wtorek, 31 października 2017

L'attente



Fillip i Marcel

W zamyśleniu, z uśmiechem, którego byłem świadomy tylko w połowie, patrzyłem na raczkujące po salonie bliźnięta przebrane za słodkie dinozaury i na pilnującego ich z zapałem mojego pluszowego misia, Nathaniela.
Nath uwielbiał swoje kuzynostwo i zawsze oferował, że może zaopiekować się dziećmi, jeśli tylko Oliver miałby jakieś plany i potrzebował zostawić u nas swoje dwie pociechy. Podejrzewałem nawet, że chłopiec marzy o rodzeństwie, chociaż nigdy nie powiedział tego otwarcie. Wystarczyło jednak spojrzeć na niego teraz, na jego błyszczące oczka, roześmiane usteczka i rumiane policzki, żeby wiedzieć, jak wielką radość sprawia mu towarzystwo Anastasie i Xaviera.
Zresztą nie tylko on myślał o powiększeniu naszej rodziny. Od pewnego czasu ta myśl nie dawała spokoju także i mnie. Byłem jednak mężczyzną i nie ważne jak bardzo bym się nie starał, nie mogłem dać Nathanielowi braciszka lub siostrzyczki, a Marcelowi drugiego syna lub córki. Jednocześnie zastanawiałem się, czy nie jestem niewdzięczny, skoro mając więcej niż kiedykolwiek planowałem mieć, pragnę jeszcze więcej. Miałem najwspanialszego męża na świecie, który kochał mnie równie mocno, co ja jego; miałem cudownego synka, który wypełniał moje dni radością nieporównywalną z żadną inną; miałem piękny dom w jednym z najwspanialszych miast świata; miałem sklep, który popularnością i dochodami przewyższał wszystkie inne na Pokątnej; miałem pracę, której wykonywanie sprawiało mi niekłamaną przyjemność. Miałem wszystko i jeszcze więcej, a jednak pragnąłem tego, czego mieć nie mogłem.
- Przyniosę więcej soku dyniowego. - zaoferowałem odrywając spojrzenie od bawiących się dzieci.
Myślenie o niemożliwym nie miało najmniejszego sensu i na pewno nie wpływało dobrze na moje samopoczucie, więc postanowiłem zająć się czymś, aby nie roztrząsać tego, że w moim wnętrzu nasienie Marcela nigdy nie zdoła zakwitnąć, a tym samym nasza rodzina nigdy się nie powiększy.
- Pomogę ci! - Oliver uśmiechnął się do mnie w ten wymowny sposób, mówiący, że kuzyn domyśla się, co mnie gryzie. - Reijel zdołał już zjeść niemal całe dyniowe i marchewkowe ciasto, więc przyniosę więcej.
Zanim Oli zdążył zabrać ze stołu talerz, jego kochanek porwał z niego ostatnie dwa kawałki ciasta i wepchnął jeden do ust w całości, jakby chciał pokazać, że nie robi sobie nic z tego, że pochłania moje wypieki w rekordowym tempie.
- Powinieneś podzielić się przepisem z Oliverem. - rzucił do mnie z pełnymi ustami mężczyzna.
- Ha! - Oli słysząc to prychnął głośno. - Jeśli myślisz, że będę dla ciebie piekł to grubo się mylisz! Poderwałeś nie tego Ballacka co trzeba. Ten tutaj troszczy się o ognisko domowe. – wskazał palcem na mnie, a następnie na siebie. - Ten z kolei ma w nosie domowe ognisko i dba tylko o to żeby zaspokoić najważniejsze ludzkie potrzeby. Halloweenowy wystrój domu, wymyślne dania i pachnące wypieki nie zaliczają się do najważniejszych potrzeb, więc nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
Marcel poklepał Reijela pocieszająco po ramieniu.
- Nie martw się, nawet gdybyś próbował swoich sił i chciał go poderwać, u Fillipa i tak nie miałbyś szans, bo był mój od kiedy tylko nasze drogi się skrzyżowały. Zresztą polałaby się krew, bo nigdy bym ci go nie odstąpił, więc wybrałeś mądrze. - mimo żartobliwego tonu, mój mąż mówił całkiem poważnie i wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
- Dobra już, dobra. - mruknął lekceważąco Reijel. - Idź po te ciasta, bo skoro w domu takich nie zjem to przynajmniej tutaj zapełnię żołądek na najbliższe tygodnie.
Oliver prychnął kolejny raz, ale nie odezwał się. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. Udawał obrażonego, ale w rzeczywistości świetnie się bawił drażniąc się ze swoim kochankiem. Nie kłamał jednak, kiedy mówił o tym, że różni się ode mnie pod względem podejścia do życia. Podczas kiedy ja uwielbiałem zajmować się domem, gotowaniem i opieką nad dzieckiem, Oliver był typowym mężczyzną, którego to nie kręciło. Robił to, co robić musiał i nie było mowy o płynącej z tego jakiejkolwiek przyjemności.
- Więc? - Oliver spojrzał na mnie wyczekująco, opierając się o blat kuchenny.
- Co „więc”?
- Wyrzuć z siebie to, co cię dręczy. Możesz nawet wypłakać się na moim ramieniu.
- Oli… - westchnąłem ciężko. Nie zamierzałem mówić głośno o tym, że marzę o kolejnym dziecku, ponieważ wypowiedzenie tego na głos sprawiłoby mi tylko większy ból. Zresztą wiedziałem, że niedługo zapomnę o tym całkowicie zajęty codziennym życiem. Już kilkukrotnie wyrzucałem z głowy i serca pragnienie usłyszenia w domu tupotu kolejnych małych stópek. Myśli te przychodziły i odchodziły bezustannie, więc nie planowałem przykładać do nich wagi.
- Daj spokój, Fillipie. Jeśli nie ze mną, porozmawiaj o tym z Marcelem.
- Oliverze, nie wiem, czy jeszcze o tym pamiętasz, ale jestem mężczyzną. Nawet jeśli przesadnie dbam o „domowe ognisko”, jak to nazwałeś, to nadal jestem stuprocentowym facetem. - położyłem niemal pusty dzbanek na blacie i zacząłem napełniać go sokiem dyniowym. - Pewne tematy po prostu muszą zostać przemilczane.
- Niech ci będzie, trzymaj to dla siebie ile tylko chcesz, ale pamiętaj, że kiedy w końcu uznasz, że musisz to powiedzieć głośno, to ja zawsze będę dostępny. - Oli również zabrał się za to, po co przyszedł i przekładał ciasto z blachy, na której leżało na talerz.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - kuzyn uśmiechnął się do mnie i wepchnął sobie w usta kawałek dyniowego ciasta. - Mmmm, gdybym nie miał awersji do przebywania w kuchni dłużej niż to konieczne, naprawdę wziąłbym od ciebie ten przepis.
Roześmiałem się szczerze i czułem, że chwila słabości właśnie ustępuje miejsca zwyczajnemu, żartobliwemu nastrojowi.
- Daj znać, kiedy będziesz planował odwiedzić nas kolejny raz, a znowu coś dla was przygotuję. No i nie zapominaj, że Święta spędzamy wszyscy razem, więc będziesz miał okazję najeść się czego tylko będziesz chciał za wszystkie czasy.
Oli posłał mi figlarne spojrzenie.
- Przygotuję ci listę pyszności, które będziesz musiał przygotować.
- Nie rozpędzaj się! Nasze matki też mają coś przynieść, więc podziel tę listę na trzy. - rozbawiony pokręciłem głową z niedowierzaniem. Mój kuzyn naprawdę był leniuchem jeśli chodziło o spędzanie czasu w kuchni. Jasne, potrafił gotować, ale zawsze ograniczał się do czegoś prostego i szybkiego. Chodziło tylko o zapełnienie żołądka swojego i Reijela, a nie o wznoszenie się na kulinarne wyżyny.

~ * ~ * ~

Odprowadziłem dwójkę kuzynów spojrzeniem i wziąłem kilka głębokich oddechów aby uspokoić swoje niespokojnie bijące serce.
Mogłem udawać, że nie dostrzegam sposobu, w jaki Fillip patrzy na bliźnięta Reijela oraz bawiącego się z nimi Nathaniela, ale to nie zmieniało faktu, że myśli mojego młodego męża niewątpliwie krążyły wokół dzieci. Nie wiedziałem tylko, co tak naprawdę kryło się pod tym spojrzeniem i właśnie to było powodem mojego niepokoju. Czy mój Anioł pragnął kolejnej pociechy, czy też po prostu uważał, że większa rodzina to ogromna radość, ale nie chciał by nasza się powiększała? W końcu jak do tej pory ani razu nie podjął ze mną tego tematu, a i ja tego nie planowałem. Może byłem tchórzem i bałem się jego odpowiedzi, a może nie chciałem aby zmartwił się, gdyby uznał, że marzę o dziecku, którego żaden z nas nie może urodzić. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, co mną kierowało, ale jedno było pewne, temat dzieci planowałem omijać wielkim łukiem.
Nie żebym nie chciał aby w naszym życiu pojawiło się kolejne serduszko do kochania, po prostu kolejne dziecko było poza naszym zasięgiem i zmiana takiego stanu rzeczy nie była możliwa. Musiałem jednak przyznać przed samym sobą, że wcale nie miałbym nic przeciwko, gdyby Bóg, którego tak wielbiłem, powierzył mojej opiece kolejną małą duszyczkę.
- Nie muszę czytać w twoich myślach aby je znać. - Reijel spojrzał na mnie wymownie. - Twoje pragnienia są tak transparentne, że nawet ja, który nie jestem szczególnie dobry w odczytywaniu ludzkich emocji, doskonale wiem, co dzieje się w tej twojej głowie.
- Reijelu…
- Wujku, Xavier zrobił kupę! - Nathaniel w mgnieniu oka znalazł się przy nas i swoimi wielkimi, niebieskimi oczętami wpatrywał się w siedzącego obok mnie mężczyznę.
- Szlag! - Reijel warknął niezadowolony i podniósł rękę w przepraszającym geście zanim zdążyłem go skarcić za używanie takiego języka w towarzystwie dziecka. - Marcelu, – spojrzał mi w oczy poważniej niż kiedykolwiek wcześniej - po prostu żyj i czerp z tego życia pełnymi garściami, ponieważ jest piękne.
Byłem zaskoczony, że słyszę to właśnie od niego. W końcu Reijel na samym początku przypominał rozjuszoną bestię, a po latach stał się po prostu rozpieszczonym książątkiem. Nie dało się jednak nie zauważyć, że teraz był bardziej ludzki i chyba naprawdę był szczęśliwy prowadząc swoje zwyczajne życie w otoczeniu stuprocentowych ludzi, którzy obdarzyli go miłością, której wcześniej nie znał.
Skinąłem głową i to najwyraźniej mu wystarczyło, ponieważ podniósł się z miejsca i spojrzał groźnie na swojego synka.
- Chodź, śmierdzielu! - warknął podnosząc z ziemi dziecko, które próbowało odraczkować poza zasięg jego rąk. - Wyszoruję ten twój kuperek i zaraz wrócisz do zabawy. - próbował przekonać malca, który wyrywał się i uderzył w płaczliwy ton. - Nie wygrasz ze mną! - syknął w końcu Reijel i nie próbując już nawet uspokoić Xaviera, zabrał go do łazienki na wielkie mycie.
Nathaniel, którego interesowało wszystko, co wiązało się z jego maleńkim kuzynostwem, pobiegł za nimi. Podejrzewałem, że niedługo będzie prosił, żeby pozwolono mu samemu przewijać Xaviera i Anastasie, co na pewno byłoby na rękę rodzicom tej dwójki.
Zaledwie Reijel, Nath i Xavier opuścili salon, a zjawili się w nim Fillip i Oliver. Nawet nie pytali gdzie podziała się tamta trójka, ponieważ zapach, jaki pozostawił po sobie najmłodszy obecny dziś w domu mężczyzna nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
- Czuję unoszącą się w powietrzu woń ojcostwa. - skomentował Oliver, który właśnie rozsiadł się na swoim miejscu z talerzem wypieków Fillipa na kolanach. - Skorzystam z okazji, że tego łakomczucha nie ma. - porwał pierwszy kawałek ciasta i ogryzł połowę z zadowolonym uśmiechem na ustach.
Przyznaję, że rozpierała mnie duma, kiedy smakołyki, które wyszły spod zdolnych rąk mojego męża cieszyły się taką popularnością. Dzięki temu całkowicie zapomniałem o wcześniejszych zmartwieniach skupiony na przechwalaniu się talentem kulinarnym Fillipa.
- Żałuj, że nie załapałeś się na jego halloweenowe babeczki. - powiedziałem głośnym szeptem, aby Anioł słyszał każde słowo. - Były tak doskonałe, że po zjedzeniu jednej, już nigdy nie zapomniałbyś tego smaku. Niestety Nathaniel wykorzystał chwilę, kiedy ja i Fillip byliśmy trochę zajęci i zmieścił w tym swoim małym brzuszku wszystkie.
- Zajęci, powiadasz? - Oliver wyszczerzył się wymownie, na co mój Fillip oblał się rumieńcem.
- Nie w ten sposób! - rzucił zawstydzony. - Owijaliśmy parówki ciastem francuskim żeby zrobić mu na obiad mumie. Nathaniel je uwielbia.
- Dobrze już, dobrze. Wierzę ci. - blondyn odłożył talerz na stół, kiedy tylko Reijel wrócił do nas wraz z chłopcami.
Xavier pochlipywał urażony tym, że tata ośmielił się go wymyć i przewinąć mimo protestów, ale złość przeszła mu od razu, kiedy tylko posadzony na dywanie znowu mógł rozpocząć szalone myszkowanie po salonie.
Byliśmy na to gotowi, jako że specjalnie z myślą o maluchach, zaraz przed przyjściem naszych gości, zabezpieczyliśmy z Fillipem wszystkie gniazdka elektryczne oraz ostre krawędzie mebli i drzwi. Dzięki temu mieliśmy pewność, że bliźnięta będą bezpieczne podczas zabawy. Stosowane przez nas metody zadziałały w przypadku naszego małego Skarbu, kiedy to on dopiero zaczynał poznawać otaczający go świat o własnych siłach, więc nie wątpiliśmy, że i tym razem nasze starania przyniosą spodziewane efekty.
Przez chwilę w milczeniu obserwowaliśmy Xaviera, który doraczkował do siostry i rozsiadł się obok niej zainteresowany piankowymi puzzlami, które dziewczynka wkładała do buzi obśliniając je.
Te maluchy były naprawdę pocieszne i chociaż z początku nie pojmowałem kto przy zdrowych zmysłach powierzył dwa bobasy Reijelowi, to jednak teraz doskonale to rozumiałem. Bliźnięta zdołały zmienić mężczyznę jeszcze bardziej, niż zrobił to do tej pory Oliver. Co więcej, działało to w obie strony, ponieważ Reijel również miał niewątpliwie wielki wpływ na tę maleńką dwójkę.
Podobnie było przecież ze mną, Fillipem oraz naszym małym Nathanielem, kiedy to pojawił się niespodziewanie w naszym życiu. Chociaż nigdy nawet nie marzyliśmy o dziecku, kiedy wzięliśmy go na ręce, nie potrafiliśmy już wyobrazić sobie bez niego życia. Nawet teraz, po wspólnie spędzonych latach słodkiej codzienności, czułem zbierające się pod powiekami łzy radości, ilekroć słyszałem, jak Nathaniel nazywa mnie tatą.
- Będę naprawdę szczęśliwy, kiedy przestaną ślinić wszystko, co wpadnie im w ręce. - skomentował Oliver, kiedy Anastasie skończyła z puzzlem i podała wilgotną zabawkę bratu, który najwyraźniej uznał, że teraz nadeszła jego chwila na obślinienie przedmiotu trzymanego w łapce. - Jeśli się zapomnę i zostawię teczkę z dokumentami w miejscu, do którego mają dostęp, muszę później tłumaczyć w Ministerstwie, dlaczego moje papiery wyglądają, jakby je dorwał w swoją paszczę szczeniak.
Roześmiałem się doskonale pamiętając dni, kiedy to Nathaniel przechodził przez ten etap rozwoju.
- Zapewniam cię, że to w końcu im przejdzie, ale do tego czasu nie jeden raz położysz głowę na obślinionej poduszce lub będziesz zmuszony suszyć książki. - Fillip zachichotał rozkosznie słodko i zmierzwił ciemne włoski naszego synka, który właśnie rozsiadał się wygodnie na jego kolanach.
- Ech, doprawdy uważam, że ślinianki powinny zaczynać działać dopiero u dzieci powyżej 12 miesiąca życia. - Reijel skrzywił się patrząc na swoje dzieci, które nadal zajęte były swoimi puzzlami.
- Przywykniesz. - pocieszyłem kolegę i objąłem mojego męża ramieniem. Kciukiem delikatnie gładziłem jego szyję, którą eksponował w subtelny sposób.

~ * ~ * ~

Z trudem powstrzymywałem głośne i pełne przyjemności mruczenie, które zbierało się w mojej piersi, kiedy Marcel pieścił moją skórę. Jego zabieg, choć drobny i pozornie niewiele znaczący, wywoływał delikatne, cudowne łaskotanie, któremu poddawałem się bez walki. Gdyby nie nasi goście, na pewno znalazłbym jakieś bezpieczne, ale zajmujące zajęcie dla Nathaniela i w tym samym czasie zaszyłbym się z Marcelem w sypialni.
Depresyjne myśli, które miałem kilkanaście minut temu sprawiły, że teraz miałem ochotę wtulić się w mojego męża, swoją nagą skórą przywrzeć do jego niczym nieosłoniętego ciała i, najbardziej fizycznie jak tylko się dało, scalić się z nim w jedno.
Pragnąłem go, potrzebowałem.
Powoli wsunąłem dłoń za jego plecy i pod koszulę. Poczułem jak drgnął zaskoczony. Dzięki temu mogłem nie tylko gładzić opuszkami palców jego krzyże, ale także w ten właśnie sposób bezgłośnie dawałem mu do zrozumienia, że w tej chwili najchętniej znalazłbym się z nim gdzieś sam na sam. Byłem pewny, że mężczyzna mojego życie doskonale odczytał aluzję ukrytą w moim geście.
- Mam wrażenie, że wasze pociechy są już zmęczone i marzą o małej drzemce. - Marcel nie bez nadziei w głosie zwrócił uwagę Olivera i Reijela na fakt, że ich pociechom oczka zaczynają się kleić.
- Już myślałem, że nigdy nie zaproponujesz, żeby się tutaj przespały kilka godzinek. - Reijel z zadowolonym uśmiechem podniósł się ze swojego miejsca i wziął na ręce Anastasie, która była najbliżej. Chwilę później Oli porwał w ramiona Xaviera.
- Nie proponowałem…
- Nie musisz udawać twardziela, wiem jaki z ciebie wrażliwiec. Z rozkoszą zostaniemy u was do wieczora.
Obawiałem się, że nic nie wpłynęłoby na zmianę zdania przez Reijela, więc pozostawało nam tylko zaakceptować fakt, że nasi goście zostaną u nas dłużej. Co zabawne, nie przeszkadzało mi to, mimo wyraźnej ochoty jaką miałem na Marcela.
Nathaniel zsunął się z moich kolan i podszedł do Olivera stając na paluszkach. Chciał z bliska zobaczyć jak usypia się małe dziecko, co było tak oczywiste, że jego wujek usiadł z synkiem w fotelu, aby Nath mógł wszystko lepiej widzieć.
Postanowiłem to wykorzystać.
- Wy usypiajcie maluchy, a my w tym czasie przygotujemy jakąś kolację. - zaoferowałem łapiąc Marcela za rękę. - Kanapki wystarczą, czy macie ochotę na coś innego?
- Jak dla mnie będą idealne. - rzucił Oli, zaś Reijel przytaknął tylko niemal obojętnie.
Wyciągnąłem więc męża z pokoju do kuchni i przywarłem ustami do jego ust, kiedy tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem spojrzeń.
- Fillipie… - wypowiedział moje imię w taki sposób, że poczułem mrowienie w całym ciele.
- Kiedy wyjdą, a Nathaniel pójdzie spać. - obiecałem mu i podchodząc do lodówki zanurkowałem w niej w poszukiwaniu szynki, sera oraz kilku innych produktów spożywczych, które mogłem wykorzystać.
Nie wiedzieć czemu, byłem teraz w cudownym nastroju.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    mam wrażenie ze Oliver i Raijel lubią bywać u Filipa i Marcela bo mają darmową opiekę nad bliźniakami i wyżerkę... och Nathaniel też marzy o rodzeństwie tak jak Filip o kolejnym małym skarbie, może powinni porozmawiać mam nadzieję że los ześle im ponownie taką małą istotkę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń