sobota, 31 marca 2018

Joyeuse Pâques!

Marcel i Fillip

Uwielbiałem świąteczne poranki takie jak ten, kiedy to nie musiałem się nigdzie spieszyć, ponieważ ani nade mną, ani nad moim mężem nie wisiało widmo pracy. Mogłem w pełni oddać się lenistwu, zapomnieć się w nim i po prostu cieszyć chwilami spędzanymi z rodziną.
Przed oczyma stanął mi obraz z przeszłości, kiedy to wszystkie dni świąteczne spędzałem w Hogwarcie. Wtedy zawsze zrywałem się z samego rana, ponieważ im wcześniej byłem na nogach, tym wcześniej mogłem natknąć się na mojego rozkosznego, niewinnego ucznia, który teraz nosił moje nazwisko, a na palcu obrączkę idealnie pasującą do mojej. Wtedy byłem przekonany, że każde nasze spotkanie było tylko szczęśliwym zrządzeniem losu, podczas gdy w rzeczywistości obaj pragnęliśmy tego samego i szukaliśmy się nawzajem każdego dnia.
Leżąc w ciepłym, wygodnym łóżku, ostrożnie zmieniłem pozycję, dzięki czemu mogłem bez problemu obserwować wciąż śpiącego u mojego boku Anioła.
Był taki piękny. Idealny.
Jego zmierzwione, falowane, a miejscami poskręcane w śrubki kasztanowe włosy rozsypały się po poduszce niczym ciemna aureola. Ostrożnie, nie chcąc go obudzić, odgarnąłem z jego czoła ich pasemko i przesunąłem palcem po wąskiej, osadzonej nisko nad oczami brwi. Uśmiechnąłem się do siebie, ponieważ chłopak zmarszczył nieznacznie swój prosty, raczej drobny nosek. Jego długie rzęsy zatrzepotały rzucając leciutki cień na pokryte miodową, nakrapianą niemal niewidocznymi piegami skórą policzki, ale oddech Fillipa pozostał równy i głęboki. Na szczęście nie obudziłem go tym dotykiem. Nad wąskimi, ale idealnie wyrzeźbionymi wargami brązowił się meszek lekkiego wąsiku, zaś poniżej nich cieniutka linia zarostu rozszerzała się przechodząc w niewielką bródkę, która nadawała mojemu Aniołowi seksownej klasy oraz dodawała mu kilka lat.
Zachwycony powiodłem wzrokiem niżej, na szyję chłopaka, podziwiając przez chwilę kilka ciemnych malinek, których autorem byłem. Mimowolnie uśmiechnąłem się dumny z siebie. Kiedy moje spojrzenie zsunęło się jeszcze niżej, musiałem powściągnąć rodzącą się we mnie chęć przesunięcia opuszkami palców po wyeksponowanej, cudownie gładkiej piersi mojego męża. Ścieżka drobnych, ciemnych włosków zaczynała się dopiero pod wgłębieniem jego pępka i znikała pod gumką spodni piżamy, które miał na sobie.
To zachwycające, kuszące i budzące we mnie dzikie pożądanie ciało skrywało kochające, pełne ciepła i współczucia serce oraz krystalicznie czystą, choć przekorną duszę. Fillip był wprawdzie niesamowicie niewinny, ale gdyby tylko chciał, mógłby z Anioła stać się Upadłym. Nie wątpiłem, że gdyby komuś z jego bliskich działa się krzywda, mój mąż potrafiłby zerwać znad głowy aureolę i pozwoliłby wyrosnąć diabelskim rogom. Był w końcu silny psychicznie i fizycznie oraz potrafił zdecydowanie bronić swojego ogniska domowego. Nie krył też zazdrości o mnie, zaś w łóżku stawał się pełnym pasji i namiętności kochankiem.
Zauważyłem, że oddech chłopaka zmienił rytm, a jego usta ułożyły się w rozkoszny uśmiech.
- Wyraźnie czuję na sobie twój wzrok, jakbyś dmuchał na moją skórę ciepłym powietrzem. - wymruczał rozbudzony.
- Nic na to nie poradzę, Skarbie. Przy tobie nawet gwiazdy wyglądają jak jarmarczne świecidełka, więc jak mógłbym na ciebie nie patrzeć?

~ * ~ * ~

Otworzyłem gwałtownie oczy i spojrzałem w cudowne szare niebo pełnego miłości spojrzenia Marcela. Chociaż wiele razy prawił mi niesamowite komplementy, ten jeden wypowiedziany z samego rana zaparł mi dech.
Przygryzłem prawą połowę dolnej wargi i uśmiechnąłem się nieśmiało.
Mężczyzna przesunął delikatnie kciukiem po moich ustach, czym dał mi do zrozumienia, że powinienem przestać je maltretować. Wypuściłem więc wargę spomiędzy zębów i ucałowałem delikatnie dotykający jej palec.
- Nigdy nie przestaniesz obsypywać mnie tymi czułostkami, co?
- Nie, Fillipie. - przyznał kładąc dłoń na moim boku i przysuwając się do mnie bliżej. Nasze biodra przywarły do siebie. - Nigdy, ponieważ nigdy nie przestaniesz być tak zachwycający. Moje serce bije szybciej ilekroć cię widzę i to się nie zmieni.
W jego spojrzeniu i słowach było tyle szczerości, że poczułem, jak wzruszenie kręci mnie w nosie. Pocałowałem go w ten niemożliwie słodki dołeczek w brodzie aby dać sobie kilka chwil na zapanowanie nad emocjami. Powtórzyłem ten gest raz, drugi, trzeci i zadrżałem. Szczękę mojego męża pokrywał kłujący poranny zarost, który podniecająco podrażnił moje usta. W końcu wziąłem głęboki oddech, ponownie spojrzałem w oczy Marcela i odgarnąłem mu grzywkę z czoła. Było wysokie, wręcz stworzone do całowania, więc przyciągnąłem jego głowę bliżej siebie, zmuszając tym samym mężczyznę do pochylenia się i przywarłem ustami do ciepłej skóry poniżej nasady jego jasnych włosów.
Czym zasłużyłem sobie na tak cudownego męża? Na tak bezgraniczną miłość? Na pełne nieopisanego szczęścia dni i noce?
Zachęcony cichym, rozleniwionym mruczeniem, pocałowałem mężczyznę między oczami, a następnie w nasadę i czubek nosa. Delikatnie potarłem o niego swoim, zanim nie musnąłem wargami ciepłych, suchych ust mojego Marcela.
Jego dłoń zsunęła się z mojego boku na plecy i przywierając zdecydowanie do krzyży, przycisnęła mnie bliżej tego gorącego, twardego ciała, dla którego codziennie na nowo traciłem głowę.
Wsunąłem dłoń między nas i przesunąłem nią po idealnie wyrzeźbionej, pokrytej drobnymi włoskami piersi mężczyzny. Moje opuszki same odnalazły sutek, którym zaczęły się bawić gładząc go, drażniąc, podszczypując. Uwielbiałem to niemal łaskoczące uczucie w palcach, jakie powodowały twardniejące pod moim dotykiem brodawki Marcela. Byłem pewny, że moje są o wiele wrażliwsze, ale pełen przyjemności uśmiech mojego kochanka mówił mi, że on również odbiera te zabiegi jako przyjemną pieszczotę.
- Kochanie, - westchnąłem w delikatnie uchylone usta mężczyzny mojego życia – chciałbym kontynuować i zatracić się w tobie bez reszty, ale musimy pochować w domu i ogrodzie czekoladowe jajka dla Nathaniela.
Widziałem, jak w jego pięknych oczach rozbłyska rozbawienie wywołane wyobrażeniem naszego synka uganiającego się jeszcze w piżamce za świątecznymi jajkami.
- Masz rację, Aniele. Nath nie poczeka ani chwili i kiedy tylko otworzy oczęta, rzuci się w wir poszukiwań.
Marcel pogładził mój policzek swoją lekko szorstką dłonią i odsunął się. Jego gorące ciało pozostawiło po sobie chłodną pustkę, przez co miałem ochotę przylgnąć do niego całym sobą i nie puszczać. Powstrzymałem się jednak.
Patrzyłem tęsknie na jego pracujące pod jasną skórą mięśnie, kiedy stanął na nogi i przeciągał się. Musiałem przyznać, że tatuaż czarnych anielskich skrzydeł idealnie pasował do jego umięśnionych pleców.
Sam nawet nie wiedziałem, kiedy przygryzłem wargę podniecony widokiem mojego męża w całej jego niesamowicie erotycznej krasie.
- Teraz to ty się we mnie wpatrujesz. - rzucił rozbawiony i odwrócił się do mnie przodem. W jego ślicznych oczach igrał śmiech, a usta rozciągnęły w szerokim, pełnym satysfakcji uśmiechu.
- Nie zaprzeczę. - wyszczerzyłem w uśmiechu zęby. - Tak wiele osób widząc cię musi zadowolić się wyobrażeniem o tym, co kryjesz pod ubraniem, że pragnę napawać się faktem, że ja jako jedyny wiem doskonale, co zakrywasz.
- Mmmmm, zazdrośnik. - wymruczał nie bez zadowolenia i opierając dłonie o łóżko pochylił się aby mnie pocałować.
Wsunąłem dłonie w jego miękkie, gładkie włosy i odpowiedziałem na pocałunek muskając wargi Marcela powoli, ale bez wytchnienia.
- Mmm, jajka. - mruknąłem niezadowolony zanim całkiem zapomniałem o otaczającym mnie świecie.
Mąż odsunął się ode mnie biorąc głęboki, uspokajający oddech i wyprostował się.
- Masz rację, jajka. - roześmiał się rozbawiony, a jego śmiech był najcudowniejszym dźwiękiem, jaki mogłem słyszeć z rana.

~ * ~ * ~

Wyciągnąłem dłoń do mojego zapatrzonego we mnie Anioła i pomogłem mu podnieść się z łóżka, chociaż wiedziałem, że wcale nie potrzebował mojej pomocy. Chęć dotknięcia go była jednak silniejsza ode mnie i kiedy tylko stanął pewnie na nogach, ucałowałem wierzch jego dłoni w szarmanckim niemal geście.
- Dziękuję. - na ustach mojego młodego męża pojawił się słodki uśmiech, który potrafił stopić moje serce w przeciągu sekundy.
- Zawsze do usług, mój Książę. - ukłoniłem się dwornie i odpowiedziałem uśmiechem.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę nie potrafiąc oderwać od siebie nawzajem spojrzenia, ale w końcu byliśmy zmuszeni to zrobić.
Ubraliśmy się odświętnie z racji Wielkanocy, po czym ramię w ramię zeszliśmy do kuchni, gdzie na stole czekał już koszyk z czekoladowymi jajkami, które należało schować przed Nathanielem.
Fillip bez słowa zabrał się za przygotowywanie bezsprzecznie pysznego śniadania, ja zaś porwałem koszyczek i od razu przystąpiłem do mojego świątecznego zadania, którym było ukrywanie łakoci w mniej lub bardziej oczywistych miejscach. Zacząłem od kuchni, a następnie przeszedłem do salonu, gdzie spędziłem zdecydowanie więcej czasu. Jajka musiały znajdować się w zasięgu wzroku i łapek Natha, więc zadanie wcale nie było takie proste.
Dużo później wyszedłem do ogrodu, gdzie zaczęła się prawdziwa zabawa. Teraz już nic mnie nie ograniczało, ponieważ mój synek miał do dyspozycji swoją miotłę i z powodzeniem mógł wzbić się ponad ziemię, aby dosięgnąć jajka ukrytego w koronie drzewa lub wciśniętego w jakąś dziuplę.
Tak, teraz zdecydowanie mogłem się wykazać!

~ * ~ * ~

Nie mogąc się powstrzymać, wyjrzałem przez okno, aby choć rzucić okiem na kręcącego się po ogrodzie Marcela. Przyznaję, uwielbiałem na niego patrzeć, a na samą myśl o podziwianiu go w otoczeniu rozkwitającej wiosną przyrody moje serce urastało w piersi do niebotycznych rozmiarów.  Najchętniej nigdy nie spuszczałbym z niego wzroku.
Roześmiałem się cicho, kiedy tylko moje spojrzenie spoczęło na tym czarującym mężczyźnie, który z ogromnym, pełnym dziecięcej radości uśmiechem szukał najlepszych miejsc do schowania czekoladowych jajek. Było oczywiste, że sprawia mu to ogromną przyjemność.
Otworzyłem okno i wysiliłem się, aby ukryć przed nim moje rozbawienie.
- Kochanie, czy aby nie za dobrze się bawisz i nie za bardzo starasz?
Marcel zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- To możliwe, ale jestem pewny, że Nathaniel doceni moje starania! - rzucił po chwili dumnym tonem, unosząc wysoko brodę, jakby był możnowładcą przemawiającym do kogoś niższego stanem.
Czułem, że po prostu muszę się z nim odrobinę podroczyć.
- Och, nie wątpię, że nasz Nathaniel coś doceni, ale obawiam się, że będzie to smak mlecznej czekolady, a nie miejsce jej ukrycia.
Parsknąłem śmiechem, kiedy mąż spojrzał na mnie wilkiem.
Był tak słodki, tak rozkoszny, że gdyby stał teraz obok mnie, przytuliłbym go i pocałował.

~ * ~ * ~

Śmiech Fillipa sprawił, że byłem z siebie naprawdę dumny. W końcu to ja byłem powodem tego wybuchu wesołości. To było dla mnie wystarczającą nagrodą za moje starania. Nath mógł teraz w spokoju skupić się na słodyczach, ponieważ moje wysiłki zostały docenione, nawet jeśli w niekonwencjonalny sposób.
Mój roześmiany Anioł zamknął kuchenne okno, a ja westchnąłem ciężko, ponieważ już zaczynałem tęsknić za jego cudownym chichotem.
Po kilkunastu minutach wróciłem do kuchni wciąż naprawdę zadowolony z siebie. Byłem pewny, że nasza pociecha będzie miała niezłą zabawę, kiedy tylko otworzy swoje słodkie oczęta i uświadomi sobie, że to właśnie dzisiaj Zajączek Wielkanocny w niecodzienny sposób obdarowuje dzieci czekoladowymi pysznościami.
Korzystając z okazji, że mój mąż był zajęty zwijaniem plastrów szynki i układaniem ich na talerzu, porwałem jedno z jego popisowych i uwielbianych przeze mnie faszerowanych jajek. Było lekko kwaśne i w subtelny sposób ostre, dzięki musztardzie chrzanowej, którą poleciła mu kiedyś matka. Co więcej, farsz zawdzięczał swoją delikatność tuńczykowi, a kremowy posmak śmietanie. Całość komponowała się w taki sposób, że nie mogłem się powstrzymać i skradłem z talerza drugą połówkę jajka, za co omal nie dostałem po rękach.
Tylko o milimetry uniknąłem karcącego uderzenia w dłoń, więc mój Anioł ofukał mnie trochę zirytowany i obdarzył ostrym spojrzeniem swoich cudownych oczu. Nadal czaiła się w nich jednak wesołość wywołana moim wcześniejszym zachowaniem.
- Nie wolno! - prychnął grożąc mi palcem.
- Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. Wiesz, jak bardzo uwielbiam twoją kuchnię.
- Nie próbuj mnie teraz udobruchać, Marcelu! - przeze mnie chłopak musiał poprawić wszystkie jajka na talerzu, ponieważ w dwóch miejscach ziały wyraźnie widoczne dziury. - Jeśli zjesz wszystko teraz, nie zostanie nam nic do kolacji, a jeszcze nawet nie zaczęliśmy jeść śniadania.
- Jesteś piękny, kiedy tak mnie karcisz. - powiedziałem z przekornym uśmiechem, a na policzkach Fillipa rozkwitły różowe kwiaty rumieńców.
- Marcelu… - znowu groził mi palcem.
Ująłem jego dłoń w swoją i przymykając oczy wsunąłem jego wyprostowany palec wskazujący do ust. Smakował szynką oraz jajecznym farszem, a więc Wielkanocą. Spojrzałem w roziskrzone zawstydzeniem i pociemniałe podnietą oczy chłopaka.
- Czekoladaaaaaa! - doszedł naszych uszu radosny krzyk Nathaniela, który wyszedł z pokoju i przed drzwiami znalazł pierwszy smakołyk.
- Później, Kochanie. - szepnął do mnie Fillip, ale zanim wrócił do przygotowywania śniadania, pocałował mnie lekko i czule. - Nathanielu, możesz zjeść tylko jedno jajko! - krzyknął do naszego synka, który właśnie zbiegał po schodach do salonu.
- Ale tatusiuuuuu… - malec jęknął błagalnie.
- Reszta po śniadaniu! - Anioł postawił na swoim, więc skąpany w szczęściu tego dnia poszedłem po synka, aby dopilnować, że będzie przestrzegał narzuconych mu przez Fillipa zasad.
Ten dzień dopiero się zaczynał, ale już był naprawdę udany.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, jak cudownie miły i spokojny poranek... cudowne czułości i Nathaniel i jego reakcja na czekoladę... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń