byłoby tak wspaniałe.
Miałem ochotę z całych sił przytulić się do Marcela, jednakże nie mogłem. Oliver i koledzy nadal byli z nami, a to wykluczało jakiekolwiek czułości z mojej strony skierowane pod adresem profesora.
Mój brak zainteresowania zaczepkami kuzyna chyba musiał go zdenerwować o wiele bardziej. Miał lekko zachrypnięty głos, kiedy znowu się do mnie odezwał.
- Nie potrafisz sam chodzić, więc sprawdzimy, czy trafisz sam do dormitorium. – jego ton ponownie był niemiły. Nie wiedziałem, o co się tak bardzo wściekał. Może miał złe dni?
Po raz kolejny popatrzyłem na jego wykrzywioną grymasem twarz i prychnąłem głośno, by wiedział jak niewiele mnie to obchodzi.

~ * ~ * ~

Blondynek rzucił mi pełne żalu i złości spojrzenie. Miałem wrażenie, że wie o moich uczuciach względem swojego kuzyna i dlatego był taki rozeźlony. A jednak gdyby tak było na pewno nie obyłoby się bez większych komplikacji, ale i nie zostawiłby mnie samego z Fillipem. Miałem mieszane uczucia, co do jego zachowania. Skinął na kolegów, którzy przysłuchiwali się jego kłótni z moim Aniołem i trójką pobiegli do zamku nie zważając na błoto, które tak przeszkadzało Fillipowi.
Zostając sam na sam z chłopcem nie wiedziałem, co mam robić. Czułem, że moje serce od razu przyspieszyło, a ramiona mocniej objęły nogi i pas mojej Rozkoszy.
Wielkie oczęta zwróciły się w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niego i najdelikatniej jak mogłem odgarnąłem z jego słodkiej buźki kosmyki włosów, które jak zawsze ją przysłaniały.
Przez te trzy lata Ślizgon wcale się nie zmienił. Był równie słodki, niewinny i wydawał się nieporadny. Bawił mnie i czułem ogromną radość mogąc mu pomagać nawet w najdrobniejszych rzeczach.
Patrząc mu w oczy bałem się nawet mrugnąć nie widząc, czy nagle się nie rozmyje i nie zniknie.
Był moim Zakazanym Owocem, którego nie mogłem zerwać i zatrzymać dla siebie. Mogłem tylko obserwować go z daleka i mieć nadzieję, iż nigdy nie znajdzie się nikt, kto będzie miał do niego prawo, kto okaże się przeznaczony temu Aniołowi, a tym samym zabierze mi go zostawiając tylko wspomnienia.
Nie wiem czy byłbym w stanie temu sprostać, a jednak musiałbym jakoś dać sobie radę by móc istnieć tylko po to by być na każde skinienie chłopca, gdyby mnie potrzebował. Nigdy nie zostawiłbym go samego na świecie, wiedząc, iż kiedyś może potrzebować pomocy. Chciałem dać mu wieczne szczęście bez względu na to, w jakich okolicznościach by je otrzymał. Liczyły się jego uśmiech, jego pragnienia i jego przyszłość, a ja byłem w tym wszystkim tylko strażnikiem radości Fillipa.
Jakże bardzo pragnąłem by był tylko mój, zamknięty w moich ramionach, ukryty przed światem, który mógłby mi go odebrać. Chciałem być samolubnym, ale nie potrafiłem. Mój Anioł był najważniejszy.

~ * ~ * ~

Widząc, iż nauczyciel się zamyślił przyłożyłem dłonie do jego policzków i uśmiechnąłem się szeroko. Nie zareagował na to, najwyraźniej naprawdę głęboko nad czymś dumając. Poniekąd mógłbym robić z nim teraz, co tylko chciałem. Uczyniłbym go swoim niewolnikiem i nawet by o tym nie wiedział. Bawiło mnie to.
Gładziłem palcem jego nos i zmarszczkę między brwiami, kiedy się lekko skrzywił przez to, że go drażniłem. Roześmiałem się, a na policzek nauczyciela opadła właśnie kropelka wody. Zazdrosny o nią szybko scałowałem kroplę. Z niezadowoleniem stwierdziłem, iż kolejna spoczęła na czole profesora. Zdeterminowany pocałowałem także tamto miejsce by się jej pozbyć.
Spojrzałem w niebo i zmrużyłem oczy. Zaczynało padać.
- Deszcz. – powiedziałem niewyraźnie.
- Tak Fillipie, deszcz. Musimy się pospieszyć, bo mi zmokniesz. – odpowiedział mi. Chyba właśnie skończył ze swoim zamyśleniem. Byłem ciekaw czy wiedział, że go wtedy całowałem, ale nie chciałem peszyć samego siebie, więc nie rozmyślałem nad tym. Po prostu przytuliłem się do niego mocno by osłonić go sobą przed kolejnymi kroplami.
Mężczyzna przyspieszył i wtedy zdałem sobie sprawę z tego, iż brnął przez błoto ze mną na rękach, bym ja nie ubrudził trzewików. Zrobiło mi się głupio, ale czułem wielką dumę. Inni mogli o tym tylko marzyć!
Weszliśmy na schody zamku, a drzwi same się przed nami otworzyły. Czułem na sobie obie dłonie Camusa, więc to nie on je uchylił, chociaż sam już nie wiedziałem. Różdżka spoczywała w kieszeni jego płaszcza, ale wydawało mi się, że dostaliśmy się do szkoły dzięki interwencji magii.
Porzuciłem ten temat rozważań. Ledwie znaleźliśmy się pod dachem, a zaczęło się prawdziwe oberwanie chmury. Chyba cudem udało nam się zdążyć na czas.
Zanim Marcel postawił mnie na ziemi poczułem leciutki, pieszczotliwy buziak na szyi. Przygryzłem aż wargę z rozkoszy, jaką wywołało to na całym moim ciele. Chciałem więcej, jednak nie mogłem o to prosić. Mężczyzna pomógł mi stanąć na nogi, a wtedy wpatrywałem się w gęsty jak mgła deszcz, który nieubłaganie zamieniał błonia w jedno wielkie bagno.
To dodatkowo sprawiło, iż spojrzałem zafascynowany na profesora i złapałem go mocno za rękę.
- Udało nam się! – byłem rozanielony, sam nie wiem, z jakiego powodu. Maltretowałem ciepłą dłoń nauczyciela i nie chciałem jej puścić. Mężczyzna roześmiał się głośno.

~ * ~ * ~

Był taki rozkoszny. Nie spodziewałem się takiej reakcji na bezpieczne dotarcie do zamku, a gdybym wiedział o tym wcześniej pospieszyłbym się już dawno temu. Jego dziecięca twarzyczka zdradzała tak wiele emocji, iż nie potrafiłem ich wszystkich ogarnąć.
- A twoje buciki są całe i zdrowe. – dodałem widząc jak jego twarz nabiera soczystych rumieńców. – Są bardzo ładne, nic dziwnego, że nie chciałeś ich ubrudzić. – pogłaskałem go, a on puścił moją rękę mnąc materiał kurtki. Nie chciałem go aż tak zawstydzić, a jednak niechcący to zrobiłem.
Widziałem jak czubki jego butów poruszają się, co wskazywało na to, że chłopiec ruszał paluszkami najwyraźniej w nerwowym odruchu. Nie wiedziałem jak naprawić swój błąd.
Podniosłem subtelnie jego głowę, by nie wpatrywał się w ziemię, ale spojrzał na mnie. Gdybym mógł mieć jakieś życzenie w tamtej chwili, to chciałbym by patrzył już zawsze tylko na mnie.
- Nie masz się, czego wstydzić. – starałem się mówić bardzo łagodnie, by nie pogorszyć sytuacji. Uśmiechnąłem się do niego szeroko. Nie potrafiłem ukryć ogromnej miłości, jaką okazywałem tym prostym gestem. Czułem, że Niebiosa opadły na Świat, kiedy Fillip odwzajemnił uśmiech i skinął głową.
Nie mogłem się powstrzymać. Pochylając się pocałowałem go w gładkie, ciepłe czoło. Zrobił wielkie oczka, ale wydawał się być zadowolony.
- To na szczęście. – wytłumaczyłem nie chcąc by źle mnie zrozumiał. Miałem ogromną ochotę przytulić go z całych sił i muskać każdy kawałeczek tej pełnej słodyczy buźki. Gdybym mógł najpewniej nie oderwałbym ust od jego skóry nawet na chwilę.
W końcu Fillip był mój i chciałem walczyć o niego z całym światem, nie oddać go nikomu. Sam już nie byłem pewny, co byłoby dla niego najlepsze.
Chłopiec pokazał mi dłonią, iż chce bym się pochylił. Lekko zaskoczony tym zrobiłem to, co chciał.

~ * ~ * ~

- Jeszcze trochę. – powiedziałem niewinnie i stanąłem na placach. Kiedy tylko czoło profesora znalazło się w moim zasięgu pocałowałem je niezdarnie, jednak najlepiej jak mogłem. – To na szczęście. – powtórzyłem za Marcelem.
Był zaskoczony i wyglądał słodko! Nie mogłem uwierzyć, że nawet nauczyciel może być taki rozkoszny i niewinny, kiedy się dziwił. Byłem z siebie dumny! Nie chciałem się z nim rozstawać, jednak chyba musiałem.
- Odprowadzi mnie pan pod dormitorium? – zapytałem szybko, by jak najdłużej być razem z nim. Ponownie był zdziwiony, jednak skinął głową i obdarzył mnie swoim cennym uśmiechem. Czułem się wyjątkowy i byłem pewny, że będę walczył z każdym, kto chciałby mi go zabrać, nawet gdyby miały to być nauczycielki.
Marcel był tylko mój! Tylko ja miałem do niego prawo! Byłem samolubnym i dumnym paniczem, nie mogłem tego ukryć, więc musiałem dostać wszystko, czego tylko chciałem, a najbardziej na świecie pragnąłem mieć Camusa. Postanowiłem, że wykorzystam jego słabość do pomocy i powoli będę zabierał dla siebie coraz więcej cennych chwil, które mogłem z nim spędzać.

16 komentarzy:

  1. ~Po prostu Kamila30 marca 2010 00:51

    To jest boskie, przecudowne, słodkie i wszystko co najlepsze! Masz niebywały talent do pisania, kocham tę parkę. Piszesz pięknie... więc pisz dalej i nigdy nie kończ najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy piosence Matt'a Dusk'a - i nie, nie Good news a "A Million Misses Late" - melodia kołysała mnie spokojnie, dodając dodatkowe emocje. Samolubny?... On chce tylko jednego, jednej rzeczy, osoby. Nie można tego uznać za okaz samolubstwa. To po prostu marzenia i chęć cudownego, odwzajemnianego spełnienia. Cieszę się, że Filip jest coraz śmielszy, co z pewnością popycha do przodu. Pięknie było ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany jakie słodkie i urocze jak zawsze! piekne!!! niech ta miłość kwitnie. takie uczucie jest potrzebne temu światu!!! sweet :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Mira vel Karmelka30 marca 2010 23:25

    Kocham to opowiadanie X3 X3 Jest takie słodziutkie i ma takie być ! Ale zastanawiam się kiedy dowiedzą się o swoich uczuciach ? Ta scena była by pewnie najsłodsza X3 He he maniak się ze mnie zrobił , pisz pisz i nie wyczerpanych pokładów weny życze !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Kirhan! Śledzę Twojego bloga już od dłuższego czasu, ale nie zdecydowałam się jeszcze do tej pory na komentarz. Cóż... Osobiście KOCHAM tą historię. To najbardziej słodkie (i nie przesłodzone) opowiadanie, jakie miałam okazję czytać. Czyste, niewinne... Choć ta niewinność potrafi czasami nieźle wkurzyć. ;) Czytając, niecierpliwię się jak diabli: "No, kiedy ten Filip wreszcie podrośnie?!", "Kiedy oni się w końcu pocałują?!" itp. Wierz mi, wcale nie przeszkadza mi tak powolny rozwój akcji, wręcz przeciwnie, delektuję się każdym ich spotkaniem, każdym nieśmiałym gestem i każdą myślą "Ja go kocham, a on mnie pewnie nie". Po prostu mam marudzenie i narzekanie zakodowane w DNA, więc nie przejmuj się mną.Reasumując: wspaniale skonstruowana fabuła, bogate słownictwo, czytelnie zbudowane i zachwycające zdania. Wszystko, co wspomniałam powyżej, plus moja nieposkromiona miłość do yaoi równa się... Zaglądanie na bloga co parę dni. Chociaż i tak wiem, że zazwyczaj dodajesz co miesiąc. xDPozdrawiam i życzę dręczącego po nocach Wena.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~wyimaginowana .31 marca 2010 10:20

    Kirhan, przeszłaś samą siebie!Ten rozdział jest taki cudownie rozczulający, że aż rumieńce mi na policzkach wystąpiły (co rzadko się zdarza).___^Buciki, hm? Mały paniczyk. Wiesz jak uwielbiam to sformułowanie? I za to właśnie Cię uwielbiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku! Jak ja kocham to opowiadanie!Fillip jest taki uroczy! I ta miłość pomiędzy nim!Czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam.Weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz że właśnie zarwałam całą noc na przeczytanie Twojego opowiadania? Za oknem robi się coraz jaśniej i zaczynają śpiewać ptaki... To co piszesz jest wspaniałe, przecudne, no po prostu rozczuliłam się xD.Znalazłam parę błędów gramatycznych (bodajże dwa...) i kilka literówek i na tym koniec. Mam nadzieję że nie będzie Ci przeszkadzać jeśli znajdziesz się u mnie w linkach? Czekam zniecierpliwiona na kolejną notkę ^ ^.(byleby-zapomnieć.blog.onet.pl)Kaja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zacznę komentarza od tego, jakie to opowiadanie jest przesłodkie (nie twierdzę, że nie jest), ale od słów: po męczącym i kompletnie popapranym dniu miło jest znaleźć rozdział, który mnie uszczęśliwi. Szczególnie spodobało mi się to jak Fillip stwierdził, że będzie wykorzystywał chęć pomocy niesienia Camusa i będzie o niego walczył nawet z nauczycielkami. Ciekawe czy poradziłby sobie w walce z Dumbledorem.;]Dziwna myśl.Życzę Ci mnóstwo weny i jak najwięcej czasu, bo widzę, że nie za bardzo Ci to idzie. Ale najważniejsze, że dalej prowadzisz to opowiadanie.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak się zastanawiam.. Czy mogłabyś zacząć pisać tu regularnie?Chociaż raz w tygodniu, a najwyżej na drugim (równie cudownym, ale tutaj czuję niedosyt) blogu dwa razy?Proszę, chociaż się nad tym zastanów, kocham Cię normalnie za te opowiadania <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. ~szalonawariatka23 kwietnia 2010 15:33

    Przeczytałam wszystko za jednym razem i mi się strasznie podoba. Może czasami jest zbyt słodko ale i tak jest to takie .. brak mi słów. Ile Filip ma teraz lat? 13 czy 14? jakoś nie wyobrażam go sobie gdy ma 17 lat:D Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny rozdział. Już czekam w napięciu

    OdpowiedzUsuń
  12. Człowieku,pisz, błagam, pisz nową notkę! Jakem narkomanka, uzależniona od twojego opowiadania, proooszę, napisz coś jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam Twoje opowiadanie jednym tchem i omało co się nie udusiłam. To jest tak piękne, słodkie i nierealne, że pozwala mi na oderwanie się od naszego świata. Jestem tym niesamowicie zafascynowana.Takie małe pytanko: Skąd masz te zdjęcia, te w ramkach? Jaka to manga?

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    o tak Camus zawsze jest tam gdzie jest potrzebny, a te buciki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Hejeczka,
    wspaniale, o tak,  o tak Camus zawsze jest tam gdzie jest potrzebny.... a buciki ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, o tak Camus zawsze jest tam gdzie jest potrzebny :) a te buciki ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń