sobota, 20 lipca 2013

Les mots

Byłem skończonym osłem! Po co w ogóle mówiłem cokolwiek Marcelowi, skoro teraz, od kiedy tylko wróciłem do zamku po wakacjach, unikałem go jak tylko mogłem? Przez całe dwa miesiące nie mogłem uspokoić bijącego szybko serca, niemal nie potrafiłem doczekać się chwili, kiedy zobaczę się z mężczyzną, dowiem się, co myśli o moim ostatnim wyznaniu, a jednak teraz odwracałem wzrok ilekroć nauczyciel latania patrzył w moją stronę. Trzymałem się też blisko Olivera, gdyż wiedziałem, że on nie pozwoli mi ani na spotkanie, ani na rozmowę z profesorem. Jego zdaniem w dalszym ciągu popełniałem największy błąd życia kochając się w mężczyźnie, którego nigdy nie miałem zdobyć.
Największym problemem były lekcje latania, kiedy to nie mogłem uciec przed Camusem. A jednak mężczyzna nie zaczepiał mnie, ani razu nie nakłaniał do prywatnej rozmowy, chociaż jego spojrzenie wydawało się zatrzymywać na mnie dłużej niż na innych uczniach.
Raniłem tym zachowaniem samego siebie, ale też bałem się dowiedzieć prawdy o tym, co o moim zachowaniu sprzed wakacji myśli nauczyciel.
Nie przeszkadzało mi to jednak wodzić za nim spojrzeniem ilekroć nie miał o tym pojęcia.

~ * ~ * ~

Dlaczego przede mną uciekał? Dlaczego akurat teraz, kiedy powiedział coś niezwykle słodkiego, kiedy krępujące mnie liny puściły, musiał odsunąć się ode mnie? Czy przeczuwał, że nie jestem w stanie powstrzymywać dłużej drzemiącej we mnie bestii, czy może stracił zainteresowanie moją osobą po wakacjach? Nie mogłem znieść myśli o tym, że chłopak mógł spotkać kogoś przez te dwa miesiące i nagle przestałem być dla niego całym światem.
Uważniej niż kiedykolwiek śledziłem jego ruchy, przypadkowe konwersacje z innymi ludźmi. Chciałem wiedzieć, co się wydarzyło, dlaczego się ode mnie odwrócił.
Dręczyło mnie to tym bardziej, że od razu dostrzegłem zmianę w jego wyglądzie. Przez ten stosunkowo krótki okres dwóch miesięcy chłopak urósł i zapuścił bródkę, która dodała mu powagi, zaczepnego charakteru, zjednała mu jeszcze więcej zakochanych do szaleństwa fanek. Mój mały, niepozorny Fillip stał się obiektem pożądania wielu, a ja szalałem wewnątrz nie mogąc okazać swojego uwielbienia, nie mogąc przywiązać Ślizgona do siebie. Mój idealnie piękny Anioł mógł teraz mieć każdą dziewczynę w szkole dla siebie. Nie wątpiłem, że wiele z nich zgodziłoby się nawet na założenie haremu, byleby choć przez chwilę mieć tylko dla siebie ten chodzący Cud.
- Fillipie! - jego imię paliło moje podniebienie, jakbym nie był więcej upoważniony do jego wypowiadania. - Co się z tobą dzieje! Musisz latać szybciej i celniej rzucać!
Pokiwał głową nawet na mnie nie patrząc. Czy to możliwe, że dowiedział się o moich uczuciach i czuł do mnie niechęć?
- Przepraszam. Postaram się poprawić. - powiedział bardziej do swojej miotły niż do mnie.

~ * ~ * ~

Moje imię w jego ustach, jego głos wypowiadający je z bolesną powagą i obojętnością... Miałem ochotę płakać. Czy mogłem zrazić go do siebie swoim zachowaniem? Czy mógł mnie znienawidzić za to, że najpierw go uwodzę, a później odrzucam? Nie mogłem mieć jednak do niego pretensji o to, że mnie upominał, gdyż sam zauważyłem, że nie daję z siebie wszystkiego.
- Zejdź na chwilę na ziemię i wzbij się ponownie. - polecił nauczyciel. - Jeśli to nie pomoże, to postaraj się odpocząć jakieś dziesięć minut zanim dołączysz do reszty. To ważne abyś wchodził do gry od razu w pełni sił i umiejętności.
- Dobrze, zaraz się poprawię. - wylądowałem możliwie najdalej od nauczyciela i wziąłem kilka głębszych oddechów. Nie wiem, czy był sens bym oszukiwałem samego siebie, skoro nie miałem najmniejszych szans wykazać się pełnią swoich możliwości, kiedy mój umysł zaprzątały myśli o mojej własnej głupocie.
Spojrzałem kątem oka na nauczyciela latania, który stał na ziemi i ze swojej pozycji na środku boiska obserwował postępy innych uczniów z mojej grupy. Nie zmienił się ani trochę od naszego spotkania ostatniego dnia roku szkolnego. Może jedynie wydawał się bardziej zacięty, ale czy mogło być inaczej, kiedy był to jego ostatni rok z nami?
- Szlag, szlag, szlag! - usłyszałem syk jednej z koleżanek i jej cichy krzyk, kiedy tłuczek zepchnął ją z miotły. Patrzyłem jak spada prosto w objęcia profesora, który bez trudu uchronił ją przed upadkiem.
Zacisnąłem dłonie w pięści mając ochotę połamać trzymaną w nich miotłę.
Dziewczyna była rumiana na twarzy, uśmiechała się wdzięcznie i patrzyła na swojego wybawcę świecącymi, ciemnymi oczyma w kształcie lekko skośnych migdałów.
Nie mogłem tego znieść, krew gotowała się we mnie, a przecież wszystko to było moją winą. Może gdybym nie robił z siebie ofiary, nigdy nie doszłoby do podobnej sytuacji. Może dziewczyna nie znajdowałaby się w tym konkretnym miejscu?
Marcel dotykał jej ciała. Trzymał rękę pod kolanami tej zgrabnej, ładnej nastolatki, zaś drugą dłonią dotykał jej pleców. Nie byłem głupi. Ona na pewno czuła ciepło bijące od ciała profesora, rozkoszowała się jego zapachem, może nawet mogła poczuć na twarzy ciepły wiaterek jego oddechu. Jej długie, gęste, czarne włosy rozsypały się po ramieniu Camusa, jej usta były zdecydowanie zbyt blisko twarzy nauczyciela, a dłonie niepotrzebnie trzymała na jego piersi, jakby już była jego kochanką.
Marcel nawet nie zwrócił na to uwagi, ale postawił ją na ziemi bezpiecznie i delikatnie, jakby miała się zaraz rozsypać. Uśmiechnął się do niej subtelnie ustami, które należały tylko do mnie, jego cudowne spojrzenie spoczywało na Chin, a przecież mógł widzieć wyłącznie mnie.
W moim wnętrzu rozpętało się prawdziwe piekło. Miałem ochotę krzyczeć, płakać, walczyć o spokój dla swojej duszy, którą teraz rozdzierały na kawałki niebezpieczne bestie zazdrości.
A ona stanęła na palcach, bezustannie chwytała spojrzenie cudownych oczu profesora w sidła swoich, nie była mu zwyczajnie wdzięczna. Ona chciała wykorzystać nadarzającą się okazję by go zdobyć. Nie wstydziła się faktu, że wszyscy na nią patrzą, że jeśli teraz go pocałuje, każdy będzie tego świadkiem. Ona nie traciła okazji, jak ja przez te ostatnie sześć lat.
Coś we mnie pękło. W mgnieniu oka znalazłem się przy nich i łapiąc koleżankę za ubranie na plecach odciągnąłem ją od bezbronnego nauczyciela, którego omal nie pocałowała. Jak on mógł w ogóle pozwolić na to, by tak się do niego zbliżyła?! Gdyby nie ja zostałby przez nią zjedzony!
- Chodź, nie mamy czasu do stracenia. Wróciły mi już siły. - rzuciłem do dziewczyny wciskając jej w dłonie miotłę. Była na mnie wściekła, ale nie zrażała mnie jej niechęć i żądza mordu. Sięgała po to, co należało do mnie, a nie miała najmniejszego prawa nawet o tym marzyć. Gdyby nie fakt, że nie chciałem wyjść na brutala przed Marcelem, może nawet zrobiłbym Chin jakąś krzywdę. Marcel Camus należał do mnie!

~ * ~ * ~

Co tak właściwie przed chwilą się stało? Fillip w końcu spojrzał na mnie otwarcie, ale jego wzrok wydawał się krzyczeć „później się z tobą rozprawię!”. Jak miałem to rozumieć? Czy czuł coś do tej dziewczyny? Czy to dla niej stracił wszelkie zainteresowanie moją osobą?
Tym razem kiedy oderwał się od ziemi był prawdziwym demonem. Nie popełniał błędów, a siła jego rzutu zwiększyła się zauważalnie, kiedy raz po raz pokonywał broniącego kręgu chłopaka. Nie dawał także wytchnienia grającej w przeciwnej drużynie Chin Frey. Patrzyłem na jego gwałtowne, ale pełne gracji ruchy, obserwowałem wściekłość widoczną w sposobie gry. Mój Anioł nie miał litości dla nikogo.
Nic dziwnego, że moja grupa kończyła zajęcia zmęczona, niemal nieprzytomna. Tym razem nawet Oliver dostał w kość, co nie zdarzało się zbyt często.
Fillip wylądował obok mnie, a jego oczęta nadal wyrażały żal.
- Nie wolno się panu do niej zbliżać! - syknął cicho, a jego usteczka wykrzywiły się w wyrazie wściekłości. - Nie pamięta pan, że jak długo nie ma pan nikogo, tak długo ja jestem najważniejszy?! Omal pana nie pocałowała! - widziałem jak drży, a pod jego powiekami zebrały się łzy. Moje serce zabiło szybciej.
- Nie pozwoliłbym na to. - odpowiedziałem na zarzut i otarłem delikatnie jego policzek, który zwilgotniał, kiedy chłopiec stracił panowanie nad morzem swoich oczu.
- Ja mam być dla pana najważniejszy! - warczał na mnie dalej. - Jestem rozpieszczony i samolubny, ale to pańska wina, więc teraz nie wolno panu zbliżać się do nikogo! Auć! - chłopak podskoczył, a jego ręce znajdowały się na jego zgrabnych pośladkach, kiedy odwrócił się tyłem do mnie. Na ziemi leżał tłuczek, zaś kilka metrów od nas stała Chin uśmiechając się przebiegle.
- Ja nie lubię przegrywać Ballack. - uśmiechnęła się przepraszająco, jakby naprawdę było jej żal, że uderzyła tłuczkiem kolegę i odeszła ze swoimi najbliższymi koleżankami.
- To naucz się wygrywać! - krzyknął za nią zły jak osa chłopak i tupnął wściekle nogą. - To bolało! Nie usiądę przez nią podczas obiadu!
- Cóż, do wroga tyłem się nie odwracasz, Fillipie. - roześmiałem się widząc na jego twarzy zdrową złość, której powód tym razem rozumiałem doskonale.
- Proszę się nie śmiać! - rzucił rozkazująco, chociaż jego buźka złagodniała. - To wredne babsko najpierw dobierało się do pana, a teraz próbuje mnie wyeliminować z gry. Myśli, że zajmie moje miejsce w tym roku w drużynie. Niedoczekanie!
- A czy dowiem się, kochanie, co takiego zrobiłem by zasłużyć wcześniej na twój gniew?
- To już nie ważne. To była pomyłka.
- Czy ty byłeś o mnie zazdrosny, Fillipie? - zapytałem patrząc na niego uważnie. Chciałem by tak było, chciałem być źródłem wszystkich jego gwałtownych uczuć. Nie potrafiłem oderwać od niego spojrzenia, kiedy zmieszany gryzł wargę starając się opanować ten odruch, tak jak go uczyłem.
Moje serce biło szybciej z każdym oddechem. Czekałem na jego odpowiedź, nie potrafiłem skupić się na niczym innym, jak szczeniak zakochany w swoim panu. Pragnąłem by chłopak potwierdził moje przypuszczenia, by pozwolił mi marzyć o uczuciach zdecydowanie gwałtowniejszych i gorętszych, jakie mogłyby między nami się narodzić. Musiałem wiedzieć jak jest naprawdę.

~ * ~ * ~

Czułem się przytłoczony jego oczekiwaniem, jego niespokojnym spojrzeniem, dłońmi, które wydawały się szukać sobie miejsca, by spocząć spokojnie.
Czy on się denerwował? Czy naprawdę tak bardzo chciał znać moją odpowiedź na swoje krępujące pytanie?
- Tak. Myślę, że byłem o pana zazdrosny. - spojrzałem na niego trochę błagalnie. Nie chciałem przecież by ode mnie uciekł, ale nie mogłem dłużej siedzieć cicho. Musiałem powiedzieć mu wszystko.
Na twarzy nauczyciela pojawił się szczery uśmiech, jeszcze cudowniejszy niż zawsze. Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe, a jednak wyraźnie widziałem coś nowego w tych idealnie wygiętych wargach. Czy to ja byłem sprawcą tego uśmiechu?
- Fillipie, nie musisz być zazdrosny. Moje życie kręci się wokół ciebie i to na pewno się nie zmieni. - powiedział nie odrywając ode mnie spojrzenia. - Zawsze tak było, od samego początku. To co nas łączy jest wyjątkowe, przecież wiesz.
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się nieśmiało. Zachowałem się jak kretyn, kiedy rzuciłem się na Chin, ale naprawdę nie potrafiłem znieść myśli o tym, że była tak blisko mojego nauczyciela.
- Ma pan rację, to co nas łączy jest wyjątkowe i dlatego postanowiłem, że jeszcze w tym miesiącu zdradzę panu moją tajemnicę jeśli sam jej pan nie odkryje.
- Może już się jej domyślam, ale chcę poczekać, chcę mieć pewność? - powiedział takim głosem, że nie wątpiłem w jego słowa. Czy naprawdę wiedział, co do niego czuję? A może się mylił?
- A... A pański sekret? - ukryłem twarz za włosami, by nie widział moich rumieńców.
- Nie domyślasz się, Fillipie? - poklepał mnie lekko po ramieniu, a ja drżałem, jakby dotykał mojej nagiej skóry.
- Wiem tylko jaki chciałbym aby był pański sekret. Chciałbym by łączył się z moim.
- Może się łączą, Fillipie. - odgarnął włosy z mojej twarzy. - Może w rzeczywistości są jednym i tym samym, a my czekamy na właściwy moment.
- Więc kiedy on nastąpi? Kiedy nadejdzie ten właściwy moment?
- W chwili, kiedy odważymy się powiedzieć głośno to, co chcemy powiedzieć od dawna. W tym miesiącu, czy nie tak postanowiłeś?
- Tak. Przy najbliższej okazji. - specjalnie dotknąłem dłoni nauczyciela jakbym chciał ją uchwycić. Nikt nie mógł tego widzieć, ale chciałem by Marcel upewnił się w swoich przekonaniach, jeśli naprawdę już wiedział, co czuję.
- Więc będę czekać, Fillipie.

~ * ~ * ~

Uniosłem dłoń, a moje palec spotkały się z opuszkami Fillipa.
Chciałem by powiedział mi już teraz, to co ukrywał od tak dawna. Czy naprawdę chodziło o spełnienie się moich pragnień? Czy tak powinienem odczytywać wszystkie podpowiedzi, jakie otrzymywałem? Byliśmy sobie bliscy, nasz związek był wyjątkowy, inny niż wszystkie. Czy jednak naprawdę do tego stopnia? Pragnąłem tego.
- Chciałem pana przeprosić. - odezwał się nagle zaskakując mnie. - Za to, że pana unikałem. Powiedziałem przed wakacjami trochę za wiele i pan mógł się poczuć nieswojo. To prawda, że tylko pan mnie całował, ale powinienem to wtedy zachować dla siebie. Chociaż... Przecież mam zdradzić swoją tajemnicę, a ona na pewno znowu pana przytłoczy... Sam już nie wiem. - chłopak wsunął dłonie w swoje włosy i przeczesał je gwałtownie.
- Powiedz mi to teraz. - starałem się wyciągnąć z niego prawdę. - Dlaczego mamy czekać i tracić czas?
Fillip podniósł gwałtownie głowę, jego oczęta miały w sobie strach, szok, ale także chęć pozbycia się ciężaru, jakby wzrok mógł mówić więcej niż usta.
- Chodzi o to, że ja...
- Fil, rusz tyłek! - krzyk Olivera przerwał chwilę, która mogła przecież zdecydować o naszej przyszłości.
Gdyby tylko Fillip powiedział to, co naprawdę chciał mi zdradzić, gdyby jego pragnienia okazały się takie same jak moje... To co wtedy? Czy miałem prawo kochać go i nie powiedzieć mu ani słowa o tym, że należałem do Upadłego Rodu? Czy nie powinien wiedzieć, że należę do zdrajców, których Ministerstwo chce się całkowicie pozbyć?
- Zabiję cię, Oli! Zabiję! - mój Anioł wydawał się autentycznie wściekły, kiedy odwrócił się do idącego w jego stronę kuzyna. - Najpierw Chin, a teraz ty! - tupnął nogą i zmarszczył brwi. - Przepraszam pana. Innym razem, dobrze? Kiedy będziemy mieli okazję porozmawiać. Obiecuję.
Skinąłem głową i wsunąłem dłoń w jego miękkie włosy odgarniając je do tyłu.
- Idź do kuzyna. - poleciłem, chociaż nie chciałem by odchodził. Sam własnoręcznie rozprawiłbym się z Oliverem, gdybym miał ku temu okazję. - Ach, właśnie, Fillipie. - pochyliłem się nad jego uchem. - Ja ciebie także. - szepnąłem cicho i uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że się rumieni, że nie jest pewny, co właściwie miałem na myśli.
Miałem wrażenie, że obaj zdradziliśmy już więcej, niż planowaliśmy i od teraz wszystko miało potoczyć się już zupełnie innym rytmem.

~ * ~ * ~

„Ja ciebie także.”, „Ja ciebie także.”, „Ja ciebie także.” słyszałem raz po raz w moich myślach.
Czy naprawdę była to odpowiedź na moje jeszcze niewypowiedziane wyznanie? Nie miałem więcej nic do stracenia. Przy następnym spotkaniu powiem mu o wszystkim. Było za późno by się rozmyślić, byłem zbyt podniecony jego słowami, by wątpić w to, że przyjmie moje uczucia z uśmiechem.
„Ja ciebie także.”
Nie miałem najmniejszego zamiaru pozwolić mu uciec i sam nie chciałem już więcej się z tym kryć.
„Ja ciebie także.”
W ten dziwny sposób powiedzieliśmy już sobie wszystko.
Odwróciłem się jeszcze raz by spojrzeć na nauczyciela zaklęciem sprzątającego po nas boisko i uśmiechnąłem się zawstydzony.
„Bardzo pana kocham!” pomyślałem po raz ostatni pozwalając by słowa te zostały niewypowiedziane.

4 komentarze:

  1. Wdech, wydech..... aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa w kocu... :) nie moge sie doczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. ~MartwyDzemik20 lipca 2013 17:55

    Jak słodko *OOOOOOO* ale czemu tego nie powiedzieli na głos? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje nerwy chyba nie wytrzymają do następnej części ... TO BYŁO TAKIE CUDOWNE <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniale, och wreszcie ten moment tak pierwszy pocałunek Filipa i Marcela, ich pierwszy raz... przepieknie, Filip jeszcze dowiedział się, że Marcel jest z Upadłego Rodu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń