poniedziałek, 12 lutego 2007

Évasion

Koniec pierwszego roku był już coraz bliżej, a ja nie mogłem znieść myśli o długich wakacjach wolnych od szkoły. Nawet, jeśli brzmiałoby to dość niedorzecznie to do tej pory miałem okazje kontrolować poczynania nauczyciela Latania, jednak razem z ostatnim dzwonkiem w Hogwarcie nie będę miał już żadnego, nawet najmniejszego wpływu na to, co będzie się z nim działo. Taki sposób myślenia można chyba nazwać zazdrością i ja nie miałem zamiaru temu zaprzeczać. Na samą myśl o powrocie do domu przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze, a co dopiero, kiedy przed oczyma miałem obraz Camusa, który z czułością wita się z dawno nie widzianą ukochaną...

Przetarłem oczy wierzchem dłoni i skupiłem się na aktualnym zajęciu czekając na odpowiedni moment by zrobić zdjęcie mężczyźnie, który powoli zbliżał się do drzwi wyjściowych najwyraźniej chcąc opuścić chłodne mury.

Według grafiku, który udało mi się zdobyć profesor miał dwie wolne godziny, zaś ja musiałem wysiedzieć jeszcze na Transmutacji. Ucieczka z zajęć nie wchodziła w grę, chociaż miałem niesamowitą ochotę odpuścić sobie dzisiejszy nudny wykład i w zamian za to w jakikolwiek sposób zagadać profesora Camusa.

Nacisnąłem na niewielki przycisk przy aparacie, a ciche pstryknięcie zgrało się z powietrzem, które mężczyzna spokojnie wypuścił z ust.

Wyglądał cudownie. Zamyślony, uważający na niższych od siebie uczniów i starający się nie zwracać uwagi na rozmarzone oblicza dziewczyn, które błądziły za nim wzrokiem.

Poczułem przyjemne mrowienie w żołądku, a w kilka sekund później jak ktoś łapie mnie za ramię i ciągnie w stronę przeciwną do tej, w którą odszedł nauczyciel. Jęknąłem niezadowolony i spojrzałem na intruza, który wyszczerzył się do mnie.

- Mi też się marzą błonia zamiast klasy, ale nic na to nie poradzę. – usprawiedliwił się Oliver obejmując mnie ramieniem – Wiesz, że jesteś mi potrzebny, bo nic się nie uczyłem, a McGonagall ma mnie pytać za ostatni przekręt. - No kuzynku, nie rób takiej zawiedzonej miny. Ja się zrewanżuję. – westchnąłem i uśmiechnąłem się do niego delikatnie.

- Miejmy to już za sobą. – odparłem wchodząc do sali lekcyjnej przed blondynem i siadając w jednej z ostatnich ławek.

Jedno cieszyło mnie niezmiernie. To, że Oli nie miał pojęcia o moich uczuciach do nauczyciela Latania i nic nie podejrzewał. Miał tendencję do zwalania całej winy na szkołę, nie zaś na konkretne przypadki, co stanowiło kolejne błogosławieństwo.

*

Lekcja dłużyła się jak jeszcze nigdy dotąd, a słowa wypowiadane przez nauczycielkę przypominały raczej bełkot niż cokolwiek innego. Gdyby zamek zaczął się walić nawet by to do mnie nie dotarło.

Ze skrywanym uśmiechem kreśliłem na moim pergaminie projekty mioteł, co pochłonęło mnie bez reszty, jak zawsze, kiedy się tym zajmowałem. W przeciwieństwie do innych rozrywek ta kojarzyła mi się z Camusem, a każdy mój szkic dopasowywałem właśnie do niego. Oczyma wyobraźni widziałem go w stroju do quidditcha na zaprojektowanej przeze mnie miotle. Byłem niesamowicie ciekaw jak mężczyzna wyglądał będąc w wieku szkolnym, a myśląc o tym czułem się dziwnie pobudzony.

Miałem zabierać się za kolejną pracę w chwili, kiedy rozbrzmiał dzwonek kończący zajęcia, a to w zupełności wystarczyło mi jako sygnał, że czas najwyższy pozbyć się kolegów i każdego, kto mógłby mi przeszkodzić w spotkaniu z profesorem.

Jak najszybciej wybiegłem z klasy i niedługo potem stanąłem w wejściu rozglądając się za nauczycielem. Nie wiem, dlaczego, ale nie interesowało mnie to, że nie mam żadnego tematu do rozpoczęcia rozmowy z mężczyzną. Liczyło się to bym go znalazł, podszedł i mógł usłyszeć jego męski, lecz delikatny i czuły głos. Tylko i wyłącznie to się dla mnie liczyło. Być blisko kogoś, kto był dla mnie całym światem. Nawet, jeśli nie mogłem stać się dla niego kimś ważnym.

Jeszcze raz obiegłem spojrzeniem błonia, a moją uwagę przykuła postać siedząca pod jednym z drzew. Widziałem wyłącznie ciemne nogawki spodni i czarne buty, a co jakiś czas mały kamyczek rzucany z tamtego miejsca uderzał dokładnie w jedno i to samo miejsce na oddalonym o dwa metry większym kamieniu.

Bóg, los, Merlin, czy ktokolwiek inny. Każdy z nich chciał żebym znalazł nauczyciela właśnie w lekko odosobnionym miejscu, zupełnie samego. Nawet, jeśli wydawało się to irracjonalne, to właśnie tak musiało być i byłem wdzięczny Niebiosom za to, że zawsze dają mi szanse zbliżenia się do mężczyzny.

 

~ * ~ * ~

 

Beznadziejne zajęcie, które pochłonęło mnie bez reszty pozwalało mi zebrać myśli i jednocześnie zająć czymś ręce. Jako dziecko ciężko było mi usiedzieć w jednym miejscu, a kuzyn wcale nie pomagał mi zachowywać się spokojniej, jednak teraz mogłem przysiąc, iż nawet on nie zdołałby zająć mnie czymś ambitniejszym.

Jeśli bezgraniczna i niemal chora miłość do młodszego ode mnie o dwanaście lat chłopca była czymś, co decydowało o każdym moim kroku to powinienem chyba cieszyć się z tego, że za kilka tygodni wrócę do domu. Mogłem na spokojnie przemyśleć wszystko, co do tej pory miało miejsce. Tyle, że bynajmniej mnie to nie cieszyło, a z każdą chwilą coraz bardziej denerwowało. Dobrze wiedziałem, jaką gehennę przejdę we Francji z Fabienem, który nie omieszka wyśmiewać się ze mnie codziennie, przez co najmniej trzy godziny nie wspominając już o nudnych, długich dniach, które trzeba będzie jakoś przeżyć. Nawet wizja spotkania z przyjaciółmi nie bardzo mnie satysfakcjonowała.

Niewielki kamyk po raz kolejny odbił się od większego i wylądował w trawie. Pasjonujące zajęcie na miarę moich możliwości, bez wątpienia!

Zaledwie na chwilę zamknąłem oczy i opierając głowę o pień drzewa zacząłem odtwarzać w pamięci wszystko to, co miało miejsce przez ostatnie miesiące. Wszystkie rozkoszne gesty, słowa, cichutkie brzmienie głosu, wesoły uśmiech, zaniepokojone oczka i bez wątpienia leczenie psychiatryczne dobrze mi zrobi!

Uniosłem powieki i odetchnąłem głęboko czując litość do samego siebie. Dwudziesto trzy letni mężczyzna, nauczyciel, nieoficjalnie zbrodniarz uganiający się z wywieszonym językiem za jednym z uczniów. Piękna reklama nie tylko dla Hogwartu, ale i Rodu!

- Skończę w Azkabanie, lub Mikantie... – westchnąłem i rzuciłem kolejnym kamykiem. – Będę miał dużo czasu na bezczynne siedzenie... i rozmawianie z samym sobą. – stwierdziłem ironicznie.

 

~ * ~ * ~

 

Mogłem podejść lub stać tak jak do tej pory przyglądając się wyłącznie butą nauczyciela. Nie miałem pretekstu by nawiązać jakąkolwiek rozmowę, jednak zawsze mogłem improwizować. Nie mogłem zmarnować takiej szansy, a tym bardziej pod koniec roku.

Niepewnie zbliżyłem się do profesora myśląc intensywnie nad jakimś sensownym początkiem, który ni jak nie przychodził mi do głowy.

Usłyszałem znajome śmiechy dochodzące od strony zamku. A na samo brzmienie tych przesłodzonych do granic możliwości głosów przez moje ciało przeszły ciarki.

Tylko tego mi brakowało!

Trzy Ślizgonki właśnie rozglądały się po błoniach i nie musiałem się domyślać, na kim im zależało. Od dłuższego czasu starałem się ich pozbyć i trzymać jak najdalej niestety szło mi to dość mizernie.

Przerażenie zawładnęło moimi nerwami i racjonalnym myśleniem. Rzuciłem się na nauczyciele i siadając mu na kolanach wtuliłem się w jego pierś. Miejsce, w którym siedział było jedynym bezpiecznym w tej chwili, a silne ramiona stanowiły słodki azyl.

 

~ * ~ * ~

 

Jeśli coś mogłoby mnie zdziwić bardziej niż Fillip, który właśnie przyciskał swoje ciało do mojego to chciałbym wiedzieć, co to takiego.

Chłopiec wydawał się czegoś obawiać, a jego ciało drżało. Nie mam pojęcia, jaką miałem minę, ale wolałem nawet sobie jej nie wyobrażać.

- Y... – wydusiłem skołowany, a malec uspokoił się momentalnie i najwyraźniej speszył przytulając się do mnie mocniej, a jego rozpalone policzki wyczuwałem przez materiał koszuli. - ... Witaj... – rzuciłem zaciskając dwa palce na nasadzie nosa nie potrafiąc nadal uspokoić szybko bijącego serca, które niemal się zatrzymało, kiedy Ślizgon znienacka do mnie podbiegł.

Poczułem jak przez moje ciało przechodzi dreszcz, który w końcu uświadomiło mi, co ma miejsce właśnie w tej chwili. Powoli wracałem do poprzedniego stanu, który był o wiele rozsądniejszy niż teraźniejszy.

Objąłem Fillipa i delikatnie pogładziłem jego plecy.

 

~ * ~ * ~

 

Uświadomiłem sobie jak niezręczna była to sytuacja i chociaż czułem się strasznie głupio to było mi cudownie. Mężczyzna wyrozumiale obejmował mnie tuląc, a po chwili roześmiał się głośno, co jeszcze bardziej mnie zawstydziło.

Od pewnego czasu zachowywałem się dziwnie, a mój stosunek do profesora był zupełnie inny niż w przypadku innych, jednak nie chciałem traktować go jak zwykłego nauczyciela, a tym bardziej nie chciałem by to on miał mnie za najzwyklejszego ucznia.

- Czy dowiem się, co się dzieje? – zapytał wesoło, a jego pierś drgała, gdy starał się uspokoić.

- J... Ja przepraszam... Niech mi pan pomoże... – wydukałem zbierając siły by móc odsunąć się i spojrzeć na Camusa.

- Nic się nie stało i chętnie... Tylko nie za bardzo pojmuję, o co właściwie chodzi. – profesor musiał być zszokowany moim zachowaniem.

- Unikam właśnie kłopotów. – mój głos stał się pewniejszy i bardziej zawzięty – Trzech klejących się do mnie kłopotów!

- Chodzi o dziewczyny? – drgnął rozbawiony i przytulił mnie mocniej – Czyżbyś miał na głowie jakieś zakochane w tobie koleżanki?

- Są okropne! – syknąłem i o dziwo spojrzałem w piękne, szare oczy mężczyzny. – Kleją się, nie chcą odejść, nie pozwalają mi się niegdzie ruszyć samemu w dodatku są aż do przesady miłe! Traktują mnie jak zwierzątko w ZOO! I mnie dotykają... – zadrżałem na samo wspomnienie ich rąk, które wiecznie lądowały na moich ramionach, włosach i gdziekolwiek tylko miały jako taki dostęp.

Nie wiem, dlaczego, ale nie lubiłem, kiedy ktoś miał ze mną bezpośredni kontakt. Jedynie bliskość i dotyk Camusa sprawiał mi przyjemność, i oddziaływał na mnie przynosząc największe rozkosze.

- Kiedyś do tego przywykniesz i nie będziesz od tego uciekał... – westchnął mężczyzna, a jego głos spoważniał. – Tak jest zawsze...

- Nie prawda! – było mi smutno, kiedy profesor mówił o tym, że kiedyś zaakceptuje jakieś uciążliwe babska, przecież to było niemożliwe, a ja pragnąłem tylko i wyłącznie jego – Pan jest starszy, a jednak też pan unika spotkania z którąkolwiek z dziewczyn! – widziałem jak idealne usta otworzyły się na chwilę, po czym zamknęły i na powrót uchyliły.

 

~ * ~ * ~

 

Rzeczywiście starałem się trzymać jak najdalej od przedstawicielek płci pięknej, jednak nie myślałem, że chłopiec to zauważy.

Jego śliczne, ciemne oczka uwięziły mnie w niesamowitym cieple i niepokoju swojego wnętrza. Musiałem coś odpowiedzieć, jakoś się wykręcić, a przy tym nie skłamać.

- Fillipie... – powiedziałem cicho i mimowolnie dotknąłem jego policzka – Kiedyś może to zrozumiesz, jednak na razie jest na to za wcześnie... – ciepła buźka wtuliła się w moją dłoń, a usta wykrzywił radosny uśmiech.

- Nie będę pana tym zadręczał, ale pod jednym warunkiem! – zastrzegł pewny siebie. – Będzie mnie pan bronił przed każdą dziewczyną, która będzie mnie męczyć! – roześmiałem się słysząc jego propozycję.

Z każdą chwilą stawał się bardziej zawzięty i stanowczy, a jego pomysły były wprost niesamowite. Był cudownie rozkoszny za każdym razem, kiedy na jego twarzy pojawiał się ten zabawny wyraz dominacji.

- Mam cię ochraniać przed adoratorkami? – przeczesałem włosy dłonią – To będzie całkiem zabawne.

- Więc się pan zgadza? – uklęknął, a jego buzia zrównała się z moja twarzą. – Będzie pan moim rycerzem? – uniosłem brew i zacząłem się śmiać. Taka wizja naszych relacji podobała mi się bardziej niż jakakolwiek inna.

- Mon prince... – wyszeptałem i ująwszy dłoń Ślizgona pocałowałem lekko jej wierzch. – To będzie dla mnie zaszczyt.

Na jego policzki wpełzł nieskrywany rumieniec, a zęby przygryzły dolną wargę.

Oddałbym za niego życie, ale w tej chwili miałem zamiar spełnić wszystkie jego oczekiwania, a protesty uczennic, które na pewno będą głośne tylko sprawią mi większą przyjemność, jako że mógłbym to uznać za eliminowanie konkurencji.

16 komentarzy:

  1. Oni są tacy słodcy........ *wzdycha* chyba sobie przeczytam jeszcze raz *wzdycha* taaa, to będzie najlepsze rozwiązanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. KIRHAN! JESTEŚ WSPANIAŁA! uwielbiam cię dziewczyno! To opowiadanie podbiło moje serce! Kocham je! Uwielbiam! AHH...Marcel i Filip są cudowni...to takie KAWAII ^^Więęęęcej! Ja chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. jacy oni slodcy tylko czytac i czytać o nich.przeczytalam to jednym tchem, tak pieknie piszesz. Jejciu dopiero co dodalas notke a ja chce wiecej i wiecej. Tak to jest jak kogos zauroczy opowiadanie, ale nie byle jakie. Po prostu super.

    OdpowiedzUsuń
  4. To opowiadanie jest cudowne. Filip i Marcel są cudowni. I ty jesteś cudowna, bo to piszesz <bezmierny zachwyt>. To jest naprawdę wspaniale. Nie domyślasz się nawet jakie to męczrnie czekać na każdą kolejną część. Och, to czekanie doprowadza mnie do szaleństwa. Każdy twój post czytałam tyle razy, że niektóre akapity znam niemal na pamięć. Szczeże podziwiam i życzę wiele weny. I proszę, pisz trochę częściej. Żadne opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam nie podobało mi się jak to i pewnie nigdy nie spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Extra nocia....:] Czekam z nieciepliwoscia na kolejna

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ ...:Ren....:13 lutego 2007 12:11

    suuper napiałas jak zwykle prof. Camus ma bardzo dobre podejscie do Filipa, który aż na to jest zachwycony profesorem ^^ nie mogę się doczekac aż napiszesz nastepną nocię ^^ren-tao.mylog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Nareszcie nadrobiłam zaległości (niedobór s-ai robi swoje ^^) Notka KAWAII ^^ Mówiłam ci już, że piszesz cudnie?? :* POZDRAWIAM ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle Kawaiiiii <rozpływa się> Te małe problemy, zamiast wielkich afer idealnie pasują do nastroju tego opowiadania. Mimo wszystko ja nie mogę doczekać się wakacji!! xD Ile jeszcze czasu, mam tam się męczyć ;-/ A poza tym będę miała więcej czasu na czytanie twoich blogów :-]. Matko, ja chce wakacjie!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kyyyya kocham ich, wiesz nawet jak byś przez całą notke opisywała jak się przytulają to i tak bym nie mia nic przeciwko temu ^^ onis są tacy kawaiiiii

    OdpowiedzUsuń
  10. Na No Da, Kir-chan ^^ Przeczytałam Twojego bloga od początku i musze przyznać, że pomimo braku akcji w opku, bardzo chętnie do niego powracam^^ To niesamowite, ale ta opowieść o miłości tak pieknej (bo miłość zawsze jest piękna) dodaje sił, motywuje i wspiera. Takie przynajmniej ja mam odczucia. Poza tym jest to tez bardzo oryginalne yaoi ^^ Powodzenia i dalszych sukcesówYo-chanP.S.zapraszam na bloga mojej paczki www.dream-team01.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. ~www.valandia.blog.onet.pl15 lutego 2007 17:25

    mruuu *.* cudneee........ oderwanie od mojej powalonej rzeczywistosci... ahh Kirhan-sama ^^ przegenialna notka mruuuuu mogłabym czytac Twe opowiadanko bez końca mruu ^^ cuuudooo -Pozdrawiam Fiancee

    OdpowiedzUsuń
  12. Cóż mam napisać? Trzymasz poziom, fajnie się to czyta:) Podobały mi się początkowe sceny z Camusem:) A może po prostu lubię Francuzów?;) Jeden błąd, który rzucił mi isę w oczy. Masz"butą" powinno być "butom" www.niccolo.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. NAJFAJNIEJSZA NOTA!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    o tak wspaniale, Marcel sobie rozmyśla a tutaj ktoś się pcha na jego kolana...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    o tak wspaniale, cudowna scenka... Marcel sobie rozmyśla, a ktoś się pcha na jego kolana ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejka,
    o tak wspaniale, Marcel rozmyśla, a tutaj ktoś się pcha na jego kolana ;) ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń