piątek, 28 grudnia 2012

Un bonhomme de neige

Uwielbiałem Święta – czas prezentów, radości z małych rzeczy, barwy, które przeplatały się tęczą w około, zapach choinki, ciche dzwonienie dzwoneczków na zielonych gałązkach, smak świątecznych potraw, które wypełniały stoły. Niestety, niewinność poprzednich lat zniknęła i teraz nie łatwo było mnie zadowolić wyłącznie tymi miłymi akcentami. Potrzebowałem więcej, o wiele więcej, a to „więcej” nosiło imię Marcela.
On też był w tym roku moim największym problemem, jako że chciałem sprawić mu przyjemność, obdarować prezentami, a jednocześnie zrezygnować z dziecinnego wydźwięku tej tradycji. Dobrze wiedziałem, co takiego chciałbym podarować mu tym razem, jednakże moja ostatnia śmiałość w połączeniu z takim prezentem mogłaby wzbudzić podejrzenia. Tak więc, musiałem zadbać by mężczyzna otrzymał mój upominek, zachował go, a co więcej także z niego korzystał. Tylko ja znałem Marcela na tyle dobrze by wiedzieć, w jaki sposób mogę osiągnąć swój cel nie zdradzając się przy tym. Nie wątpiłem, że każdy rodzaj prezentu ode mnie zajmowałby szczególne miejsce w sercu nauczyciela, ale co z tymi „niczyimi”? Miałem nie lada problem do czasu, kiedy zrozumiałem, co należy zrobić.
Do swojego prezentu dołączyłem niewinny liścik niezdradzający zbyt wiele, ale wyjaśniający całą sytuację:
„Nie pragnę prosić o nic więcej, jak tylko o to, by nie pozbywał się Pan mojego prezentu, ale zechciał z niego korzystać. Nawet nie mając pewności, czy zechce Pan dostosować się do mojej prośby, sprawi mi to niewypowiedzianą przyjemność. Jeśli mogę pozwolić sobie na błaganie, proszę mieć to na sobie podczas kolacji.”
Ot, wszystko i nic. Zadbałem by nauczyciel nie poznał mojego charakteru pisma bazgrząc lewą ręką, a następnie położyłem liścik na trzech parach wyzywającej bielizny, w której naprawdę chciałbym go zobaczyć, i zamykając paczuszkę wysłałem ją do nauczyciela poprzez Skrzaty. Tak, byłem chodzącym pożądaniem i nic na to nie mogłem poradzić. Co więcej, sam poprosiłem profesora by w tym roku nasze upominki składały się wyłącznie z łakoci, toteż czułem się bezpiecznie wiedząc, że mężczyzna nie może powiązać ze mną bielizny, którą otrzymał w tym roku. Taką przynajmniej miałem nadzieję.
Czułem się niemal wszechmocny, kiedy podczas świątecznej kolacji siedzieliśmy wszyscy przy jednym stole. Niestety, Camus znajdował się jedno miejsce ode mnie – tylko, dlatego że jakaś starsza ode mnie Ślizgonka zagryzłaby mnie gdybym zajął miejsce po prawej stronie profesora, zaś drugą okupowała McGonagall. Miałem jednak wszystko na oku dbając by żadna nie mogła go dotykać. W międzyczasie próbowałem wyczytać z twarzy nauczyciela czy ma na sobie te mało wygodne, ale za to podniecające slipy, które mu przesłałem. Sama myśl o tym wywoływała dreszcze na moim ciele.
Nie mając na karku Olivera, który postanowił spędzić Święta w domu, mogłem wziąć sprawy we własne ręce i kręcić się po zamku bez przymusowej smyczy w jego postaci. Tym samym miałem okazję śledzić Marcela, czy nawet podglądać go przy odrobinie szczęścia.
- Po posiłku zapraszam wszystkich do obejrzenia wojny bałwanów, która będzie miała miejsce na błoniach. – rzucił wesołym głosem dyrektor. – Jest nas tak mało, że musimy uczcić tegoroczne Święta ociupiną rozrywki i zabawy, a nic tak nie działa na trawienie po obfitym posiłku, jak odrobina świeżego powietrza!
Przygryzłem wargę powstrzymując uśmiech, jaki cisnął mi się na usta. Miałem nadzieję, że Marcel był ubrany ciepło. Z jakiegoś powodu odczuwałem niezdrową satysfakcję z faktu, iż mój mężczyzna będzie musiał odrobinę posterczeć na śniegu i chłodzie. Nie mogłem w prawdzie zaproponować mu własnego ciepła w nagrodę za wytrwałość, ale zupełnie niespodziewanie przyszedł mi do głowy inny pomysł. Szalony, ale możliwy do zrealizowania dzięki dyrektorowi i jego chęci rozbawienia naszej garstki.
Spojrzałem przelotnie na Marcela rozmawiającego z nauczycielką po swojej lewej stronie. Może wyczuł, że na niego spoglądam i dlatego odwrócił się posyłając mi subtelny uśmiech. Ileż bym dał by czytać w jego myślach! Czy zastanawiał się, kto podarował mu tę bieliznę, a może wcale mu ona nie przeszkadzała? Może tylko ja byłem tym tak obsesyjnie zainteresowany? Umierałem z ciekawości!
- Jak się pan dziś czuje? – zaczepiłem go wykorzystując okazję, że dziewczyna obok mnie miała usta pełne sałatki i nie mogła się wtrącić.
- To niewątpliwie trudne pytanie, Fillipie. – rzucił dyplomatycznie, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej niż sam fakt rozmowy. A więc jednak! A więc miał je na sobie i teraz nowy krój przeszkadzał mu, może nawet drażnił! Byłem naprawdę szczęśliwy, chociaż nie rozumiałem sam siebie. – Ty wydajesz się być w świetnym humorze. – jego cudowny uśmiech pogłębił się, a ja mogłem tylko wzruszyć ramionami, przytaknąć i nadal rozkoszować się wszystkimi pozytywnymi uczuciami, które mnie wypełniały.

~ * ~ * ~

Patrząc na rozpromienionego Fillipa, który z trudem potrafił usiedzieć na swoim zgrabnym tyłeczku, czułem, że jego radość udziela się także mnie.
Ostatnimi czasy chłopiec był często zamyślony, trochę nieobecny, roztargniony. Obawiałem się, że się zakochał, a ta myśl mroziła krew w moich żyłach. Nie ufałem sobie na tyle, by pozwolić mojemu Aniołowi na miłosne uniesienia, gdy całym sobą czułem, że tylko ja mam prawo do jego uczuć. Jak zachowałbym się mając pewność, że mój Fillip kocha kogoś innego? Czy potrafiłbym pohamować swój gniew i pozwolić na to uczucie?
Całe szczęście nie zauważyłem by ktoś specjalnie kręcił się koło mojego Cudu, ani też by chłopiec okazywał szczególne zainteresowanie komuś poza mną i swoim kuzynem. Podejrzewałem więc, iż moje obawy są bezpodstawne i wynikają z czystej zazdrości o czas, jaki inni spędzają z tym Skarbem, podczas gdy ja z trudem powstrzymywałem swoje coraz to gorętsza uczucia względem Ślizgona.
Poruszyłem się niespokojnie na krześle, które zajmowałem i musiałem przyznać, że nie bez powodu moja bielizna była zawsze zwyczajna i wygodna. Jeśli dziewczyna obok mnie była tą, która zechciała uraczyć mnie takim prezentem to bezsprzecznie musiała odczuwać pełną satysfakcję, kiedy stanowczo zbyt często kręciłem się na swoim miejscu. Nie pojmowałem, jak ludzie mogą chodzić w czymś tak niewygodnym, ale usilnie próbowałem zignorować fakt denerwującego materiału, jaki miałem na sobie, czy raczej irytujących jego braków.
- Pójdziemy razem! – zanim się obejrzałem Fillip już był przy mnie i ciągnął mnie za ramię zmuszając bym wstał z miejsca i razem z nim oglądał na błoniach bitwę śnieżną bałwanów. Byłem mu wdzięczny za jego zainteresowanie moją osobą i ten ogromny, słodki uśmiech, jakim mnie raczył.
- Z rozkoszą, Fillipie. – skinąłem głową wstając i starając się nie mówić zbyt głośno. Nie chciałem przecież by ktokolwiek wiedział o mojej zażyłości ze Ślizgonem. – Zdradzisz mi, kochanie, powód swojej dzisiejszej radości? – zapytałem, kiedy powoli zmierzaliśmy za dyrektorem i innymi nauczycielami do wyjścia z zamku.
- No nie wiem... – chłopiec zastanawiał się poważnie skubiąc brzeg mojego swetra. Czy miał świadomość, że to robi? – Zdradzę panu po bitwie bałwanów. – postanowił pewnym głosem. – Ale musi pan obiecać, że nie będzie się pan złościł, bo to, co raduje mnie nie koniecznie uraduje pana.
- Coś ty zmalował, Aniele? – spojrzałem na lekko zarumienionego chłopca, który unikał mojego wzroku.
- Później panu powiem, obiecuję. Teraz niech się pan dobrze bawi podczas bitwy, dobrze? Bardzo mi zależy na tym, żeby się pan szeroko uśmiechał i miał dużo dobrych wspomnień. To kolejne Święta, które spędza pan ze mną na zamku. – zachichotał, jakby chciał ukryć tym zażenowanie. Jakże kochałem ten słodki dźwięk...
- Tak, Fillipie. I naprawdę uwielbiam te nasze wspólne Święta. – przyznałem otwarcie czując jak dłoń chłopca zaciska się na moich palcach.
Jako że byliśmy na samym końcu, nikt nie mógł zauważyć tego drobnego gestu, który wypełnił całe moje wnętrze ciepłem i prawdziwą radością. Nic nie miało znaczenia, kiedy ta ciepła dłoń ściskała moją, jakby szukała w ten sposób ucieczki przed chłodem, a przecież pod drzwiami wejściowymi już czekały Skrzaty Domowe z naszymi ciepłymi kurtkami, gotowe służyć pomocą i wypełniać zadanie, jakie powierzył im dyrektor.

~ * ~ * ~

Co mi odbiło by obiecywać zdradzenie mojej tajemnicy?! Bliskość mężczyzny musiała przysłonić mi oczy i zmącić spokój mojego umysłu. Majaczyłem! Tyle, że nie mogłem już zrezygnować. Nie, kiedy w grę wchodziła obietnica złożona mojemu ukochanemu nauczycielowi. A więc musiał dowiedzieć się o wszystkim. Sądziłem jednak, że jest w tym coś dobrego. Był to przecież całkiem dobry pretekst by później przynieść nauczycielowi grzane wino do jego gabinetu i spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
Zapiąłem szczelnie kurtkę, nasunąłem na głowę czapkę, a nawet wspomogłem ją nausznikami i wtedy dopiero byłem gotów by postać trochę na mrozie. Dyrektor zatrzymał się na najniższym ze stopni zaraz za drzwiami i machnął różdżką w stronę ośmiu bałwanów stojących za niewielkimi palisadami po bokach, których wznosiły się góry śnieżek. Bałwany przegrupowały się i były gotowe do ataku. Wydawały się czekać na znak, który otrzymały dopiero, kiedy wszyscy ustawiliśmy się na schodach w miejscach umożliwiających oglądanie ich wyczynów.
Kiedy Dyrektor gwizdnął przez palce, ja przysunąłem się bliżej Marcela. Oparłem się o niego w taki sposób by nikt nie mógł tego uznać za zbytnią poufałość, ale na tyle bym mógł czuć jego bliskość i cieszyć się tym wszystkim. Uśmiechnięty patrzyłem, jak bałwany zaczynają walkę na śnieżki biegając na swoich największych kulkach na samym dole, jak rzucają się by uciec przed śnieżką, tracą marchewkowe nosy, kiedy ryją nimi w śniegu podczas karkołomnych ucieczek i celują w siebie nawzajem ze snajperską precyzją. Nie wiem jak to w ogóle możliwe, ale stanowiło to naprawdę zabawny i interesujący widok. Tym bardziej, kiedy zostały tylko dwa bałwany, a za nimi wybuchały fajerwerki zwiastujące ostatecznie starcie.
Marcel pochylił się nad moim uchem, gdy wszyscy byli pochłonięci walką, która miała się niedługo rozstrzygnąć.
- Zaraz skończą im się śnieżki. – zwrócił moją uwagę na ten fakt, kiedy jego ciepły oddech na mojej twarzy sprawiał, że moje zmysły szalały.
- Jak pan myśli, co się stanie? – zapytałem równie cicho rozpływając się.
- Nie mam pojęcia. – jego dłoń spoczęła na moim ramieniu ściskając je lekko.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, a w tamtej właśnie chwili bałwany straciły ostatnią amunicję i rzuciły się na siebie spotkając w zwarciu. Śnieg rozprysnął się na wszystkie strony i tylko dwa marchewkowe nosy oraz garść drobnych węgielków pozostały w miejscu, gdzie dwa śniegowe ciała zderzyły się ze sobą. Wtedy też wysoko w górę wystrzeliły fajerwerki, które wybuchając przyjęły kształt uśmiechniętych bałwanków.
- Zapraszam cię do siebie na grzane wino. – usta Marcela znowu znalazły się przy moim uchu, kiedy nasz mały tłumek nagradzał zakończoną wojnę brawami.
- Czyta mi pan w myślach?! – spojrzałem na nauczyciela wielkimi oczyma, tego byłem pewny.

~ * ~ * ~

Roześmiałem się i starłem z rumianego policzka Fillipa płatek śniegu. Właśnie zaczynało padać, jakby dyrektor specjalnie zaczarował pogodę na krótką chwilę swojej świątecznej niespodzianki dla nas.
- Bardzo chciałbym czytać w twoich myślach, Aniele, ale to raczej niemożliwe. – stwierdziłem. – Nie mniej jednak, zapraszam i myślę, że sekret swojego dobrego humoru możesz zachować dla siebie. Zdradzony może nie cieszyć już tak bardzo. – kolejny płatek musiałem zetrzeć z nosa chłopca. – Obiecaj tylko, że będziesz się uśmiechać.
- Tak! Oczywiście, że będę! – i oto jego uśmiech był tak ogromny i przepiękny, że zapierał dech. Cokolwiek chłopiec miał na sumieniu musiało to być rozkoszne przewinienie skoro wywołało u niego taką radość. – Ale i tak panu powiem! – rzucił zdeterminowany, pełen entuzjazmu. Stanął na palcach i przysunął wargi do mojego ucha dotykając go nimi. Sprawił, że zadrżałem czując tę słodycz tak blisko. – To ja wysłałem panu tę bieliznę. – roześmiał się i czmychnął do zamku zanim moje zaskoczenie opadło pozwalając na jakąkolwiek reakcję. Przez chwilę naprawdę nie wiedziałem, jak zareagować na to wyzwanie. Tylko przez chwilę!
- Jak cię dorwę, kochanie... – syknąłem pod nosem, gdy po moich ustach błąkał się uśmiech i nagle o wiele wygodniej było mi w tych slipach. – Mały zboczeniec. – roześmiałem się cicho wchodząc ostatecznie do zamku.
Nie chciałem zbyt wiele o tym myśleć, chociaż ten rodzaj prezentu niewątpliwie podsycał nadzieję odpowiedzi na moje gorące uczucia. Z resztą, wiedziałem, że Fillip będzie czekał na mnie pod gabinetem, jakkolwiek zażenowany by nie był po zdradzeniu tego małego sekretu. Może naprawdę miałem u niego szanse i powinienem zapytać?
Nie, nie chciałem się niepotrzebnie łudzić toteż postanowiłem zostać swoje pytania bez odpowiedz. Uznałem, iż powinien wystarczyć mi fakt niezaprzeczalnego zainteresowania chłopca moją osobą. Bez względu na to, czy była to miłość, czy może wyłącznie przyjaźń. Czy mogłem liczy na romantyczne uczucia samego Anioła?
Może tak, a może nie...

~ * ~ * ~

Oszalałem! Oszalałem, powiedziałem i byłem z siebie dumny!
- Albo pan się domyśli, albo będę musiał panu to niedługo wyznać. – zachichotałem mówiąc do siebie, a moje policzki płonęły, kiedy oparłem się czołem o drzwi gabinetu Marcela.
Zaproszenie na wino uznawałem za nadal aktualne i nie wątpiłem, że mężczyzna musi się tego spodziewać. Czy kiedykolwiek zrezygnowałem z okazji rozmowy z nim, odwiedzin, niewinnego spędzenia czasu, czy chociażby czystego pocałunku nienaznaczonego pożądaniem, ale miłością?
Już nie mogłem doczekać się chwili, kiedy usiądę w wygodnym fotelu możliwe najbliżej mojego nauczyciela, ogrzeję dłonie ciepłym winem, będę wpatrywał się w trzaskające w kominku płomienie i wsłuchiwał się w cichy, spokojny oddech mężczyzny, do którego należałem cały od wielu lat.
Myśl o tym sprawiała mi niewypowiedzianą przyjemność, kiedy czekałem na profesora głaszcząc palcami drzwi, których on niejednokrotnie dotykał.
Usłyszałem jego kroki rozpoznając ich rytm, odbijające się od ścian echo, słodką melodię zbliżającego się szczęścia.
Odsunąłem się na krok od drzwi, otworzyłem zamknięte przed chwilą oczy, uśmiechnąłem się i spojrzałem na mężczyznę, który był coraz bliżej. Jego usta również wykrzywiały się subtelnie, słodko ku górze, jakbyśmy naprawdę potrafili dzielić się myślami, uczuciami, wzajemną radością.
- Obiecał mi pan grzane wino, więc zostaję dzisiaj na noc. Nie zamierzam wracać do pustego pokoju. – to nie było nawet ostrzeżenie, ale czyste stwierdzenie faktu, na które on skinął przyzwalająco głową. Zakochiwałem się na nowo w jego cudownych, szarych oczach, w które wtedy spoglądałem.

~ * ~ * ~

Miłość, czy przyjaźń? Nie ważne. Fillip był mój. Cały.

7 komentarzy:

  1. Kyaaaa~ Już nie mogłam się doczekać kiedy dodasz rozdział. Jestem tak szczęśliwa! Oby następny rozdział był dłuuugi! I.... Życzę weny !!!
    (>^w^)> ~ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. oh co można powiedziec? normalnie uśmiecham się do ekranu jak głupia! cudowny rozdział chociaż od niedawna Filip staje się coraz śmielszy i zatraca swoją niewinnośc hihihihi oby tak dalej :P
    cały czas się zastanawiam a nie chce mi się szukac on jest teraz w 5 klasie czy w 6? nie mogę sobie przypomniec bo jedyne o czym pamiętam to to co się wydarzy w 7 haha dzięki spoilerowi z moonlight-secret xd

    OdpowiedzUsuń
  3. jezu, naprawdę musisz kończyć w takim momencie? ja nie mogę :< to jest naprawdę genialne, ale kurcze, ile jeszcze czekać, żeby coś się między nimi stało? już ciśnienie jest nie do zniesienia *,*

    OdpowiedzUsuń
  4. Może nie czytają sobie w myślach, ale naprawdę czują to samo. Póki co to Fillip jest bardziej odważny i skory do wyjawiania swoich uczuć. Marcel jest tym bardziej wyważonym. ;P
    "– Jak cię dorwę, kochanie… " - serce mi się rozpłynęło, a potem Ty ulepiłaś z niego nowe i lepsze. Jak słowo daję, kocham to opowiadanie!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Za każdym razem serce bije mi szybciej gdy czytam nowy rozdział. I gdy czytam wszystko od początku. Kami-sama, to jest takie cudowne! Uwielbiam tą historię! Oby Filip był jeszcze śmielszy! Czekam i już wytrzymać nie mogę!
    Weny w Nowym Roku życzę! Szczęścia i zdrowia, oraz pomyślności ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, och Filip staje się coraz bardziej odważniejszy, a ten prezent jaki wysłał Marcelowi to było urocze od razu bielizna tak przestała przeszkadzać jak się dowiedział kto sprawił mu taki prezent...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń