sobota, 8 września 2007

Le cauchemar

Od kiedy poznałem Fillipa za każdy razem, gdy pogoda z ciepłych, spokojnych dni zmieniała się diametralnie, a lato zastępowała ulewna, chłodna jesień, chciałem być bliżej chłopca by chronić go przed zimnem i chorobami. Gdybym mógł z pewnością nie odstępowałbym go na krok, ponieważ to właśnie jego bezpieczeństwo było dla mnie najważniejsze nawet, jeśli uchodziło to za drobną przesadę.

Coraz częściej łapałem się na tym, iż zamiast uważać i poddać dniom codziennym myślami krążyłem wokół Ślizgona. Wystarczyła mi jednak, krótka chwila, przez którą mogłem na niego spojrzeć, a ciepły, radosny impuls przechodził przez każdą komórkę mojego ciała pieszcząc ją delikatnie. Praca stała się dla mnie uzależnieniem i to wyłącznie, dlatego że dzięki niej mogłem być bliżej chłopca i przynajmniej w tym małym stopniu zapewnić mu opiekę i bezpieczeństwo.

Moje ciało wyuczone niektórych manewrów samo mijało uczniów na korytarzu i odpowiadało na ich powitania. Wzrok szybko skakał z twarzy na twarz jak zawsze szukając pośród tłumu najsłodszej buzi, jaką kiedykolwiek widziałem, a zrazem jej cudownego właściciela. Bez sprzecznie wszystko, co wiązało się z Fillipem było dla mnie najdoskonalsze i niewinne, podobnie jak calusieńka drobna istotka, która mną zawładnęła.

W dalszym ciągu nie mogłem przestać dziękować Panu za chłopca, bez którego nic nie miało takiego sensu, jaki zdobyło teraz.

Zaczesałem dłonią włosy do tyłu i przetarłem twarz. Po raz kolejny nie potrafiłem myśleć o nikim innym, a przy kąciku moich ust powstawała maleńka zmarszczka wywołana przez unoszące się subtelnie wargi.

- Aniele... – wyszeptałem cicho i sam byłem w stanie dosłyszeć wyraźną tęsknotę, która zawierała się w tym jednym, jedynym słowie. Odchyliłem lekko głowę, a kiedy znowu popatrzyłem przed siebie dostrzegłem idącego niezwykle powoli ciemnowłosego chłopca, którego tak mi brakowało. Niepokoił mnie zmęczony wyraz jego twarzyczki, a podchodząc bliżej zdołałem także dostrzec podkrążone oczęta. Wyglądał dosyć mizernie, a jego niechętne włóczenie nogami po posadzce przywodziło na myśl smutnego, opuszczonego szczeniaka trzymanego pod sklepem w papierowym pudełku.
Widok malca w takim stanie przyprawiał mnie o mroźne dreszcze, a świadomość mojej niewiedzy powoli zabijała.
Kiedy czekoladowe oczęta podniosły się nieśmiało, a usta wykrzywiły w niepewnym uśmiechu przestałem interesować się całym otaczającym światem. Najważniejszy w moim życiu Anioł wyglądał tak, jak gdyby nie służyła mu ziemska atmosfera i nie mógłbym się temu dziwić. Podczas kiedy on był czysty, niewinny i dziecięco naiwny, świat stanowił jego przeciwieństwo. Z całego serca pragnąłem zapewnić mu spokojny azyl, Raj, w którym mógłby być szczęśliwy nie martwiąc się niczym i ciesząc każdą chwilą.
Marszcząc czoło zbliżyłem się do chłopca i przykucnąłem by móc lepiej przyjrzeć się jego buzi. Jak na złość malec podniósł łepek wysoko do góry, co nawet, jeśli tego nie chciałem musiało mnie rozbawić.
- Co tam widzisz? – zapytałem przechylając głowę w bok i czekając aż Fillip zmęczy się tym wszystkim.
- Nic – bąknął cichutko i przygryzł wargę.

~ * ~ * ~

Denerwowało mnie to, że zawsze trafiając na nauczyciela musiałem robić z siebie ofiarę. Profesor już kilka razy uratował mnie z opresji, a kiedy obiecałem sobie, że zacznę uważać, ponownie trafiałem na kolejne przeszkody. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że przypominałem zombie i właśnie, dlatego nie chciałem pokazywać się mężczyźnie w takim stanie. Moją twarz dodatkowo pokrywał rumieniec wypływający z bezradności i wstydu, co stanowiło dokończenie dzieła kilkudniowych nocnych pobudek i ośmieszenia się przed tak ważną dla mnie osobą.
Poczułem jak palec nauczyciela niesamowicie delikatnie dotyka mojego sprawiając, że opuszek zaczynał łaskotać. Zacisnąłem szybko pięść i zapominając się spojrzałem na rozbawione oblicze profesora. Jeszcze bardziej czerwony szybko uniosłem głowę, a ciepły śmiech dotarł do moich uszu przebijając się przez szumiącą w żyłach krew, która wraz z szybko bijącym sercem gotowała się wewnątrz mnie.
- Pokaż dzióbek – cichy i cudownie delikatny głoś profesora sprawił, że do oczu nabiegły mi łzy. Nie wiedziałem, co robić, więc szybko pokręciłem głową.
- Korytarz jest pełen twoich kolegów i koleżanek, a ja niemal przed tobą klęczę... – opuściłem purpurową twarz i zasłoniłem ją dłońmi. Nie mogłem ukryć ogromnego zażenowania, a słowa mężczyzny tylko to spotęgowały. Uchylając minimalnie palce a także powieki popatrzyłem na Camusa, który odetchnął głośno i uniósł ręce.

~ * ~ * ~

 

Nie mogłem uwierzyć, że chłopiec w dalszym ciągu może być tak niesamowicie słodki, a jednak miałem przed oczyma rozkoszny widok, który nie mógł równać się z niczym innym.

Delikatnie objąłem dłonie Fillipa i odsunąłem je od zarumienionej buzi.

Rozpływałem się czując ciepło bijące od malca, jednak nie mogłem nie zwróci uwagi także na lekkie podkowy pod parą ciemnych oczu.

- Skąd to się tu wzięło, co? – opuszkami palców przesunąłem po lekko sinych śladach, a malec ufnie na to pozwolił nie przymykając nawet powiek.
Po raz niezliczony musiałem powstrzymywać samego siebie i tłumić głęboko w sobie ogromną chęć ucałowania podkrążonych ślepek. Pogładziłem policzek Ślizgona i skinąłem głową prosząc go o odpowiedź.
Musiałem wiedzieć jak najwięcej, by w jakiś sposób móc pomóc mojemu Aniołowi. Nie pozwoliłbym go skrzywdzić, a jego zmęczona twarzyczka bynajmniej nie zapowiadała szczęśliwego zakończenia. Prędzej sam przejąłbym wszystkie problemy chłopca niż pozwolił by to on musiał się z nimi wszystkimi zmagać samemu.

- Ja... – zaczął marszcząc czoło i nosek – Miałem koszmary –mówiąc to ściszył głos tak bardzo, że nawet ja z trudem mogłem dosłyszeć jego słowa.
- Od jak dawna, misiaku? – pogładziłem maleńka zmarszczkę między brwiami.
- Od tygodnia... – bąknął i przetarł łapką oko w rozkosznym geście.
Nie byłem w stanie powstrzymać westchnienia, kiedy dowiedziałem się, co tak bardzo męczyło Fillipa. Jego drobne ciało z pewnością potrzebowało więcej snu, którego przez tak długi czas nie mógł spokojnie zaznać.
Na samą myśl o wystraszonym Ślizgonie, który zrywa się przerażony w środku nocy odczuwałem kłucie w piersi. Nie mogłem pozwolić by chłopiec tak się męczył i musiałem znaleźć sposób by znowu mógł spokojnie spać i by na jego buźce nadal gościł ten pełen radości prześliczny uśmiech.

Delikatnie jednym palcem podniosłem twarz chłopca ku górze tak by jego podbródek przestał dotykać piersi i przyłożyłem opuszek do jego nosa.

- Jest pewien sposób na pozbycie się nocnych mar, tylko potrzebuję na to odrobinę czasu. Może uda nam się pozbyć tych koszmarów w jakiś inny sposób? Jak myślisz, maleńki?

~ * ~ * ~

 

Palec profesora leciutko puknął w mój nos, przez co uśmiechnąłem się szerzej na kilka chwil zapominając o dręczącym mnie problemie. Wiedziałem, że jest błahy, jednak nauczyciel mimo to chciał mi pomóc, co krępowało mnie i równocześnie niesamowicie cieszyło.

Kilka dziewczyn ze starszej klasy przechodząc koło nas z przymilnymi uśmiechami ukłoniło się Camusowi, a on skinął im głową, jednak cała uwaga jego pięknych oczu skupiona była niezmiennie na mnie.
Zaczerwieniłem się, kiedy tylko pozwoliłem wyobraźni na cichą nadzieję i złudne wyobrażenie, iż dla mężczyzny jestem ważniejszy niż wszystkie te młode czarownice o wypielęgnowanych dłoniach, zadbanych fryzurach, czy twarzach foto modelek.

Wiedziałem, iż nauczyciel jest kimś wyjątkowym i właśnie to pozwalało mi wierzyć, że kiedyś zdołam wydusić z siebie wyznanie uczuć, a on pogłaszcze mnie, pocałuje w czoło i z uśmiechem zaakceptuje moją miłość.
Ponownie zakryłem twarz dłońmi i wymamrotałem szybko, dopóki nikły płomyk odwagi, jeszcze się we mnie tlił prośbę, która od pewnego czas chciała zostać wysłuchaną.

- Czy... mógłby pan ze mną spać? – serce na dłuższy czas przestało mi bić, a klatkę piersiową miażdżyła dziwna siła. Przez chwilę żałowałem tego bezmyślnego i nazbyt śmiałego pytanie, którego dwuznaczność  stała się dla mnie gehenną, jednak znowu poczułem dłonie profesora na swoich.

~ * ~ * ~

 

Gdybym emocje można było ukazać obrazowo w tej chwili z pewnością klęczałbym na wpół żywy z wielką strzałą w piersi, na której końcu widniałaby maleńka karteczka ze zdjęciem Fillipa, który wystawiałby zadziornie język.

Wstając zmierzwiłem chłopcu włosy nie do końca wiedząc czy aby nie leżę właśnie uśpiony w łóżku przeżywając zbyt realistycznie kolejny ze snów.
- Pod wejściem do dormitorium pół godziny przed ciszą nocną. – rzuciłem na wydechu i powoli przeniosłem wzrok na dwie prześliczne siedemnastowieczne monety na kształt, których ułożyły się właśnie oczka Ślizgona. Na jego buźce pojawił się wyraz ogromnej radości, który tak bardzo chciałem w końcu dostrzec.
Gdybym mógł zrobiłbym dosłownie wszystko by zatrzymać ten przesłodki, niewinny i jakże szczery uśmiech na całe życie.
Ten widok potrafił zmienić najgorszy dzień, w wielkie święto pełne szczęścia.
- Biegnij już na Eliksiry – powiedziałem zanim zdążyłem pomyśleć, a mój optymizm zamienił się w wielki wykrzyknik.
- Skąd pan wie, że mam Eliksiry? – po raz kolejny zostałem ugodzony pytaniem malca, na które musiałem odpowiedzieć szczerze, nie chcąc go okłamywać.
- Znam na pamięć cały twój rozkład zajęć – mrugnąłem, a Fillip zachichotał słodko i wystawił lekko języczek.
- Dziękuję! – krzyknął i szybko uciekł.
Odetchnąłem z ulgą ciesząc się, że prawdę zawsze niewiele dzieliło od kłamstwa, dzięki czemu łatwiej było wyznać jedno kreując to na drugie. Teraz musiałem tylko w miarę rozsądniej podejść do problemu z koszmarami Anioła.
Sam pamiętałem swoje nieprzespane noce zaraz po zabiciu pierwszej osoby. Wzdrygałem się na samo wspomnienie tamtych chwil i tym bardziej nie mogłem pozwolić małemu męczyć się z jego własnymi marami.

*

 

Lokatorzy Fillipa nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi i tylko Oliver na chwilę zainteresował się moją obecnością dziękując, iż zgodziłem się przyjść do jego kuzyna.
Ciemnooki Ślizgon leżał już w łóżku przykryty szczelnie kołdrą i uśmiechając się nieśmiało gryzł dolna wargę. Wątpiłem by ktokolwiek widząc go teraz był w stanie zaprzeczyć, jakoby malec miał w sobie duszę najprawdziwszego Anioła.

19 komentarzy:

  1. angouleme@buziaczek.pl8 września 2007 19:13

    Pierwsza! Notka cudowna, brakowało mi strasznie AiT. Taka... kawaii:) jak zawsze. mam nadzieję, że na następną nie każesz mi tyle czekać

    OdpowiedzUsuń
  2. JEEEEEJKUUUU!! Wiesz, że kocham to opowiadanie, ale powiem to jeszcze raz... KOCHAM TO OPOWIADANIE! Uwielbiam Filipa i Marcela! Są tak słodką parą, że to aż boli :D więcej, więęęęceeeej!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Doczekałam się. Wreszcie moje modlitwy zostały wysłuchane :P *heh*. Notka jak zwykle urocza. Nie wiem jak Ty to robisz, ale opowiadanie tak wciąga, że przez najbliższe kilka dni będę cłąy czas o nim myśleć. Szkoda że notki ukazują się tak rzadko, ale cóż wena nie wybiera. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kya! Kawaii! ^^Choc takie krótkie się wydaje. Mimo wszystko. ^^Wiem, że nie powinnam marudzic. Bo marudzę od wczoraj. No, ale co ja mogę?... Niewiele. ^^Filip jest kawaii. Mój ulubieniec. Az chciałoby się go porwac, związac i zamknac w szafie wbrew jego woli. I się nim cieszyc w wolnym czasie. I tak się ukryc z nim, by Marcel nie miał możliwości wpadnięcia i uratowania "swojej księżniczki". ^^Hm... Masz może zamiar ponadrabiania tych "dwóch tygodni" razy kilka, co to pominęłaś je? xP

    OdpowiedzUsuń
  5. Słoooodkie, czemu tak żadko piszesz? No normalnie człowiek może się wściec, czekając na kolejny rozdział, ale notka niesamowicie kawaii. Jak ty to robisz, że tak piszesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Takai no Tenshi8 września 2007 20:57

    Kawaii to i tak zbyt płaskie określenie, by opisać tę notkę =* Twoja niesamowita lekkość pisania sprawia, że człowiek czytając je staje się jednym z bohaterów dokładnie przeżywając sytuację przez Ciebie opisaną... dziękuję za to :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach... Wreszcie się doczekałam... To bylo takie słodkie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite...jak to możliwe, że każdy kolejny rozdział jest coraz to bardziej słodki, uroczy i niewiarygodnie piękny....nie wiem jak dotrzymam do następnej notki mam nadzieję, że nie będzie to zbyt długi okres czasu...

    OdpowiedzUsuń
  9. ahhhhh.......tak strasznie czekałam na kolejną notke....ubóstwiam je.......i z kazdą kolehną mam nadzieje, ze któreś z nich przełamie się i wyzna drugiemu uczucie, bo przeciez tak wielka i czysta miłość nie moze "się zmarnować".........

    OdpowiedzUsuń
  10. Śliczne!! pisz troche szybciej

    OdpowiedzUsuń
  11. Cute! Kawaii! Słoodkie!! Kocham Filipka i Marcela. Twoje opowiadanie jest świetne. O matko, o matko. Jak ty to opisujesz, to po prostu widzę wszystko oczami wyobraźni XD. Nie przestawaj pisać w taki sposób, prooszę. To jest po prostu świetne. Z resztą na moonlight secret też świetnie piszesz, ale w innym stylu. Ach nie mogę się doczekać nowej notki. Pozdrowienia (www.remus-syriusz.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  12. Super!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!nawet nie wiesz jak ja czekalam na te notke....niesamowicie slodkie tylko prosze pisz dalej bede czekac niesamowite!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!aaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam tą parkę na równi z Remusikiem i Syriuszkiem. "Miodzik"Błagam pisz częściej bo usycham z tęsknoty : *Więcej, proszę o więcejkawaiii

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej hej:) Na razie nie czytam tego bloga bo jetem na poczatku tego o Remusie i Syriuszu, ale jak tylko sie z tamtym uporam to od razu przechodzę tu:) tak ogolnie to pisze ta notke po to zebys nie zapomniala przypadkiem ze ktos to czyta i zebys pisala caly czas bo swietnie Ci to wychodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Po prostu piękne...

    OdpowiedzUsuń
  16. Urocza para! A to ich odwzajemniane (i ukrywane) uczucie jest po prostu boskie. Strasznie min się podobała ta notka i w ogule wszystko extra. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej,
    no pięknie Filip i ta jego prośba, a Marcel tak entuzjastycznie zareagował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejka,
    wspaniały rozdział, pięknie Filip i ta jego prośba... a sam Marcel tak entuzjastycznie na to zareagował...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  19. Hejka,
    fantastyczny rozdział, Filip z tą swoją prośba... a jsk Marcel zareagował... tak entuzjastycznie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń