niedziela, 3 maja 2020

⚠️AI NO TENSHI ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA ⚠️


⚠️AI NO TENSHI ORAZ MOONLIGHT SECRET ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA ⚠️

🔸 Prawdopodobnie na okres miesiąca licząc od dnia dzisiejszego
🔸 Wraz z blogiem Moonlight Secret wróci także Ai no Tenshi

środa, 31 lipca 2019

Les bagages

Fillip i Marcel

Patrzyłem z rezygnacją na piętrzące się przede mną góry kolorowych ubrań moich dzieci. Już jeden raz próbowałem zmniejszyć ich liczbę, ale efekt był mizerny. Prawdę mówiąc, niemal niezauważalny. Wątpiłem nawet, czy za drugim lub trzecim razem uda mi się osiągnąć dużo więcej. Pewne było jedno. Samym patrzeniem na pewno nic nie mogłem zdziałać.
Zmęczony samą myślą o czekającej mnie walce z ubraniami dzieci, westchnąłem ciężko i spojrzałem na stojącego obok mnie męża.
- Przypomnij mi na ile wyjeżdżamy… - mruknąłem smętnie.
- Na tydzień, kochanie. - Marcel pogładził mój policzek. - Rozumiem, że dzieci brudzą się szybciej od nas, ale to chyba przesada. - wskazał palcem dwie góry będące moim aktualnym zmartwieniem.
- Tak, wiem. Po prostu sam już nie wiem, co zostawić w domu, a co się im przyda. Pogoda może być zmienna… Nie nadaję się do pakowania.
Marcel stanął za mną, objął mnie ramionami w pasie i oparł brodę o moją głowę.
- Po prostu troszczysz się o chłopców i chcesz żeby mieli wszystko czego im potrzeba. Pomogę ci odłożyć część ubrań, dobrze? Razem na pewno uda nam się odrzucić część tego Mont Everestu.
Uśmiechnąłem się wtulając w swojego czułego, kochającego i zawsze gotowego pomóc dobrym słowem oraz czynem męża. Byłem największym szczęściarzem na świecie mając u swojego boku kogoś tak perfekcyjnego. Nawet jeśli ja nie nadawałem się do pakowania, on z pewnością zdoła coś wymyślić i będzie głosem rozsądku pośród mojego szaleństwa.
- Dziękuję. - odpowiedziałem w końcu. - Ale nie ruszajmy się przez chwilę z miejsca. Jest mi zbyt dobrze.
Marcel roześmiał się, a jego pierś zadrżała przylegając do moich pleców. Uwielbiałem to uczucie, podobnie, jak wszystkie inne, których źródłem był mój mąż.
- Wiesz, że musimy także spakować Cupcake’a?
- Nie dobijaj mnie teraz, kochanie! - zajęczałem. - I tak mam wrażenie, że on sprawi nam najmniejszy problem. Jest zbyt ciepło żeby go ubierać, więc nawet chłopcy odpuścili ku jego wielkiej uldze.
- A skoro o chłopcach mowa… Mam pewien pomysł! - Marcel pocałował mnie w czubek głowy i zasłonił moje uszy swoimi dłońmi. - Nathaniel, Florin, do mnie! - krzyknął rozkazującym tonem, a już w kilkanaście sekund później usłyszeliśmy ciche dreptanie naszych dzieci, które wpadły do pokoju.
Buzie naszych pociech były ubrudzone czekoladą oraz białym nadzieniem miętowym, a ich oczka ogromne.
- Tatuś pozwolił nam zjeść po tabliczce! - zaczął się tłumaczyć Nath.
Marcel znowu się śmiał, a ja kolejny raz rozpłynąłem się w cudownym uczuciu drżenia jego ciała.
- Nie o to chodzi, misie moje kochane. - jego głos był cudownie delikatny i pełen czułości. - Chociaż podejrzewam, że tatuś nie sądził, że naprawdę dacie sobie radę z całą tabliczką czekolady… No, dobrze. Nieistotne.
Prawdę mówiąc to podejrzewałem, że moim chłopcom uda się zjeść po całej tabliczce i cicho na to właśnie liczyłem. Wiedziałem, że będzie ich później mdlić i przez pewien czas nie będą mogli spoglądać na słodycze, a właśnie o to mi chodziło. Chciałem oduczyć ich zachłanności w stosunku do czekolady i byłem pewny, że to świetny pomysł.
- Pomożecie nam w pakowaniu na nasz wakacyjny wyjazd. - wyjaśnił maluchom Marcel.
- A na ile jedziemy? Myślałem, że tylko na tydzień… - Nath wskazał górę ubrań, które należały do niego.
- Cóż… - głos mojego męża był dziwnie piskliwy, co znaczyło, że właśnie tłumił śmiech.
O, nie! Nikt nie będzie się ze mnie nabijał. Nawet on!
Rzuciłem Marcelowi ostrzegawcze, ostre spojrzenie.

~ * ~ * ~

Wyglądał uroczo, kiedy tak marszczył brwi i starał się mnie zastraszyć, przez co zamiast się śmiać, miałem ochotę zajęczeć.
- Jedziemy na tydzień. - mój cudowny Anioł przeniósł swoje rozkoszne spojrzenie na naszego najstarszego synka. - Dlatego musicie pomóc w wyborze ubrań.
Objąłem go mocno w pasie i wtuliłem się w jego plecy, podczas gdy policzkiem pocierałem lekko o szyję Fillipa. Miał do tego słabość, a ja nie chciałem żeby się na mnie złościł.
- Przeszkadzasz mi, kochanie. - upomniał mnie, kiedy upajałem się jego słodkim zapachem.
- Wiem… - zamruczałem tylko i nie przestałem się do niego przytulać. Dzieci i tak były już przyzwyczajone do naszych czułości i wiedziały, jak bardzo się z Fillipem kochamy.
- Tata jest trochę zajęty, więc nie zwracajmy na niego uwagi.
Musiałem przyznać, że mój mąż miał w sobie sporo samozaparcia i siły, skoro potrafił zignorować moje zaloty. Wprawdzie czułem lekkie drżenie jego ciała i szybsze bicie serca, ale głos mu nie zadrżał ani razu, kiedy mówił do naszych pociech.
- Wybierzcie siedem podkoszulków, które chcecie ze sobą zabrać na wyjazd. - polecił chłopcom. - Jakie tylko chcecie, byleby z krótkim rękawem.
- Tak jest! - Nathaniel zasalutował, zaś Florian zrobił to samo. Nadal był bez reszty zapatrzony w starszego braciszka, więc naśladował go kiedy tylko mógł. Podejrzewałem więc, że ich ubrania nie będą się szczególnie różnić, przynajmniej pod względem kolorystycznym.
Zapatrzony w naszych synów, którzy właśnie zanurkowali w górach swoich ubrań, zapomniałem o przeszkadzaniu Fillipowi pieszczotami.
Mój Anioł przekręcił głowę, pocałował mnie w policzek i wymknął się z moich objęć.
- Ja układam ubrania Flo, a ty Natha. - przydzielił mi zadanie i wskazał przygotowaną już torbę naszego starszego syna.
Chociaż z największą rozkoszą dręczył bym go dalej, nie potrafiłem zignorować żadnego z jego poleceń, toteż od razu zabrałem się do pracy. Wiedziałem jednak, że później, kiedy maluchy zasną, będę mógł spędzić z Fillipem kilka chwil sam na sam, które wykorzystamy bardzo owocnie.
Cupcake ostrzegł nas przed swoim przybyciem szczeknięciem z korytarza, a kilka chwil później wszedł zadowolony do pokoju. Obserwował nas przez chwilę, po czym położył się z boku i obserwował naszą wspólną pracę.
- Dobry piesek. - pochwaliłem go. - Wiesz, że po chłopcach przyjdzie pora na ciebie, prawda?
- Teraz dwa dodatkowe podkoszulki, misie. - Fillip wydał kolejne plecenie chłopcom, po czym zwrócił się do mnie. - Cupcake jest grzeczny, bo wie, że dostanie coś pysznego do przekąszenia. Wyczuł, że dzisiaj na obiad kurczak.
Śmiech mojego Anioła był dźwiękiem tak wspaniałym, że z rozkoszą słuchałbym go całymi dniami i nocami. Tylko śmiech moich synów mógł mu dorównać magią.
- W sosie pomidorowo-śmietanowym. - dodał wyraźnie zadowolony Nathaniel, który właśnie pomagał z wyborem braciszkowi. - Mmm, już nie mogę doczekać się obiadu!
- Florian też! - rzucił pospiesznie nasz najmłodszy skarb i pogłaskał swój dziecięcy, pulchny brzuszek.
- W takim razie musimy się szybko spakować. - Fillip uśmiechnął się do dzieci i pocałował każdego z nich w główkę zanim nie kazał im szukać trzech sweterków lub rozsuwanych bluz.
Dzięki jego sprawnej koordynacji naszej pracy, o wiele szybciej udało się nam spakować chłopców. Nie rozumiałem dlaczego Fillip nie zdołał tego zrobić wcześniej, ale podejrzewałem, że kiedy sam musiał myśleć o dokonaniu właściwego wyboru, miał problemy z podjęciem decyzji. Nath i Flo nie mieli za to żadnego i pakowanie szło nam tak sprawnie, że uporaliśmy się z nim w przeciągu pół godziny.
Byłem dumny z mojego męża, o czym nie zapomniałem mu powiedzieć. Zasługiwał na pochwały bardziej, niż ktokolwiek inny. Był wzorowym panem domu, troskliwym i kochającym mężem i ojcem, wyjątkowym chłopakiem… Mogłem wymieniać jego zalety w nieskończoność.

~ * ~ * ~

- I gotowe! - westchnąłem zadowolony. Poszło mi lepiej, niż sądziłem. Chłopcy byli spakowani i wciąż mieliśmy jeszcze sporo czasu do posiłku. Odesłałem więc maluchy do ich czekolad, jeśli nadal mieli ochotę się nimi zajadać. Szybko okazało się, że wcale łatwo się nie poddają, a ich „łakociowe” żołądki wciąż miały sporo miejsca.
Chłopcy zadowoleni i dumni z siebie wyszli z pokoju i poczłapali do swoich zajęć przy tabliczkach czekolady, Cupcake podążył za nimi merdając radośnie ogonem, zaś ja zostałem sam na sam z Marcelem.
- A więc musieliśmy coś przerwać na czas pakowania… - mruknąłem przybliżając się do mojego mężczyzny z przekornym uśmiechem. - Myślę, że możemy do tego powrócić na czas oczekiwania na porę obiadową. Zresztą nie wiem, czy potrafiłbym znowu się od ciebie oderwać. Już pierwszy raz wymagał ode mnie niesamowitej siły woli.
Marcel roześmiał się głęboko, a moje ciało od razu zareagowało na ten cudowny dźwięk.
- Tatoooo! A możemy jeszcze czekolady?! - z kuchni doszło nas pytanie Nathaniela, które wyraźnie kończyło nawet nie podjęte na nowo pieszczoty. Jeśli nasze pociechy chciały więcej słodyczy, a ja nie zamierzałem im ich dawać, było pewne, że nie zajmą się niczym więcej na dłuższy czas. Tym samym byliśmy zmuszeni znaleźć im coś innego do roboty. A to mogło być bardzo trudne, kiedy byli już nafaszerowani cukrem niczym indyczki kasztanami lub kaczki pomarańczami.
- Jedna tabliczka i ani grama więcej! - odkrzyknąłem i pocałowałem Marcela, który krzywił się na myśl o takiej ilości czekolady i cukru.
- Że ich jeszcze nie zemdliło. - mruknął odpowiadając na mojego buziaka kilkoma swoimi.
- Pamiętaj, że u dzieci ta cała słodycz na pewno się skądś bierze. Może właśnie ze słodyczy, które potrafią pochłaniać w zatrważających ilościach. - zażartowałem gładząc go palcem po zmarszczonym czole. - Chodźmy zanim rozniosą nam kuchnię. - pocałowałem go raz jeszcze i złapałem za rękę. - Ale wieczorem ci nie odpuszczę! - ostrzegłem, co mój cudowny mężczyzna przyjął z wyraźną radością, bowiem uszczypnął mnie w pośladek i trzymał się tak blisko mojego tyłu, że chyba tylko cudem pokonaliśmy schody w jednym kawałku.
Naprawdę nie mogłem doczekać się wieczora.

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

NOTRE DAME DE PARIS

DZIŚ (15/04/2019) PRZED GODZINĄ 19:00 WYBUCHŁ POŻAR W KATEDRZE NOTRE DAME W PARYŻU. TO BARDZO WAŻNE DLA MNIE ORAZ DLA MOICH BOHATERÓW MIEJSCE.
W TEJ KATEDRZE MARCEL I FILLIP WZIĘLI ŚLUB.