poniedziałek, 31 stycznia 2011

Blanc

Oliver Ballack:
Biel, biel, biel.
Wszędzie dominował bezwartościowy kolor, który sprawiał, że moje ciało odczuwało temperaturę otoczenia, jako niższą niż była w rzeczywistości. Wszystkie żywe barwy zniknęły ze świata zastąpione przez nic nieznaczącą jasność, która nieprzyjemnie raziła i niczym płaszczem otulała mnie stanem depresyjnym. Nienawidziłem zimy i zimna. Nawet mając na sobie najcieplejszy ze wszystkich moich swetrów nie byłem w stanie powstrzymać drżenia mojego ciała. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w Pokoju Wspólnym Slytherinu, usiąść przy kominku i zasnąć z głową złożoną na kolanach. Od kiedy spadł śnieg nie mogłem dojść do siebie, ciągle czułem, że czegoś mi brakuje, nie mogłem uśmiechnąć się szczerze, byłem rozdrażniony i łatwo dawałem się ponieść irytacji. Nie wiem, co takiego ludzie mogli widzieć w tej monotonnej porze roku, która nie wnosiła w życie świata nic poza nieprzyjemnymi doznaniami i śmiercią.
- Brrr... – przeszły mnie naprawdę nieprzyjemne dreszcze biegnące od ramion po mój delikatny brzuch.
Spojrzałem przez okno na błonia całe w bieli, pokryte grubą warstwą śniegu, który nadal sypał, a jego intensywność z każdą chwilą przybierała na sile.
- Zimno ci? – Fillip idący obok mnie uśmiechał się ciepło i szczerze. Był promykiem wiosny, który utrzymywał mnie przy zdrowych zmysłach. Jego ciemne włosy, oczy niczym dwie ptasie dziuple w drzewie, miodowa skóra i głos pełen słowiczych nut sprawiały, iż potrafiłem wytrzymać niedogodności wiążące się z zimą. On był moją nadzieją na bliską zmianę w wachlarzu pór roku. Nie wiem, co bym bez niego zrobił i nie chciałem nawet sobie tego wyobrażać.
- Jak zawsze. – mruknąłem pod nosem otulając się ramionami, by było mi cieplej, chociaż był to tylko chwilowy komfort.
- Popatrz, jakie śliczne płatki! – kuzyn zapiszczał z fascynacją wpatrując się w zgromadzony na parapecie śnieg. – Mają takie niesamowite kształty! Niesamowite i jest ich tak wiele... – jego oczy błyszczały, zaś usta były uchylone w wyrazie zdumienia, jakby po raz pierwszy miał okazję obserwować podobne zjawisko. Podobało mi się to jak reagował na najmniejsze nawet szczegóły, chociaż czasami irytował mnie swoim zachwytem nad czymś przerażająco zwyczajnym. Była to zmiana, jaka zaszła w nim od czasu rozpoczęcia nauki w Hogwarcie. Dawniej byliśmy nierozłączni, razem zachowywaliśmy się tak, jak przystało na paniczów z dobrego domu, których żyły pełne były czystej czarodziejskiej krwi. Wtedy pragnęliśmy by wypełniała nas prawdziwie błękitna posoka. Czasami nawet sprawdzaliśmy, czy do tego nie doszło, ale nigdy nie udało nam się osiągnąć swojego celu, jakkolwiek często prosiliśmy spadające gwiazdy o coś tak głupiego. Teraz nie miałem wątpliwości, że to niemożliwe, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby jednak coś podobnego przydarzyło mi się niespodziewanie.
- Są białe. – syknąłem odwracając wzrok od śniegu. Nie chciałem nawet patrzeć na te zimne drobinki, których nienawidziłem równie mocno, co on kochał. – Wszędzie jest biało, mam dosyć. Wolałbym już by było czarno, ale nie biało! To paskudne i zimne!
- Głuptas z ciebie, wiesz? – jego idealnie wykrojone wargi wygięły się w uśmiechu, a ciepła dłoń dotknęła mojego zimnego, niczym u psa, nosa. – Gdybyś nie był tak negatywnie nastawiony do zimy od razu poczułbyś się lepiej.
Skwitowałem to prychnięciem i przesunąłem twarz w bok, by jego palce dotykały mojego policzka. Był naprawdę ciepły, zupełnie jakby był puchowym kocykiem, którym opatula się dziecko, by nie marzło. Odczuwałem wyraźną przyjemność wypływającą z jego dotyku i obecności. Był mi naprawdę niezbędny do prawidłowego funkcjonowania. Potrafiłem przez wiele godzin napawać się kuzynem pod każdym względem, jakby był wiecznie gorącą czekoladą, która nigdy się nie kończy, a jej smak wzbogacony o subtelną dawkę wiśniowego alkoholu docierał do głębi serca.
Przez moje ciało przeszedł kolejny nieprzyjemny impuls. Ten był zdecydowanie inny niż ten wywoływany przez zimę. Poczułem coś, jakby cieniutkie sznurki oplatały się wokół moich nadgarstków, kostek, a nawet szyi, jakbym był marionetką, która wykonuje z góry przewidziane ruchy. Nawet, jeśli przeszkadzało mi to wrażenie to nie potrafiłem się go pozbyć. Chociaż starałem się rozmasować skórę w tych miejscach, nie przynosiło to żadnego efektu. Jakby jakaś siła wyższa przypomniała sobie o mnie i chciała bawić się właśnie mną. Może tylko sobie to wmawiałem, jednak coraz częściej wierzyłem w to, iż jestem tylko kukiełką w czyichś rękach, a los, jaki mnie spotyka, z góry był przesądzony. Ja ślepo wierzyłem, iż sam kieruję swoimi posunięciami, tym czasem prawda była całkowicie inna. Kto stał za kurtyną? Kto pociągał za moje sznurki i wprawiał w ruch scenę stanowiącą moje życie?
Popatrzyłem w głąb korytarza, który już dawno powinniśmy z Fillipem przebyć i zacisnąłem pięści z całych sił nie bacząc na wbijające się w skórę paznokcie. Osoba, która właśnie spokojnym, miarowym krokiem przesuwała się w moją stronę była moim największym wrogiem. Nie mogłem znieść widoku tego człowieka. Marcel Camus może i był wspaniałym nauczycielem, jednak dla mnie należał do tych, których chciałem unikać. Denerwowały mnie odwieczne szepty zachwalające każdą cząstkę jego jestestwa od wyglądu począwszy, a na charakterze, czy też talencie kończąc. Może i mieli rację, może to ja byłem do niego uprzedzony, ale miałem ku temu swoje powody. Jakkolwiek bym na to nie patrzył to Fillip był nim wyraźnie zainteresowany. Mógł to ukrywać przed każdym, ale przede mną nie mógł. Może nie zrozumiałem tego od razu, ale z czasem przyszła wiedza, która przeraziła mnie i sprawiła, iż dotąd przyjemne lekcje latania przerodziły się w piekło.
Chciałem by Fillip go nie zauważył, ale raczej nie mogłem na to liczyć i zaledwie w kilka sekund później chłopak oderwał wzrok od krajobrazu na zewnątrz, a jego tęczówki rozbłysły intensywniejszym blaskiem, uśmiech stał się szerszy, eteryczny. Jego ciało zadrżało, jakby odczuwał chwilowy strach, który wypełniał go całego. Bardzo chciałbym wiedzieć, co tak naprawdę się z nim działo, kiedy widział nauczyciela latania, ale nie potrafiłem czytać mu w myślach, ani dzielić z nim żadnych odczuć. Nawet gdybym zapytał, co się z nim dzieje, nie powiedziałby mi szczerze, że Camus podobał mu się bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Obrzuciłem mężczyznę pełnym wściekłości i żalu spojrzeniem. On nie wiedział, że jego przeklęty uśmiech i miłe słowa tylko karmią Fillipa złudną nadzieją, że coś się zmieni i nagle przestanie ich dzielić tak wiele. Równie dobrze mógłby założyć wysokie, obite żelazem buty, ciemną czapkę z krucyfiksem, zarzucić na ramię łopatę i zacząć już wykopywać na błoniach wielki dół, w którym kiedyś pochowa mojego kuzyna, gdy ten uświadomi sobie, że Camus tylko złudnie się nim interesował. Wiedziałem doskonale, że on kiedyś dowie się o uczuciach Fillipa i złamie mu serce.

Z jakiegoś powodu patrząc na Camusa miałem wrażenie, że za jego plecami dostrzegałem ciemny kształt o mglistym uśmiechu szaleńca. W zmowie z Szatanem zagarniał mój Święty Płomień, który przestawał grzać całe ciepło oddając komuś, kto nie potrafił tego docenić. Nauczyciel latania był dla mnie obrazem Złego zupełnie jakby jego gabinet był pełen narzędzi tortur, a życiorys wypełniały zbrodnie, których się dopuścił.
Zagryzłem zęby na języku, kiedy rozmawiali tym słodkim tonem. Gdybym mógł zabrałbym Fillipa jak najdalej od tego człowieka, zachowałbym go wyłącznie dla siebie, bym nigdy więcej nie musiał doświadczyć zimy. Fillip na pewno potrafił sprowadzić wiosnę i zatrzymać ją przy sobie na zawsze, a więc mając go nigdy nie odczuwałbym zimna, nie oglądałbym bieli, nie miałbym w sobie tej dziwnej pustki, której nie mogłem niczym zapełnić. Gdybym tylko zdołał zachować dla siebie Fillipa, wtedy nie zaznałbym więcej żadnych przykrości, ale on widział tylko Camusa.
- Bardzo panu dziękuję! - z tym swoim rozkosznym uśmiechem Fillip pożegnał się z mężczyzną i dziwnie skocznym krokiem przesunął się o metr do przodu. Odwrócił się do mnie z trudem maskując wielką wesołość.
- Chodź, chodź, bo nam podwieczorek zjedzą, a jest podobno pyyyszny! – zachęcił mnie.
Zrównałem się, więc z kuzynem i starając się opanować swoją złość wziąłem kilka głębokich oddechów. Nie mogłem przecież wyżywać się na Fillipie za jego naiwność, nawet, jeśli z każdą chwilą czułem się bardziej poirytowany. Wolałem by chłopak reagował w taki sposób na mnie, nie zaś na kogoś, kto tylko go zrani i nie da mu tego, czego potrzebuje. Co takiego było w ogóle w Camusie, że mój kuzyn się w nim zakochał? Nie podobała mi się świadomość, że mają tak dobry kontakt. Byłem zazdrosny, nie musiałem się oszukiwać. Byłem niesamowicie zazdrosny o wszystkie dobre emocje, które wywoływał nauczyciel, zaś ja nie byłem w stanie sprawić, by chłopak reagował podobnie.
Zacisnąłem mocniej pięści i spojrzałem pod nogi.
- Wiem, co teraz robisz. – rzuciłem. – Widziałem włóczkę wystającą spod twojego łóżka. – spojrzałem przelotnie na zaskoczonego kuzyna, który nagle spłonął obfitym rumieńcem.
- Ja... – zawahał się najwidoczniej nie wiedząc, co powiedzieć, jak się wytłumaczyć.
- To głupie. – nie owijałem w bawełnę. – Nie wychodzi ci to, więc, po co się w ogóle w to bawić? Daj sobie spokój.
- Chcę jeszcze popróbować.
Syknąłem. Zbyt dobrze wiedziałem, dlaczego zaczął bawić się w robótki ręczne, dlaczego zamówił druty i włóczkę. Robił to dla Camusa! Denerwowało mnie to chyba jeszcze bardziej niż wszystkie te cudowne uśmiechy, które rozdawał w koło, kiedy wyczuwał bliskość nauczyciela. Nie mogłem uwierzyć, że mój przyjaciel, kuzyn, z którym bawiłem się przez tak wiele lat dzieciństwa, z którym uczyłem się dokuczać słabszym, teraz stał się kimś innym z powodu głupiego uczucia do byle profesora. W sumie nie miałem mu za złe, że z małego książątka zamienił się chodzące ciastko z kremem. Podobała mi się jego delikatność i poświęcenie, ale nienawidziłem myśli, iż wszystko to stało się za sprawą Camusa.
A jednak nie mogłem szczerze nienawidzić tego szczerego, miłego mężczyzny. To tak jakbym miał żal do kwiatów, iż przyjemnie pachną, do miodu, ponieważ jest słodki, lub do ptaków, o ich śliczny śpiew. Tym, co wzbudzało we mnie niechęć było uczucie, które unosiło się w powietrzu niczym chmura, kiedy tylko Fillip był z nim. Niesamowicie trudno było mi to opisać, ubrać w słowa. W końcu kuzyn był dla mnie niesamowicie ważny, nauczyciel po prostu był i nie przeszkadzał mi, póki trzymał się z daleka od mojego przyjaciela, ale ta dziwna atmosfera, która pojawiała się, kiedy przebywali razem, kiedy tylko Fillip mówił o Camusie... To było okropne i miało barwę smoły. Gęsta, nieprzenikniona czerń otaczająca klejnot, jakim przecież był Fill. Piękno zatopione w błocie, a ja musiałem się postarać, by go z niego wyjąć i obmyć dokładnie zanim zatonie całkowicie, zanim uderzy o jakiś kamień i zostanie na nim rysa. Musiałem uratować Fillipa przed tym beznadziejnym uczuciem zanim zostanie zraniony przez profesora, który przecież nie odwzajemniał uczuć mojego kuzyna.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. Nie wiedział, że odkryłem jego sekret, ale domyślał się tego. Póki, co nie chciałem mówić mu prawdy, wolałem wyleczyć go z jego szaleństwa powoli, tak by był tego nieświadomy, by nie cierpiał za bardzo.
- Brakuje ci jeszcze bujanego fotela i koca na nogi. – wysiliłem się, by mój głos nabrał żartobliwego tonu. Z ulgą stwierdziłem, iż udało mi się to, a on odetchnął z ulgą, rozluźnił się.
- Ja będę siedział w miękkim, wielkim fotelu, w którym będę mógł się zapadać. – jego zamglony wzrok mówił mi, iż naprawdę o tym marzy. Nie mogłem powstrzymać samego siebie przed skrzywieniem się na myśl o takim obrazku.
- Nie chcę tego nigdy wiedzieć. Po prostu wyrzuć te druty i to dziwne coś, które do tej pory zrobiłeś. Poświęcaj więcej czasu grze w quidditcha, a nie zabawie. – to pozwalało uniknąć kontaktów z nauczycielem latania, przynajmniej podczas częstych treningów. Musiałem sprawić, by Fillip nie był w stanie odrzucić gry, by zaczął poświęcać jej każdą wolną chwilę.
- Zapomniałem... – uderzył się lekko w czoło. – Muszę trenować. Dzięki, że mi przypomniałeś. Jak mogłem w ogóle o tym zapomnieć. Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Nadal bawiłbyś się drutami? – uśmiechnąłem się pod nosem nie tylko z powodu jego udawanego urażenia, ale także, dlatego, że mój niewielki pomysł zaczął działać ledwie wprowadziłem go w życie. Teraz musiałem tylko przypilnować kuzyna, a reszta już sama pójdzie jak po maśle. Odciągnąć jego myśli od Camusa, uniemożliwić im częste spotkania. To był cel, jaki sobie postawiłem, a który miał mnie uwolnić od ciągłej niepewności i zazdrości o przyjaciela. Fillip nie należał do nikogo, jak tylko do mnie. Od zawsze był tylko mój i tylko dla mnie, a teraz nawet, jeśli pojawiła się przeszkoda w formie nauczyciela, musiałem ją przeskoczyć i dalej podążać swoją drogą. Nie ważne, jakie były powody, dla których takie myśli pojawiały się w mojej głowie.
Pozbyć się Camusa i mieć Fillipa dla siebie. Tylko to się liczyło.

12 komentarzy:

  1. Oliver trochę przypomina mi Jamesa XD Te niecne plany odciągnięcia ukochanego od kogoś innego, hah xD Niemniej Oli nie byłby szczęśliwy z Fillipem i vice versa, bo ... no bo nie pasują do siebie. Oli ma w sobie taką część jakby... hmm... Rządzenia i nuty zła. Nie umiem tego nazwać. Nie umie ciszyć się, jak Fillip, a dostrzega tylko jego i nic więcej. Fillip by przy nim usychał na dłuższą metę, a przy każdym spotkaniu z Marcelem rozkwita coraz bardziej i bardziej i ma coraz więcej pączków ;3 Ciekawa jestem, czy opiszesz spotkania i historię Oliego i Reijela xD

    OdpowiedzUsuń
  2. bloodkurorin@op.pl31 stycznia 2011 23:52

    Od niedawna czytam twój blog Jenak początek był wspaniały zwłaszcza z tą farbą i wspólna kąpiel ^^ , ta ich niepewność. Zawsze, gdy czytam kolejny rozdział przechodzi mi przez głowę myśl, że faceci są ślepi jeśli chodzi o uczucia ^^ i tu to wspaniale udowodniłaś ( to komplement) . Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało dla tego dodałam je do linków z ulubionymi blogami. Zapraszam do siebie http://zycie-jest-jak-opowiadanie.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, ten Oli *,* Taki lekki z niego egoista, myśli o swoim dobru, a nie innych. No, ale nic, każdy ma jakiś swój urok ;)Cudo, czekam z niecierpliwością na dalsze części... mięsiąc to taki długi okres! ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajowe :) Nikczemny plan Olivera....czekam na rozwój wypadków

    OdpowiedzUsuń
  5. hachiko@vp.pl1 lutego 2011 21:00

    Czuję niedosyt. Co prawda prawie na pewno jest spowodowane to tym, że obiecałam sobie, że jak tylko skończę czytać zacznę się przygotowywać do jutrzejszego kolokwium, a mi się ciągle nie chce! No nic. Jestem zmuszona czekać miesiąc na kolejne małe arcydzieło na twoim blogu xDpozdrawiam xDHachi

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Po prostu Kamila3 lutego 2011 13:31

    Zgadzam się, że Oliver przypomina nieco Jamesa. Z miłości będzie w stanie zrobić wszystko i czuję, że może trochę (a może nawet nie trochę) namieszać i się porobi. Ale ja coś takiego lubię. I teraz tylko czekać do końca lutego *buuu*. Zapraszam cię też do mnie www.teach-me-sensei.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Oli jest słodkim głuptaskiem. Gdyby nie wlepiał swoich oczek w Filipa tylko czasem też popatrzał by się na Marcelka to pewnie by się zorientował że nauczyciel o którego jest zazdrosny też jest zakochany w Filipku i za nic w świecie by go nie zranił. Ale dość rozwodzenia się nad psychiką i uczuciami Oliego. Nareszcie udało mi się dorwać do komputera żeby przeczytać nową notkę u Ciebie i skomentować. A więc komentuję. Rozdział super, świetnie przedstawiłaś uczucia Oliego i jego rozterki. Szkoda tylko że prawdopodobnie to on w końcu będzie miał złamane serce. Ale się rozpisałem. No nic koniec na dzisiaj. Pozdrawiam i życzę weny na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Lirit Spenser5 lutego 2011 22:47

    Piękne jak zwykle. Masz niesamowite słownictwo i pięknie komponujesz je w zgrabne porównania. Kocham Twój talent i Ciebie i życzę późniejszych licznych natchnień. Wiedziałam, że Oliver kiedyś będzie zazdrosny. Ciekawe co takiego wymyślił.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Kaoru & Hikaru23 lutego 2011 12:21

    Zazdrość... totalnie SUGoi.Przyjemnie się to czyta, bo masz lekki styl.Na bloga wpadłam przypadkiem i NIEprzypadkiem będę na niego wracać. Tylko coś nowych notek nie widzę, i nie bardzo wiem, co z tym fantem zrobić. Pisz, kobieto, pisz! Mam podobnego bloga, ale postacie być może znasz.(http://ruda-zaraza.blog.onet.pl/)Dodam później do linków, i informuj o notkach, ne?Z góry Thx.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniały rozdział, Oliver wie o uczuciu jakim Filip darzy Marcela, cóż był czas kuedy to ty byłeś ważny w taki sposób... iby jego plan się nie udał, a oni wyznali sobie uczucia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, Oliver jednak wie o uczuciu jakim Filip darzy Marcela, Oliver był czas kiedy to ty byłeś ważny w taki sposób...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Oliver jednak wie o tym uczuciu Filipa do Marcela, ojć Oliver był czas kiedy to ty byłeś ważny w taki sposób dla niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń