sobota, 9 grudnia 2006

La veille de Noël

Wracając z jakże spokojnej i przyjemnej krainy snów przeciągnąłem się i zamruczałem niczym kot. Błogie ciepło kołdry nie pozwalało mi na to bym wyszedł z łóżka, jednak z drugiej strony niewygodny ciężar na moich nogach rozpraszał mnie i przeszkadzał w ponownym zaśnięciu.

Otworzyłem oczy i początkowo skupiłem wzrok na jasnym suficie pokoju widocznym spod wpół przezroczystego baldachimu. Odetchnąłem głęboko i przeniosłem go na dość dużą górę prezentów wigilijnych. Nie byłem już dzieckiem, ale mimo wszystko zawsze trafiały mi się jakieś drobne podarki od przyjaciół, rodziny ograniczającej się wyłącznie do kuzynostwa i o zgrozo, od wielkiej rzeszy fanek ze szkoły. Wszystko miało swoje granice, ale zakładanie fanklubu nauczycielowi jak dla mnie było grubo przesadzone.

Moją szczególną uwagę zwrócił sporych rozmiarów, bo niemalże pół metrowy, pluszowy miś. Wziąłem go do rąk i uśmiechnąłem, gdy moje palce zatopiły się w jego cieple i niesamowitej miękkości. Małe czarne oczka wydawały się patrzyć na mnie odbijając od swojej lśniącej powierzchni światło i specyficzną radość. Futerko koloru jasnego drewna było bardzo przyjemne w dotyku, a na jego tle ciekawie prezentował się jasny pyszczek i ciemniejszy o dwa tony nosek. Duża, lśniąca, złota wstążka nie tylko zdobiła szyję maskotki, ale i przytwierdzała do niej liścik w białej kopercie.

Wyjąłem mały kartonik o pozłacanych obrzeżach i widząc staranne, delikatne, dziecięce pismo przeczytałem słowa zapisane czarnym atramentem.

„Sam pan mówił, że przypominam ‘misiaka’, więc niech On dotrzyma panu towarzystwa, kiedy ja nie jestem w stanie. Fillip”.

Roześmiałem się cicho i obejmując pluszaka ramionami wtuliłem w niego twarz. Przyjemny, kojący zapach przyćmił moje zmysły i zakłócił początkowy spokój serca.

- Fillip... – wyszeptałem czując, że miś pachnie właśnie delikatną, zmysłową wonią chłopca.

Opadłem ciężko na pościel tuląc do siebie maskotkę i zamykając oczy. Szeroki uśmiech nie chciał zejść z moich warg, a ciało ani myślało o powrocie do dawnego stanu. Całe moje wnętrze wydawało się być pełne maleńkich motyli, które szalały pod powłoką mojej skóry pieszcząc niemiłosiernie wnętrze mojej klatki piersiowej i brzucha. Oddychałem lekko niespokojnie i było mi gorąco, czego powodem była niespożyta energia, która się we mnie gromadziła.

Ten pluszowy miś rzeczywiście przypominał mi małego Ślizgona. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłem nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest on całkowicie podobny do chłopca. Słodki, kochany i idealny...

*

Na dworze było w prawdzie jeszcze jasno, ale powoli gwiazdy zaczynały zdobić ciemnobłękitny nieboskłon.

Święta nigdy nie sprawiały mi takiej radości jak w tej chwili. Uroczyste dekoracje, przystrojone choinki i masa zieleni łańcuchów splecionej z czerwienią bombek i złotem dzwoneczków po raz pierwszy w życiu stanowiła coś więcej niż zwykłą, bezsensowną tradycję. Nawet Czapka Mikołaja, którą miał na głowie dyrektor nie była już czymś żenującym, a przyjemnym akcentem Bożego Narodzenia.

Siedząc w Wielkiej Sali rozbawiony rozmawiałem z innymi nauczycielami i śmiałem się serdecznie. Wszystko wydawało mi się inne niż przed laty i rzeczywiście takie było.

 

~ * ~ * ~

 

Boże Narodzenie lubiłem zawsze. Rodzice dbali o to, by Święta wyglądały idealnie i były zapamiętane jako jeden ze szczęśliwszych dni. Pierwszy raz miałem spędzać je z dala od domu i opiekuńczych ramion mamy, która niemal na każdym kroku tuliła mnie do siebie powtarzając jak bardzo mnie kocha. Przed oczyma stanęła mi także roześmiana twarz ojca kręcącego głową i powtarzającego jej w kółko, że kiedyś mnie udusi, jeśli nie przestanie tak mnie ściskać.

Poczułem ukłucie żalu na wspomnienie tych radosnych, spokojnych chwil, ale nie mogłem wiecznie żyć pod opieką rodziców ciesząc się beztroskimi chwilami w gronie najbliższych.

Teraz to nie rodzice stanowili dla mnie cały świat, a jeden jedyny mężczyzna, bez którego nie potrafiłem już żyć.

Mój wzrok momentalnie przeniósł się na piękną, roześmianą twarz Camusa. Dla tych kilku chwil postanowiłem zostać w Hogwarcie i nie wracać do domu na Święta. Nie wiedziałem, gdzie nauczyciel zamierza spędzić ten czas, jednak chciałem być w miejscu, które jednoznacznie mi się z nim kojarzyło. To pozwalało mi zapomnieć o smutku i ukryć melancholijny nastrój przeszłości głęboko wewnątrz duszy.

Usiadłem przy stole Slytherinu i obrzuciłem spojrzeniem zebranych w sali. Większość osób powyjeżdżała, jednak mimo to dostrzegłem niemałą grupę dziewczyn, które z dziwnymi uśmiechami szeptały coś do siebie i patrzyły na mnie uważnie. Zadrżałem nie mając większego pojęcia, o co im chodzi.

- Zanim rozpocznie się nasza Kolacja Wigilijna powinniśmy złożyć sobie życzenia – zaczął głośno Dumbledor – Dla niektórych z was są to pierwsze Święta spędzane w szkole, więc tym bardziej pragnę byście poczuli się tutaj jak w rodzinnym domu. Wesołych Świąt moi kochani! – zakończył wesołym okrzykiem, a przed każdym pojawił się mały, biały opłatek.

Kątem oka dostrzegłem jak cała zgraja dziewczyn szybko łapie go w dłonie i zaczyna się przepychać w moją stronę.

Jęknąłem cicho wystraszony, kiedy otoczyły mnie zewsząd i zaczęły niemal krzyczeć jedna przez drugą mimowolnie spychając mnie coraz bardziej w tył. Miałem dość, zaledwie po kilku sekundach chciałem żeby to się skończyło.

 

~ * ~ * ~

 

W miarę szybko złożyłem życzenia kolegom i koleżanką z pracy chcąc w końcu podziękować Fillipowi za prezent.

Odwróciłem się w stronę środka sali i zamarłem na chwilę. To było dla mnie niczym policzek, lub zimna kula śniegu wymierzona prosto w twarz. Chmara uczennic otaczała mojego Anioła, który z zakłopotaniem starał się trzymać w najbezpieczniejszej odległości od każdej z nich. Przeniosłem wzrok na wiszącą w powietrzu gałązkę jemioły, do której niebezpiecznie zbliżał się cofający chłopiec.

Przez moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia. Nie wierzyłem w to, że dziewczyny nie wiedzą gdzie pchają Ślizgona. W ich wypadku to było niemożliwe.

Szybko zszedłem z niewielkiego podestu, na którym stał stół nauczycielski i wmieszałem się w tłum dzieciaków, z których większość chłopców właśnie dzieliła się opłatkiem z profesorami.

Sam nie wiem, jakim cudem udało mi się przepchać przez mur dziewcząt i w ostatniej chwili łapiąc Fillipa za pas podnieść go unikając tym samym niemiłego widoku uczennic całujących mój największy Skarb.

- Panienki wybaczą, ale na chwileczkę porwę wam Księcia... – rzuciłem z uśmiechem starając się ostudzić ich początkową żądzę mordu, jaka błyszczała w ich oczach. Dopiero, gdy dotarło do nich, że to ja zabrałem im sprzed nosa Ślizgona opanowały wściekłość wzdychając głęboko.

 

~ * ~ * ~

 

Czując ciepłe dłonie na swoim ciele niemal zajęczałem z rozkoszy tego cudownego dotyku. Szare oczy profesora tak pełne obawy sprawiły, że zapomniałem się w ich chłodnym, ale jakże kojącym i podniecającym blasku. Wspaniałe brzmienie jego głosu stało się dla mnie cichą modlitwą mojego spragnionego serca, które czekało właśnie na to by po raz kolejny zatopić się w tym słodkim, spokojnym tonie. Świat, ludzie, całe istnienie przestało mieć dla mnie znaczenie. Nie obchodziło mnie nic innego, jak tylko to, że kocham tego mężczyznę. Tego, który właśnie uratował mnie z rąk zgrai chimer.

 

~ * ~ * ~

 

Odetchnąłem z ulgą, kiedy udało mi się postawić chłopca na ziemi i pociągnąć za rękę w stronę pustego stołu Gryffindoru. Posadziłem go na blacie rozkoszując się tym jak bardzo jest leciutki. Ciemne wesołe, ale i lekko zawstydzone oczka patrzyły na mnie uważnie.

- Przepraszam, że tak bez pytania cię stamtąd wyciągnąłem... – zacząłem, ale jego cichy głos przerwał moje dalsze próby przeprosin.

- N... Nic się nie stało... Uratował mi pan życie. To było straszne! – westchnął głośno i uśmiechnął się promiennie. – Dziękuję.

- To ja powinienem ci podziękować – rzuciłem śledząc delikatne ruchy jego idealnych, miękkich warg. – Za prezent... – dodałem i roześmiałem się widząc jak na jego policzki wpełza czerwony rumieniec. Chłopiec spuścił głowę i mocno zacisnął dłonie na materiale swoich ciemnych spodni.

- Ja... – jęknął, ale nie dałem mu dokończyć.

- Jest śliczny i jak słowo daję przypomina mi ciebie. – na te słowa malec uniósł buźkę i splótł nasze spojrzenia w lekko intymny łańcuch pragnień nie do zrealizowania. – Chy... Chyba powinienem się pospieszyć, bo twoje koleżanki czekają... – przerwałem chwilową, krępującą ciszę. Oparłem się jedną dłonią o powierzchnię stołu tuż obok uda chłopca, a drugą trzymającą opłatek wyciągnąłem w kierunku Fillipa. – Zaczniesz? – zapytałem siląc się na spokojny uśmiech.

 

~ * ~ * ~

 

Lekko niepewnie ułamałem kawałeczek białego opłatka i skleciłem kilka słów. Czułem jak moje policzki płonęły, czego powodem mogła być zarówno bliskość mężczyzny, jak i pozycja, w jakiej się znajdowaliśmy.

Nauczyciel pochylał się lekko podpierając, co sprawiało, że jego twarz dzieliło od mojej zaledwie kilkadziesiąt centymetrów, które pozwalały mi czuć na skórze jego ciepły oddech i niesamowity, świeży zapach jego wody po goleniu.

Zapatrzony w bezkres oczu profesora nie słyszałem nawet życzeń, jakie mi składał. W moich uszach dźwięczało jedynie szybkie, głośne bicie mojego serca. Bałem się, że nauczyciel także słyszy jego szaleńczy głos, który krzyczał, błagał o zmniejszenie dystansu, jaki dzielił mnie i mężczyznę.

 

~ * ~ * ~

 

Minimalnie przysunąłem twarz do rozpalonej buźki malca, a on uczynił to samo. Musnąłem ustami jego gorący policzek czując jak zadrżał. Jego mięciutkie, lekko wilgotne usta zetknęły się z moim policzkiem, co sprawiło, że i przez moje ciało przeszedł dreszcz podniecenia.

Moje spojrzenie mimowolnie skupiło się na smukłej, opalonej szyi Fillipa.

Oddychając głęboko odsunąłem się od niego i ściągnąłem go z ławy.

Przeraziło mnie to jak moje ciało zaczynało reagować na młodego Ślizgona. On był jeszcze dzieckiem. Zaledwie jedenastoletnim chłopcem. Nie mogłem pozwolić sobie na zbyt wiele. Nie chciałem go skrzywdzić, a tym bardziej wzbudzić nienawiści do mojej osoby, czy też stracić tak cenne zaufanie, jakim mnie, mam nadzieję, darzył.

*

Pogrążony we własnych myślach, których tematem jak zawsze był Fillip powoli wracałem do swojego gabinetu. Dzisiejszy dzień był dla mnie i tak nazbyt emocjonujący, więc nie miałem zamiaru kręcić się po korytarzach, czy też siedzieć z innymi nauczycielami i pilnować szalejącej gromady uczniów biegających po całej Wielkiej Sali.

Stanąłem jak spetryfikowany, kiedy przede mną zamajaczyła delikatna sylwetka Ślizgona.

Widziałem jak i on się zatrzymał, a śliczne, duże oczka skupiły się na mnie. Podszedłem do niego powoli i uśmiechając się uklęknąłem przed nim.

- Po raz kolejny się spotykamy – rzuciłem wesoło, a jego usta wygięły się delikatnie. – Mam coś dla ciebie... – szepnąłem i sięgnąłem do kieszeni wyciągając z niej niewielkie, podłużne pudełeczko. - Chciałem ci to wręczyć osobiście i bez świadków...

 

~ * ~ * ~

 

Zdziwiony niepewnie wziąłem z rąk profesora mały pakunek i spojrzałem mu w oczy. Nie spodziewałem się jakichkolwiek prezentów, co sprawiło, że moją twarz pokrył piekący rumieniec.

Otworzyłem pudełeczko, a widząc zawartość uchyliłem usta w zdumieniu.

W środku była piękna, niesamowicie delikatna bransoletka. Maleńkie, na wpół przezroczyste kropelki połączone były ze sobą cieniuteńkimi, lśniącymi srebrem niteczkami, które tworzyły spokojne spiralki wokół każdego koralika, wewnątrz którego lśniło nikłe zielone światełko. W świetle słońca mogłem być pewny, że była niemal niedostrzegalna.

- Czy... czy to nie jest przypadkiem... – jęknąłem przypomniawszy sobie stare baśnie opowiadane mi przez matkę przed snem.

- Jedna z Kropli Paproci – uśmiechnął się mężczyzna i sięgając podarunku wyjął go z pudełka. Delikatnie uniósł moją rękę i zapiął bransoletkę na przegubie mojej dłoni.

Nie mogłem uwierzyć, że dał mi coś tak niesamowicie cennego. Niejednokrotnie słyszałem o niej, ale zawsze zapewniano mnie, że to tylko bajki.

Ozdoba wykonana z kropel deszczu, które spłynęły z Kwiatu Paproci. Przyobleczona w zwilżone poranną rosą nici pajęczyny. W każdej małej łezce zaklęta jest maleńka część Kwiatu. W Noc Świętojańską prawdopodobnie spełnia każde najgłębsze marzenie posiadającej ją osoby. Mówiono, że istnieją trzy takie bransoletki, ale podobno zaginęły, kiedy wielu ludzi zaczęło ich fanatycznie pożądać. A teraz...

- Czy ona naprawdę... – wydusiłam wpatrując się początkowo w przepiękną ozdobę, a później w łagodną twarz nauczyciela.

- Chodzi ci o legendę? – zapytał rozbawiony, a ja potwierdziłem ruchem głowy. – Nigdy jej nie używałem, ale teraz będziesz miał okazję się przekonać. Uważam, że bardzo do ciebie pasuje... – stwierdził cicho i wierzchem dłoni pogładził mój policzek.

Speszyłem się czując pieszczotę i ciepło jego skóry.

 

~ * ~ * ~

 

Spojrzałem po chwili ponad głowę stojącego przede mną chłopca. Zmarszczyłem brwi widząc zawieszoną nad nami zieloną gałązkę jemioły. Fillip również szybko popatrzył na obiekt mojego zainteresowania, a jego dziecięca buźka przybrała barwę głębokiej czerwieni.

Zdziwiło mnie to, że chłopiec nie odsunął się ani na krok. Speszone oczka z dziwnym błaganiem i nadzieją wbiły się we mnie wywołując dreszcze, które przeszły przez moje ciało.

Czując jak moje serce niemal natychmiast przyspieszyło zbliżyłem twarz do twarzyczki Fillipa.

Boże, nie wiem, czy to mi przeznaczyłeś te usta, nie wiem czy serce tego Anioła kiedykolwiek będzie należało do mnie, ale błagam... Nie pozwól bym kiedykolwiek go skrzywdził. Boże, tak bardzo go kocham...

Czułem jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Widok malca, który wydawał się czekać na mój ruch, na to by moje wargi obdarzyły go upragnionym pocałunkiem i ukoiły niepewność serca, sprawiał mi tak niesamowitą radość, że słone krople same cisnęły się na zewnątrz.

Marzenie...

Ślizgon zamknął oczy, gdy mój oddech zapewne zaczął gładzić jego delikatną skórę. Ująłem w dłonie niewinną, zawstydzoną buzię.

 

~ * ~ * ~

 

Niemal czułem jak usta profesora zbliżają się do mojej twarzy, a gorące dłonie delikatnie przytrzymywały ją w bezruchu.

Pragnąłem tego, całym sercem pragnąłem poczuć ten słodki, zmysłowy smak...

Niemal drżałem nie będąc w stanie powstrzymać fal podniecenia, jakie błądziło po moim ciele odczuwającym tak wyraźnie bliskość mężczyzny.

To było dla mnie największym zaskoczeniem z możliwych.

Miękkie wargi nauczyciela nadzwyczajnie leciutko i delikatnie musnęły sam czubek mojego nosa. Czułem się tak jakby to maluteńki motyl usiadł zaledwie na chwilę na mojej twarzy i spłoszony cichym oddechem szybko odleciał pozostawiając po sobie jedynie niezapomniane doznanie i niknące uczucie przyjemnego łaskotania w tym wypadku dodatkowo wzbogaconego o minimalną wilgoć pocałunku, który wydawał się nigdy nie mieć miejsca.

Zdziwiony otwierając oczy spojrzałem w tak zniewalające, wąskie oczy Camusa. Spokojny uśmiech błądził po jego ustach, a dłonie zmierzwiły mi włosy.

13 komentarzy:

  1. Cudowna notka ^////^Filip jest taki słodziutki. Kocham tą parkę, oni są razem naprawdę cudowni. No i ten misiak, chyba takiego poszukam i też sobie kupię ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kya *__* aż nie wiem co napisać... to było cudowne... A weszłam na bloga założeniem, ze znowu nie bedzie nowej notki a tu taka miła niespodzianka.... teraz na prawde zaczynam czuć atmosferę Świat *^^*

    OdpowiedzUsuń
  3. No to było naprawde świetne :D Brawa i ja protestuje! Chce częściej rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  4. Więceeeeeeeej .to jest moj ulubiony blog jestes niesamowita

    OdpowiedzUsuń
  5. ~www.valandia.blog.onet.pl20 grudnia 2006 03:53

    *rozpłynełam sie* .............. kawaiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii sugoiiiiiiiiiiiiiiiiiii kireiiiiiiiiii .... pięęęęęęneee.. słooooodkieeee cuuudne... ahhh XD I want more.... more.... XD -Fiancee serdecznie pozdrawia ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny blog. Naprawdę. Wprost nie mogę się doczekać następnej części opka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna oby bylo tych rozdzcialow wiecej. To opoko jest chyba twoim najlepszym.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekam na nową notkę! Wesolych swiat!

    OdpowiedzUsuń
  9. Yaay. Oni razem wyglądają tak kawaii. Piękna z nich para. I te prezenty. Dobrze, że piszesz na zmianę to doskonale czuje się ich odczucia. Można się wczuć.

    OdpowiedzUsuń
  10. "W miarę szybko złożyłem życzenia kolegom i koleżanką z pracy chcąc w końcu podziękować Fillipowi za prezent." Powinno być "koleżankom"... -.-Piiikna nocia. Słodziutka, ciekawa, odpowiednio długa <3Pozdrawiaam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    och ten prezent Filipa dla Marcela słodki,  chyba teraz z tym miśkiem to nie będzie się rozstawał... co za dziewczyny, dobrze, że pojawił się rycerz w srebnej zbroi i go porwał, a prezent Marcela tak wiele uczuć ukazujący... i och pocałunek choć Filip liczył na coś więcej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    rozdział jest cudown, prezent Filipa dla Marcela słodki, wydaje mi się, że teraz Marcel nie będzie się rozstawał z tym miśkiem... będzie to najcenniejsza rzecz dla niego... i mamy rycerza w srebnej zbroi ;) prezent Marcela wiele uczuć ukazał... i jeszcze mamy pocałunek, choć Filip liczył na coś więcej tutaj... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    cudowny rozdział, ich prezent Filipa dla Marcela bardzo uroczy.... teraz to chyba Marcel nie będzie się rozstawał z tym miśkiem... ;) prezent Marcela wiele uczuć ukazał... i jeszcze mamy pocałunek, choć Filip liczył na coś więcej tutaj... ;) :)weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń