poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Conseil

Fillip i Marcel

Obrzuciłem długim, uważnym spojrzeniem mojego siedzącego przy stoliku kawowym w salonie męża oraz jego kuzyna, którzy pochylali się nad mapami Marsylii i planami zabudowań przyniesionymi przez tego drugiego.
Wyglądali jak para knujących coś uczniaków, kiedy dyskutując zaciekle na jakiś temat, rzucali sobie nawzajem wymowne, często ironiczne spojrzenia oraz uśmieszki. Dwaj niepokorni chłopcy o tak samo przyciętych włosach, jasnobrązowych u jednego i kilka odcieni ciemniejszych w przypadku drugiego.
Oczyma wyobraźni niemal widziałem ich w wieku szkolnym. Fabien od zawsze był wyższy i postawniejszy, przez co Marcel wydawał się przy nim drobniejszy, jednak dziewczyny obskakiwały zarówno jednego, jak i drugiego. Gdybym był w ich wieku lub tylko kilka lat młodszy, na pewno załamałbym się widząc, jak miłość mojego życia musi oganiać się od adoratorek, które wyskakują ze skóry żeby tylko zwrócić na siebie jego uwagę. Z drugiej strony naprawdę chciałem wiedzieć, jak wyglądałyby wtedy nasze zaloty, jak rozpoczęłaby się nasza znajomość i który z nas wyznałby swoje uczucia jako pierwszy. Naturalnie zakładałem, że uczęszczalibyśmy wtedy do tej samej szkoły.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli rozluźniony. Mogłem sobie na to pozwolić, ponieważ beztroskie dyskusje tej pochylonej nad mapami dwójki, oznaczały, że czymkolwiek zajmuje się teraz Upadły Ród, nie jest to nic niebezpiecznego. To wymagałoby od nich pełnej powagi i całkowitego skupienia, a od tego byli na chwilę obecną dalecy. Byłem dzięki temu zdecydowanie spokojniejszy, chociaż cień wątpliwości wisiał nade mną nie pozwalając się spławić.
- Przepraszaaaaaaam…. - Nathaniel zmusił mnie do oderwania wzroku od tej uroczej, chociaż trochę niepokojącej sceny, przepychając się między moimi nogami a futryną drzwi. W obu rączkach trzymał czekoladowe ciasteczka i najwyraźniej bardzo mu się spieszyło, żeby dołączyć do swojego pluszowego misia pilnującego albumu z profilami graczy quidditcha, którzy mieli uczestniczyć w najbliższych mistrzostwach świata.
Wyrwany z chwilowego bezruchu, podszedłem do mężczyzn i postawiłem na stole talerzyk z ciepłymi jeszcze ciastkami oraz dwie szklanki soku pomarańczowego, na którego powierzchni unosiły się kostki lodu. 
- Mmmm, jesteś niezastąpiony! Nie miałem dziś czasu na śniadanie. Dziękuję. - Fabien z uśmiechem dziecka, które dorwało się do czekolady, zapomniał chwilowo o swoim dotychczasowym zajęciu i niemal rzucił się na poczęstunek.
Stanąłem za oparciem sofy, na której siedział Marcel i delikatnie objąłem go ramionami za szyję, kiedy wyprostował się, aby dać chwilę odpoczynku swojemu kręgosłupowi. Milcząc oparłem brodę o czubek jego głowy, kontemplując tę chwilę niewinnej bliskości.
Mąż położył dłoń na moich połączonych ze sobą między jego obojczykami palcach i ścisnął je lekko.
Zmieniłem odrobinę pozycję i złożyłem jeden krótki pocałunek w jego włosach.
- Zjedz kilka ciastek zanim Fabien i Nathaniel wszystkie pochłoną, kochanie. Obiad będzie dopiero za dwie godziny. Nie chcę żebyś był głodny.
Najlepszy przyjaciel i jednocześnie kuzyn Marcela rzucił mi taksujące, lekko kpiące spojrzenie.
- Minąłeś się z powołaniem. Powinieneś być przedszkolanką.
- A ty nadwornym błaznem. - odpowiedziałem na zaczepkę i pokazałem mężczyźnie język w niedojrzałym geście. - Nie będę wam przeszkadzał, jeśli zajmę się porządkami? - specjalnie zadałem to pytanie łagodnie i słodko, żeby podrażnić się z Fabienem jeszcze trochę.
- Oczywiście, że nie, Aniele. - Marcel uniósł moje dłonie do swoich ust i ucałował je.
Uśmiechnąłem się szeroko w odpowiedzi na tę czułość.
- Wracamy do pracy! Koniec pławienia się w miłości! - Fabien przegonił mnie ruchem dłoni.
Ponownie pokazałem mu język i odsunąłem się od mojego mężczyzny.

~ * ~ * ~

Powiodłem spojrzeniem za moim pięknym, kuszącym Aniołem, który przykucnął przy przygotowanej już wcześniej misce z wodą zabierając się do swojej zaplanowanej na dziś pracy.
Mój wzrok powoli przesuwał się po tak doskonale znanym mi ciele Fillipa, po wszystkich jego krzywiznach, prostych i ostrych kątach. Gdybym mógł, zastąpiłbym spojrzenie dłońmi i niechybnie doprowadziłbym do tego, że mój mąż musiałby zostawić sprzątanie na później. Dużo później.
- Hej, hej, twoja robota jest tutaj, Romeo. - wychylający się ponad stołem Fabien zamachał palcami dłoni przed moją twarzą.
Zwróciłem oczy w jego stronę i zrobiłem jedną z tych wiele mówiących min, które zapowiadają wymyślne tortury, jakim można poddać drugą osobę.
- No nie patrz tak na mnie. Mamy pracę, a ty pożerasz Fillipa wzrokiem. Człowieku, masz go u boku na co dzień, więc jak to możliwe, że ciągle ci mało?
W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami, ponieważ było oczywiste, że mnie i mojego Anioła łączyła nie tylko prawdziwa, gorąca miłość, ale także niegasnące pożądanie. Byliśmy dla siebie całym światem i pragnęliśmy tylko i wyłącznie siebie nawzajem. To było dla mnie tak oczywiste i naturalne, jak oddychanie.
- Tylko mi nie mów, że między tobą i Shevą brakuje tego napięcia! - rzuciłem niemal wystraszony, kiedy uświadomiłem sobie, że może właśnie to stanowi problem dla Fabiena. Przyglądałem mu się teraz bardzo uważnie, jakby mógł zdradzić mi odpowiedź na to pytanie czymś pozornie tak mało znaczącym, jak mrugnięcie.
Minęła dłuższa chwila, zanim Fab wykonał jakikolwiek ruch, który mógł znaczyć, że zamierza odpowiedzieć na moje pytanie. Nabrał głęboko powietrza, wypuścił je powoli, zamknął na chwilę oczy i otworzył je utkwiwszy spojrzenie w moich tęczówkach.
- Tak i nie. - wyrzucił z siebie.
Już miałem zapytać, co to właściwie oznacza, kiedy podjął wątek dalej.
- Andrew to atrakcyjny, pełen życia i pasji nastolatek, ale nie należy do Rodu. - odwrócił ode mnie wzrok i spojrzał na sprzątającego drugą stronę salonu Fillipa. - My wiedzieliśmy w co się pakujemy, kiedy decydowaliśmy się zachować czystość do czasu spotkania naszego Anioła. Sami się na to zgodziliśmy, złożyliśmy śluby i oficjalnie dołączyliśmy do Upadłego Rodu. Andrew jest cholernie młody, a ja byłem jego pierwszym i jak dotąd jedynym mężczyzną. - jego spojrzenie znowu powróciło do mnie. - Kocham go i pragnę, ale boję się, że to może w pewnym momencie przestać mu wystarczać, że znudzi się mną, będzie chciał sprawdzić, co mogą dać mu inni. To mnie paraliżuje, ponieważ nie chcę go stracić, ale też nie chcę go ograniczać tylko dlatego, że kiedy się poznaliśmy dałem się ponieść.
Analizowałem w myślach jego słowa i próbowałem wyobrazić sobie siebie w podobnej sytuacji. Mój Fillip od zawsze był przeciwieństwem Andrew Shevy, więc nie przychodziło mi to łatwo, ale jednak powoli w moim umyśle formowała się wizja, która miała mi pomóc w zrozumieniu Fabiena. 
Problem polegał jednak na tym, że byłem w stanie pojąć wyłącznie jedną stronę, ponieważ druga była mi zupełnie obca. Tak jak Fabien, poznawałem swoje dziedzictwo i dokonałem wyboru akceptując je wraz z samotnością i miłością, które ze sobą niosło.
- Rozmawiałeś o tym z Shevą? - zapytałem, a on spojrzał na mnie jakbym właśnie rzucił niesamowitą głupotę.
- I co miałbym mu powiedzieć? „Słuchaj, zastanawiam się, czy seks ze mną wystarczająco zaspokaja twoje potrzeby, bo obawiam się, że nie jestem wystarczająco dobry”?
Wzruszyłem tylko ramionami, ponieważ miał całkowitą rację. Czegoś takiego nie mógł powiedzieć kochankowi, jeśli nie chciał go urazić.
- Nie wiem też ile uwagi i czułości powinienem mu okazywać. Nie chcę żeby wziął mnie za kogoś, kto próbuje go niańczyć na siłę, jak matka swoje dzieci.
- Zaczekaj chwileczkę. Zasięgniemy rady tej drugiej strony. - podniosłem się z miejsca i podszedłem do stojącego do mnie tyłem, pochłoniętego swoimi zajęciami Fillipa.
Objąłem go ramionami w pasie, przytulając swoją pierś do jego pleców.
Mój ciepły, cudowny Anioł zadrżał gwałtownie, jego oddech stał się nierówny, a serce biło jak szalone poruszając całą jego klatką piersiową.
Wystraszyłem go.
- Przepraszam. - wyszeptałem szczerze do jego ucha ogarnięty wyrzutami sumienia oraz niemal rozsadzającą mnie od środka czułością.
Byłem prawdziwym szczęściarzem.

~ * ~ * ~

- Ależ mnie wystraszyłeś! - westchnąłem nadal cały drżący i wziąłem kilka głębokich, uspokajających oddechów.
Zajęty sprzątaniem przestałem zwracać uwagę na swoje otoczenie, więc nawet nie usłyszałem jak mąż do mnie podchodzi, a co dopiero mówić o jego niespodziewanym dotyku.
Z rozkoszą zapomniałbym się w tych czułych objęciach, jednak miałem pełną świadomość tego, że Fabien na pewno patrzy teraz na nas uważnie, co było bardzo krępujące.
- Poświęcisz nam chwileczkę, Aniele? - ciepły oddech Marcela znowu otulił moje wrażliwe ucho. Tym razem moje drżenie nie miało nic wspólnego z zaskoczeniem czy strachem.
- Oczywiście. - odpowiedziałem przekręcając się w ramionach ukochanego. - O co chodzi?
Marcel odsunął się na krok, złapał mnie za rękę i poprowadził do sofy. Posadził mnie na niej i zajął miejsce obok.
- Fabien chciałby wiedzieć, jak związek z kimś z Upadłego Rodu wygląda z tej drugiej strony.
- Czy jest uciążliwy przez całą tę skrajną monogamię? - zabrał głos siedzący naprzeciwko nas mężczyzna. - Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, jak by to było związać się z kimś innym?
- Chwila, chwila, chwila! - przerwałem mu zaskoczony tematem, który podjęli, mimo że jeszcze chwilę temu dyskutowali przecież o Marsylii. - Zanim zadasz kolejne pytania, daj mi chociaż odpowiedzieć na te. - zacisnąłem palce na wciąż trzymającej moją dłoni ukochanego i skupiłem się na ubraniu moich myśli w sensowne słowa. - Na początek powiedz jednak, o co dokładnie chodzi, żebym wiedział, czego ode mnie oczekujesz.
Fabien wahał się przez chwilę, ale w końcu wyrzucił z siebie to, co leżało mu na sercu.
Znałem wprawdzie Shevę i ze względu na mój związek z Marcelem oraz to, co łączyło chłopaka z Fabienem byliśmy niemal rodziną, jednak żaden z nas nie zaliczyłby tego drugiego do grona przyjaciół.
- Udzielając odpowiedzi na twoje pytania, mogę odpowiadać tylko za siebie. - podjąłem po chwili zastanowienia. - Mój związek z Marcelem rozwijał się przez dobrych sześć lat i chociaż bardzo chciałem od razu dać się ponieść uczuciom, to jednak przez cały ten czas oczekiwania, poznawałem Marcela coraz lepiej, a on poznawał mnie. Każdego dnia coraz lepiej rozumiałem dlaczego się w nim zakochałem, dlaczego jest dla mnie tym jedynym, bez którego nie potrafię żyć. - zastanowiłem się przez chwilę. - To jak pokochać słońce ze względu na samą ideę słońca, a następnie doświadczając jego ciepła i blasku nabierać pewności, że rzeczywiście się je kocha. - przerwałem, aby dać mu chwilę na zrozumienie mojego porównania. Kiedy skinął głową, kontynuowałem. - Ty i Andrew nie daliście sobie czasu na poznanie siebie nawzajem i dlatego teraz masz wątpliwości. Spotykaliście się tylko podczas dłuższego wolnego od nauki, a to stosunkowo niewiele. Musisz go lepiej poznać i zrozumieć, a także pozwolić aby on poznał i zrozumiał ciebie. Wtedy będziesz wiedział, co on myśli o zasadach Upadłego Rodu i o tobie. Zaczniesz się domyślać, czego od ciebie chce, będziesz wiedział co lubi, a za czym nie przepada. Postaraj się przed nim otworzyć i pokazać mu, jaki naprawdę jesteś.
- A jaki jestem? - zapytał poważnie, a w jego oczach dostrzegłem mieszaninę smutku i wyzwania. - Zacząłem się zmieniać, Fillipie. Od kiedy znowu wróciłem do przewodzenia Rodem, nie jestem już tym samym człowiekiem, którym byłem wcześniej.
Przygryzłem wargę, nie wiedząc, co powiedzieć i jakiej rady mu udzielić. Gdyby pytał o Olivera, nie musiałbym się szczególnie zastanawiać, ponieważ znałem kuzyna niemal na wylot. Shevy tymczasem nie znałem w ogóle.
- Więc pozwól mu być świadkiem tego, jak się zmieniasz. - zacząłem niepewnie. - Jesteśmy ludźmi i nigdy nie pozostajemy tacy sami od narodzić po dzień śmierci. Nie masz nic do stracenia próbując, za to możesz stracić, jeśli nic nie zrobisz. Rozmawiaj z nim, Fabienie. Rozmawiaj ile tylko możesz i o czym tylko się da. I zmieniaj się. Zmieniaj się, jednak daj mu możliwość wpływu na zachodzące w tobie zmiany. Niech będzie świadomy tego, co się z tobą dzieje. Kiedy ja zmieniałem się dorastając, Marcel był tym, który nieświadomie kształtował mnie swoją obecnością, swoimi słowami, pochwałami i napomnieniami. Ty i Andrew jesteście razem od dawna, kochacie się i jesteście tego świadomi, więc współpracuj z nim, Fabienie. Może nie tylko ty się tym wszystkim martwisz, ale on również. Porozmawiaj z nim poważnie. O wszystkim.
Spojrzałem na Marcela i uśmiechnąłem się lekko. Nie miałem więcej nic do dodania. Pocałowałem męża w policzek i wstałem z miejsca.
Zostawiłem Fabiena z jego myślami, dając mu możliwość poukładania sobie wszystkiego w głowie bez obaw, że niecierpliwiąc się czekam na jakiś gest lub słowo z jego strony. Gdyby chciał o coś zapytać, nadal byłem w tym samym pomieszczeniu, więc mógł zrobić to w każdej chwili. Jednocześnie dałem mu jednak trochę przestrzeni.

~ * ~ * ~

Spoglądałem na Fabiena czekając cierpliwie. Miałem czas zarówno na dalszą rozmowę na tematy prywatne, jak również na powrót do tych służbowych.
Rady Fillipa zawierały w sobie samą prawdę i trafiły w sedno. Teraz od mojego kuzyna zależało, co dalej z nimi zrobi.
Życzyłem mu jak najlepiej, ale nie mogłem kierować każdym jego krokiem, nie mogłem zaplanować mu życia. Z tym musiał radzić sobie sam, ale zawsze mógł na mnie liczyć, jeśli tylko potrzebowałby pomocy. Byłem pewny, ze o tym wie.
Fab wziął jeden naprawdę głęboki oddech i położył dłonie płasko na mapie Marsylii przed nami.
- Wracajmy do pracy! - zadecydował, więc po prostu skinąłem głową.
Zawsze byłem gotów mu pomóc, ale nigdy na siłę.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, cudownie ciekawe o czym dyskutują tak zażarcie i te wątpliwości Fabiena...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń