niedziela, 29 lipca 2018

Disparition

Oliver

Wchodząc do domu po całym dniu pracy uważnie śledziłem każdy szczegół skąpanego w półmroku korytarza. Zdjąłem buty przechodząc dalej i rozglądając się po kolejnych pomieszczeniach. Były puste, nic się w nich nie zmieniło, a to znaczyło, że nikt nie pojawił się w domu, od kiedy opuściłem go z samego rana.
Ani śladu Reijela.
Wziąłem głęboki, cholernie ciężki oddech i opadłem na kanapę chowając twarz w dłoniach.
Dwa tygodnie temu Reijel zniknął bez słowa, jakby po prostu miał już dosyć naszego wspólnego życia, bądź zwyczajnie mnie, i postanowił odejść. Kiedy ja byłem w pracy, on podrzucił dzieci do Fillipa i zostawił je tam bez słowa wyjaśnienia. Następnie wyszedł i już więcej się nie pojawił. Na początku sądziłem, że to z powodu pracy, jaką wykonywał, a w którą nigdy mnie nie wtajemniczył, ale kiedy nie pojawił się następnego dnia, ani też nie przysłał żadnej wiadomości, zacząłem się poważnie martwić. Od dłuższego czasu podejrzewałem przecież, że znalazł sobie kogoś innego, jako że zmienił się niemal nie do poznania. Złagodniał, stał się bardziej ludzki i ciepły, jakby nie zależało mu już na tym, aby być sobą w moim towarzystwie.
Poprosiłem o pomoc Marcela, poprosiłem Fabiena, ale Upadły Ród nie wiedział nic o moim kochanku i nie mógł mi nawet z żaden konkretny sposób pomóc, ponieważ ich współpraca z Reijelem była tylko umowna z racji jego pochodzenia. Nie znaczyło to jednak, że się nie martwili i nie starali się go znaleźć. O nie, robili co mogli i wypytywali kogo tylko mogli. Niestety Reijel jakby zapadł się pod ziemię.
W pierwszych dniach jego zniknięcia poprosiłem o wolne w pracy i spędzałem długie godziny z dziećmi, wyczekując jego powrotu oraz rozpytując naszych najbliższych znajomych. Nocami nie potrafiłem powstrzymać łez, ponieważ właśnie wtedy uczucie porzucenia i osamotnienia najbardziej dawało mi się we znaki. Nie ważne, jak nam się układało, naprawdę go kochałem.
Podniosłem się gwałtownie z miejsca i wziąłem kilka kolejnych głębokich oddechów. Dzieci czekały na mnie u Fillipa, więc nie mogłem pozwolić sobie na załamanie. Musiałem być silny jeśli nie dla siebie, to dla tej małej dwójki, którą Reijel tak bezceremonialnie przyniósł mi kiedyś, czyniąc mnie ich ojcem.
Podchodząc do stolika przy ścianie nabrałem w garść proszku Fiuu ze stojącej na nim miseczki i wchodząc do kominka rzuciłem go pod nogi wypowiadając wyraźnie adres kuzyna.
Fillip czekał już na mnie z obiadem, a bliźnięta wystartowały na czworakach w moją stronę, zaledwie pojawiłem się w kominku rodziny Camus. Wziąłem maluchy na ręce i ucałowałem je na powitanie. Nie wiem, co zrobiłbym bez kuzyna, kiedy zostałem całkiem sam z dziećmi i swoimi myślami. Byłem mu niezmiernie wdzięczny za opiekę nad Anastasie oraz Xavierem, jak również za wszystkie te drobne gesty świadczące o tym, że z chęcią zatroszczy się także o mnie.
- Wujku, idź szybko umyć ręce, bo jedzenie będzie zimne! - w salonie pojawił się wyjątkowo poważny Nathaniel.
Spojrzałem pytająco na kuzyna, który uśmiechał się rozbawiony pod nosem.
- Jest głodny jak wilk, bo szalał od rana bez chwili wytchnienia. - wyjaśnił mi i wyciągnął ramiona, aby zabrać moje maluchy. Oddałem mu dzieci i pozwoliłem aby Nath popychał mnie ponaglająco w stronę łazienki.
Nie miałem nic przeciwko aby chłopiec przypilnował mnie podczas mycia rąk, a później zaprowadził do salonu, gdzie czekał na nas obiad. Jego obecność działała na mnie kojąco, ponieważ miłość tego małego szkraba była tak stała, jak miłość jego rodziców. Nie ważne, co działo i dziać się będzie w życiu Nathaniela, ponieważ on zawsze będzie gotowy pokazać osobom, które darzy uczuciem, że jest blisko i jest gotowy stanąć na głowie, byle pomóc i być dla nich oparciem.
Mój mały, słodki chrześniak.

*

Spędziłem u kuzyna dwie godziny, które upłynęły nam na zabawie z maluchami oraz rozmowie o wszystkim, co tylko nie wiązało się ze zniknięciem Reijela. Fillip rozumiał, że nie chcę o tym mówić i szanował to, chociaż serce mu się krajało, kiedy na mnie patrzył. Nie musiał przekazywać mi tego werbalnie, ponieważ wiedziałem o tym patrząc w jego pełne szczerości i troski oczy.
- Oliverze, gdybyś chciał zostać… - zaczął na pożegnanie jak za każdym razem, ale przerwałem mu.
- Doceniam propozycję, ale nie, dziękuję. Dam sobie radę, Fillipie, nie musisz się tak martwić. Poza tym wiesz, że podziwianie twojego życia rodzinnego wcale mi nie pomoże. - uśmiechnąłem się szczerze, chociaż był to raczej zmęczony uśmiech rezygnacji, niż jakikolwiek inny.
Zabrałem maluchy i wróciłem do siebie tym samym sposobem, jakim wcześniej pojawiłem się u kuzyna.
W domu nadal nic się nie zmieniło, więc po prostu przeszedłem z dziećmi do sypialni, gdzie zamieniłem garnitur na zwykłe dresowe spodnie oraz koszulkę, po czym zabrałem Anastasie i Xaviera do łazienki. Bliźnięta musiały się wykąpać i położyć się spać, jeśli miały nie być zbyt marudne jutro rano, kiedy to znowu podrzucę je Fillipowi.
Od niemal dwóch tygodni w dni powszednie tak właśnie wyglądała nasza rutyna – pobudka, śniadanie, ubieranie się, wypad do kuzyna, gdzie zostawały dzieci, praca, powrót do domu abym stamtąd mógł udać się do Fillipa po maluchy oraz zjeść przygotowany przez niego posiłek, a następnie dom, kąpiel, po której dzieci kładły się spać, a ja walczyłem ze swoimi myślami póki i mnie nie zmorzył sen.
Wymyłem i położyłem zmęczone bliźnięta w łóżeczku obserwując, jak powoli zasypiają przytulone do siebie głowami. Sam nie byłem pewny, czy ten widok mnie uspokaja, czy tylko się nim katuję. W tej chwili granice między emocjami były tak pozacierane, że nie potrafiłem czasami odróżnić jednych uczuć od drugich.

*

Prawdopodobnie przysnąłem wpatrzony w dzieci, ponieważ kiedy odzyskałem świadomość, czułem ból w karku oraz na policzku, na którym pod palcami wyczułem odbitą szeroką pręgę, wydającą się idealnie pasować do jednego z boków dziecięcego łóżeczka. Przez chwilę starałem się dojść do siebie i właśnie wtedy usłyszałem hałas dochodzący z salonu.
Serce podeszło mi do gardła, ponieważ uświadomiłem sobie, że to ten dźwięk wyrwał mnie ze snu chwilę wcześniej.
Wyjąłem z kieszeni różdżkę i ściskając ją mocno w garści, wykradłem się z pokoju. Gdyby doszło do tego przed tygodniem, pewnie pobiegłbym szybko do salony z imieniem kochanka na ustach, ale teraz nie byłem już tak pewny, że do mnie wrócił. Wolałem więc mieć się na baczności.
Wchodząc do salonu, widziałem wielki, ciemny kształt poruszający się na środku pomieszczenia. Jednym machnięciem różdżki zaświeciłem światło, które rozbłysło jasno, oślepiając niczego niespodziewającego się intruza.
- Kurwa!
Ten głos, ten ton...
Oniemiały patrzyłem na wysokiego, barczystego mężczyznę, który przez chwilę masował oczy, po czym zabrał dłoń z twarzy i spojrzał na mnie niemal gniewnie.
- Chcesz mnie oślepić, Oli?! - syknął.
- Reijelu? - wydusiłem niepewny.
Coś się nie zgadzało, coś było nie tak, ale nie potrafiłem powiedzieć co.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i opadł ciężko na sofę. Syknął wściekle i sięgając pod siebie wyjął spod tyłka grzechotkę.
- Tak, to ja. I jeśli pozwolisz mi na wyjaśnienia, powiem ci gdzie byłem. - rzucił zabawkę na ziemię i znowu popatrzył na mnie. - Masz pieprzyk po wewnętrznej stronie lewego uda, zaraz koło jaj. Jeśli wie o tym ktoś poza nami oraz twoimi rodzicami to chyba ja powinienem żądać wyjaśnień od ciebie, a nie odwrotnie.
Przełknąłem rosnącą mi w gardle gulę i skinąłem głową podchodząc do Reijela. Miałem pewność, że to on, ale nadal coś nie dawało mi spokoju. Postanowiłem, że nie będę ryczał, więc zamrugałem kilka razy odganiając łzy. Usiadłem obok mężczyzny raczej niepewnie i kiedy złapał mnie niespodziewanie za rękę, wzdrygnąłem się. Była tak niesamowicie zimna, jakby wrócił do domu z długiego spaceru na mrozie, a przecież na zewnątrz nawet nocą panował letni skwar.
Reijel usiadł bokiem i przyciągnął mnie do siebie obejmując w pasie. Nie tylko jego dłonie były zimne, ale całe jego ciało i czułem to mimo ubrań, które mieliśmy na sobie. Próbował mnie pocałować, ale uciekłem głową w bok, a on westchnął zrezygnowany.
- Chorowałem, Oliverze. - oparł czoło o moje ramię i słyszałem jak wdycha mój zapach, jakby był drapieżnikiem, który zaraz zaatakuje swoją ofiarę. - Zbyt długo przebywałem tutaj i moje ciało zaczęło odrzucać moją piekielną połówkę. Musiałem je… zmienić. - przywarł wargami do mojej szyi, a ja zadrżałem sam nie wiem czy ze strachu, że się mylę i to nie Reijel, czy z zimna, jakie od niego biło. - Oli, to ciało nie zna twojej bliskości, nie zna twojego ciepła, nie przesiąkło jeszcze twoim zapachem. Muszę to zmienić, bo zaraz w nim zwariuję.
Nie wiem, czy naprawdę rozumiałem to, co do mnie mówił, ale nie obchodziło mnie to.
Drżącą ręką przesunąłem po jego ramieniu od łokcia do szyi i wsunąłem palce w znajomą miękkość jego jasnych włosów.
Zamknąłem oczy, otworzyłem je i uderzyłem mężczyznę mocno w tył głowy dłonią.
- Martwiłem się! - wysyczałem zagłuszając jego głośny wybuch wściekłości. - Mogłeś mi powiedzieć, zostawić wiadomość, cokolwiek, ty cholerny egoisto!
Przez chwilę milczał, jakby ważył słowa.
- Nie byłbym sobą, gdybym nie pozwolił ci pocierpieć raz na kilka lat. - na jego twarzy pojawił się ten cholerny uśmieszek wyższości, który doprowadzał mnie czasami do białej gorączki.
Dotknął lodowatą dłonią mojego policzka, a kciukiem przesunął po moich wargach. Przysunął się i tym razem pozwoliłem mu się pocałować.
Drżałem na całym ciele, kiedy obejmując go za szyję, przywarłem do jego warg zdecydowanie mocniej i rozchyliłem swoje, wpuszczając go do środka. Jęknął, zapewne dlatego, że temperatury naszych ciał były tak bardzo różne. Nie obchodziło mnie to jednak, ponieważ miałem go w swoich ramionach i tylko to się chwilowo liczyło.
Podniosłem się, siadając na jego udach i przywarłem swoim kroczem do jego wyraźnie pobudzonego.
- Ogrzej mnie, Oliverze. - wydyszał w moje usta, kiedy przygryzał je i ssał, a po chwili zaczął sunąć wargami po linii mojej szczęki oraz szyi.
Wodziłem opuszkami palców po karku, ramionach i twarzy mojego partnera, jakbym wciąż chciał się upewnić, że to on.
Reijel złapał za dół mojej koszulki i podciągnął ją do góry. Musiał na chwilę przestać mnie całować, aby zdjąć tę część ubrania, a skoro już się ode mnie oderwał, pozbył się także swojej odsłaniając jasne, umięśnione ciało, które znałem na pamięć. Położyłem dłonie na piersi Reijela i mimowolnie się uśmiechnąłem, ponieważ przyszło mi do głowy, że gdybym obmacywał śnieżnego bałwana, pewnie czułbym podobne zimno, chociaż nie wyczułbym pod palcami tych miękkich włosków, którymi bawiłem się teraz.
Wygiąłem się w łuk z westchnieniem, kiedy zimne usta objęły mój sutek i zaczęły go ssać, a język wodził po twardniejącej brodawce. W tym czasie dłonie mężczyzny zaciskały się na moich pośladkach masując je w sposób nie pozostawiający najmniejszych nawet wątpliwości, co do zamiarów mojego kochanka.
Unosząc się na kolanach i opadając niżej, ocierałem się o Reijela. Teraz mój członek również był niesamowicie twardy i spragniony uwagi, bo chociaż stymulujące otarcia materiału były do pewnego stopnia przyjemne, to jednak nie zapewniały całkowitego spełnienia pod względem doznań, jakich chciałem doświadczyć.
Odsunąłem się z trudem od niezadowolonego z tego powodu mężczyzny i zsunąłem się z jego kolan na ziemię, sięgając do zamka jego spodni.
- O tak, Oliverze! Właśnie tak! - jęknął, chociaż nic jeszcze tak naprawdę nie zrobiłem. Prawda była jednak taka, że nie musiałem, jako że jego podniecała już sama myśl o tym, co planowałem. Był tak wyposzczony, że wręcz trudno było mi w to uwierzyć.

*

Leżałem nagi na niewygodnej, stanowczo za małej dla dwójki dorosłych mężczyzn kanapie, opleciony ciasno ramionami śpiącego Reijela. Przyciskałem głowę do jego szerokiej piersi wdychając znajomy, chociaż dziwnie odległy zapach. Czułem na całym ciele jego unoszącą się w rytm spokojnych oddechów pierś, słyszałem bicie jego serca i byłem pewny, że stał się odrobinę cieplejszy, chociaż nadal temperatura jego ciała nie była taka, jak u normalnego człowieka. Nie szczególnie mnie to jednak obchodziło, ponieważ miałem go blisko i tylko to wydawało mi się teraz istotne.
Starając się nie poruszać za bardzo, aby go nie zbudzić, zacząłem całować delikatnie dostępne mi fragmenty jego klatki piersiowej.
Musiałem jeszcze poinformować o jego powrocie przyjaciół oraz wszystkich, których postawiłem na nogi przez ostatnie dwa tygodnie, chociaż w głębi bałem się, że ledwie to zrobię, Reijel znowu rozpłynie się w powietrzu i może tym razem wcale do mnie nie wróci.
Reijel łaskotany przez moje pocałunki, zaczął się kręcić we śnie, co groziło mi bolesnym upadkiem z sofy na ziemię, więc przekręciłem się w ramionach mężczyzny, póki jeszcze nad tym panowałem, i ułożyłem tyłem do niego, dzięki czemu lepiej pasowałem do jego ciała i w razie czego miałem okazję zamortyzować ewentualny upadek rękami.
Wodziłem spojrzeniem po naszych leżących na podłodze ubraniach, a moją uwagę zwrócił kwadratowy kształt wypychający kieszeń spodni Reijela. Sięgnąłem po nie na tyle ostrożnie na ile było to możliwe, nie chcąc go obudzić. Tym bardziej, że niemal to zrobiłem zmieniając wcześniej pozycję. Walcząc z materiałem, zdołałem jedną ręką wygrzebać z kieszeni niewielkie pudełeczko i otworzyłem je ostrożnie.
Zamrugałem z niedowierzaniem i gwałtownie nabrałem powietrza.
Wewnątrz były dwie grawerowane od środka złote obrączki.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudnie, biedny Oliver... Raijel tak nagle zniknął mógł chociaż jakąś kartkę zostawić, a czyżby Lucyfer nie pojawiał się przez ten czas... no i wyjaśniło się co dolegało Raijelowi czyżby chciał się oświadczyć Oliemu?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń